Setka nierobów
Ciekawe o ilu naszych oponentach można by powiedzieć słowami Ericha Fromma: „Współczesny człowiek żyje w głębokim przekonaniu, że wie czego chce. Tymczasem, tak naprawdę, to chce tego, co mu się wmówi, że powinien chcieć”. Cóż, to kwestia pewnej samodzielności intelektualnej, choć wiem, że trudno tak naprawdę wymagać tego od ludzi, którzy powtarzali na przykład, że UE ma zawsze rację w sporze z Polską – tylko dlatego, że rządził u nas „Kaczor”, którego oni nie znosili (o cudzych kompleksach pisać nie będę). Patrząc na to, co się u nas dzieje z pewnej perspektywy, przede wszystkim geograficznej, dochodzę do wniosku, że byłoby to nawet zabawne, gdyby nie było takie smutne. Opozycja, która narzekała, że w prawicowym rządzie jest nadmiar ministrów i wiceministrów, jak tylko doszła do władzy, stworzyła tak liczny gabinet, że pobiła wszelkie rekordy. Nie nastąpiło to po trzech latach rządzenia - niektórzy po takim czasie tracą instynkt samozachowawczy - tylko po trzech tygodniach. Liczba ustaw, którą generuje Sejm z obecną większością jest tak śladowa (statystykę poprawiło kilka projektów ustaw związanych z… aborcją),że muszę w tym kontekście zacytować stare żydowskie powiedzenie: „Piętnastu pracowitych znaczy więcej niż setka nierobów”. Sejm bije rekordy w mediach społecznościowych – szkoda, że nie w robocie legislacyjnej, do której został powołany. No, to znów zacytuję żydowską maksymę, która mówi, że „Najcięższą ze wszystkich prac to nic nie robić”. Oczywiście w prorządowych mediach usłyszymy, że władza ustawodawcza bije rekordy pracowitości. Jak stykam się z taką nachalną propagandą, to od razu sięgam do słów prezydenta USA Thomasa Jeffersona: „Dziś nie można wierzyć gazetom. Nawet prawda wydrukowana na ich stronach wydaje się podejrzana”. Wyjątki od tej reguły tylko ją potwierdzają...
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (17.04.2024)