Manipulacje mediów głównego nurtu: jak Polakom robi się masowe pranie mózgów

Media głównego nurtu – przede wszystkim TVP i TVN – już nie tylko posługują się półprawdami, a czasami nawet kłamstwem, ale coraz częściej sięgają do zwykłej manipulacji – celowo odwracając uwagę widzów i słuchaczy od spraw ważnych, wrzucają do informacji treści, których nie powstydziłyby się polskie bulwarówki z lat 90. XX wieku.
manipulacje w TV  Manipulacje mediów głównego nurtu: jak Polakom robi się masowe pranie mózgów
manipulacje w TV / pxhere @MattysFlicks

 Trudno oprzeć się wrażeniu, że serwisy informacyjne mainstreamu robione są z podręcznikiem do inżynierii społecznej w ręku. Podręcznikiem, który trafił do redakcji wprost z Kancelarii Premiera. Dlaczego? Martwicie się o to, czy domowy budżet wytrzyma jesień z rosnącymi cenami energii i wody? Lepiej obejrzyjcie się za siebie – być może biegnie za wami afrykański kleszcz z wirusem gorączki krwotocznej. A jeszcze nie tak dawno temu podobną chorobą straszyły nas ptaki masowo umierające w Warszawie.

Czytaj także: Zagraniczne wakacje wiceministra na koszt podatników

Trzy parady

Koincydentalnie, w czasie kiedy masowo umierały ptaki, czyli w czerwcu, nad Wisłą odbywały się paraliżujące miasto festiwale LGBT. W tym roku trzy – co tydzień jedna impreza, dla niepoznaki nazywając się raz paradą równości, innym razem marszem równości – a wszystko dlatego że stołeczne środowisko LGBT się pokłóciło, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski nie chciał zaś podpaść żadnej ze stron, pozwalał więc, żeby trzech organizatorów zrobiło trzy imprezy, weekend po weekendzie.

Być może przeciętny widz TVP i TVN zauważyłby, że coś jest nie tak z warszawskim samorządem, skoro tylko to środowisko wywalczyło sobie prawo przemarszu mężczyzn w skórach, stringach, z nagimi torsami, wyginającymi się jak kobiety, a nierzadko na smyczy prowadzonymi przez innych mężczyzn, a wszystko na tle tęczowych sztandarów i obrazów obrażających przede wszystkim chrześcijan (choć nigdy muzułmanów – a to przecież w krajach islamskich za ostentacyjne manifestowanie seksualnych pragnień kończy się z wykonywanym często natychmiast wyrokiem śmierci). Po informacjach o cotygodniowych paradach pojawiała się zawsze kolejna – tym razem mająca na celu wywołanie u widzów przerażenia, a przy odrobinie szczęścia nawet paniki. Co nam po homoseksualistach, niech sobie chodzą i korkują miasto! Nasze życie jest zagrożone! 

Oto obie stacje telewizyjne przez czerwiec i lipiec podawały widzom informacje, że w Warszawie masowo umierają ptaki. Najpierw miały to być krukowate, potem dołączyły do nich również gołębie. Wypowiadali się zwykli (przerażeni – a jakże!) warszawiacy ornitolodzy, czasem miejscy urzędnicy. Konkluzja była taka, że za śmierć ptaków ponosi winę wirus, wszystko jedno, czy ptasiej grypy, czy gorączki krwotocznej, z pewnością śmiertelny dla człowieka. Z czasem warszawski Ratusz wykluczył ptasią grypę, wskazując na enigmatyczną i nieokreśloną chorobę neurologiczną. „Mają drgawki, przewracają się, umierają w cierpieniach” – informowali prezenterzy z ekranów, a za nimi podawały portale informacyjne. Warszawski Ratusz wydał w końcu komunikat: „Dla własnego bezpieczeństwa nie należy podnosić ani dotykać takiego zwierzęcia”. 

