Manipulacje mediów głównego nurtu: jak Polakom robi się masowe pranie mózgów

Media głównego nurtu – przede wszystkim TVP i TVN – już nie tylko posługują się półprawdami, a czasami nawet kłamstwem, ale coraz częściej sięgają do zwykłej manipulacji – celowo odwracając uwagę widzów i słuchaczy od spraw ważnych, wrzucają do informacji treści, których nie powstydziłyby się polskie bulwarówki z lat 90. XX wieku.
manipulacje w TV  Manipulacje mediów głównego nurtu: jak Polakom robi się masowe pranie mózgów
manipulacje w TV / pxhere @MattysFlicks

 Trudno oprzeć się wrażeniu, że serwisy informacyjne mainstreamu robione są z podręcznikiem do inżynierii społecznej w ręku. Podręcznikiem, który trafił do redakcji wprost z Kancelarii Premiera. Dlaczego? Martwicie się o to, czy domowy budżet wytrzyma jesień z rosnącymi cenami energii i wody? Lepiej obejrzyjcie się za siebie – być może biegnie za wami afrykański kleszcz z wirusem gorączki krwotocznej. A jeszcze nie tak dawno temu podobną chorobą straszyły nas ptaki masowo umierające w Warszawie.

Czytaj także: Zagraniczne wakacje wiceministra na koszt podatników

Trzy parady

Koincydentalnie, w czasie kiedy masowo umierały ptaki, czyli w czerwcu, nad Wisłą odbywały się paraliżujące miasto festiwale LGBT. W tym roku trzy – co tydzień jedna impreza, dla niepoznaki nazywając się raz paradą równości, innym razem marszem równości – a wszystko dlatego że stołeczne środowisko LGBT się pokłóciło, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski nie chciał zaś podpaść żadnej ze stron, pozwalał więc, żeby trzech organizatorów zrobiło trzy imprezy, weekend po weekendzie.

Być może przeciętny widz TVP i TVN zauważyłby, że coś jest nie tak z warszawskim samorządem, skoro tylko to środowisko wywalczyło sobie prawo przemarszu mężczyzn w skórach, stringach, z nagimi torsami, wyginającymi się jak kobiety, a nierzadko na smyczy prowadzonymi przez innych mężczyzn, a wszystko na tle tęczowych sztandarów i obrazów obrażających przede wszystkim chrześcijan (choć nigdy muzułmanów – a to przecież w krajach islamskich za ostentacyjne manifestowanie seksualnych pragnień kończy się z wykonywanym często natychmiast wyrokiem śmierci). Po informacjach o cotygodniowych paradach pojawiała się zawsze kolejna – tym razem mająca na celu wywołanie u widzów przerażenia, a przy odrobinie szczęścia nawet paniki. Co nam po homoseksualistach, niech sobie chodzą i korkują miasto! Nasze życie jest zagrożone! 

Oto obie stacje telewizyjne przez czerwiec i lipiec podawały widzom informacje, że w Warszawie masowo umierają ptaki. Najpierw miały to być krukowate, potem dołączyły do nich również gołębie. Wypowiadali się zwykli (przerażeni – a jakże!) warszawiacy ornitolodzy, czasem miejscy urzędnicy. Konkluzja była taka, że za śmierć ptaków ponosi winę wirus, wszystko jedno, czy ptasiej grypy, czy gorączki krwotocznej, z pewnością śmiertelny dla człowieka. Z czasem warszawski Ratusz wykluczył ptasią grypę, wskazując na enigmatyczną i nieokreśloną chorobę neurologiczną. „Mają drgawki, przewracają się, umierają w cierpieniach” – informowali prezenterzy z ekranów, a za nimi podawały portale informacyjne. Warszawski Ratusz wydał w końcu komunikat: „Dla własnego bezpieczeństwa nie należy podnosić ani dotykać takiego zwierzęcia”. 

Ptaki umierają, stojąc

Nie dowiedzieliśmy się z prorządowych mediów, czy może ptaki umierały, bo były podtruwane albo po prostu... z gorąca. Ptaki podobnie jak ludzie oraz inne zwierzęta źle znoszą tak horrendalne upały, a „zielona Warszawa” Rafała Trzaskowskiego nie daje im zbyt wielu możliwości do odpoczynku w centrum czy na warszawskich blokowiskach. Wbrew wszechobecnej propagandzie w stolicy jest coraz mniej drzew, a tam, gdzie przechodzi ratuszowy walec, zmieniając przede wszystkim centrum, znikają stare drzewa, a na ich miejscu pojawiają się nowe niewielkie drzewka, które nie dają cienia. Część z nich, warto dodać, posadzono w betonowych donicach, więc już teraz wiadomo, że są na dwa, trzy sezony, nie więcej. Starodrzew można dzisiaj oglądać w Warszawie jedynie w kilku starych parkach oraz w Kampinosie, który szczęśliwie jest poza jurysdykcją stołecznych władz. 

