„MOJE” MECZE NA STADIO OLIMPICO
I znów „Wieczne Miasto”! Watykan i grób polskiego papieża, o którym wielu Włochów mówi mi, że był absolutnie wyjątkowy. Ale też – po raz pierwszy przeze mnie widziany, bardzo mało dostępny- grób św. Piotra. Zidentyfikowano go przecież dopiero w latach 1950-ch. No i wreszcie grób papieża Benedykta XVI, który tak bardzo szanował naszego Jana Pawła II, że poprosił o pochowanie go w tym samym miejscu, gdzie przed przenosinami piętro wyżej, do Bazyliki – były doczesne szczątki naszego rodaka.
Jednak przecież w tym miejscu pisze o futbolu. A Rzym kojarzy mi się przede wszystkim z piłką właśnie, mimo że kilka tygodni temu byłem na zwycięskim dla Biało-Czerwonych finale siatkarskich ME (3:0 z Włochami!).
Na Stadionie Olimpico byłem na dwóch meczach. Oba zapamiętam do końca życia. Akurat przebywałem w Rzymie i choć nie planowałem tego wcześniej, to postanowiłem pójść na spotkanie kolejki Serie A rozgrywane na stadionie, który pamięta jedyne w historii Italii Letnie Igrzyska Olimpijskie (rok 1960). Zdobycie biletów normalną drogą było niemożliwe. Wszędzie informacja, że są już wyprzedane. Może nic dziwnego, skoro to klasyk Lazio Roma – Juventus ? Postanowiłem zaryzykować, licząc, że może będą jakieś bilety w kasach ze zwrotów. Oczywiście nie było. Ale były „u koników”, jak kiedyś w PRL-u i oczywiście z dużym przebiciem. Skusiłem się. Ku swemu zaskoczeniu zobaczyłem, że w sektorze, w którym jestem, jest pustawo. Po chwili już wiedziałem, dlaczego… Mój sektor przylegał do sektora kibiców z Turynu. Lazio wygrało 1-0 po golu – pamiętam do dziś – Liveraniego, ale to po meczu dopiero zaczęło się dziać! Kibice „Juve” rzucali czym popadnie – z wzajemnością, tyle że wszystkie te przedmioty lądowały w moim sektorze. Gdy paręnaście centymetrów ode mnie rozbiła się butelka z wodą, po raz pierwszy w mojej długiej kibicowskiej karierze (i ostatni) – uciekłem. Oj, będę to pamiętał!
Drugi mecz był dla mnie i polskich kibiców bardzo przyjemny, bo był to pojedynek wiosennej rundy europejskich pucharów (chyba Ligi Mistrzów?) między oczywiście Lazio a Wisłą Kraków. To był wyjątkowy sezon dla „Białej Gwiazdy”, w którym drużyna Kasperczaka m.in. sponiewierała na wyjeździe Schalke 04 Gelsenkirchen. Gole dla "Białej Gwiazdy strzelali wówczas m.in. Kamil Kosowski, Maciej Żurawski i Kalo Uche, zaś bramki bronił – niestety, kiepsko - Francuz, którego trener Kasperczak ściągnął z francuskiej Ligue 1. Na Olimpico był „rollercoaster”, bo Wisła wygrywała, Włosi ją ścigali i remis 3-3 pozostawił wśród polskich fanów niedosyt. Prowadziliśmy w tym meczu parę razy, w tym pod koniec 3-2,ale nie obroniliśmy przewagi. I to było decydujące w kontekście rewanżu przy Reymonta w Krakowie. Tam było od razu 1-0 dla nas ,ale nagle główny arbiter okulał, musiał zejść z boiska, zastąpił go asystent - tyle, że dłuższa przerwa bardzo zaszkodziła „Białej Gwieździe”: Żurawski i koledzy ostatecznie przegrali jeden do dwóch. A w Rzymie, jak to w Rzymie - było tak pięknie i tak wspaniale się zapowiadało...
*tekst ukazał się w „Polska Times” (27.11.2023)