Ptaki umierają, stojąc

Nie dowiedzieliśmy się z prorządowych mediów, czy może ptaki umierały, bo były podtruwane albo po prostu... z gorąca. Ptaki podobnie jak ludzie oraz inne zwierzęta źle znoszą tak horrendalne upały, a „zielona Warszawa” Rafała Trzaskowskiego nie daje im zbyt wielu możliwości do odpoczynku w centrum czy na warszawskich blokowiskach. Wbrew wszechobecnej propagandzie w stolicy jest coraz mniej drzew, a tam, gdzie przechodzi ratuszowy walec, zmieniając przede wszystkim centrum, znikają stare drzewa, a na ich miejscu pojawiają się nowe niewielkie drzewka, które nie dają cienia. Część z nich, warto dodać, posadzono w betonowych donicach, więc już teraz wiadomo, że są na dwa, trzy sezony, nie więcej. Starodrzew można dzisiaj oglądać w Warszawie jedynie w kilku starych parkach oraz w Kampinosie, który szczęśliwie jest poza jurysdykcją stołecznych władz. 

Temat ptaków szybko się zakończył – nie dlatego że przestały umierać. Po prostu te, które giną, są szybciej sprzątane przez służby porządkowe (wcześniej martwe ptaki leżały nawet tygodniami na osiedlowych skwerach zżerane przez pobratymców, szczuty i dzikie koty), a te, które żyły w Warszawie, poleciały szukać bardziej gościnnych miejsc, gdzie jest więcej cienia i bezspornie więcej wody.

Kiedy skończył się temat ptaków, do wieczornych serwisów informacyjnych TVN i TVP wróciły ryby z Odry. Wciąż masowo padają – donosili dziennikarze, a ulica żartowała, że choć śnięte, to są uśmiechnięte. Radykalnie zmieniła się bowiem narracja polityków koalicji 13 grudnia. 

Jeszcze w 2022 roku z ekranów telewizorów grzmieli, że Odra została zatruta – metalami albo toksynami.

Śnięte, ale… uśmiechnięte

– Co ten rząd wyprawa? Przecież każdy z nas widzi, co się dzieje na Odrze, ludzie nie mogą prowadzić biznesów nad tą rzeką, jednym podpisem wojewody im tego zakazano, a w raporcie Centrum Zarządzania Kryzysowego ministra czytamy, że nie ma zagrożenia środowiskowego. Gdzie są służby państwa? – pytał Arkadiusz Marchewka z Koalicji Obywatelskiej. 

– Ryby padające w Odrze w tym roku są jakieś inne. To już nie skażenie – mówią media mainstreamu – To... złote algi!
Złote algi, przynajmniej z nazwy, są bardziej szlachetne, w końcu – złote. Poza tym w ich obecności w Odrze nie ma nic dziwnego. Są i były od zawsze, a kiedy jest gorąco, rozmnażają się bardziej, szkodząc rybom i powodując masowe śnięcie. Tym razem jednak nie jeżdżą nad Odrę lotne ekipy telewizyjne filmować oczyszczanie rzeki z martwych ryb. Nie ma takiej potrzeby – w końcu to sytuacja, która zdarza się regularnie. Tak chciała przyroda, a urzędnicy zrobili, co mogli zrobić, nie szkodząc naturze. 

– Na ten moment zjawisko śnięcia ryb w kanale Odry ustąpiło. Służby nieustannie monitorują sytuację w wodzie – ten komunikat słychać i w TVN, i w „odnowionej” TVP. Krótko mówiąc, nie ma się o co martwić. Śnięte ryby wrócą, pewnie pod koniec wakacji, kiedy obywatele zorientują się, że trzeba kupić wyprawki szkolne dla dzieci, a portfel jakby cieńszy, a nie wiadomo będzie, co stanie się z pomocą państwa w tej kwestii – w końcu Komisja Europejska rozpoczęła przeciwko Polsce procedurę nadmiernego deficytu budżetowego.

Czytaj także: Europejska integracja czy niemiecka dominacja? Jak Polska podporządkowuje się Berlinowi

Nie bądź leszczem, broń się kleszczem

Zbliżającą się recesję widać zresztą już od kilku tygodni. Zmienia się rynek pracy, a coraz więcej dużych pracodawców, spółek Skarbu Państwa, mówi o masowych zwolnieniach. Tu też telewizje i serwisy informacyjne świetnie radzą sobie z przykrywaniem tych informacji. Oto na początku sierpnia widzowie i czytelnicy dowiedzieli się, że Polsce grozi zalanie przez... afrykańskiego kleszcza!

Materiał TVN-u, który skrupulatnie obejrzałem, nie pozostawiał wątpliwości. 

