Paweł Jędrzejewski: Za co prezydentowi Niemiec nie wolno prosić o przebaczenie, a za co powinien

– Stoję dziś przed Państwem i proszę o przebaczenie za zbrodnie popełnione tutaj przez Niemców – powiedział prezydent RFN Frank-Walter Steinmeier pod Pomnikiem Bohaterów Getta w 80. rocznicę wybuchu powstania w warszawskim getcie.
Prezydent Izraela Isaac Herzog, Prezydent RP Andrzej Duda i prezydent RFN Frank Walter Steinmeier Paweł Jędrzejewski: Za co prezydentowi Niemiec nie wolno prosić o przebaczenie, a za co powinien
Prezydent Izraela Isaac Herzog, Prezydent RP Andrzej Duda i prezydent RFN Frank Walter Steinmeier / Marek Borawski KPRP/ Prezydent.pl

Był to historyczny moment, bo Steinmeier jest pierwszym prezydentem RFN, który przemówił  w miejscu, gdzie 7 grudnia 1970 roku uklęknął kanclerz Niemiec Willy Brandt.

Jak oceniać gest Steinmeiera? Większość komentujących wypowiada się z aprobatą.

Zdecydowanie nie podzielam ich opinii.

 

Jedyni, którzy mogliby przebaczyć, zostali zamordowani

Prezydent Niemiec przed tak ważną, symboliczną chwilą powinien głębiej przemyśleć sprawę, przeanalizować temat i nie działać pochopnie, ślizgając się po powierzchni zagadnienia, które dotyczy potwornego aktu ludobójstwa.

Zauważmy, że prezydent Steinmeier za zbrodnie Niemców nie przeprasza, ale pomija przeprosiny i występuje wprost z prośbą o przebaczenie tych zbrodni. To ważna i głęboka różnica. Przeproszenie wymaga od przepraszanego co najwyżej akceptacji. Inaczej jest z prośbą o przebaczenie. Ona oczekuje słów przebaczenia, a przebaczenie oznacza darowanie win. 

Po pierwsze, czy do prezydenta Niemiec nie dotarła rzecz najważniejsza: że dla tych zbrodni – zbrodni ludobójstwa – po prostu nie ma przebaczenia? Że jest ono niemożliwe?
                    
Po drugie, czy nie powinien on zadać sobie trochę więcej trudu i dowiedzieć się, co na temat przebaczania i próśb o jego uzyskanie mówi etyka znacznie starsza od etyki dominującej we współczesnym świecie zachodnim, gdzie panuje moda łatwego przepraszania za historyczne zaszłości. Mam na myśli etykę żydowską, w której zagadnienie skruchy i przebaczenia odgrywa centralną rolę.

Etyka żydowska, jeśli nawet tylko powierzchownie znana dziś zlaicyzowanym Żydom, wywodząca się oczywiście z judaizmu, miała i ma wśród praw oraz zasad dotyczących przebaczania kilka bardzo mądrych, wnikliwych aksjomatów. 

 

Przebaczanie to sprawa wyłącznie pomiędzy sprawcą i pokrzywdzonym

Po pierwsze, tylko skrzywdzony człowiek może wybaczyć temu, kto go skrzywdził. To jego trzeba błagać o przebaczenie. Przebaczanie nie dopuszcza żadnych pośredników. Nawet Bóg nie przebacza temu, kto skrzywdził innego człowieka i nie uzyskał od skrzywdzonego przebaczenia.

Z tego wynika logicznie aksjomat drugi – że nie wolno przebaczać w cudzym imieniu. Szczególnie podkreślone jest to, że nie wolno przebaczać w imieniu pomordowanych. A więc nigdy nie ma przebaczenia dla morderców, bo tylko zamordowani mogliby im przebaczyć, a nie mają przecież możliwości przebaczenia, skoro odebrał ją im, razem z życiem, morderca. 
Trzecim aksjomatem jest to, że prosić o przebaczenie może tylko sprawca krzywdy. Sprawcy niemieckich zbrodni mieli swoją szansę na przebaczenie w dziesięcioleciach powojennych. Nie mogli, oczywiście, prosić o przebaczenie tych, których zamordowali, ale mogli błagać o przebaczenie rodziny pomordowanych. O ile ktokolwiek z ich bliskich pozostał przy życiu. Rzecz jasna nie za odebranie życia ofiarom, ale za odebranie żyjącym ich bliskich – rodziców, braci, sióstr, mężów, żon i dzieci.

