Regional Director U.S. Institute of Diplomacy and Human Rights: To stawia rząd Tuska na równi z reżimami Łukaszenki, Putina i Kimów
Azyl polityczny to poważne narzędzie w polityce międzynarodowej, które w sposób oczywisty jest nie tyle oceną stanu nadwiślańskiej demokracji i praworządności, co wskazaniem Polski, jako państwa łamiącego prawa człowieka, a więc wymagającego szczególnego traktowania przez międzynarodową opinię publiczną.
Ani pełne pogardy słowa Donalda Tuska, ani połajanki ministra Radosława Sikorskiego kierowane w stronę rządu w Budapeszcie, ani błaznowanie Marszałka Sejmu Szymona Hołowni nie zmienią tego, że Polska wypadła z pierwszej ligi cywilizowanych krajów, a powrót do niej może potrwać nawet dekady.
Rządowa retoryka z minionej epoki
Decyzji, która zapadła 19 grudnia w Budapeszcie nie spodziewał się żaden z uważających się za strategów polityki międzynarodowej działacz obecnej koalicji. Sumaryczna reakcja premiera, ministrów i polityków rządzących dzisiaj Polską pokazuje, że wpadli w panikę z jednej strony próbując deprecjonować kraj, który udzielił azylu politycznego Marcinowi Romanowskiemu, z drugiej nazywając posła "zdrajcą" i "przestępcą". Wobec oskarżenia, które postawiono Warszawie na arenie międzynarodowej - bo uznanie czynnego parlamentarzysty za osobę prześladowaną, wobec której łamane są prawa człowieka jest oskarżeniem o rażące łamanie praw fundamentalnych stanowiących podstawę Unii Europejskiej i polskiej obecności w polityce międzynarodowej - od doby Donald Tusk popełnia kolejne błędy, a każdy następny gorszy od poprzedniego. Przy czym nietrudno sięgnąć do PRL-owskich archiwów, gdzie łatwo znaleźć jakimi słowami rząd i organy ścigania opisywały Polaków szukających azylu politycznego w krajach Europy Zachodniej, USA i Australii - retoryka jest dokładnie taka sama: proszący o azyl to przestępcy i zdrajcy, niezasługujący ani na określanie się Polakami, ani nawet na obywatelstwo, zaś udzielające im wsparcia rządy były niedemokratyczne i w sposób agresywny próbujące wpływać na wewnętrzną politykę PRL. Trudno również uniknąć wrażenia, że to właśnie te archiwa stały się źródłem zasad reagowania obecnego rządu na kryzys dyplomatyczny, w jakim - z powodu łamania praw człowieka wobec niewinnego obywatela (do czasu wydania prawomocnego wyroku sądowego Marcin Romanowski jest niewinny zgodnie z zasadą in dubio pro reo) - znalazła się Polska.
Nie pomogą tu z pieczołowitością powtarzane w przestrzeni publicznej zarzuty wobec czynnego polityka opozycji o grupie przestępczej, oszustwie, a nawet kradzieży. Wprost przeciwnie - utwierdzają one międzynarodowych obserwatorów w przekonaniu, że polska tak zwana demokracja przypomina raczej protezę demokracji z Sudanu Południowego, czy Demokratycznej Republiki Konga.
Nie bez powodu przywołuję właśnie takie kraje - również w nich wobec polityków opozycji stosowane są więzienia i areszty, a każdorazowa decyzja o areszcie najpierw zapada w budynku rządowym, później jest "przyklepywana" przez zwykle usłużny sąd, a aresztowania polityków odbywają się świetle fleszy i z publicznie wypowiadanymi oskarżeniami w tonie, który jednoznacznie stwierdza, że przestępstwa o jakie są oskarżeni faktycznie popełnili, zaś ich wina jest bezsporna. Polska jest dzisiaj samozwańczą demokracją (jak wyłącznie nominalną demokracją jest Demokratyczna Republika Konga), w której nawet - prosta sprawa - w prezydium Sejmu zabrakło miejsca dla przedstawiciela największej partii opozycyjnej, właśnie tej której politycy są jeden po drugim zamykani w aresztach i ośrodkach detencyjnych.
