Marcin Bąk: Obrona rolnictwa obroną Europy
My, mieszkańcy zachodniej cywilizacji, żyjemy w świecie przesytu. Od wielu dziesięcioleci nie znamy już z własnego doświadczenia głodu. To doświadczenie było jeszcze udziałem naszych pradziadków. Dzisiaj tego nie rozumiemy, zwłaszcza nie pojmują tego mieszkańcy wielkich miast, udający się na zakupy do wielkich sklepów i wrzucający do koszyka zakupowego piętrzące się wszędzie towary spożywcze. Nie zawsze tak było. W przeszłości z powodu głodu wybuchały bunty i wojny, kontrola nad przepływem zboża mogła decydować o upadku państwa lub dynastii. Istniały przypadki, wcale liczne, gdy poszczególne państwa wprowadzały cła wywozowe na towary rolnicze, tak by jak najwięcej żywności pozostawało w kraju. W wielu rejonach Ziemi nadal brakuje żywności i kontrola nad obrotem produktami rolnymi jest tam tak samo istotna jak handel ropą, uranem czy gazem ziemnym.
Czytaj także: Wydano ciało Nawalnego
Zielony Nieład
Unia Europejska podejmuje w kwestiach gospodarczych coraz dziwniejsze działania. Nie miejsce tu na omawianie wszystkich konsekwencji jakie pociąga za sobą Zielony Ład ale jedną z pierwszych grup ludzi, jaka już odczuwa jego skutki, są rolnicy. Nie tylko w Polsce, w całej unijnej Europie ludzie związani z produkcją, transportem i przetwórstwem żywności widzą i czują co się święci. Wszystko za sprawą dwóch rzeczy – nowej niby religii i jakże by inaczej, pieniędzy.
Elity europejskie odrzuciły chrześcijaństwo ale coś w to miejsce ludowi dać trzeba. Testowano różne pomysły, wydaje się że obecnie rolę takiej powszechnej ideologii europejskiej, takiej niby-religii panującej, zaczął pełnić klimatyzm. „Planeta ginie”. „Zniszczyliśmy klimat”.” Ugotujemy się, jeśli zaraz czegoś nie zrobimy”.” Nic nie jest warte tego, żeby nasze dzieci i wnuki żyły w świecie jak z filmów post – apo”. To tylko część sloganów używanych i nadużywanych w szerzeniu ideologii klimatyzmu. Jest to metoda skuteczna, działa szczególnie wśród ludzi młodych. To chyba jedna z niewielu idei, za którą młodzi ludzie dali by się dzisiaj, no może nie zabić ale zdobyć na jakieś wyrzeczenia. Argumenty ad climatum są bardzo mocne, odwołują się do strachu (planeta ginie, wszyscy zginiemy!) i do poczucia wyższości (my ratujemy klimat, bo jesteśmy świadomi, ciemne ćwoki jeszcze tego nie rozumieją). Jest stosunkowo łatwo, za pomocą retoryki proklimatycznej narzucać coraz ostrzejsze regulacje, przy okazji dając zarobić firmom, które zainwestowały w „zielony” biznes.
Czytaj także: Rolnicy mają dość. Hiszpański kurort został kompletnie sparaliżowany [WIDEO]
Rolnicy jako szkodnicy
Rolnictwo zostało uznane za dział gospodarki emitujący zdecydowanie za dużo szkodliwych substancji. Z tego powodu jest wygaszane w Europie, bo jak inaczej nazwać stopniowe zwiększanie kosztów produkcji rolnej, podnoszenie cen energii, plany ugorowania pól uprawnych i tym podobne działania, połączone jednocześnie ze sprowadzaniem taniej żywności spoza Unii. Elity unijne uznały widać, że mogą sobie na to pozwolić, że ryzyko polityczne jest w granicach tolerancji. W pewnym sensie mają rację, w krajach zachodnich rolnicy wraz z rodzinami stanowią kilka do kilkunastu procent populacji. To jest taka część elektoratu, której stratę można ostatecznie przeboleć. Bezmyślność tego działania jest jednak aż nadto widoczna. Po pierwsze, tak jak większość działań europejskich nastawionych na zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych, działania ograniczające produkcje rolną są bez znaczenia. Wystarczy tylko spojrzeć, ile CO2 produkuje cała Unia Europejska a ile Azja czy obie Ameryki. Nawet drakońskie ograniczenia produkcji, transportu czy rolnictwa w Unii nie zmniejszą w jakiś istotny sposób globalnej emisji. Można zresztą z dużym prawdopodobieństwem założyć, że emisja przeniesie się po prostu w inne rejony świata, tak jak to już miało nie raz miejsce.
Druga sprawa jest jeszcze ważniejsza. Pozbawianie się własnego rolnictwa to zmniejszanie własnego bezpieczeństwa. To proszenie się o kłopoty. Jest to tym dziwniejsze, że przecież tak niedawno mieliśmy okazję przekonać się, jak bolesny może być brak własnej produkcji pewnych artykułów, gdy zapanował covid i porwały się łańcuchy dostaw.
Dzisiaj dużo mówi się o nadchodzącej konfrontacji z Rosją lub Rosją i Chinami. Mówi się o potrzebie zbrojenia, budowania schronów, przywracania zasadniczej służby wojskowej. Mówi się też o kwestiach bezpieczeństwa związanych ze sferą informacji, cyberprzestrzeni czy energetyki. Słusznie się mówi. Dlaczego zatem unijni przywódcy „topią” europejskie rolnictwo? Przecież wzięcie głodem „Twierdzy Europa” może się okazać za parę lat łatwiejsze niż kosztowna kampania lądowa. Dlaczego ten aspekt bezpieczeństwa nie jest brany pod uwagę?
Rolnicy polscy, hiszpańscy, niemieccy czy holenderscy protestują teraz w obronie swoich interesów, to prawda. Protestują też w interesie nas wszystkich, mieszkańców kontynentu, nad którym władzę przejęła grupa nawiedzonych ideologów.