Dlatego proszenie o przebaczenie za zbrodnie popełnione przez Niemców w czasie II wojny światowej – w trakcie Zagłady, w getcie warszawskim czy w ogóle w całej okupowanej stolicy Polski – jest gestem na pokaz, gestem powierzchownym, nieprzemyślanym i pozbawionym moralnego sensu. I tak byłoby to postrzegane przez większość ofiar.

Ponadto, jeżeli prezydent Steinmeier miał zamiar prosić o przebaczenie Żydów, to czy nie powinien sprawdzić wcześniej, co sądzą Żydzi o przebaczaniu za ludobójstwo?

Taką wiedzę można uzyskać z każdej książki omawiającej zagadnienia etyki żydowskiej. Gdyby ją przeczytał, wiedziałby, że najważniejsze zdanie, które wygłosił podczas obchodów 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie, powinno brzmieć tak: „Stoję dziś przed Państwem i wiem, że nie mogę prosić o przebaczenie za zbrodnie popełnione tutaj przez Niemców, ponieważ tylko ofiary mogłyby im przebaczyć, a one nie żyją. Więc te potworne zbrodnie ludobójstwa nie mogą zostać przebaczone i nigdy nie zostaną przebaczone”.

 

Za co prezydent RFN powinien prosić o przebaczenie

I czy na tym powinien zakończyć?

Zdecydowanie nie! 

Dopiero po tych słowach prezydent Republiki Federalnej Niemiec mógłby naprawdę poprosić o przebaczenie. O przebaczenie innych win – win popełnionych przez Niemców żyjących już po II wojnie światowej, przez niemieckie instytucje państwa i prawa – polegających na systemowym uniemożliwianiu rozliczenia i sprawiedliwego ukarania niemieckich morderców z okresu nazistowskiego.

Państwo niemieckie robiło bowiem przez długie powojenne dziesięciolecia wszystko, żeby chronić zbrodniarzy przed sprawiedliwością. To już nie nazistowski reżim, to nie NSDAP – partia Hitlera, ale demokratyczna i rzekomo praworządna Republika Federalna Niemiec.

Historycy twierdzą, że z wielu setek tysięcy osób zaangażowanych w ludobójstwo 99 procent nigdy nie zostało postawionych przed sądem. W okresie 60 lat (1946–2005) z wszystkich postawionych przed sądem skazanych zostało jedynie 6656 osób. Wielu z nich nie zobaczyło jednak więziennej celi, bo czas oczekiwania na wyrok zaliczono im na poczet wyroku. Wielu zwolniono przed czasem z powodu rzekomo złego stanu zdrowia. „Większości sprawców uszło to na sucho” – powiedziała telewizji CNN Mary Fulbrook, profesor historii Niemiec na University College w Londynie.

Według oficjalnych danych, zaprezentowanych przez niemieckie Federalne Ministerstwo Sprawiedliwości, w końcu lat 50. XX wieku aż 77% wyższych urzędników tego ministerstwa stanowili niegdysiejsi członkowie partii nazistowskiej, co – szokująco – było wyższym odsetkiem niż udział nazistów w czasie władzy Hitlera. Liczebna przewaga byłych nazistowskich urzędników w ministerstwie umożliwiała im ochronę przestępców wojennych i sprawców ludobójstwa. 

Po wojnie Ministerstwo Sprawiedliwości nowopowstałej Republiki Federalnej Niemiec postanowiło do osądzenia zbrodniarzy korzystać z Kodeksu karnego z roku 1871. Według zawartego tam prawa oskarżyciele musieli udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że postawiony przed sądem działał z własnej inicjatywy i miał świadomość bezprawności swojego czynu. Bez tego nie można było go skazać za morderstwo. Tak więc, gdy na rozkaz Hitlera lub Himmlera mordowano setki tysięcy niewinnych ludzi – Żydów, Polaków, jeńców sowieckich, chorych psychicznie – podlegli im funkcjonariusze państwowi, niezależnie od ich rangi, mogli skutecznie bronić się argumentem, że wykonywali wyłącznie polecenia zwierzchników. Oznaczało to, że esesman, który kierował ludzi do komór gazowych, nie mógł być skazany za morderstwo lub udział w zbrodni. Jedynie gdy wybierał z tych stojących w szeregu przed komorą gazową jakąś ofiarę i strzelał jej w głowę, mógł zostać skazany, bo wykazał nadmierną gorliwość. Oczywiście pod warunkiem, że w sądzie pojawili się wiarygodni świadkowie tej zbrodni. A to zdarzało się bardzo rzadko z przyczyn obiektywnych: świadkowie umierali po kilkunastu minutach w komorach gazowych. Tak więc skazanie było praktycznie niemożliwe.