– Kleszcze afrykańskie są już obecne w Polsce! – poważnym głosem ostrzega mnie prezenterka. – Wiedza na temat ich obecności jest istotna, ponieważ mogą przenosić one wiele chorobotwórczych wirusów i bakterii. Kleszcze Hyalomma interesują naukowców, ponieważ mogą przenosić niebezpieczne drobnoustroje. Są znane przede wszystkim jako wektory wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej, wirusa Zachodniego Nilu, wirusa wenezuelskiego zapalenia mózgu koni czy wirusa afrykańskiego pomoru koni. Dodatkowo kleszcze te mogą również przenosić bakterie riketsje, wywołujące riketsjozy.
Na żadną z tych chorób nie da się zaszczepić, a duża część z nich jest potencjalnie śmiertelna. To jednak dopiero początek informacji. Kleszcze są większe od tych naszych, miewają nawet centymetr długości, zauważają ofiarę już z odległości 9–10 metrów, a kiedy sobie kogoś upatrzą... biegną za nim. Krótko mówiąc, jeżeli natkniemy się na jednego, już nam nie odpuści.

Musimy przyspieszyć, uważnie rozglądając się dookoła. 

To klasyczny przykład manipulacji mającej na celu wywołanie paniki w społeczeństwie. Problem kleszczy byłby pewnie poważny, gdyby rzeczywiście te pajęczaki zalały Polskę. Jednak nad Wisłą znaleziono… tylko trzy osobniki. Z czego jednego znaleziono na… wielbłądzie. Wielbłądy nie są zwierzętami, które często można spotkać w parkach czy zagajnikach. Z pewnością ten zakleszczony znajdował się w ogrodzie zoologicznym albo w porcie, bo akurat był transportowany z jednego zoo do innego. Nie przeszkadza to obu telewizjom o wspomnieniu o ogólnopolskiej akcji „Narodowe Kleszczobranie”. W zestawieniu z informacją o chorobach roznoszonych przez afrykańskiego kleszcza buduje wrażenie, że wyjście na poranny spacer z psem jest obciążone sporym ryzykiem utraty życia. Z tej perspektywy droższe niż zwykle zakupy w osiedlowym sklepie wydają mi się mało istotne. Przecież skoro dotarłem do sklepu, po raz kolejny mi się udało. Jeszcze w domu szybko obejrzę psa i siebie, czy gdzieś jednak nie zakleszczył się ten afrykański pasożyt.

Współczucie dla obcych i ratowanie aukcji

Tydzień później z flagowego programu informacyjnego TVP „i9.30” dowiaduję się, że powinienem współczuć, a nawet polubić afrykańskich imigrantów, którzy jednak przedostają się przez białoruską granicę do Polski. Mówi mi o tym czarnoskóra i ładna – przynajmniej według standardów telewizyjnych – młoda imigrantka, która skoro tylko dostała się do Polski, zaczęła marzyć o otwarciu zakładu fryzjerskiego. Będzie się w nim zajmować m.in. uplataniem warkoczyków na afrykańskich włosach, w końcu uczyła się tego i zna się na tym świetnie. To, że się zna, widzę zresztą na ekranie telewizora, bo jej opowieść ilustrowana jest właśnie taką pracą. Już jej współczuję, choć nie wiem, czy powinienem. W końcu materiał pokazuje mi, że ta fryzjerka będzie miała klientów – to biznes, który się z pewnością zepnie. Dopiero po chwili odkrywam, że jej klientami wcale nie będą Polacy, tylko imigranci, na których zgodził się już Donald Tusk. Dobrze, że chociaż będą ładnie wyglądali... 

Uwagę widzów zwróciła z pewnością jeszcze jedna informacja – ta o aukcji koni Pride of Poland w Janowie Podlaskim. Nowy szef stadniny tłumaczy mi z telewizora, że teraz trzeba odbudować zniszczoną przez PiS renomę. Że ta aukcja pokazuje właśnie, że to jest możliwe, i że to się już właśnie dzieje. W ostatniej chwili – jestem gotów tak pomyśleć, jednak sięgam do liczb. I odkrywam, że tegoroczna aukcja Pride of Poland skończyła się sprzedażą 10 koni za niecałe 640 tys. zł. W ubiegłym roku Pride of Poland to 14 aukcji zakończonych sprzedażą koni za łącznie 2,161 mln złotych. Żaden z programów informacyjnych nie porównał wyników aukcji z tego roku do lat ubiegłych. 
 