Polska oceniona według unijnych standardów
Polityka twardego zwalczania opozycji metodą afrykańską, jaką prowadzi rząd Donalda Tuska - z więzieniami, torturami, publiczną krytyką, oskarżeniami i skazywaniem w przestrzeni publicznej bez wyroku sądowego - już od niemal roku zwraca uwagę organizacji międzynarodowych zajmujących się praworządnością i prawami człowieka. Żadna z tych organizacji nie potępi decyzji węgierskiego rządu o udzieleniu azylu dla dyskryminowanego polityka polskiej opozycji, którego - zgodnie z prawym międzynarodowym - wolność, zdrowie i życie są zagrożone w związku z działaniami obecnych władz.
Decyzja o udzieleniu azylu politycznego to nie podpis przekonanego przez kolegów z Polski premiera Węgier. To system ocen, w których pod uwagę brane są wszystkie okoliczności, a w jej podejmowaniu biorą udział przede wszystkim prawnicy, również sędziowie, którzy zapoznali się z aktami spraw proszącego o azyl polityczny.
Na podstawie dokumentów i wiedzy, do jakiej mają dostęp szacują oni, na ile zagrożone jest bezpieczeństwo uchodźcy politycznego a swoją opinię przedstawiają rządowi, który na jej podstawie podejmuje decyzję. W przypadku wniosku Marcina Romanowskiego postępowanie trwało niej więcej tydzień, dokładnie tak długo, jak znikną bez śladu z polskiej polityki.
O konkluzjach postępowania mówił stronie polskiej oraz polskim mediom Gergely Gulyas, prawnik, poseł do węgierskiego Zgromadzenia Narodowego i szef kancelarii premiera Victora Orbana. Otóż strona węgierska zauważa, że w przypadku Marcina Romanowskiego istnieją konkretne dowody na brak sprawiedliwego procesu sądowego w związku z tym, że latem tego roku został aresztowany, mimo że jako członek Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy korzystał z immunitetu. Zwolniono go dopiero po złożeniu przez Przewodniczącego Zgromadzenia Ogólnego oficjalnego protestu skierowanego do władz polskich, a polski sąd potwierdził, że aresztowanie było bezprawne. "Nadto polski rząd nie realizuje orzeczeń polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Lekceważąc immunitet czy ułaskawienie prezydenta, używa narzędzi prawa karnego przeciwko swoim politycznym rywalom. Minister Sprawiedliwości z powodów politycznych zmienił prezesów sądów i bezprawnie zwolnił prokuratora".
Złamano szereg praw, a motywacja jest polityczna
Węgrzy zauważają również, że polityka Donalda Tuska wobec oponentów politycznych - w tym przypadku Marcina Romanowskiego - może być złamaniem Art. 11 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, który mówi, że "każdy człowiek oskarżony o popełnienie przestępstwa ma prawo, aby uznawano go za niewinnego dopóty, dopóki jego wina nie zostanie mu udowodniona zgodnie z prawem podczas publicznego procesu, w którym miał wszystkie gwarancje konieczne dla swojej obrony", art. 14. Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych ("każda osoba oskarżona o popełnienie przestępstwa ma prawo być uważana za niewinną aż do udowodnienia jej winy zgodnie z ustawą") i art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka ("każdego oskarżonego o popełnienie czynu zagrożonego karą uważa się za niewinnego do czasu udowodnienia mu winy zgodnie z ustawą"). To kolejny poważny zarzut wobec obecnego rządu, z którego premier Donald Tusk będzie musiał się tłumaczyć przed międzynarodowymi organami i organizacjami broniącymi praw człowieka. Tyle, że w tym wypadku konieczne będzie operowanie faktami i twardymi dowodami. Nie przejdą tu gładkie słowa, które sprzedaje swoim wyborcom. Tak, jak nie przechodziły w czasach, kiedy Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, przewodnia i konstytucyjna Siła Przewodnia Narodu oraz aparat rządowy PRL wyjaśniały na arenie międzynarodowej dlaczego przestępcami mieli być uciekający z Polski byli żołnierze Armii Krajowej, działacze opozycji antykomunistycznej, Prymas Tysiąclecia, czy śp. bł. ks Jerzy Popiełuszko. Warto przypomnieć, że do przeprowadzenia pierwszego procesu przeciwko esbeckim mordercom ks. Jerzego władze PRL zostały zmuszone - właśnie przez międzynarodową opinię publiczną – i mimo poparcia Moskwy nie były w stanie ani zatuszować zbrodni, ani ukryć imion i nazwisk faktycznych katów.
[Autor, Paweł Pietkun - Regional Director for Poland U.S. Institute of Diplomacy and Human Rights]