Wielkanocne Trójmorze. Zwyczaje związane ze Świętem Zmartwychwstania Pańskiego w Europie Środkowej
W kościołach zachodnich Wielkanoc przypada w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca (tzw. paschalna pełnia Księżyca), przypadającej po zrównaniu dnia z nocą, czyli po 21 marca. Oznacza to, że Wielkanoc wypada pomiędzy 22 marca a 25 kwietnia (włącznie). Wynika więc stąd, że Wielkanoc jest świętem ruchomym. Również inne święta powiązane ze Świętami Wielkanocnymi są ruchome. Okres Wielkiego Postu, Popielec, Niedziela Palmowa, Wielki Tydzień, Wielkanoc, Wniebowstąpienie Pańskie, Zesłanie Ducha Świętego (dokładnie 50 dni po Wielkanocy), Boże Ciało. Zmiany nastąpiły dodatkowo po wprowadzeniu kalendarza gregoriańskiego. Nie objęły prawosławia, gdzie nadal Wielkanoc w zgodzie z kalendarzem juliańskim wypada zwykle później o tydzień – trzy tygodnie, choć czasem zdarza się, że katolicy i prawosławni świętują Wielkanoc w jednym czasie.
Trójmorze to dla konserwatywnych Polaków taka odmiana Międzymorza. Trójmorze to jednak znacznie więcej. To szeroki pas Europy Środkowej. Od południa do północy. Bogata mozaika narodowych i etnicznych odmienności jest jednak pewną wspólnotą. Wspólnotą trudnych losów i Ewangelii. Wspólnotą, która – jak uczy nas św. Jan Paweł II – oddycha swoim wschodem i zachodem, ale oddech jest jeden. W kalendarzu wiosennym można się o tym przekonać, obserwując zwyczaje związane z największym świętem chrześcijaństwa, Zmartwychwstaniem Pańskim.
Niedziela Palmowa – u katolików i u prawosławnych
W Polsce w Niedzielę Palmową muszą być palmy. Może jeszcze są na Litwie, ale co dalej? Najdalej, nad Adriatykiem, na południe, jest Słowenia. Na wielkanocną wiązankę w Słowenii mówią „butarica”. To prastare słowo, lingwiści podejrzewają, że pochodzenia ilirskiego. Butarica znacznie różni się wyglądem od polskiej palmy. To wiązanka czy bukiet, kunsztownie ułożony i spleciony z różnych zimozielonych gałązek, bukszpanu, jałowca, kosodrzewiny, suchych pręcików z nabitymi suszonymi owocami, z przybraniem świeżych, suszonych (m.in. lawendy) i sztucznych kwiatów, kłosów, koralików, umocowanych drobnych lśniących morskich muszelek. W najcieplejszych nadmorskich okolicach Słowenii butarica to także gałązki oliwne. Rękojeść butaricy owijają ozdobne wstążki albo taśmy szydełkowane w domach z jedwabnych nici. Robi się je także obecnie, w Lublanie, Mariborze i innych słoweńskich miastach.
To prastara tradycja słoweńska, ale nadal bardzo żywa. Dziś w mediach społecznościowych, na popularnych portalach słoweńskich na wiele dni przed Niedzielą Palmową podaje się sposoby, w jaki sposób każdy Słoweniec może sam ułożyć i spleść kunsztownie własną butaricę. Co prawda można ją także kupić w kwiaciarni i na bazarku. Ale Słoweńcy powinni butaricę zrobić samodzielnie.
Święcona jest w słoweńskich kościołach przed rozpoczęciem każdej Mszy św. w Niedzielę Palmową. Przechowuje się ją przez cały rok, uznawana jest za gwarancję zdrowia i powodzenia rodziny i domu. „Ubiegłoroczną” trzeba spalić na parafialnym wielkosobotnim ognisku.
Układanie i splatanie butaric na Niedzielę Palmową jest uznane ustawą za niematerialne dziedzictwo kulturowe Słowenii jako część najwcześniejszej chrześcijańskiej symboliki wielkanocnej, która sięga IX wieku, niemal początków chrześcijaństwa w Słowenii.
Na północ mamy Litwę, gdzie słynne palmy wielkanocne się wije i jest to specjalność i Litwinów, i Polaków mieszkających od wieków na ziemi litewskiej. Wicie palm to prawdziwa sztuka. W dawnych czasach ta tradycja należała do kobiet w rodzinach. Kiedyś słynęły z tego całe wsie, jak np. polska podwileńska wieś Nowosiołki (dziś to już Wilno).
Wicie palm zaczyna się w listopadzie po Wszystkich świętych i trwa do samej Niedzieli Palmowej. Na przygotowanie prawdziwej palmy wileńskiej trzeba poświęcić cały rok. Wczesną wiosną trzeba posiać w ogródkach i doniczkach potrzebne kwiaty, potem zbierać te, które rosną na łąkach. Na początku lipca zaczyna się zbierać i suszyć kwiaty i zioła. Kłosy owsa i jęczmienia – przed kwitnięciem, kiedy nie ma w środku ziarna, wtedy są miękkie i elastyczne. Trzeba też przyszykować zapas witek leszczynowych, które są osią dla wicia palmy. Wszystko się suszy aż do Wszystkich Świętych, kiedy zaczyna się wicie. Palmiarstwo na Litwie przetrwało sowiecką komunę nienaruszone.
Znowu spójrzmy na południe. W większości prawosławnej Rumunii w Palmową Niedzielę gałązki palmowe zastępują wierzbowe bazie (Salix alba – wierzba biała). Całe gałęzie rozkwitającej wierzby, jeszcze bez listków, przynoszone są do cerkwi poprzedniego dnia. Następnego ranka ksiądz celebrujący liturgię Niedzieli Palmowej, zaraz po przeczytaniu Ewangelii poświęca przyniesione gałęzie. Wierni po nabożeństwie podchodzą, całują ikonę przedstawiającą wjazd Chrystusa do Jerozolimy i obłamują poświęcone gałązki, które zabierają do domów. Przechowują je za ikonami przez cały rok do następnej Niedzieli Palmowej.
Małe arcydzieła – pisanki
Barwienie jajek – za wyjątkiem Estonii – to wciąż żywa tradycja wielkanocna we wszystkich krajach Trójmorza. Od Litwy po Bułgarię. Wywodzi się z zamierzchłych, przedchrześcijańskich czasów, ale głęboko wrosło w wielkanocną tradycję.
Podstawowy kolor barwienia to czerwony, tradycyjnie uzyskiwany dzięki gotowaniu jajek w łuskach cebuli. Inne kolory to jakby dodatek, dawniej uzyskiwano je także z barwników roślinnych, obecnie często używa się specjalnych farbek chemicznych.
Na ogół w krajach Trójmorza tradycyjne pisanki przygotowywane w domach nie są do jedzenia. Przede wszystkim są ważnym elementem do święconki. Były także konieczne dla dawnych wielkanocnych rytuałów zwłaszcza na wsiach. Np. w północno-zachodniej Chorwacji (Zagorje) nieżonaci chłopcy w Poniedziałek Wielkanocny przynosili dziewczynom jako prezent pisanki. Panny pod koniec dnia wystawiały je w oknie, liczba tych podarków była miarą powodzenia. W Bułgarii przeciwnie – to dziewczyny obdarowywały chłopców pisankami. Był to jakby wyraz przyzwolenia rodziców, że dany chłopak byłby mile widziany jako kandydat na narzeczonego córki.
Do dziś powszechnie w krajach Trójmorza w Wielkanoc odbywają się pisankowe „pojedynki”, czyli stukanie się czubkami jaj. Ten, którego pisanka pękła, uznawany był za przegranego. Pisanka, która pozostawała nienaruszona, oznaczała powodzenie w całym roku. Znacznie już rzadziej odbywają się wyścigi „turlania” (albo „kulania”) pisanek po pochyłej deseczce. Ten, kto wygrał, dostawał pisankę rywala.
Barwienie i malowanie pisanek dawniej należało wyłącznie do żeńskiej populacji. W Chorwacji, Słowenii, Czechach i Rumunii do młodych, niezamężnych kobiet i dziewcząt. W Bułgarii pisanki robiła wczesnym rankiem w Wielki Czwartek najstarsza kobieta w rodzinie. Na barwienie i malowanie jajek przeznaczone były albo Wielki Czwartek, albo Wielka Sobota (w Słowenii i Chorwacji). Dzisiaj robienie pisanek wszędzie najczęściej należy do dzieci, robią je przez cały Wielki Tydzień, a nawet wcześniej. Nie tylko w domach, także często w szkołach.
Oprócz jednokolorowych bywały i są pisanki ze wzorami, nawet wielokolorowymi. Tradycyjne metody zdobienia pisanek to używanie rozpuszczonego wosku (batikowanie) i skrobanie już ufarbowanego jajka. Używanie wosku jest wciąż bardzo popularne w Rumunii. Wyskrobywanie wzorów szczególnie było częste w Chorwacji we wsiach Zagorja.