 

POLECANE
Pożar w Mińsku Mazowieckim. Pilny komunikat RCB z ostatniej chwili
Pożar w Mińsku Mazowieckim. Pilny komunikat RCB

Strażacy walczą z pożarem, który wybuchł w Mińsku Mazowieckim. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wydało pilny komunikat.

Patryk Jaki: To, co oni szykowali, to klasyczna definicja zamachu stanu z ostatniej chwili
Patryk Jaki: To, co oni szykowali, to klasyczna definicja zamachu stanu

– Próba zastraszenia Hołowni to jest klasyczna definicja zamachu stanu. Trzeba będzie zbadać wszystkie okoliczności – oświadczył wiceprezes PiS Patryk Jaki.

Ogromny pożar w Mińsku Mazowieckim z ostatniej chwili
Ogromny pożar w Mińsku Mazowieckim

W niedzielę wieczorem, 13 lipca, w Mińsku Mazowieckim (woj. mazowiecki) wybuchł ogromny pożar. Hala, którą objął pożar, ma około 1500 metrów kwadratowych.

Mentzen do posłów PO: Wycofuję zaproszenia dla was z ostatniej chwili
Mentzen do posłów PO: Wycofuję zaproszenia dla was

Lider Konfederacji Sławomir Mentzen ogłosił niedawno zmianę formuły cyklu spotkań "Piwo z Mentzenem" – wraz z nim mieli uczestniczyć w dyskusji posłowie z różnych partii politycznych. W niedzielę Mentzen ogłosił, że politycy PO zaczęli "stawiać warunki".

Grafzero: Polskie bestsellery 2025 (pierwsze półrocze) z ostatniej chwili
Grafzero: Polskie bestsellery 2025 (pierwsze półrocze)

Połowa 2025 roku już za nami. Co nowego na polskim rynku książki? Czy pojawiły się jakieś nowe tytuły, czy stare bestsellery trzymają się nadal? Grafzero vlog literacki prezentuje dane sprzedażowe i dzieli się przewidywaniami dotyczącymi przyszłości polskiego rynku książki.

Kula ognia. Katastrofa samolotu pod Londynem z ostatniej chwili
"Kula ognia". Katastrofa samolotu pod Londynem

Na lotnisku w Southend w Wielkiej Brytanii rozbił się mały samolot. Świadkowie relacjonują, że po uderzeniu pojawiła się "kula ognia".

Zachował się prawidłowo. Koalicjant Tuska ucina narrację o sfałszowanych wyborach z ostatniej chwili
"Zachował się prawidłowo". Koalicjant Tuska ucina narrację o "sfałszowanych wyborach"

"Szymon Hołownia uznał uchwałę Sądu Najwyższego i podpisał postanowienie - zachował się prawidłowo" – oświadczył wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski ucinając tym samym narrację o "sfałszowanych wyborach".

Noworodek znaleziony w Oknie Życia w Warszawie Wiadomości
Noworodek znaleziony w Oknie Życia w Warszawie

W sobotni wieczór siostry loretanki z Warszawy znalazły w Oknie Życia noworodka.. Jak przyznały, ze zdarzeniem tym wiązało się wiele emocji.

Rusza sprzedaż nowego paliwa. Orlen wydał komunikat z ostatniej chwili
Rusza sprzedaż nowego paliwa. Orlen wydał komunikat

Samoloty startujące z lotnisk w Warszawie, Krakowie i Katowicach mogą już tankować alternatywnym paliwem lotniczym (SAF) – informuje spółka Orlen.

Polski himalaista utknął na Broad Peaku po zejściu lawiny. Nowe informacje z ostatniej chwili
Polski himalaista utknął na Broad Peaku po zejściu lawiny. Nowe informacje

Doświadczony himalaista Waldemar Kowalewski, który został poszkodowany w piątek w wyniku zejścia lawiny z Broad Peak (8051 m) w Karakorum, jest sprowadzany na dół przez Szerpów. Informację potwierdził PAP Bogusław Magrel, prezes Polskiego Klubu Alpejskiego, który rano był w kontakcie z wspinaczem.

