Papież Benedykt, wachmistrz Soroka i...
Wielu ciepło wspomina papieża Benedykta XVI, a ja cofam się 283 lata wstecz do konklawe, które wybrało Benedykta XIV. Konklawe trwało już pół roku (!), białego dymu nie było, aż w końcu kardynał Prospero Lorezo Lambertini wygłosił emocjonalną mowę: „Jeśli chcecie świętego - niech papieżem zostanie Gotii, jeśli dyplomatę - wybierzcie Androvandiego, jeśli wystarczy wam po prostu dobry człowiek - zdecydujcie się na mnie”. I tak wygrał Stolicę Piotrową! Piszę o tym, bo to dla mnie świetna nauczka, że nie trzeba swojej dobroci chować pod korcem. Wręcz przeciwnie: trzeba poświęcać czas i środki, aby innych przekonywać do własnej dobroci. Oczywiście jeśli to prawda. Gdyby na przykład taki Tusk wyszedł i powiedział: „jestem dobrym człowiekiem” - kabarety by splajtowały, bo nie byłyby już potrzebne. A Jarosław Kaczyński? Jest naprawdę dobry, ale starannie to ukrywa. Nie wypada mu się do tego przyznać. Pewnie woli, aby mówiono o nim słowami wachmistrza Soroki o Andrzeju Kmicicu: „Nasz pan dla wrogów okrutny, ale dla swoich też nielekki”. Cóż, „tyż prowda”.
A propos dobra, to opozycyjnej lewicy chciałem zadedykować powiedzonko z dawnych lat: „jeśli masz serce po lewej stronie, to nie trzymaj portfela w prawej kieszeni”. A jak słucham, jaką to dobroć obiecuje Tusk, jak już wygra wybory. Przypominają mi się słowa hinduskiego pisarza i laureat literackiego Nobla Rabindranatha Tagore: „Ten, kto jest zajęty czynieniem dobra, niekiedy nie ma czasu żeby być dobrym”. Skądinąd do tegoż lidera opozycji pasują jak ulał słowa przedwojennego prawicowego pisarza, dramaturga, zresztą endeka Adolfa Nowaczyńskiego: „Oto altruista i romantyk! Wkopał w ziemię jedną cegłę i myślał, że mu wyrośnie dobroczynny szpital dla biednych - jego imienia”...
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (10.05.2023)