Temat ptaków szybko się zakończył – nie dlatego że przestały umierać. Po prostu te, które giną, są szybciej sprzątane przez służby porządkowe (wcześniej martwe ptaki leżały nawet tygodniami na osiedlowych skwerach zżerane przez pobratymców, szczuty i dzikie koty), a te, które żyły w Warszawie, poleciały szukać bardziej gościnnych miejsc, gdzie jest więcej cienia i bezspornie więcej wody.

Kiedy skończył się temat ptaków, do wieczornych serwisów informacyjnych TVN i TVP wróciły ryby z Odry. Wciąż masowo padają – donosili dziennikarze, a ulica żartowała, że choć śnięte, to są uśmiechnięte. Radykalnie zmieniła się bowiem narracja polityków koalicji 13 grudnia. 

Jeszcze w 2022 roku z ekranów telewizorów grzmieli, że Odra została zatruta – metalami albo toksynami.

Śnięte, ale… uśmiechnięte

– Co ten rząd wyprawa? Przecież każdy z nas widzi, co się dzieje na Odrze, ludzie nie mogą prowadzić biznesów nad tą rzeką, jednym podpisem wojewody im tego zakazano, a w raporcie Centrum Zarządzania Kryzysowego ministra czytamy, że nie ma zagrożenia środowiskowego. Gdzie są służby państwa? – pytał Arkadiusz Marchewka z Koalicji Obywatelskiej. 

– Ryby padające w Odrze w tym roku są jakieś inne. To już nie skażenie – mówią media mainstreamu – To... złote algi!
Złote algi, przynajmniej z nazwy, są bardziej szlachetne, w końcu – złote. Poza tym w ich obecności w Odrze nie ma nic dziwnego. Są i były od zawsze, a kiedy jest gorąco, rozmnażają się bardziej, szkodząc rybom i powodując masowe śnięcie. Tym razem jednak nie jeżdżą nad Odrę lotne ekipy telewizyjne filmować oczyszczanie rzeki z martwych ryb. Nie ma takiej potrzeby – w końcu to sytuacja, która zdarza się regularnie. Tak chciała przyroda, a urzędnicy zrobili, co mogli zrobić, nie szkodząc naturze. 

– Na ten moment zjawisko śnięcia ryb w kanale Odry ustąpiło. Służby nieustannie monitorują sytuację w wodzie – ten komunikat słychać i w TVN, i w „odnowionej” TVP. Krótko mówiąc, nie ma się o co martwić. Śnięte ryby wrócą, pewnie pod koniec wakacji, kiedy obywatele zorientują się, że trzeba kupić wyprawki szkolne dla dzieci, a portfel jakby cieńszy, a nie wiadomo będzie, co stanie się z pomocą państwa w tej kwestii – w końcu Komisja Europejska rozpoczęła przeciwko Polsce procedurę nadmiernego deficytu budżetowego.

Czytaj także: Europejska integracja czy niemiecka dominacja? Jak Polska podporządkowuje się Berlinowi

Nie bądź leszczem, broń się kleszczem

Zbliżającą się recesję widać zresztą już od kilku tygodni. Zmienia się rynek pracy, a coraz więcej dużych pracodawców, spółek Skarbu Państwa, mówi o masowych zwolnieniach. Tu też telewizje i serwisy informacyjne świetnie radzą sobie z przykrywaniem tych informacji. Oto na początku sierpnia widzowie i czytelnicy dowiedzieli się, że Polsce grozi zalanie przez... afrykańskiego kleszcza!

Materiał TVN-u, który skrupulatnie obejrzałem, nie pozostawiał wątpliwości. 