REKLAMA

Manipulacje mediów głównego nurtu: jak Polakom robi się masowe pranie mózgów

Media głównego nurtu – przede wszystkim TVP i TVN – już nie tylko posługują się półprawdami, a czasami nawet kłamstwem, ale coraz częściej sięgają do zwykłej manipulacji – celowo odwracając uwagę widzów i słuchaczy od spraw ważnych, wrzucają do informacji treści, których nie powstydziłyby się polskie bulwarówki z lat 90. XX wieku.
manipulacje w TV  Manipulacje mediów głównego nurtu: jak Polakom robi się masowe pranie mózgów
manipulacje w TV / pxhere @MattysFlicks

 Trudno oprzeć się wrażeniu, że serwisy informacyjne mainstreamu robione są z podręcznikiem do inżynierii społecznej w ręku. Podręcznikiem, który trafił do redakcji wprost z Kancelarii Premiera. Dlaczego? Martwicie się o to, czy domowy budżet wytrzyma jesień z rosnącymi cenami energii i wody? Lepiej obejrzyjcie się za siebie – być może biegnie za wami afrykański kleszcz z wirusem gorączki krwotocznej. A jeszcze nie tak dawno temu podobną chorobą straszyły nas ptaki masowo umierające w Warszawie.

Czytaj także: Zagraniczne wakacje wiceministra na koszt podatników

Trzy parady

Koincydentalnie, w czasie kiedy masowo umierały ptaki, czyli w czerwcu, nad Wisłą odbywały się paraliżujące miasto festiwale LGBT. W tym roku trzy – co tydzień jedna impreza, dla niepoznaki nazywając się raz paradą równości, innym razem marszem równości – a wszystko dlatego że stołeczne środowisko LGBT się pokłóciło, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski nie chciał zaś podpaść żadnej ze stron, pozwalał więc, żeby trzech organizatorów zrobiło trzy imprezy, weekend po weekendzie.

Być może przeciętny widz TVP i TVN zauważyłby, że coś jest nie tak z warszawskim samorządem, skoro tylko to środowisko wywalczyło sobie prawo przemarszu mężczyzn w skórach, stringach, z nagimi torsami, wyginającymi się jak kobiety, a nierzadko na smyczy prowadzonymi przez innych mężczyzn, a wszystko na tle tęczowych sztandarów i obrazów obrażających przede wszystkim chrześcijan (choć nigdy muzułmanów – a to przecież w krajach islamskich za ostentacyjne manifestowanie seksualnych pragnień kończy się z wykonywanym często natychmiast wyrokiem śmierci). Po informacjach o cotygodniowych paradach pojawiała się zawsze kolejna – tym razem mająca na celu wywołanie u widzów przerażenia, a przy odrobinie szczęścia nawet paniki. Co nam po homoseksualistach, niech sobie chodzą i korkują miasto! Nasze życie jest zagrożone! 

Oto obie stacje telewizyjne przez czerwiec i lipiec podawały widzom informacje, że w Warszawie masowo umierają ptaki. Najpierw miały to być krukowate, potem dołączyły do nich również gołębie. Wypowiadali się zwykli (przerażeni – a jakże!) warszawiacy ornitolodzy, czasem miejscy urzędnicy. Konkluzja była taka, że za śmierć ptaków ponosi winę wirus, wszystko jedno, czy ptasiej grypy, czy gorączki krwotocznej, z pewnością śmiertelny dla człowieka. Z czasem warszawski Ratusz wykluczył ptasią grypę, wskazując na enigmatyczną i nieokreśloną chorobę neurologiczną. „Mają drgawki, przewracają się, umierają w cierpieniach” – informowali prezenterzy z ekranów, a za nimi podawały portale informacyjne. Warszawski Ratusz wydał w końcu komunikat: „Dla własnego bezpieczeństwa nie należy podnosić ani dotykać takiego zwierzęcia”. 

Ptaki umierają, stojąc

Nie dowiedzieliśmy się z prorządowych mediów, czy może ptaki umierały, bo były podtruwane albo po prostu... z gorąca. Ptaki podobnie jak ludzie oraz inne zwierzęta źle znoszą tak horrendalne upały, a „zielona Warszawa” Rafała Trzaskowskiego nie daje im zbyt wielu możliwości do odpoczynku w centrum czy na warszawskich blokowiskach. Wbrew wszechobecnej propagandzie w stolicy jest coraz mniej drzew, a tam, gdzie przechodzi ratuszowy walec, zmieniając przede wszystkim centrum, znikają stare drzewa, a na ich miejscu pojawiają się nowe niewielkie drzewka, które nie dają cienia. Część z nich, warto dodać, posadzono w betonowych donicach, więc już teraz wiadomo, że są na dwa, trzy sezony, nie więcej. Starodrzew można dzisiaj oglądać w Warszawie jedynie w kilku starych parkach oraz w Kampinosie, który szczęśliwie jest poza jurysdykcją stołecznych władz. 