 

Pięć nazwisk

Przykładowo, wymienię tylko pięć nazwisk z wielotysięcznej listy: Erich von dem Bach-Zelewski, Heinz Reinefarth, Karl Streibel, Kurt Franz, Wilhelm Koppe. Wszyscy odpowiedzialni za zamordowanie tysięcy ludzi – Żydów i Polaków. 

Generał Waffen-SS Erich von dem Bach-Zelewski przeprowadził rozstrzelanie 35 tys. Żydów w Rydze, odpowiadał za masakry w Mińsku i Mohylewie oraz za mordowanie ludności cywilnej w Warszawie podczas powstania warszawskiego. Jednak postawiony został przed sądem i skazany dopiero w latach 60. i to wcale nie za te zbrodnie, ale za udział w „nocy długich noży” i za przedwojenne morderstwo na sześciu niemieckich komunistach. Zbrodnie ludobójstwa, których się dopuszczał jako dowódca SS, nigdy nie stały się przedmiotem rozprawy sądowej. 

Heinz Reinefarth, którego oddziały w ciągu zaledwie kilku dni wymordowały ok. 50 tys. mieszkańców Warszawy w dzielnicy Wola. Reinefarth nie tylko, że nie poniósł kary za swoje zbrodnie, nie stanął przed sądem, ale był w Niemczech burmistrzem Westerland na wyspie Sylt, a następnie posłem do landtagu w Szlezwiku-Holsztynie. 

Kapitan SS Karl Streibel, dowódca obozu szkoleniowego w Trawnikach, był odpowiedzialny za rozstrzelanie jednego dnia 6 tys. Żydów w ramach „Aktion Erntefest” („Akcji Dożynkowej”). Został uniewinniony w roku 1970 przez sąd w Hamburgu. 

Kurt Franz – sadysta i notoryczny morderca z Treblinki, własnymi rękoma zamordował setki ludzi. Formalnie skazany, bo udowodniono mu wiele morderstw konkretnych więźniów, został jednak uwolniony „ze względu na stan zdrowia”. To charakterystyczny proceder niemieckich sądów: tam gdzie byli świadkowie, gdzie uniewinnienie było niemożliwe z powodu obciążających zeznań, sądy zwalniały skazanych z wykonania kary pod pretekstem choroby lub podeszłego wieku.

Wreszcie Wilhelm Koppe – zaufany człowiek Himmlera, współtwórca obozu śmierci w Chełmnie nad Nerem, w którym zamordowano ponad 200 tys. ludzi, odpowiedzialny za wymordowanie setek tysięcy Polaków i Żydów – nie został nawet nigdy postawiony przed sądem, a władze niemieckie odmówiły jego ekstradycji do Polski.

O! Tu właśnie prezydent Niemiec miałby wiele powodów do zgłaszania próśb o przebaczenie. I to nie tylko wobec Żydów, ale także Polaków. Za niemieckie winy powojenne – za ochronę zbrodniarzy, za zapewnienie bezkarności masowym mordercom, za ukrywanie przed sprawiedliwością ludobójców, za dbanie, żeby nie stała się im żadna „krzywda”.

Za to, co było systematycznie i systemowo dokonywane w ciągu długiego, powojennego czasu przez instytucje Republiki Federalnej Niemiec – państwa, którego jest głową.


 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Przedwojenny prawnik. Stalinowski morderca. Józef (Goldberg) Różański tylko u nas
Tadeusz Płużański: Przedwojenny prawnik. Stalinowski morderca. Józef (Goldberg) Różański

22 czerwca 1941 roku, gdy Armia Czerwona - wobec nacierających Niemców - uciekała z terenów II Rzeczpospolitej zagarniętych przez ZSRS w 1939 roku, funkcjonariusze NKWD wymordowali w więzieniach tysiące Polaków, m. in. we Lwowie, w Łucku i Wilnie. Wśród mordujących był Józef Goldberg (późniejszy Jacek Różański).

Tȟašúŋke Witkó: Niemcy – najwięksi degeneraci Europy z ostatniej chwili
Tȟašúŋke Witkó: Niemcy – najwięksi degeneraci Europy

Ostatnimi czasy, opinię publiczną w Polsce rozgrzewa głownie konflikt izraelsko-irański, a także działalność ruchu na rzecz ponownego liczenia głosów oddanych w wyborach prezydenckich, któremu patronuje i którego działaniom nadaje ton pewien znany mecenas, obecnie tryskający tężyzną fizyczną, choć – jak wiemy z doniesień medialnych – nie zawsze cieszył się on końskim zdrowiem.

Odszedł, aby podziwiać widok. Tragiczna śmierć Polaka we Włoszech Wiadomości
"Odszedł, aby podziwiać widok". Tragiczna śmierć Polaka we Włoszech

Do tragicznego wypadku doszło w piątek w rejonie Gargnano, miejscowości położonej nad malowniczym jeziorem Garda na północy Włoch. Podczas rowerowej wycieczki z przyjaciółmi zginął 43-letni turysta z Polski.

Putin grozi Ukrainie: „Brudna bomba byłaby ostatnią pomyłką” Wiadomości
Putin grozi Ukrainie: „Brudna bomba byłaby ostatnią pomyłką”

Rosyjski przywódca Władimir Putin oświadczył w piątek podczas Forum Ekonomicznego w Petersburgu, że Rosjanie i Ukraińcy to ten sam lud i w tym sensie "cała Ukraina" należy do Rosji.

Rosyjska „flota cieni” na celowniku Zachodu. Polska dołącza do sojuszu 14 państw z ostatniej chwili
Rosyjska „flota cieni” na celowniku Zachodu. Polska dołącza do sojuszu 14 państw

Czternaście krajów, w tym Polska, zobowiązało się do podjęcia skoordynowanych działań przeciwko rosyjskiej "flocie cieni" operującej na wodach Morza Bałtyckiego i Północnego – poinformowało w piątek brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych.

„Nie mogłabym wtedy spać spokojnie”. Trenerka szczerze o Idze Świątek Wiadomości
„Nie mogłabym wtedy spać spokojnie”. Trenerka szczerze o Idze Świątek

Po rozstaniu Igi Świątek z Tomaszem Wiktorowskim pojawiło się wiele spekulacji, kto mógłby zostać nowym trenerem jednej z najlepszych tenisistek świata. Wśród potencjalnych nazwisk wymieniano także Sandrę Zaniewską - uznaną polską trenerkę, obecnie pracującą z Martą Kostiuk. Sama zainteresowana rozwiała jednak wszelkie wątpliwości.

Znany prezenter w Tańcu z gwiazdami? Padła jasna deklaracja Wiadomości
Znany prezenter w "Tańcu z gwiazdami"? Padła jasna deklaracja

Trwają intensywne przygotowania do kolejnej edycji „Tańca z gwiazdami”. Polsat już kompletuje listę uczestników, a wśród medialnych spekulacji pojawiło się nazwisko Karola Strasburgera. Czy zobaczymy go na parkiecie? Sam zainteresowany nie pozostawia wątpliwości.

3000 PLN. Są pierwsze kary dla autorów niestandardowych protestów wyborczych z ostatniej chwili
3000 PLN. Są pierwsze kary dla autorów "niestandardowych" protestów wyborczych

Sąd Najwyższy proceduje dziesiątki tysięcy protestów wyborczych złożonych przez zwolenników Romana Giertycha. Są już pierwsze kary dla autorów wulgarnych protestów.

„Khatanga” odholowana. Rosyjski wrak po 8 latach zniknął z Portu Gdynia z ostatniej chwili
„Khatanga” odholowana. Rosyjski wrak po 8 latach zniknął z Portu Gdynia

Po ośmiu latach przymusowego postoju w Porcie Gdynia rosyjski zbiornikowiec „Khatanga” został w końcu odholowany. Jak poinformował minister infrastruktury Dariusz Klimczak, jednostka została przygotowana do usunięcia z portu i trafi do zezłomowania w Danii.

Skandaliczna próba profanacji w konkatedrze w Lubaczowie Wiadomości
Skandaliczna próba profanacji w konkatedrze w Lubaczowie

Do szokującego incydentu doszło podczas Mszy świętej w uroczystość Bożego Ciała w konkatedrze w Lubaczowie. W trakcie liturgii agresywny mężczyzna pod wpływem alkoholu wtargnął do prezbiterium i rzucił butelką w stronę tabernakulum, próbując zakłócić przebieg uroczystości.

REKLAMA

Paweł Jędrzejewski: Za co prezydentowi Niemiec nie wolno prosić o przebaczenie, a za co powinien

– Stoję dziś przed Państwem i proszę o przebaczenie za zbrodnie popełnione tutaj przez Niemców – powiedział prezydent RFN Frank-Walter Steinmeier pod Pomnikiem Bohaterów Getta w 80. rocznicę wybuchu powstania w warszawskim getcie.
Prezydent Izraela Isaac Herzog, Prezydent RP Andrzej Duda i prezydent RFN Frank Walter Steinmeier Paweł Jędrzejewski: Za co prezydentowi Niemiec nie wolno prosić o przebaczenie, a za co powinien
Prezydent Izraela Isaac Herzog, Prezydent RP Andrzej Duda i prezydent RFN Frank Walter Steinmeier / Marek Borawski KPRP/ Prezydent.pl

Był to historyczny moment, bo Steinmeier jest pierwszym prezydentem RFN, który przemówił  w miejscu, gdzie 7 grudnia 1970 roku uklęknął kanclerz Niemiec Willy Brandt.

Jak oceniać gest Steinmeiera? Większość komentujących wypowiada się z aprobatą.

Zdecydowanie nie podzielam ich opinii.

 

Jedyni, którzy mogliby przebaczyć, zostali zamordowani

Prezydent Niemiec przed tak ważną, symboliczną chwilą powinien głębiej przemyśleć sprawę, przeanalizować temat i nie działać pochopnie, ślizgając się po powierzchni zagadnienia, które dotyczy potwornego aktu ludobójstwa.

Zauważmy, że prezydent Steinmeier za zbrodnie Niemców nie przeprasza, ale pomija przeprosiny i występuje wprost z prośbą o przebaczenie tych zbrodni. To ważna i głęboka różnica. Przeproszenie wymaga od przepraszanego co najwyżej akceptacji. Inaczej jest z prośbą o przebaczenie. Ona oczekuje słów przebaczenia, a przebaczenie oznacza darowanie win. 

Po pierwsze, czy do prezydenta Niemiec nie dotarła rzecz najważniejsza: że dla tych zbrodni – zbrodni ludobójstwa – po prostu nie ma przebaczenia? Że jest ono niemożliwe?
                    
Po drugie, czy nie powinien on zadać sobie trochę więcej trudu i dowiedzieć się, co na temat przebaczania i próśb o jego uzyskanie mówi etyka znacznie starsza od etyki dominującej we współczesnym świecie zachodnim, gdzie panuje moda łatwego przepraszania za historyczne zaszłości. Mam na myśli etykę żydowską, w której zagadnienie skruchy i przebaczenia odgrywa centralną rolę.

Etyka żydowska, jeśli nawet tylko powierzchownie znana dziś zlaicyzowanym Żydom, wywodząca się oczywiście z judaizmu, miała i ma wśród praw oraz zasad dotyczących przebaczania kilka bardzo mądrych, wnikliwych aksjomatów. 

 

Przebaczanie to sprawa wyłącznie pomiędzy sprawcą i pokrzywdzonym

Po pierwsze, tylko skrzywdzony człowiek może wybaczyć temu, kto go skrzywdził. To jego trzeba błagać o przebaczenie. Przebaczanie nie dopuszcza żadnych pośredników. Nawet Bóg nie przebacza temu, kto skrzywdził innego człowieka i nie uzyskał od skrzywdzonego przebaczenia.