– Kleszcze afrykańskie są już obecne w Polsce! – poważnym głosem ostrzega mnie prezenterka. – Wiedza na temat ich obecności jest istotna, ponieważ mogą przenosić one wiele chorobotwórczych wirusów i bakterii. Kleszcze Hyalomma interesują naukowców, ponieważ mogą przenosić niebezpieczne drobnoustroje. Są znane przede wszystkim jako wektory wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej, wirusa Zachodniego Nilu, wirusa wenezuelskiego zapalenia mózgu koni czy wirusa afrykańskiego pomoru koni. Dodatkowo kleszcze te mogą również przenosić bakterie riketsje, wywołujące riketsjozy.
Na żadną z tych chorób nie da się zaszczepić, a duża część z nich jest potencjalnie śmiertelna. To jednak dopiero początek informacji. Kleszcze są większe od tych naszych, miewają nawet centymetr długości, zauważają ofiarę już z odległości 9–10 metrów, a kiedy sobie kogoś upatrzą... biegną za nim. Krótko mówiąc, jeżeli natkniemy się na jednego, już nam nie odpuści.

Musimy przyspieszyć, uważnie rozglądając się dookoła. 

To klasyczny przykład manipulacji mającej na celu wywołanie paniki w społeczeństwie. Problem kleszczy byłby pewnie poważny, gdyby rzeczywiście te pajęczaki zalały Polskę. Jednak nad Wisłą znaleziono… tylko trzy osobniki. Z czego jednego znaleziono na… wielbłądzie. Wielbłądy nie są zwierzętami, które często można spotkać w parkach czy zagajnikach. Z pewnością ten zakleszczony znajdował się w ogrodzie zoologicznym albo w porcie, bo akurat był transportowany z jednego zoo do innego. Nie przeszkadza to obu telewizjom o wspomnieniu o ogólnopolskiej akcji „Narodowe Kleszczobranie”. W zestawieniu z informacją o chorobach roznoszonych przez afrykańskiego kleszcza buduje wrażenie, że wyjście na poranny spacer z psem jest obciążone sporym ryzykiem utraty życia. Z tej perspektywy droższe niż zwykle zakupy w osiedlowym sklepie wydają mi się mało istotne. Przecież skoro dotarłem do sklepu, po raz kolejny mi się udało. Jeszcze w domu szybko obejrzę psa i siebie, czy gdzieś jednak nie zakleszczył się ten afrykański pasożyt.

Współczucie dla obcych i ratowanie aukcji

Tydzień później z flagowego programu informacyjnego TVP „i9.30” dowiaduję się, że powinienem współczuć, a nawet polubić afrykańskich imigrantów, którzy jednak przedostają się przez białoruską granicę do Polski. Mówi mi o tym czarnoskóra i ładna – przynajmniej według standardów telewizyjnych – młoda imigrantka, która skoro tylko dostała się do Polski, zaczęła marzyć o otwarciu zakładu fryzjerskiego. Będzie się w nim zajmować m.in. uplataniem warkoczyków na afrykańskich włosach, w końcu uczyła się tego i zna się na tym świetnie. To, że się zna, widzę zresztą na ekranie telewizora, bo jej opowieść ilustrowana jest właśnie taką pracą. Już jej współczuję, choć nie wiem, czy powinienem. W końcu materiał pokazuje mi, że ta fryzjerka będzie miała klientów – to biznes, który się z pewnością zepnie. Dopiero po chwili odkrywam, że jej klientami wcale nie będą Polacy, tylko imigranci, na których zgodził się już Donald Tusk. Dobrze, że chociaż będą ładnie wyglądali... 

Uwagę widzów zwróciła z pewnością jeszcze jedna informacja – ta o aukcji koni Pride of Poland w Janowie Podlaskim. Nowy szef stadniny tłumaczy mi z telewizora, że teraz trzeba odbudować zniszczoną przez PiS renomę. Że ta aukcja pokazuje właśnie, że to jest możliwe, i że to się już właśnie dzieje. W ostatniej chwili – jestem gotów tak pomyśleć, jednak sięgam do liczb. I odkrywam, że tegoroczna aukcja Pride of Poland skończyła się sprzedażą 10 koni za niecałe 640 tys. zł. W ubiegłym roku Pride of Poland to 14 aukcji zakończonych sprzedażą koni za łącznie 2,161 mln złotych. Żaden z programów informacyjnych nie porównał wyników aukcji z tego roku do lat ubiegłych. 
 


 

POLECANE
Radny PO zawieszony z powodu przyjmowania zaproszeń do TV Republika? gorące
Radny PO zawieszony z powodu przyjmowania zaproszeń do TV Republika?