Temat ptaków szybko się zakończył – nie dlatego że przestały umierać. Po prostu te, które giną, są szybciej sprzątane przez służby porządkowe (wcześniej martwe ptaki leżały nawet tygodniami na osiedlowych skwerach zżerane przez pobratymców, szczuty i dzikie koty), a te, które żyły w Warszawie, poleciały szukać bardziej gościnnych miejsc, gdzie jest więcej cienia i bezspornie więcej wody.

Kiedy skończył się temat ptaków, do wieczornych serwisów informacyjnych TVN i TVP wróciły ryby z Odry. Wciąż masowo padają – donosili dziennikarze, a ulica żartowała, że choć śnięte, to są uśmiechnięte. Radykalnie zmieniła się bowiem narracja polityków koalicji 13 grudnia. 

Jeszcze w 2022 roku z ekranów telewizorów grzmieli, że Odra została zatruta – metalami albo toksynami.

Śnięte, ale… uśmiechnięte

– Co ten rząd wyprawa? Przecież każdy z nas widzi, co się dzieje na Odrze, ludzie nie mogą prowadzić biznesów nad tą rzeką, jednym podpisem wojewody im tego zakazano, a w raporcie Centrum Zarządzania Kryzysowego ministra czytamy, że nie ma zagrożenia środowiskowego. Gdzie są służby państwa? – pytał Arkadiusz Marchewka z Koalicji Obywatelskiej. 

– Ryby padające w Odrze w tym roku są jakieś inne. To już nie skażenie – mówią media mainstreamu – To... złote algi!
Złote algi, przynajmniej z nazwy, są bardziej szlachetne, w końcu – złote. Poza tym w ich obecności w Odrze nie ma nic dziwnego. Są i były od zawsze, a kiedy jest gorąco, rozmnażają się bardziej, szkodząc rybom i powodując masowe śnięcie. Tym razem jednak nie jeżdżą nad Odrę lotne ekipy telewizyjne filmować oczyszczanie rzeki z martwych ryb. Nie ma takiej potrzeby – w końcu to sytuacja, która zdarza się regularnie. Tak chciała przyroda, a urzędnicy zrobili, co mogli zrobić, nie szkodząc naturze. 

– Na ten moment zjawisko śnięcia ryb w kanale Odry ustąpiło. Służby nieustannie monitorują sytuację w wodzie – ten komunikat słychać i w TVN, i w „odnowionej” TVP. Krótko mówiąc, nie ma się o co martwić. Śnięte ryby wrócą, pewnie pod koniec wakacji, kiedy obywatele zorientują się, że trzeba kupić wyprawki szkolne dla dzieci, a portfel jakby cieńszy, a nie wiadomo będzie, co stanie się z pomocą państwa w tej kwestii – w końcu Komisja Europejska rozpoczęła przeciwko Polsce procedurę nadmiernego deficytu budżetowego.

Czytaj także: Europejska integracja czy niemiecka dominacja? Jak Polska podporządkowuje się Berlinowi

Nie bądź leszczem, broń się kleszczem

Zbliżającą się recesję widać zresztą już od kilku tygodni. Zmienia się rynek pracy, a coraz więcej dużych pracodawców, spółek Skarbu Państwa, mówi o masowych zwolnieniach. Tu też telewizje i serwisy informacyjne świetnie radzą sobie z przykrywaniem tych informacji. Oto na początku sierpnia widzowie i czytelnicy dowiedzieli się, że Polsce grozi zalanie przez... afrykańskiego kleszcza!

Materiał TVN-u, który skrupulatnie obejrzałem, nie pozostawiał wątpliwości. 

– Kleszcze afrykańskie są już obecne w Polsce! – poważnym głosem ostrzega mnie prezenterka. – Wiedza na temat ich obecności jest istotna, ponieważ mogą przenosić one wiele chorobotwórczych wirusów i bakterii. Kleszcze Hyalomma interesują naukowców, ponieważ mogą przenosić niebezpieczne drobnoustroje. Są znane przede wszystkim jako wektory wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej, wirusa Zachodniego Nilu, wirusa wenezuelskiego zapalenia mózgu koni czy wirusa afrykańskiego pomoru koni. Dodatkowo kleszcze te mogą również przenosić bakterie riketsje, wywołujące riketsjozy.
Na żadną z tych chorób nie da się zaszczepić, a duża część z nich jest potencjalnie śmiertelna. To jednak dopiero początek informacji. Kleszcze są większe od tych naszych, miewają nawet centymetr długości, zauważają ofiarę już z odległości 9–10 metrów, a kiedy sobie kogoś upatrzą... biegną za nim. Krótko mówiąc, jeżeli natkniemy się na jednego, już nam nie odpuści.

Musimy przyspieszyć, uważnie rozglądając się dookoła. 

To klasyczny przykład manipulacji mającej na celu wywołanie paniki w społeczeństwie. Problem kleszczy byłby pewnie poważny, gdyby rzeczywiście te pajęczaki zalały Polskę. Jednak nad Wisłą znaleziono… tylko trzy osobniki. Z czego jednego znaleziono na… wielbłądzie. Wielbłądy nie są zwierzętami, które często można spotkać w parkach czy zagajnikach. Z pewnością ten zakleszczony znajdował się w ogrodzie zoologicznym albo w porcie, bo akurat był transportowany z jednego zoo do innego. Nie przeszkadza to obu telewizjom o wspomnieniu o ogólnopolskiej akcji „Narodowe Kleszczobranie”. W zestawieniu z informacją o chorobach roznoszonych przez afrykańskiego kleszcza buduje wrażenie, że wyjście na poranny spacer z psem jest obciążone sporym ryzykiem utraty życia. Z tej perspektywy droższe niż zwykle zakupy w osiedlowym sklepie wydają mi się mało istotne. Przecież skoro dotarłem do sklepu, po raz kolejny mi się udało. Jeszcze w domu szybko obejrzę psa i siebie, czy gdzieś jednak nie zakleszczył się ten afrykański pasożyt.

Współczucie dla obcych i ratowanie aukcji

Tydzień później z flagowego programu informacyjnego TVP „i9.30” dowiaduję się, że powinienem współczuć, a nawet polubić afrykańskich imigrantów, którzy jednak przedostają się przez białoruską granicę do Polski. Mówi mi o tym czarnoskóra i ładna – przynajmniej według standardów telewizyjnych – młoda imigrantka, która skoro tylko dostała się do Polski, zaczęła marzyć o otwarciu zakładu fryzjerskiego. Będzie się w nim zajmować m.in. uplataniem warkoczyków na afrykańskich włosach, w końcu uczyła się tego i zna się na tym świetnie. To, że się zna, widzę zresztą na ekranie telewizora, bo jej opowieść ilustrowana jest właśnie taką pracą. Już jej współczuję, choć nie wiem, czy powinienem. W końcu materiał pokazuje mi, że ta fryzjerka będzie miała klientów – to biznes, który się z pewnością zepnie. Dopiero po chwili odkrywam, że jej klientami wcale nie będą Polacy, tylko imigranci, na których zgodził się już Donald Tusk. Dobrze, że chociaż będą ładnie wyglądali... 

Uwagę widzów zwróciła z pewnością jeszcze jedna informacja – ta o aukcji koni Pride of Poland w Janowie Podlaskim. Nowy szef stadniny tłumaczy mi z telewizora, że teraz trzeba odbudować zniszczoną przez PiS renomę. Że ta aukcja pokazuje właśnie, że to jest możliwe, i że to się już właśnie dzieje. W ostatniej chwili – jestem gotów tak pomyśleć, jednak sięgam do liczb. I odkrywam, że tegoroczna aukcja Pride of Poland skończyła się sprzedażą 10 koni za niecałe 640 tys. zł. W ubiegłym roku Pride of Poland to 14 aukcji zakończonych sprzedażą koni za łącznie 2,161 mln złotych. Żaden z programów informacyjnych nie porównał wyników aukcji z tego roku do lat ubiegłych. 
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe