Nie ma zgody Polski na przymusową relokację migrantów. Premier jedzie do Brukseli
Podczas rozpoczynającego się w czwartek dwudniowego szczytu Rady Europejskiej przywódcy państw UE mają rozmawiać o rosyjskiej wojnie przeciwko Ukrainie oraz o dalszym wsparciu UE dla Ukrainy, a także o gospodarce, bezpieczeństwie i obronie, migracji i stosunkach zewnętrznych.
We wtorek premier Morawiecki wziął udział w spotkaniu koordynacyjnym z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem; wzięli w nim też udział m.in. prezydent Cypru Nikos Christodulidis, prezydent Litwy Gitanas Nauseda, premier Czech Petr Fiala i kanclerz Austrii Karl Nehammer.
"Nie ma zgody Polski na ten mechanizm"
Rzecznik rządu Piotr Müller w rozmowie z PAP podkreślił, że szczyt RE to miejsce, w którym poruszane są najważniejsze kwestie związane z relokacjami. "Oczywiście podczas tego szczytu będzie dyskusja, czy taki przymusowy mechanizm relokacji w Unii Europejskiej powinien funkcjonować” – powiedział. "My będziemy podtrzymywać swoje stanowisko i jasno je wyrażać, że nie ma zgody Polski na ten mechanizm" - oświadczył.
W poniedziałek premier Morawiecki mówił podczas szczytu V4 w Bratysławie o sytuacji z 2021 roku, kiedy to prezydenci Białorusi i Rosji próbowali zdestabilizować Polskę poprzez sztuczną migrację wywołaną na naszej wschodniej granicy. "Wiemy z czym to się wiąże i dlatego będziemy mieli absolutnie jednoznaczne stanowisko na najbliższej Radzie Europejskiej" - zaznaczył.
"Zaproponuję w jaki sposób polityka migracyjna w Unii Europejskiej powinna być konstruowana, tworzona dla dobra całej UE, a przede wszystkim w taki sposób, żeby zachować pełną suwerenność państw członkowskich, pełną suwerenność Polski w odpowiedzi na wyzwania migracyjne" - oświadczył wówczas Morawiecki.
Polskie źródło dyplomatyczne przekazało wcześniej PAP, że na posiedzeniu Rady Europejskiej Polska odwoła się do konkluzji szczytów unijnych m.in. z 2016 roku, 2018 roku i 2019 roku, w których „jasno zapisano, że prace nad reformą migracyjno-azylowo mają być zakończone konsensusem”. „Miało nie być przepychania kolanem przy pomocy większości kwalifikowanej różnych rozwiązań, tylko miało być zbudowane unijne porozumienie. Tak się niestety nie stało. Wiemy, że technicznie jest to większość kwalifikowana, ale politycznie miał być wypracowany konsensus” – mówiło PAP źródło.
Ministrowie spraw wewnętrznych państw UE przyjęli stanowisko negocjacyjne w sprawie reformy regulacji migracyjnych w Unii. Stanowisko to będzie podstawą negocjacji prezydencji Rady z Parlamentem Europejskim. Polska i Węgry głosowały przeciwko poparciu tzw. paktu migracyjnego. Tzw. pakt migracyjny zawiera m.in. system "obowiązkowej solidarności". Polega on na tym, że choć "żadne państwo członkowskie nie będzie nigdy zobowiązane do przeprowadzania relokacji", to "ustalona zostanie minimalna roczna liczba relokacji z państw członkowskich, z których większość osób wjeżdża do UE, do państw członkowskich mniej narażonych na tego rodzaju przyjazdy".
Liczbę tę ustalono na 30 tys. "Natomiast minimalna roczna liczba wkładów finansowych zostanie ustalona na 20 tys. euro na relokację. Liczby te można w razie potrzeby zwiększyć, a sytuacje, w których nie przewiduje się potrzeby solidarności w danym roku, również zostaną wzięte pod uwagę" - czytamy w komunikacie Rady UE. Oznacza to de facto, jak tłumaczył PAP wysokiej rangi dyplomata unijny, który uczestniczył w negocjacjach, wybór między relokacją migrantów a ekwiwalentem finansowym w przypadku braku chęci ich przyjęcia.
W połowie czerwca Sejm przyjął uchwałę wyrażającą sprzeciw wobec unijnego mechanizmu relokacji nielegalnych migrantów, która zobowiązuje rząd do stanowczego sprzeciwu wobec propozycji. Prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadczył w Sejmie, że kwestia relokacji migrantów w Unii Europejskiej musi być przedmiotem referendum.