O takich ustaleniach poinformował na platformie "X" dziennikarz śledczy TV Republika Marcin Dobski.

Szefowa dyplomacji UE: To będzie dla Polski trudne sześć miesięcy z ostatniej chwili
Szefowa dyplomacji UE: To będzie dla Polski trudne sześć miesięcy

Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas powiedziała we wtorek w Brukseli, że polską prezydencję czeka trudne najbliższe sześć miesięcy. "Żyjemy w niespokojnych czasach, wystarczy spojrzeć na sytuację geopolityczną. Polska prezydencja będzie miała dużo na głowie" – oceniła polityk.

Pogoda paraliżuje PKP. Opóźnienia pociągów w całym kraju z ostatniej chwili
Pogoda paraliżuje PKP. Opóźnienia pociągów w całym kraju

Intensywnie padający deszcz, który zamarza i osadza się na sieciach trakcyjnych rodzi potężne problemy Polskich Kolei Państwowych. Dziesiątki składów mają opóźnienia, w niektórych wypadkach dochodzących do nawet czterech godzin.

Trzy powody, dla których Trump może zagrać ostro z Rosją tylko u nas
Trzy powody, dla których Trump może zagrać ostro z Rosją

Związek Sowiecki, a potem Rosja, mogły funkcjonować tylko dzięki węglowodorom sprzedawanym… Zachodowi. Już w czasach zimnej wojny, gdy Niemcy z RFN aż przebierali nóżkami, żeby Breżniew im rurę z gazem doprowadził.

Bodnar zabiera głos ws. raportu prokuratorów z ostatniej chwili
Bodnar zabiera głos ws. raportu prokuratorów

Za raportem z audytu spraw z lat 2016-2023 pójdą konkretne zawiadomienia do rzeczników dyscyplinarnych, którzy przeprowadzą odpowiednie postępowania wyjaśniające - zapowiedział we wtorek szef MS, prokurator generalny Adam Bodnar. Przypomniał, że możliwe są także postępowania karne.

Nowy sondaż. PiS ze znaczną przewagą z ostatniej chwili
Nowy sondaż. PiS ze znaczną przewagą

Z najnowszego sondażu IBRiS przeprowadzonego na zlecenie dziennika „Rzeczpospolita” wynika, że gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę, rząd koalicyjny KO, Trzeciej Drogi i Lewicy nie utrzymałby władzy. PiS natomiast mógłby stworzyć rząd z Konfederacją.

Raport prokuratury Bodnara ws. 200 afer PiS. Poseł zwrócił uwagę na ważny szczegół z ostatniej chwili
Raport prokuratury Bodnara ws. "200 afer PiS". Poseł zwrócił uwagę na ważny szczegół

Były wiceszef MS Michał Wójcik (PiS), komentując zaprezentowany we wtorek przez prokuratorów Bodnara raport ocenił, że nie wskazano ani jednego polityka, który by wpływał na jakiekolwiek postępowanie. Jego zdaniem przedstawione sprawy są "znane i medialne".

Nie żyje znana modelka. Wypadła z balkonu Wiadomości
Nie żyje znana modelka. Wypadła z balkonu

Media obiegła informacja o śmierci celebrytki i modelki - Courtney Mills.

Modły do drogowskazu, a symbolem zbawienia serduszko WOŚP. W sieci burza po happeningu Trzaskowskiego z ostatniej chwili
"Modły do drogowskazu, a symbolem zbawienia serduszko WOŚP". W sieci burza po "happeningu" Trzaskowskiego

"Przecież gdybym w ramach wyborczego trollingu odwalił taki numer, że poszedłbym ze zniczem pod jakiś słupek, bo nie chciałoby mi się jechać na cmentarz i bym się tam przy słupku zadumał, a obok jeszcze przygrywałby facet na trąbce, to by mnie zjedzono w komentarzach" – pisze na platformie X twórca Kanału Zero Krzysztof Stanowski, komentując sposób, w jaki prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski upamiętnił rocznicę śmierci Pawła Adamowicza.

Kultowy teleturniej Polsatu wraca na antenę. Widzów czekają zmiany Wiadomości
Kultowy teleturniej Polsatu wraca na antenę. Widzów czekają zmiany

Popularny teleturniej „Awantura o kasę” wraca na antenę Polsatu z premierowymi odcinkami. Po krótkiej przerwie program znów będzie gościł w weekendowe popołudnia. Wiadomo, że emisja rozpocznie się w sobotę, 1 marca, o godz. 17:30. Tym razem widzowie mogą liczyć na więcej odcinków niż jesienią, bo stacja zaplanowała ich aż 22.