Święcone
Święconka po rumuńsku to duży, nawet bardzo duży koszyk z wikliny, wysłany lnianą haftowaną serwetą i podobną serwetą nakryty. Musi się w nim zmieścić wcale nie symboliczne menu wielkanocnego śniadania: kawał szynki, kawał pieczonej jagnięciny, wędzona ryba, pętko kiełbasy, gotowane obrane ze skorupek jajka, dwie pisanki barwione na czerwono, kromka chleba i kawał wielkanocnego ciasta drożdżowego. To minimum. Do tego: sól, pieprz, chrzan utarty ze śmietaną, główka czosnku i cebuli. Taki koszyk prawosławna rumuńska rodzina zanosi w Wielką Sobotę rano do cerkwi parafialnej do poświęcenia. W Wielką Sobotę obowiązuje jeszcze ścisły post, niemal o chlebie i wodzie. Dopiero po wielkanocnej liturgii, która rozpoczyna się po północy prawosławni Rumuni z zapalonymi świecami wracają do domu na wielkanocne śniadanie. Menu jest zróżnicowane, ale obowiązkowo na stole muszą się pojawić przysmaki ze święconki. Na początek ojciec rodziny podaje każdemu poświęcone jajko. Świąteczne śniadanie praktycznie trwa całą Wielką Niedzielę. Po południu musi być rosół z kury, tak jak w Polsce żurek. Na koniec pieczona jagnięcina.
W Wielką Sobotę w Słowenii zanim wierni przyjdą ze święconkami, wczesnym rankiem w parafii księża poświęcają wielkanocny ogień i wodę. Potem rozpoczyna się błogosławieństwo przyniesionych potraw wielkanocnych. W słoweńskich koszyczkach przystrojonych koronkowymi serwetkami, zielenią i kwiatkami przynoszone są raczej symboliczne święconki. Obowiązkowo muszą być: gotowane jajka, kawałek białego chleba specjalnie pieczonego tylko na Wielkanoc, kawałek wędzonej szynki pieczonej w cieście, kawałek tradycyjnej ostrej kiełbasy i plastry tradycyjnych ciast drożdżowych. Post poprzedzający Wielkanoc w dawnej Słowenii był bardzo surowy, jeszcze przed drugą wojną światową w słoweńskich domach chowano widelce i noże na znak, że mięsa jeść się nie będzie. Wyjmowano je rankiem w Wielkanoc do świątecznego śniadania.
W Chorwacji przygotowanie święconki to cały rytuał. Dobór koronkowych i haftowanych serwetek do przybrania specjalnego rodzinnego koszyka na święcone. Ustawienie figurki baranka. Ułożenie na specjalnym półmisku pokarmów tradycyjnie koniecznych do poświęcenia i od których należy zacząć wielkanocne śniadanie. Najważniejsze z tych pokarmów to: gotowane obrane ze skorupek jajka, wędzonki (zwłaszcza chorwacka specjalność – szynka pršut), kromka wielkanocnego słodkiego chleba pieczonego w domu i kromeczki różnych domowych ciast. Chorwackie śniadanie wielkanocne zwykle trwa do późnego obiadu. W wielu regionach z tradycyjnie pieczonym indykiem z kluseczkami. Po tym obiedzie często odwiedzają się bliskie rodziny, ale rozrywki towarzyskie obowiązkowe są w Chorwacji w Poniedziałek Wielkanocny.
Lany poniedziałek
Nigdy w Chorwacji ani w Słowenii nie pojawiał się lany poniedziałek, choć to przecież ma być prasłowiańska tradycja, bardzo niechętnie widziana przez Kościół. Śmigus-dyngus w tradycyjnej formie – oprócz Polski i Wileńszczyzny z polską mniejszością – znany jest tylko w niektórych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. W Czechach na Morawach jako „oblévacka” lub „šmigrust”, na Słowacji „kúpacka” oraz w niektórych regionach zachodniej Ukrainy. Podobnym słowiańskim zwyczajem do śmigusa-dyngusa jest również bułgarska „peperuda”. Ludowy rytuał sprowadzania deszczu, polegający na polewaniu wodą dziewczyny, co miało przyciągać „wodę z nieba”. Dziewczynę oblewały wodą jej rówieśnice, a nie chłopcy.
W XVI wieku słowiańską tradycję powszechnie przejęli Węgrzy. Do niedawna praktykowało się tam oblewanie wodą, głównie panien. Jeszcze kilka lat temu rano w Poniedziałek Wielkanocny w niektórych dzielnicach Budapesztu grasowały grupy młodzieży oblewające wszystkich przechodniów, nie tylko dziewczęta. Obecnie ten kłopotliwy zwyczaj jakoś zanikł. Na Węgrzech popularniejsze stało się skrapianie wodą wzajemnie członków rodziny. Czasem używa się do tego wody perfumowanej lub kolońskiej.
Tekst pochodzi z 14 (1784) numeru „Tygodnika Solidarność”.