Ryszard Czarnecki: Rosja w Strasburgu
Druga w tym roku, a pierwsza w lutym sesja Parlamentu Europejskiego w Strasburgu upłynęła w niemałej mierze w cieniu Rosji. Poświęcono temu niemal cały jeden dzień z czterech, składających się na „francuską” sesję PE.
Niemal czterogodzinna debata po oświadczeniach Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej na temat: „Dwa lata od wybuchu wojny napastniczej Rosji przeciwko Ukrainie” (tytuł oryginału) miała wysoką temperaturę. Zabrała bowiem głos europosłanka z Łotwy, reprezentująca tamtejszych Rosjan, którą właśnie oskarżono o szpiegostwo na rzecz Moskwy, co szczególnie ostro komentowali posłowie z krajów bałtyckich.
"Słowa są ważne i potrzebne, ale ważniejsze są czyny"
W swoim wystąpieniu mówiłem, że słowa są ważne i potrzebne, one też zmieniają rzeczywistość, ale jednak ważniejsze są czyny. Podkreślałem, że łatwiej jest wyrażać solidarność z Ukrainą, a jakoś trudniej rzeczywiście domknąć system sankcyjny, który jest tak szczelny, jak szczelne jest sito. Konkretnie mówiłem, jak kluczowe dla rosyjskiego przemysłu, ale też armii jest importowanie na wielką skalę półprzewodników z szeroko rozumianego Zachodu. Oczywiście są to często firmy spoza UE – na przykład z USA, Tajwanu czy Szwajcarii, ale również z krajów członkowskich Unii. Przypomniałem fakt, że Rosjanie mordują Ukraińców, walcząc w butach, które są produkowane z materiałów sprzedawanych przez firmy zachodnie
Nie wspomniałem - z braku czasu - że chodzi o firmy z Niemiec i Włoch, w tym także jedna z kapitałem mieszanym, bo z… Białorusi!
Tego samego dnia, poza omówieniem mającej się odbyć pod koniec lutego w Zjednoczonych Emiratach Arabskich 13 Konferencji Ministerialnej Światowej Organizacji Handlu, spędziliśmy szereg godzin na debacie o „Stosunkach politycznych między UE a Rosją”. Sprawozdawcą raportu w tej sprawie był były premier Litwy Andrius Kubilius – stały sprawozdawca do spraw Rosji w europarlamencie.
Kluczowa dyskusja o rosyjskich wpływach
W ramach tej „rosyjskiej” debaty odbyła się też kluczowa dyskusja o rosyjskich wpływach, także agenturalnych.
W kolejnym dniu przemawiał prezydent Rumunii Klaus Iohannis. Jego wystąpienie miało miejsce w ramach cyklu „Oto Europa”. Ten przedstawiciel mniejszości niemieckiej, będący Głową Państwa-i to szóstego ,co do liczby ludności - starał się o funkcje sekretarza generalnego NATO. To dlatego pojechał do Kijowa nie z Jarosławem Kaczyńskim, Mateuszem Morawieckim i premierami Czech oraz Słowenii: Petrem Fialą i Janezem Jansą, tylko dwa miesiące później, gdy było już bardziej bezpiecznie, z kanclerzem Niemiec i prezydentem Francji. „Cnotę stracił, rubla nie zarobił” – sekretarzem generalny NATO nigdy nie zostanie. A na pewno nie teraz.
*tekst ukazał się na portalu niezalezna.pl (10.02.2024)
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Tragiczna śmierć 10-latka. Nowe fakty
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Upadek projektu „czystego wodoru” w Niemczech