REKLAMA

Manipulacje mediów głównego nurtu: jak Polakom robi się masowe pranie mózgów

Media głównego nurtu – przede wszystkim TVP i TVN – już nie tylko posługują się półprawdami, a czasami nawet kłamstwem, ale coraz częściej sięgają do zwykłej manipulacji – celowo odwracając uwagę widzów i słuchaczy od spraw ważnych, wrzucają do informacji treści, których nie powstydziłyby się polskie bulwarówki z lat 90. XX wieku.
manipulacje w TV  Manipulacje mediów głównego nurtu: jak Polakom robi się masowe pranie mózgów
manipulacje w TV / pxhere @MattysFlicks

 Trudno oprzeć się wrażeniu, że serwisy informacyjne mainstreamu robione są z podręcznikiem do inżynierii społecznej w ręku. Podręcznikiem, który trafił do redakcji wprost z Kancelarii Premiera. Dlaczego? Martwicie się o to, czy domowy budżet wytrzyma jesień z rosnącymi cenami energii i wody? Lepiej obejrzyjcie się za siebie – być może biegnie za wami afrykański kleszcz z wirusem gorączki krwotocznej. A jeszcze nie tak dawno temu podobną chorobą straszyły nas ptaki masowo umierające w Warszawie.

Czytaj także: Zagraniczne wakacje wiceministra na koszt podatników

Trzy parady

Koincydentalnie, w czasie kiedy masowo umierały ptaki, czyli w czerwcu, nad Wisłą odbywały się paraliżujące miasto festiwale LGBT. W tym roku trzy – co tydzień jedna impreza, dla niepoznaki nazywając się raz paradą równości, innym razem marszem równości – a wszystko dlatego że stołeczne środowisko LGBT się pokłóciło, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski nie chciał zaś podpaść żadnej ze stron, pozwalał więc, żeby trzech organizatorów zrobiło trzy imprezy, weekend po weekendzie.

Być może przeciętny widz TVP i TVN zauważyłby, że coś jest nie tak z warszawskim samorządem, skoro tylko to środowisko wywalczyło sobie prawo przemarszu mężczyzn w skórach, stringach, z nagimi torsami, wyginającymi się jak kobiety, a nierzadko na smyczy prowadzonymi przez innych mężczyzn, a wszystko na tle tęczowych sztandarów i obrazów obrażających przede wszystkim chrześcijan (choć nigdy muzułmanów – a to przecież w krajach islamskich za ostentacyjne manifestowanie seksualnych pragnień kończy się z wykonywanym często natychmiast wyrokiem śmierci). Po informacjach o cotygodniowych paradach pojawiała się zawsze kolejna – tym razem mająca na celu wywołanie u widzów przerażenia, a przy odrobinie szczęścia nawet paniki. Co nam po homoseksualistach, niech sobie chodzą i korkują miasto! Nasze życie jest zagrożone! 

Oto obie stacje telewizyjne przez czerwiec i lipiec podawały widzom informacje, że w Warszawie masowo umierają ptaki. Najpierw miały to być krukowate, potem dołączyły do nich również gołębie. Wypowiadali się zwykli (przerażeni – a jakże!) warszawiacy ornitolodzy, czasem miejscy urzędnicy. Konkluzja była taka, że za śmierć ptaków ponosi winę wirus, wszystko jedno, czy ptasiej grypy, czy gorączki krwotocznej, z pewnością śmiertelny dla człowieka. Z czasem warszawski Ratusz wykluczył ptasią grypę, wskazując na enigmatyczną i nieokreśloną chorobę neurologiczną. „Mają drgawki, przewracają się, umierają w cierpieniach” – informowali prezenterzy z ekranów, a za nimi podawały portale informacyjne. Warszawski Ratusz wydał w końcu komunikat: „Dla własnego bezpieczeństwa nie należy podnosić ani dotykać takiego zwierzęcia”. 

