Burza wokół zmiany lokalizacji elektrowni jądrowej. Jest oświadczenie wojewody
Podczas spotkania 17.01.2024 r. w Chojnicach Wojewoda Pomorska wskazała, że w związku z dużą liczbą uwag oraz rozmów, które prowadziła zasadne jest powtórne przyjrzenie się i przeanalizowanie wydanej decyzji środowiskowej dla lokalizacji elektrowni w Lubiatowie
– głosi oświadczenie opublikowane przez Pomorski Urząd Wojewódzki. W dalszej części poinformowano, że "ostateczne decyzje co do lokalizacji elektrowni jądrowej na Pomorzu zostaną podjęte przez Rząd RP w stosownym czasie, po dokonaniu szczegółowych analiz".
O podjętych decyzjach będziemy Państwa informować bez zbędnej zwłoki
– podsumowano.
Czytaj także: Nagła wizyta unijnego komisarza ds. sprawiedliwości w Polsce
Żadne dementi
Komentarz Tysol.pl: opublikowane przez Urząd Wojewódzki dementi nie jest żadnym dementi.
Pani Rutkiewicz informuje w oświadczeniu, że "nieprawdziwe są informacje dot. zmiany lokalizacji elektrowni jądrowej". Sęk jednak w tym, że nikt nie informował, że do decyzji o zmianie lokalizacji doszło. Informowano tylko, że pani wojewoda przekazała, że obecna lokalizacja jest kwestionowana – co już jest olbrzymim powodem do niepokoju.
Obecne oświadczenie wojewody pomorskiej niczego nie wyjaśnia, mało tego – potwierdza obawy dot. potencjalnego celowego opóźnienia przeprowadzenia fundamentalnej dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego inwestycji przez rząd Donalda Tuska.
Co powiedziała wcześniej wojewoda?
Przypomnijmy: w środę „Dziennik Bałtycki” poinformował, że nowy wojewoda pomorski Beata Rutkiewicz zapowiedziała zmianę lokalizacji elektrowni jądrowej na Pomorzu. Rzekomo powodów ma być kilka, a najważniejszym z nich – „degradacja środowiska naturalnego”.
Nie w Lubiatowie-Kopalinie w gminie Choczewo a w okolicy Żarnowca w gminie Krokowa – to nowa lokalizacja pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej. Taką informacje przekazała dziś (17 stycznia 2024 r.) podczas swojej wizyty w Chojnicach nowa wojewoda pomorska Beata Rutkiewicz, podważając tym samym wydaną już decyzję środowiskową dla inwestycji w gminie Choczewo
– podawał „Dziennik Bałtycki”. Rutkiewicz poinformowała, że „decyzja środowiskowa dla lokalizacji w Lubiatowie została wydana, ale cały czas rozważamy czy słusznie”.
Są też różne głosy na temat wybranej technologii. Najbliższe miesiące będą decydujące
– przekazała wojewoda.
Czytaj również: Dr Rafał Brzeski: To nie był protest PiS, to był protest Wolnych Polaków
Może to opóźnić powstanie elektrowni o wiele lat
Jak pisaliśmy na łamach Tysol.pl, wypowiedź Rutkiewicz jest fatalną, choć też przez niektórych spodziewaną wiadomością. Już wcześniej pojawiały się obawy, że rząd Donalda Tuska będzie sabotował umowy na budowę elektrowni jądrowej zawartej z Amerykanami. Eksperci nie mają wątpliwości, że wobec nałożonego przez Unię Europejską obowiązku odchodzenia od węgla w miksie energetycznym i rosnących cen za emisję CO2, budowa elektrowni jądrowych w Polsce jest niezbędna dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju.
Natomiast decyzja o zmianie lokalizacji może być katastrofalna w skutkach dla inwestycji. Uzyskanie nowych pozwoleń środowiskowych na budowę elektrowni jądrowej może opóźnić powstanie obiektu o wiele lat i w praktyce oznacza wyrzucenie olbrzymich, już zainwestowanych pieniędzy w błoto.
Wypowiedź wojewody pomorskiej jest tym bardziej szokująca, że realizacja budowy elektrowni jądrowej w Lubiatowie-Kopalinie już ruszyła – w maju 2023 roku podpisano stosowne umowy z międzynarodowym konsorcjum firm Westinghouse i Bechtel.
Burza w sieci
Wobec zapowiedzi wojewody głos w sprawie w mediach społecznościowych zabierają liczni dziennikarze, komentatorzy i eksperci. Przedstawiamy wybrane komentarze.
Czy stać nas na zmianę lokalizacji elektrowni jądrowej? Nie. Co zatem robić? Po prostu budować. Potrzebujemy elektrowni jądrowych w naszym miksie energetycznym i nie mamy czasu na kolejne dyskusje. Konsensus co do potrzeby jest, przestańmy sami sobie rzucać kłody pod nogi
– pisze poseł Lewicy Paulina Matysiak. Zdaniem prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezarego Kaźmierczaka „to już działalność dywersyjna na pełnym gazie”.
Zmiana lokalizacji to najlepszym przypadku opóznienie projektu o kilka lat a najprawdopodobniej niekończące się nigdy „analizy”, jak z CPK. Głupi jednak jestem – nie sądziłem, że odważą się ruszyć atom
– wskazuje przedsiębiorca. Z kolei dziennikarz gazeta.pl Jacek Gądek przypomniał, jak za pierwszych rządów Donalda Tuska rząd zlecił prace przygotowawcze do powstania elektrowni jądrowej firmie, która „miała interesy w Rosji, więc nie była zainteresowana tym, by polski atom w ogóle powstał. ABW o tym ostrzegała, ale na nic to się zdało”.
Firma ta nic nie zrobiła, strona polska w końcu więc kontrakt wypowiedziała. Skończyło się klapą, choć premier Donald Tusk (w 2011) obiecywał, że prąd z atomu popłynie w… 2020 r. Jednak do 2015 r. tak w istocie nie zrobiono nic. Oby tym razem było lepiej. Wszyscy powinniśmy tu trzymać kciuki za rząd KO+3D+Lewicy
– pisze Jacek Gądek.
Zmiana lokalizacji elektrowni jądrowej – nawet na pobliską – to strata kilku lat i milionów złotych. Już teraz wiemy, że elektrowni jądrowej nie będzie w 2033 roku. Walczymy o 2035. Kolejne przesunięcia to katastrofa. Dlaczego? Ano dlatego, że po roku 2033 zaczyna się w Polsce luka wytwórcza, której pogłębieniem jest już zaplanowane wygaszenie Elektrowni Bełchatów. Jeśli nie uzupełnimy tej luki nowymi mocami – zwłaszcza stabilnym atomem – to możemy pożegnać się z zagranicznymi inwestycjami. Nikt nie zbuduje fabryki w kraju, który nie jest w stanie doposażyć swojej gospodarki w dostatecznie dużo dostatecznie taniej energii. Alternatywą jest dalsze spalanie węgla. Które już teraz jest dewastujące finansowo dla spółek. Po 2030 roku taniej nie będzie
– komentuje ekspert ds. energetyki i publicysta Jakub Wiech.