Unia Europejska chce wspólnej armii, której będzie mogła użyć do tłumienia wewnętrznych protestów
- Wszyscy widzimy zagrożenia, przed którymi stoi Europa i jasne jest, że Europa musi być odpowiedzialna za własne bezpieczeństwo. Nikt inny nie zrobi tego za nas. To musimy być my. Podjęliśmy już konkretne kroki, aby urzeczywistnić to założenie we wszystkich naszych instytucjach europejskich. Udoskonaliliśmy naszą Parlamentarną Komisję Bezpieczeństwa i Obrony, mamy pierwszego w historii europejskiego komisarza ds. obrony, a polska prezydencja w Radzie priorytetowo traktuje bezpieczeństwo. To wszystko jest pozytywne. Jesteśmy na dobrej drodze, ale przed nami jeszcze długa droga, abyśmy byli gotowi na bardziej niepewną, niebezpieczną i bardziej konkurencyjną rzeczywistość globalną
- mówiła Roberta Metsola. Abstrahując od faktu, że wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony to kolejne narzędzie tworzenia niemieckiego imperium w Europie, albo jak kto woli – Europejskiego Superpaństwa, warto przypomnieć, że zgodnie z koncepcją zawartą w Białej Księdze o przyszłości Europy z 2019 roku, a bardziej precyzyjnie: stanowiącego jej trzon ideowy Manifestu z Ventotene Altiero Spinellego europejska armia służyć ma nie zapewnieniu bezpieczeństwa państwom członkowskim, ale tłumieniu niepokojów wewnętrznych, których Spinelli spodziewał się w sytuacji, gdy „ Dyktatura partii rewolucyjnej stworzy nowe państwo, a wokół niego – nową, prawdziwą demokrację”, natomiast obywatelom odbierze się ich własność. W świetle planów europejskiego mainstreamu zawartych w dokumentach: materiałach po Konferencji o przyszłości Europy, czy forsowanych z naruszeniem unijnego prawa zmianach traktatowych, z których wszystkie odwołują się do koncepcji Altiero Spinellego widać wyraźnie, że w budowaniu struktur obronnych Unii Europejskiej wcale nie chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa państwom członkowskim – zagrożenie ze strony Rosji jest traktowane jako przykrywka dla działań obliczonych na stworzenie militarnego aparatu represji. I z takim scenariuszem państwa członkowskie powinny się liczyć, dlatego zamiast łożyć na mrzonki eurokratów powinny stawiać na własne armie i rozbudowę krajowego arsenału. Niezbędne jest również tworzenie własnych planów ewentualnościowych na wypadek agresji, bez oglądania się na Brukselę, która o tworzeniu struktur wojskowych nie ma pojęcia.
Wspólna polityka bezpieczeństwa będzie oznaczała stworzenie wspólnej armii
Tymczasem Roberta Metsola stwierdziła:
- Wszyscy widzimy zagrożenia, przed którymi stoi Europa i jasne jest, że Europa musi być odpowiedzialna za własne bezpieczeństwo. Nikt inny nie zrobi tego za nas. To musimy być my. Podjęliśmy już konkretne kroki, aby urzeczywistnić to założenie we wszystkich naszych instytucjach europejskich. Udoskonaliliśmy naszą Parlamentarną Komisję Bezpieczeństwa i Obrony, mamy pierwszego w historii europejskiego komisarza ds. obrony, a polska prezydencja w Radzie priorytetowo traktuje bezpieczeństwo. To wszystko jest pozytywne. Jesteśmy na dobrej drodze, ale przed nami jeszcze długa droga, abyśmy byli gotowi na bardziej niepewną, niebezpieczną i bardziej konkurencyjną rzeczywistość globalną
W tym fragmencie jej przemówienia uderza udział polskiej prezydencji w tworzeniu wspólnej polityki obrony. Oznacza to, że rząd Donalda Tuska zamierza w dalszej perspektywie zrezygnować z posiadania przez Polskę własnej armii, jako że państwa polskiego nie stać na to, aby posiadać dwie armie – jedną na usługach Brukseli, drugą do obrony kraju. Poza tym unijne plany przewidują istnienie tylko armii unijnej, z wykluczeniem wojsk państw narodowych.
W imieniu Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola zwróciła się z apelem, „abyśmy uczynili więcej w celu obrony Europy”.
- Nielegalna wojna Rosji z Ukrainą wkracza w czwarty rok. Od produkcji amunicji w ramach ASAP (ustawy o wspieraniu produkcji amunicji) po wspólne pozyskiwanie sprzętu obronnego w ramach EDIRPA (ustawa o wzmocnieniu europejskiego przemysłu obronnego poprzez wspólne zamówienia) – możemy być dumni ze wszystkiego, co zrobiliśmy, aby pomóc naszemu przemysłowi i Ukrainie utrzymać swoją obronę. Podjęliśmy wyzwanie i zrobiliśmy to szybko. Jeśli jednak chcemy, aby Ukraina jutro poprawiła swoją pozycję przy stole negocjacyjnym, musi pozostać silna. Rosja nadal może wyprodukować więcej broni w trzy miesiące niż my w dwanaście. Musimy zrobić więcej, znacznie więcej, aby zwiększyć produkcję obronną i zwiększyć naszą gotowość do przemysłu obronnego. To nie jest kwestia altruizmu; to kwestia realizmu. Jestem przekonana, że możemy to wszystko zrobić z poszanowaniem konstytucyjnej specyfiki państw członkowskich. Najlepszą inwestycją w bezpieczeństwo europejskie jest inwestycja w bezpieczeństwo Ukrainy
- przekonywała. Rzecz jasna w owym wzmacnianiu przemysłu obronnego chodzi przede wszystkim o wzmocnienie przemysłu niemieckiego, w drugim rzędzie francuskiego – dowodzą tego plany wspólnych zamówień. Otwartym pozostaje pytanie, co stanie się z przemysłem polskim, tak ostro sekowanym przez niemieckich „sojuszników”?
UE ma zbyt mało pieniędzy na wspólne wojsko
Roberta Metsola oświadczyła również, że potrzeba zwiększyć dofinansowanie na wspomnianą wyżej ochronę.
- Bezpieczeństwo ma swoją cenę i my o tym wiemy. Ponieważ w ciągu ostatnich trzech lat inwestycje w obronność w całej Unii Europejskiej wzrosły już o 30%. Teraz wiem, że jeśli chodzi o wspólne finansowanie, być może nie we wszystkim się zgodzimy, ale w czymś musimy się zgodzić. Znalezienie wspólnej płaszczyzny porozumienia jest niezbędne. Oznacza to, że nic nie powinno zniknąć ze stołu
- stwierdziła. Ewidentnie jest to zapowiedź większej centralizacji polityki obronnej, co dla Polski może się skończyć tragicznie. Zresztą spójrzmy, jak nasi niemieccy „sojusznicy” destabilizują nasz kraj przy pomocy nielegalnych migrantów – często osób z wyrokami i stanowiących zagrożenie terrorystyczne. Wszystko rzekomo zgodnie z unijnym prawem, a Bruksela jedynie przyklaskuje tak prowadzonej polityce. Tymczasem – nie bójmy się tego powiedzieć – dokładnie taką samą politykę prowadzi Putin z Łukaszenką na naszej wschodniej granicy. Jakim prawem zatem Roberta Metsola domaga się większej centralizacji jeżeli chodzi o obronność? Na jakie „bezpieczeństwo” zostaną wydane pieniądze polskich podatników?
- Wydatki budżetowe na obronność wynoszą obecnie około 1,5 miliarda euro rocznie. Choć jest to znacznie więcej niż w przeszłości, pozostaje to kroplą w morzu w porównaniu z luką w wydatkach na obronę wynoszącą 500 miliardów euro w ciągu następnej dekady. Może to wymagać bardziej natychmiastowego rozwiązania, niż mogą zapewnić następne WRF. Teraz jest czas na takie rozmowy
- zapowiedziała przewodnicząca Parlamentu Europejskiego. Pytanie, skąd UE weźmie na to pieniądze? Unijna kasa świeci pustkami, które będą jeszcze bardziej przepastne wraz z realizacją szaleńczego Zielonego Ładu, na jakąkolwiek obronność nie pozostanie zatem nic, należy więc się spodziewać, że nawet jeżeli powstanie wspólna europejska armia, to będzie ona szczątkowa. Z taką armią będzie można pacyfikować protesty obywateli, ale niewiele więcej.
Roberta Metsola zdaje się ten problem zauważać.
- Teraz finansowanie publiczne może nas daleko zaprowadzić, ale wiemy, że to nie wystarczy. Dlatego niezbędna jest mobilizacja kapitału prywatnego. Jeśli chodzi o mandat EBI, powiem tylko, że Parlament Europejski od dawna podkreślał potrzebę maksymalizacji swojej zdolności do pozyskiwania finansowania prywatnego dla sektora bezpieczeństwa i obrony. Jednak moim zdaniem prawdziwą zachętą jest rozwiązanie problemu fragmentacji na naszych rynkach. Różne zasady, standardy i systemy tworzą bariery i mogą nas powstrzymywać. Nie ma sensu, aby Europa miała 178 różnych systemów uzbrojenia, podczas gdy Stany Zjednoczone mają ich 30. To prowadzi mnie do trzeciego i ostatniego punktu: musimy lepiej koordynować działania
- stwierdziła.
Problem z zamówieniami dla wojska – czego najwyraźniej przewodnicząca Parlamentu Europejskiego nie rozumie – polega na tym, że najpierw definiuje się rodzaje i płaszczyzny zagrożeń, tworzy się scenariusze ewentualnościowe i dopiero po głębokich analizach dokonuje zakupu sprzętu zgodnie z potrzebami. Oznacza to, że zupełnie inne potrzeby ma zagrożona ze strony Rosji Polska, a inne niezagrożona Bruksela. Jeżeli uwspólnotowimy systemy uzbrojenia to może się okazać, że nasz kraj w sytuacji agresji Rosji nie będzie mógł się bronić.
Bruksela nie chce bronić Polski
O tym, że Bruksela nie zamierza bronić Polski przed jakąkolwiek agresją świadczy kilka istotnych czynników, które na ogół umykają w debacie publicznej. Po pierwsze nie wprowadzałaby ani dyrektywy budynkowej, ani Zielonego Ładu – dwóch potwornie kosztownych projektów, na których Polski nie stać. Wprowadzając je, obniża ona możliwości defensywne państwa polskiego, które zamiast skupić swój wysiłek na budowaniu potencjału obronnego, skupia go na topieniu pieniędzy w realizacji klimatycznej ideologii. Po drugie, zdając sobie sprawę, że Polska przyjęła uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy, nie wymuszałaby na niej przyjmowania niebezpiecznych nielegalnych imigrantów, których obecność nie tylko że obniży poziom bezpieczeństwa w państwie polskim, ale może doprowadzić do jego destabilizacji. Po trzecie, nie promowałaby ideologii gender, osłabiającej morale narodu, w tym również armii. Po czwarte, nie uderzałaby w polskie bezpieczeństwo energetyczne i żywnościowe.
Uważam, że sytuacja, w jakiej znalazła się Polska to hybrydowa agresja ze strony Niemiec i w tej sytuacji Polska powinna natychmiast zawiesić wszystkie umowy z Unią Europejską do czasu normalizacji sytuacji.