Ptaki umierają, stojąc

Nie dowiedzieliśmy się z prorządowych mediów, czy może ptaki umierały, bo były podtruwane albo po prostu... z gorąca. Ptaki podobnie jak ludzie oraz inne zwierzęta źle znoszą tak horrendalne upały, a „zielona Warszawa” Rafała Trzaskowskiego nie daje im zbyt wielu możliwości do odpoczynku w centrum czy na warszawskich blokowiskach. Wbrew wszechobecnej propagandzie w stolicy jest coraz mniej drzew, a tam, gdzie przechodzi ratuszowy walec, zmieniając przede wszystkim centrum, znikają stare drzewa, a na ich miejscu pojawiają się nowe niewielkie drzewka, które nie dają cienia. Część z nich, warto dodać, posadzono w betonowych donicach, więc już teraz wiadomo, że są na dwa, trzy sezony, nie więcej. Starodrzew można dzisiaj oglądać w Warszawie jedynie w kilku starych parkach oraz w Kampinosie, który szczęśliwie jest poza jurysdykcją stołecznych władz. 

Temat ptaków szybko się zakończył – nie dlatego że przestały umierać. Po prostu te, które giną, są szybciej sprzątane przez służby porządkowe (wcześniej martwe ptaki leżały nawet tygodniami na osiedlowych skwerach zżerane przez pobratymców, szczuty i dzikie koty), a te, które żyły w Warszawie, poleciały szukać bardziej gościnnych miejsc, gdzie jest więcej cienia i bezspornie więcej wody.

Kiedy skończył się temat ptaków, do wieczornych serwisów informacyjnych TVN i TVP wróciły ryby z Odry. Wciąż masowo padają – donosili dziennikarze, a ulica żartowała, że choć śnięte, to są uśmiechnięte. Radykalnie zmieniła się bowiem narracja polityków koalicji 13 grudnia. 

Jeszcze w 2022 roku z ekranów telewizorów grzmieli, że Odra została zatruta – metalami albo toksynami.

Śnięte, ale… uśmiechnięte

– Co ten rząd wyprawa? Przecież każdy z nas widzi, co się dzieje na Odrze, ludzie nie mogą prowadzić biznesów nad tą rzeką, jednym podpisem wojewody im tego zakazano, a w raporcie Centrum Zarządzania Kryzysowego ministra czytamy, że nie ma zagrożenia środowiskowego. Gdzie są służby państwa? – pytał Arkadiusz Marchewka z Koalicji Obywatelskiej. 

– Ryby padające w Odrze w tym roku są jakieś inne. To już nie skażenie – mówią media mainstreamu – To... złote algi!
Złote algi, przynajmniej z nazwy, są bardziej szlachetne, w końcu – złote. Poza tym w ich obecności w Odrze nie ma nic dziwnego. Są i były od zawsze, a kiedy jest gorąco, rozmnażają się bardziej, szkodząc rybom i powodując masowe śnięcie. Tym razem jednak nie jeżdżą nad Odrę lotne ekipy telewizyjne filmować oczyszczanie rzeki z martwych ryb. Nie ma takiej potrzeby – w końcu to sytuacja, która zdarza się regularnie. Tak chciała przyroda, a urzędnicy zrobili, co mogli zrobić, nie szkodząc naturze. 

– Na ten moment zjawisko śnięcia ryb w kanale Odry ustąpiło. Służby nieustannie monitorują sytuację w wodzie – ten komunikat słychać i w TVN, i w „odnowionej” TVP. Krótko mówiąc, nie ma się o co martwić. Śnięte ryby wrócą, pewnie pod koniec wakacji, kiedy obywatele zorientują się, że trzeba kupić wyprawki szkolne dla dzieci, a portfel jakby cieńszy, a nie wiadomo będzie, co stanie się z pomocą państwa w tej kwestii – w końcu Komisja Europejska rozpoczęła przeciwko Polsce procedurę nadmiernego deficytu budżetowego.

Czytaj także: Europejska integracja czy niemiecka dominacja? Jak Polska podporządkowuje się Berlinowi

Nie bądź leszczem, broń się kleszczem

Zbliżającą się recesję widać zresztą już od kilku tygodni. Zmienia się rynek pracy, a coraz więcej dużych pracodawców, spółek Skarbu Państwa, mówi o masowych zwolnieniach. Tu też telewizje i serwisy informacyjne świetnie radzą sobie z przykrywaniem tych informacji. Oto na początku sierpnia widzowie i czytelnicy dowiedzieli się, że Polsce grozi zalanie przez... afrykańskiego kleszcza!

Materiał TVN-u, który skrupulatnie obejrzałem, nie pozostawiał wątpliwości. 

