Historia w Aspektach Różnych: 31 sierpnia 1939 r. – prowokacja gliwicka


Zachowany do dnia dzisiejszego 111-metrowy maszt nowej Radiostacji Gliwickiej. Jest to najwyższy na świecie budynek z drewna. Domena publiczna.
Maciej Orzeszko
Pomysł operacji powstał w lecie 1939 r. Według ogólnego zarysu, miała ona polegać na zaaranżowanym ataku funkcjonariuszy SS przebranych w mundury Wojska Polskiego lub udających obywateli polskich na niemieckie obiekty cywilne (takie działania współcześnie nazywa się „operacjami pod fałszywą flagą”, ang. False Flag Operations).
Reinhard Heidrich, osoba nr 2 w SS po Heinrichu Himmlerze, twórca planu prowokacji gliwickiej. Domena publiczna.
Plan został opracowany przez SS-Obergruppenführera i generała policji Reinharda Heydricha, szefa służby bezpieczeństwa Rzeszy (Sicherheitsdienst, SD) i policji bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei), na osobiste zlecenie Adolfa Hitlera. Akcję miała przeprowadzić grupa pięciu specjalnie wyselekcjonowanych agentów pod dowództwem SS-Sturmbannführera Alfreda Helmuta Naujocksa, kadrowego oficera SD. Naujocks, należący do SS od 1931 r., miał doświadczenie w podobnych operacjach, m.in. w 1934 r. dowodził akcją na terenie Czechosłowacji przeciw tajnej radiostacji opozycyjnej do Hitlera frakcji NSDAP tzw. „Czarnego Frontu”. Był ponadto specjalistą w fałszowaniu dokumentów – np. w 1937 r. spreparował dokumenty świadczące o rzekomej współpracy sowieckich wysokich oficerów z marszałkiem ZSRS Michaiłem Tuchaczewskim z niemieckim wywiadem, których podesłanie Stalinowi wywołało wielką czystkę w Armii Czerwonej. Dywersanci udawali powstańców śląskich i ubrani byli w stroje cywilne.
Gliwice (niem. Gleiwitz) przed wojną należały do III Rzeszy, będąc miastem przygranicznym – granica z Polską przebiegała ok. 10 km na północny wschód. W mieście znajdowały się dwie radiostacje: jedna zbudowana w 1925 r. przy obecnej ulicy Radiowej, gdzie znajdowało się studio mikrofonowe, oraz druga, nowa stacja nadawcza, zbudowana w latach 1934-35 przez firmę Lorentz, nosząca nazwę Gleiwitzer Sender, która pełniła funkcje jedynie emisyjne – nadawała przesyłany kablem teletechnicznym ze starej radiostacji lub z Wrocławia.
Stara radiostacja gliwicka. Za stroną: http://odkrywca.pl/
Akcja przygotowana była dość pośpiesznie i agenci nie do końca zdawali sobie sprawę z funkcji obu radiostacji – celem ich ataku była nowa stacja Gleiwitzer Sender. Zmylił ich zapewne fakt, że na jej terenie stała (i stoi do dziś) bardzo okazała wieża antenowa o wysokości 111 m (jest to największa na świecie budowla z drewna), i nie wiedzieli, że stacja ta nie służy do redagowania komunikatów.
Dywersanci przybyli do Gliwic 15 sierpnia i zostali rozlokowani w różnych hotelach. Tak wczesna data ich przyjazdu wiązała się z faktem, że pierwotną datę ataku na Polskę wyznaczono na 25 sierpnia. Za bezpośrednie przeprowadzenie operacji odpowiadał Naujocks, który plan obiektu miał w pamięci.
31 sierpnia po południu Heydrich podał hasło „Babcia umarła” (niem. Großmutter gestorben), będące sygnałem do działania.
Naujocks przekazał informację o celu ataku swoim podwładnym dopiero wieczorem 31 sierpnia. W akcji miały też uczestniczyć inne oddziały SD i Gestapo, które odpowiadały za zabezpieczenie działań grupy atakującej. W tym czasie, w związku z ogłoszonym alarmem o rzekomych akcjach dywersyjnych Polaków, miasto zostało obsadzone dodatkowymi oddziałami policji.
Alfred Helmut Naujocks (1911-66), SS-Sturmbannführer, oficer Służby Bezpieczeństwa Rzeszy (Sicherheitsdienst, SD), głównodowodzący prowokacji gliwickiej. Zdjęcie na licencji Wikimedia Commons.
Około godz. 18 Gestapo oficjalnie przejęło ochronę radiostacji. Pojawiło się tam dwóch gestapowców w policyjnych mundurach, z których jeden miał czuwać przy furtce i wpuścić grupę atakującą, a drugi wszedł na teren stacji i zaprzyjaźnił się z obsługą – miał on pilnować, aby w czasie ataku nikt z personelu nie próbował się bronić lub atakować agentów SD.
Około godz. 19 atakujący opuścili hotele, pozostawiając w nich na rozkaz Naujocksa wszystkie dokumenty. Grupa bez problemu weszła na teren radiostacji przez tylne drzwi i ok. godz. 20 wkroczyła do sali nadajnika, gdzie pracowało trzech techników w towarzystwie policjanta-przebierańca. Wszyscy słuchali wiadomości wieczornych, nadawanych i retransmitowanych przez stację z Wrocławia.
Atakujący, udając powstańców śląskich, sterroryzowali obsługę. Okazało się jednak, że w pomieszczeniu nie ma żadnych mikrofonów ani aparatury nadawczej – sala mikrofonowa znajdowała się w budynku starej radiostacji, odległym o ok. 4 km. Przy pomocy znajdującej się w opanowanym pomieszczeniu aparatury nie dało się też przerwać nadawania programu wrocławskiego. Agenci wpadli w nerwowość, pobili jednego z pracowników i po 10 minut poszukiwaniach zmuszono zakładników do wydania tzw. mikrofonu burzowego. Był to zwykły mikrofon radiowy, służący kilka razy w roku do zawiadamiania radiosłuchaczy o nadciągającej burzy. Nie były to ostrzeżenia, ale informacje, że za chwilę radiostacja przerwie nadawanie ze względu na wyładowania atmosferyczne. Chodziło o to, żeby radiosłuchacze poczekali na zakończenie burzy i nie kręcili w tym czasie gałkami (na tanich odbiornikach w ciągu dnia na Górnym Śląsku można było słuchać tylko niemieckiej radiostacji z Gliwic i polskiej – z Katowic). Jeden z pracowników wydał i podłączył ten mikrofon.
Sala, z której nadano sygnał – w głębi urządzenie Lorentza. Zdjęcie na licencji Wikimedia Commons.
W grupie atakującej znajdował się mówiący po polsku lektor, który – zgodnie z planem – miał odczytać komunikat w języku polskim i niemieckim. Napastnikom udało się odczytać tylko 9 słów przygotowanego komunikatu:
,,Uwaga, tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w rękach polskich…”
Później z transmisja została przerwana z niejasnego do dziś powodu. Być może nadawanie udało się w sposób niezauważony przerwać jednemu z pracowników radiostacji lub nastąpił błąd techniczny. Atakujący o tym jednak nie wiedzieli i byli pewni o sukcesie swojej misji i bez przeszkód wycofali się z radiostacji. Na zewnątrz oddali kilka strzałów, co miało świadczyć o tym, że policja ściga zamachowców.
W czasie, gdy trwało nadawanie, na zewnątrz działało Gestapo, które podrzuciło na teren radiostacji jedne lub więcej zwłok rzekomo zastrzelonych podczas ucieczki zamachowców, tzw. „konserwy”. Jednego z nich zidentyfikowano w latach 90-tych – był to Franciszek Honiok, Ślązak, obywatel niemiecki, uczestnik III Powstania Śląskiego. Honiok znany był z sympatii propolskich i notowany w kartotekach policji i Gestapo, został aresztowany 30 sierpnia. Przewieziono go na teren radiostacji odurzonego narkotykiem i zastrzelono, był on ubrany po cywilnemu.
Franciszek Honiok, powstaniec śląski i działacz polonijny w Niemczech, aresztowany przez Gestapo 30 sierpnia 1939 r. i zamordowany, jego ciało Niemcy podrzucili na teren radiostacji gliwickiej. Uważany jest za pierwszą cywilną ofiarę II Wojny Światowej. Domena publiczna.
Według niektórych opracowań oraz powojennych zeznań Naujocksa, Niemcy podrzucili także na teren radiostacji ciała dwóch więźniów obozu koncentracyjnego przebrane w polskie mundury wojskowe. Więźniów zamordowano zastrzykami z fenolu, a ciała postrzelano.
Po akcji zamachowcy bez przeszkód powrócili do hoteli, podczas gdy radiostację otoczyło Gestapo. Naujocks zatelefonował do Heydricha, od niego jednak dowiedział się, że cała akcja w zasadzie zakończyła się fiaskiem – komunikat był urwany i ledwie słyszalny. W tej sytuacji radio niemieckie o godz. 22.30 podało obszerny, opracowany wcześniej komunikat o „polskich prowokacjach” oraz „licznych naruszeniach granicy” przez Polaków, jednak bez podania konkretów.
Tego wieczora Niemcy przeprowadzili kilka podobnych, choć już nie tak spektakularnych prowokacji, np. w Hochlinden (Stodoły, dziś dzielnica Rybnika) i w Pitschen (Byczyna k. Kluczborka, napad na leśniczówkę), w których użyto polskich mundurów, pozyskanych przez Abwehrę.
Część budynku, przez którą weszli napastnicy. Stan obecny. Zdjęcie na licencji Wikimedia Commons.
Dokładny przebieg prowokacji gliwickiej został ustalony dokładnie już w 1945 r. podczas procesu norymberskiego. Dowódca grupy atakującej, Alfred Naujocks, przeżył wojnę. Aresztowany i osadzony w obozie dla zbrodniarzy wojennych w Norymberdze, uciekł stamtąd w 1946 r. po informacji, że Polacy starają się o jego ekstradycję. Ukrywał się w Niemczech Zachodnich, został ponownie aresztowany dopiero w 1965 r. Śledztwo przeciw niemu prowadziła prokuratura w Hamburgu, jednak Naujocks zmarł rok później. Przedtem jednak, wraz z dwoma innymi uczestnikami akcji złożył zeznania przed prokuratorem Alfredem Spießem.
Prowokacja gliwicka była głęboko utajniona, nie są znane żadne dokumenty jej dotyczące. Nie opatrzono jej też żadnym kryptonimem. Stosowana w literaturze nazwa Operacja „Himmler” jest błędna.
M. O.
Tablica upamiętniająca prowokację gliwicką 31 sierpnia 1939 r. Zdjęcie na licencji Wikimedia Commons.