Z tego wynika logicznie aksjomat drugi – że nie wolno przebaczać w cudzym imieniu. Szczególnie podkreślone jest to, że nie wolno przebaczać w imieniu pomordowanych. A więc nigdy nie ma przebaczenia dla morderców, bo tylko zamordowani mogliby im przebaczyć, a nie mają przecież możliwości przebaczenia, skoro odebrał ją im, razem z życiem, morderca. 
Trzecim aksjomatem jest to, że prosić o przebaczenie może tylko sprawca krzywdy. Sprawcy niemieckich zbrodni mieli swoją szansę na przebaczenie w dziesięcioleciach powojennych. Nie mogli, oczywiście, prosić o przebaczenie tych, których zamordowali, ale mogli błagać o przebaczenie rodziny pomordowanych. O ile ktokolwiek z ich bliskich pozostał przy życiu. Rzecz jasna nie za odebranie życia ofiarom, ale za odebranie żyjącym ich bliskich – rodziców, braci, sióstr, mężów, żon i dzieci.

Dlatego proszenie o przebaczenie za zbrodnie popełnione przez Niemców w czasie II wojny światowej – w trakcie Zagłady, w getcie warszawskim czy w ogóle w całej okupowanej stolicy Polski – jest gestem na pokaz, gestem powierzchownym, nieprzemyślanym i pozbawionym moralnego sensu. I tak byłoby to postrzegane przez większość ofiar.

Ponadto, jeżeli prezydent Steinmeier miał zamiar prosić o przebaczenie Żydów, to czy nie powinien sprawdzić wcześniej, co sądzą Żydzi o przebaczaniu za ludobójstwo?

Taką wiedzę można uzyskać z każdej książki omawiającej zagadnienia etyki żydowskiej. Gdyby ją przeczytał, wiedziałby, że najważniejsze zdanie, które wygłosił podczas obchodów 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie, powinno brzmieć tak: „Stoję dziś przed Państwem i wiem, że nie mogę prosić o przebaczenie za zbrodnie popełnione tutaj przez Niemców, ponieważ tylko ofiary mogłyby im przebaczyć, a one nie żyją. Więc te potworne zbrodnie ludobójstwa nie mogą zostać przebaczone i nigdy nie zostaną przebaczone”.

 

Za co prezydent RFN powinien prosić o przebaczenie

I czy na tym powinien zakończyć?

Zdecydowanie nie! 

Dopiero po tych słowach prezydent Republiki Federalnej Niemiec mógłby naprawdę poprosić o przebaczenie. O przebaczenie innych win – win popełnionych przez Niemców żyjących już po II wojnie światowej, przez niemieckie instytucje państwa i prawa – polegających na systemowym uniemożliwianiu rozliczenia i sprawiedliwego ukarania niemieckich morderców z okresu nazistowskiego.

Państwo niemieckie robiło bowiem przez długie powojenne dziesięciolecia wszystko, żeby chronić zbrodniarzy przed sprawiedliwością. To już nie nazistowski reżim, to nie NSDAP – partia Hitlera, ale demokratyczna i rzekomo praworządna Republika Federalna Niemiec.

Historycy twierdzą, że z wielu setek tysięcy osób zaangażowanych w ludobójstwo 99 procent nigdy nie zostało postawionych przed sądem. W okresie 60 lat (1946–2005) z wszystkich postawionych przed sądem skazanych zostało jedynie 6656 osób. Wielu z nich nie zobaczyło jednak więziennej celi, bo czas oczekiwania na wyrok zaliczono im na poczet wyroku. Wielu zwolniono przed czasem z powodu rzekomo złego stanu zdrowia. „Większości sprawców uszło to na sucho” – powiedziała telewizji CNN Mary Fulbrook, profesor historii Niemiec na University College w Londynie.

Według oficjalnych danych, zaprezentowanych przez niemieckie Federalne Ministerstwo Sprawiedliwości, w końcu lat 50. XX wieku aż 77% wyższych urzędników tego ministerstwa stanowili niegdysiejsi członkowie partii nazistowskiej, co – szokująco – było wyższym odsetkiem niż udział nazistów w czasie władzy Hitlera. Liczebna przewaga byłych nazistowskich urzędników w ministerstwie umożliwiała im ochronę przestępców wojennych i sprawców ludobójstwa. 