– Kleszcze afrykańskie są już obecne w Polsce! – poważnym głosem ostrzega mnie prezenterka. – Wiedza na temat ich obecności jest istotna, ponieważ mogą przenosić one wiele chorobotwórczych wirusów i bakterii. Kleszcze Hyalomma interesują naukowców, ponieważ mogą przenosić niebezpieczne drobnoustroje. Są znane przede wszystkim jako wektory wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej, wirusa Zachodniego Nilu, wirusa wenezuelskiego zapalenia mózgu koni czy wirusa afrykańskiego pomoru koni. Dodatkowo kleszcze te mogą również przenosić bakterie riketsje, wywołujące riketsjozy.
Na żadną z tych chorób nie da się zaszczepić, a duża część z nich jest potencjalnie śmiertelna. To jednak dopiero początek informacji. Kleszcze są większe od tych naszych, miewają nawet centymetr długości, zauważają ofiarę już z odległości 9–10 metrów, a kiedy sobie kogoś upatrzą... biegną za nim. Krótko mówiąc, jeżeli natkniemy się na jednego, już nam nie odpuści.

Musimy przyspieszyć, uważnie rozglądając się dookoła. 

To klasyczny przykład manipulacji mającej na celu wywołanie paniki w społeczeństwie. Problem kleszczy byłby pewnie poważny, gdyby rzeczywiście te pajęczaki zalały Polskę. Jednak nad Wisłą znaleziono… tylko trzy osobniki. Z czego jednego znaleziono na… wielbłądzie. Wielbłądy nie są zwierzętami, które często można spotkać w parkach czy zagajnikach. Z pewnością ten zakleszczony znajdował się w ogrodzie zoologicznym albo w porcie, bo akurat był transportowany z jednego zoo do innego. Nie przeszkadza to obu telewizjom o wspomnieniu o ogólnopolskiej akcji „Narodowe Kleszczobranie”. W zestawieniu z informacją o chorobach roznoszonych przez afrykańskiego kleszcza buduje wrażenie, że wyjście na poranny spacer z psem jest obciążone sporym ryzykiem utraty życia. Z tej perspektywy droższe niż zwykle zakupy w osiedlowym sklepie wydają mi się mało istotne. Przecież skoro dotarłem do sklepu, po raz kolejny mi się udało. Jeszcze w domu szybko obejrzę psa i siebie, czy gdzieś jednak nie zakleszczył się ten afrykański pasożyt.

Współczucie dla obcych i ratowanie aukcji

Tydzień później z flagowego programu informacyjnego TVP „i9.30” dowiaduję się, że powinienem współczuć, a nawet polubić afrykańskich imigrantów, którzy jednak przedostają się przez białoruską granicę do Polski. Mówi mi o tym czarnoskóra i ładna – przynajmniej według standardów telewizyjnych – młoda imigrantka, która skoro tylko dostała się do Polski, zaczęła marzyć o otwarciu zakładu fryzjerskiego. Będzie się w nim zajmować m.in. uplataniem warkoczyków na afrykańskich włosach, w końcu uczyła się tego i zna się na tym świetnie. To, że się zna, widzę zresztą na ekranie telewizora, bo jej opowieść ilustrowana jest właśnie taką pracą. Już jej współczuję, choć nie wiem, czy powinienem. W końcu materiał pokazuje mi, że ta fryzjerka będzie miała klientów – to biznes, który się z pewnością zepnie. Dopiero po chwili odkrywam, że jej klientami wcale nie będą Polacy, tylko imigranci, na których zgodził się już Donald Tusk. Dobrze, że chociaż będą ładnie wyglądali... 

Uwagę widzów zwróciła z pewnością jeszcze jedna informacja – ta o aukcji koni Pride of Poland w Janowie Podlaskim. Nowy szef stadniny tłumaczy mi z telewizora, że teraz trzeba odbudować zniszczoną przez PiS renomę. Że ta aukcja pokazuje właśnie, że to jest możliwe, i że to się już właśnie dzieje. W ostatniej chwili – jestem gotów tak pomyśleć, jednak sięgam do liczb. I odkrywam, że tegoroczna aukcja Pride of Poland skończyła się sprzedażą 10 koni za niecałe 640 tys. zł. W ubiegłym roku Pride of Poland to 14 aukcji zakończonych sprzedażą koni za łącznie 2,161 mln złotych. Żaden z programów informacyjnych nie porównał wyników aukcji z tego roku do lat ubiegłych. 
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe