Marcin Bąk: Dwie polskie dusze
Ilekroć w kalendarzu zbliża się któraś z rocznic naszych romantycznych, nieudanych Powstań Narodowych, odnoszę silne wrażenie, że mamy tak jakby dwie dusze. Ja w każdym razie takie dwie dusze w sobie odnajduję, myślę, że i wielu z Państwa może to samo powiedzieć o sobie.
Na kilka dni przed kolejną rocznicą wybuchu Powstania Styczniowego konflikt, czy też dialog tych dwóch dusz przypomina o sobie szczególnie silnie. Jedna dusza, to dusza racjonalna, chłodno podchodząca do oceny rzeczywistości. Sceptycznie oceniająca szanse działań zbrojnych podejmowanych przy dużej dysproporcji sił. Ta dusza zdawała się w polskiej przeszłości częściej dochodzić do głosu w takich między innymi nurtach politycznych jak realiści krakowscy, konserwatyści, Stańczycy. Obóz kierowany przez Romana Dmowskiego, obóz Wszechpolski i wyrosła z niego Narodowa Demokracja, starały się kłaść nacisk na rozwój tych właśnie racjonalnych cech, ostro ganiąc romantyzm i emocjonalne podejście do polityki. Znajdujemy te wątki w publicystyce Cata Mackiewicza, szczególnie częste w tekstach poprzedzających bezpośrednio wybuch II wojny i w publicystyce powojennej.
Duch romantyczny
Jest i drugi nurt, romantyczno – insurekcyjny, w którym dusza powstańca dochodzi do głosu częściej i przejmuje kontrole nad ludźmi. To przede wszystkim cała tradycja dziewiętnastowiecznych powstań narodowych. Nie wszyscy, którzy brali udział w powstaniach byli romantykami ale na pewno byli nimi ci, którzy zrywy powstańcze inicjowali. Łatwo odnaleźć postawy romantyczne u przywódców Czerwonych z okresu Powstania Styczniowego, znacznie trudniej u Białych, choć i oni ostatecznie wzięli w walkach udział. Dyktator Powstania Romuald Traugutt, był jednym z tych patriotów, którzy odnosili się bardzo sceptycznie do koncepcji zrywu zbrojnego w tym czasie i z tymi siłami, jakimi rozporządzali spiskowcy. Ten dobrze wyedukowany oficer, z bogatym doświadczeniem wojennym, świetnie zdawał sobie sprawę z dysproporcji między powstańcami a Imperium Rosyjskim. Ostatecznie jednak, pod wpływem nalegań patriotycznie nastawionych ziemian z sąsiedztwa i wychodząc z założenia, że ktoś doświadczony tym zrywem pokierować powinien, stanął na czele słabo uzbrojonego i wyszkolonego oddziału. Dalszy rozwój wypadków uczynił go Dyktatorem, naczelnym dowódcą najdłużej trwającego Powstania w naszej historii.
Za bezpośrednich spadkobierców tradycji Powstania Styczniowego uważali się współpracownicy Józefa Piłsudskiego i sam Komendant. Na tle oceny Powstania dochodziło do ostrych sporów pomiędzy obozem piłsudczykowskim a narodowym. Z jednej strony padały zarzuty o skłonność do szafowania polską krwią, nieliczenie się z realiami, emocjonalizm a z drugiej oskarżenia o bezczynność czy wręcz kolaborację z zaborcą.
Dyskusja dwóch dusz polskich, duszy romantycznej i duszy racjonalnej wybuchła potężnie jeszcze w czasie trwania Powstania Warszawskiego i trwa właściwie do dzisiaj. Ci wszyscy, którzy interesują się dziejami naszego kraju, zajmują jakieś stanowisko – jedni, wierni tradycji insurekcyjnej, chwalą samą decyzję o wybuchu jako akt wzniosłej odwagi, wierności powstańczej tradycji. Drudzy, nie umniejszając bynajmniej bohaterstwa dowódców, kwestionują sensowność rozkazu nakazującego iść prawie bezbronnym powstańcom zdobywać niemieckie bunkry. Ostatni uczestnicy tych dramatycznych wydarzeń odchodzą na Wieczną Wartę a dyskusja trwa. Trochę tak, jak w latach międzywojennych, gdy odchodzili ostatni uczestnicy Powstania Styczniowego.
Niekończące się spory
Kto ma w tej dyskusji, w tym sporze nad polską historią rację? Nie jest to wcale takie oczywiste. W minionym już roku przygotowywałem w związku z okrągłą rocznicą wybuchu Powstania Styczniowego cykl audycji w Radio Warszawa. Siłą rzeczy, trzeba było odświeżyć sobie lektury historyczne, sięgnąć trochę do relacji uczestników, przypomnieć ikonografię i poezję z epoki, zanurzyć się w klimat powstańczy. Chłodna ocena jest dość jednoznaczna. Powstanie wybuchło w najgorszym z możliwych momentów, gdy Imperium Rosyjskie już zdołało się pozbierać po słabości towarzyszącej Wojnie Krymskiej i gdy koniunktura polityczna nie sprzyjała sprawie polskiej. Powstanie wybuchło też w fatalnym momencie jeśli chodzi o kwestie organizacyjne, w środku zimy, bez zgromadzonych zapasów, bez broni i bez planu w gruncie rzeczy. Udać się zwyczajnie nie mogło a jego koszty okazały się znaczne. Tysiące zabitych, dziesiątki tysięcy na zsyłkach i emigracji, likwidacja resztek autonomii Królestwa, rusyfikacja, konfiskaty majątków. Kiedy jednak czytałem wspomnienia, kiedy starałem się zagłębić w poezję patriotyczną popowstaniową, gdy oglądałem cykle ilustracji Artura Grottgera... Co tu dużo mówić, ta romantyczna, insurekcyjna część mojej duszy brała górę!
„W krwawym polu srebrne ptasze poszli w boje chłopce nasze”
I tak to już chyba z nami jest, trochę w nas romantyzmu, trochę chłodnej oceny sytuacji.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Ryszard Czarnecki: Za błędy polityki imigracyjnej UE ma płacić m.in. Polska
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Według niemieckich ekspertów Odra ma się świetnie. Co z ekologiczną histerią?