Turcja czyli kontynuacja
Turcja wybrała kontynuację– świadczy o tym wynik wyborów parlamentarnych, które przeszły prawie niezauważone, bo większość obserwatorów skupiła się na prezydenckich. Obóz władzy uzyskał 320 mandatów na 600, z czego AKP Erdogana (Partia Sprawiedliwości i Rozwoju) ma 266, a koalicjant z tej samej listy nacjonalistyczny MHP – 50. Przewaga rządzącego Sojuszu Ludowego jest zdecydowana, uzyskał on przeszło 14% więcej niż opozycyjny, lewicowo-liberalny Sojusz Narodowy. Recep Tayyip Erdogan nie wygrał wyborów prezydenckich w pierwszej turze – zabrakło mu 0,6%, ale ma przewagę 4,5% nad Kemalem Kilicdaroglu, a do tego został już poparty przez kandydata nacjonalistów, antysystemowego Sinana Ognana, który uzyskał 5,2%. Wyraźna porażka opozycji w wyborach parlamentarnych też będzie sprzyjać Erdoganowi, który do dwóch dekad swoich rządów (11 lat jako premier i 9 lat jako prezydent) dołoży kolejnych 5.
Co to oznacza dla Polski, Europy i świata? Mamy obecnie z Turcją najlepsze stosunki w historii – i to się nie zmieni. Ankara pamięta, że wbrew przywódcom Niemiec i Francji, śp. prezydent Lech Kaczyński domagał się miejsca dla Turcji w UE. Inna sprawa, że przy wecie Berlina i Paryża nie było to możliwe.
Główne kierunki polityki zagranicznej Turcji zostaną utrzymane, choć spodziewam się powyborczego zielonego światła dla Szwecji w NATO.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (17.05.2023)