Po wojnie Ministerstwo Sprawiedliwości nowopowstałej Republiki Federalnej Niemiec postanowiło do osądzenia zbrodniarzy korzystać z Kodeksu karnego z roku 1871. Według zawartego tam prawa oskarżyciele musieli udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że postawiony przed sądem działał z własnej inicjatywy i miał świadomość bezprawności swojego czynu. Bez tego nie można było go skazać za morderstwo. Tak więc, gdy na rozkaz Hitlera lub Himmlera mordowano setki tysięcy niewinnych ludzi – Żydów, Polaków, jeńców sowieckich, chorych psychicznie – podlegli im funkcjonariusze państwowi, niezależnie od ich rangi, mogli skutecznie bronić się argumentem, że wykonywali wyłącznie polecenia zwierzchników. Oznaczało to, że esesman, który kierował ludzi do komór gazowych, nie mógł być skazany za morderstwo lub udział w zbrodni. Jedynie gdy wybierał z tych stojących w szeregu przed komorą gazową jakąś ofiarę i strzelał jej w głowę, mógł zostać skazany, bo wykazał nadmierną gorliwość. Oczywiście pod warunkiem, że w sądzie pojawili się wiarygodni świadkowie tej zbrodni. A to zdarzało się bardzo rzadko z przyczyn obiektywnych: świadkowie umierali po kilkunastu minutach w komorach gazowych. Tak więc skazanie było praktycznie niemożliwe.

 

Pięć nazwisk

Przykładowo, wymienię tylko pięć nazwisk z wielotysięcznej listy: Erich von dem Bach-Zelewski, Heinz Reinefarth, Karl Streibel, Kurt Franz, Wilhelm Koppe. Wszyscy odpowiedzialni za zamordowanie tysięcy ludzi – Żydów i Polaków. 

Generał Waffen-SS Erich von dem Bach-Zelewski przeprowadził rozstrzelanie 35 tys. Żydów w Rydze, odpowiadał za masakry w Mińsku i Mohylewie oraz za mordowanie ludności cywilnej w Warszawie podczas powstania warszawskiego. Jednak postawiony został przed sądem i skazany dopiero w latach 60. i to wcale nie za te zbrodnie, ale za udział w „nocy długich noży” i za przedwojenne morderstwo na sześciu niemieckich komunistach. Zbrodnie ludobójstwa, których się dopuszczał jako dowódca SS, nigdy nie stały się przedmiotem rozprawy sądowej. 

Heinz Reinefarth, którego oddziały w ciągu zaledwie kilku dni wymordowały ok. 50 tys. mieszkańców Warszawy w dzielnicy Wola. Reinefarth nie tylko, że nie poniósł kary za swoje zbrodnie, nie stanął przed sądem, ale był w Niemczech burmistrzem Westerland na wyspie Sylt, a następnie posłem do landtagu w Szlezwiku-Holsztynie. 

Kapitan SS Karl Streibel, dowódca obozu szkoleniowego w Trawnikach, był odpowiedzialny za rozstrzelanie jednego dnia 6 tys. Żydów w ramach „Aktion Erntefest” („Akcji Dożynkowej”). Został uniewinniony w roku 1970 przez sąd w Hamburgu. 

Kurt Franz – sadysta i notoryczny morderca z Treblinki, własnymi rękoma zamordował setki ludzi. Formalnie skazany, bo udowodniono mu wiele morderstw konkretnych więźniów, został jednak uwolniony „ze względu na stan zdrowia”. To charakterystyczny proceder niemieckich sądów: tam gdzie byli świadkowie, gdzie uniewinnienie było niemożliwe z powodu obciążających zeznań, sądy zwalniały skazanych z wykonania kary pod pretekstem choroby lub podeszłego wieku.

Wreszcie Wilhelm Koppe – zaufany człowiek Himmlera, współtwórca obozu śmierci w Chełmnie nad Nerem, w którym zamordowano ponad 200 tys. ludzi, odpowiedzialny za wymordowanie setek tysięcy Polaków i Żydów – nie został nawet nigdy postawiony przed sądem, a władze niemieckie odmówiły jego ekstradycji do Polski.

O! Tu właśnie prezydent Niemiec miałby wiele powodów do zgłaszania próśb o przebaczenie. I to nie tylko wobec Żydów, ale także Polaków. Za niemieckie winy powojenne – za ochronę zbrodniarzy, za zapewnienie bezkarności masowym mordercom, za ukrywanie przed sprawiedliwością ludobójców, za dbanie, żeby nie stała się im żadna „krzywda”.

Za to, co było systematycznie i systemowo dokonywane w ciągu długiego, powojennego czasu przez instytucje Republiki Federalnej Niemiec – państwa, którego jest głową.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe