[Tylko u nas] Prof. David Engels: Francja na drodze do islamskiego kościoła państwowego?
Problem jest potężny; nie tylko ze względu na wielkie różnice istniejące między religią islamską i kulturą codzienną z jednej strony, a chrześcijańską, zachodnią cywilizacją (a raczej z tym, co z niej zostało) z drugiej, lecz także z uwagi na wewnętrzne rozdarcie w samej religii muzułmańskiej, która nie posiada żadnych hierarchicznie zorganizowanych struktur duchowieństwa i podzielona jest na dużą liczbę sekt i stowarzyszeń. Co prawda już w 1989 r. utworzone zostało „Conseil français du culte musulman” (CFCM), mające z założenia służyć jako partner i punkt kontaktowy dla rządu; ponieważ jednak dołączyło do niego zaledwie 1015 z 2500 meczetów we Francji, które i tak pozostają ze sobą w dużych sprzecznościach, a CFCM wyraźnie deklaruje, iż reprezentuje jedynie kult muzułmański, nie zaś samą społeczność muzułmańską, jej rzeczywisty wpływ na rzeczywistość pozostaje bardzo ograniczony. Nie widząc jednak innego sposobu dotarcia do dużej części muzułmanów, a straszliwe ataki islamistów z ostatnich lat również przyczyniły się do tego, że potrzeba podjęcia jakichkolwiek działań stała się koniecznością bardziej naglącą niż kiedykolwiek, w październiku 2020 r. prezydent Macron zwrócił się do CFCM z propozycją opracowania projektu czegoś w rodzaju umowy państwowej i wezwał do ustanowienia „Conseil national des imams” (CNI), między innymi po to, aby kształcenie imamatu podporządkowane zostało jakimś centralnym kryteriom. A jako że stworzenie CNI z powodu wewnętrznych oporów nie powiodło się do dnia dzisiejszego, 16 stycznia 2021 r. przedstawiono projekt „Charte des principes pour l'Islam de France ”(1), który zawiera między innymi zobowiązanie do przestrzegania „wartości Republiki Francuskiej”, odrzucenie instrumentalizacji islamu do celów politycznych, potępienie homofobii, nacisk na wolność sumienia i uznanie równości płci.
Należałoby jednak sceptycznie podchodzić do możliwości praktycznego zastosowania tego tekstu. Po pierwsze dlatego, że tylko 5 spośród 9 stowarzyszeń zrzeszonych w CFCM zatwierdziło jego statut; ponadto CFCM reprezentuje mniej niż połowę instytucji muzułmańskich we Francji. W jakim więc stopniu owa deklaracja miałaby się rzeczywiście uporać z problemem zupełnie przecież innych postanowień i zaleceń Koranu, czy zdołałaby je zmodyfikować, czy też raczej ograniczy się do czysto retorycznej, w rzeczywistości zupełnie bezwartościowej deklaracji? Istotą islamu jest przecież odrzucenie demokracji na rzecz struktur teokratycznych, idealizacja męczeństwa, surowa moralność seksualna, kara śmierci za apostazję i wyraźna nierówność płci - cóż więc pozostałoby z islamu, gdyby ów fundament tej religii z dnia na dzień został usunięty? Prawdą jest również to, że islam w Europie Zachodniej pod względem ideologicznym nie stanowi bynajmniej wyspy, którą dałoby się arbitralnie przekształcić pod wpływem kultury społeczeństwa większościowego, bowiem najważniejszym czynnikiem identyfikacyjnym i punktem odniesienia dla muzułmańskich społeczeństw równoległych nie są państwowe media krajów ich zamieszkania, ani też samo autochtoniczne środowisko, lecz kultura ich islamskiej ojczyzny w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, z którą dzięki mediom społecznościowym i internetowi mają dziś coraz intensywniejszy kontakt, tak że duża część Francuzów pochodzenia algierskiego lub tureckiego stała się dziś bardziej algierska czy turecka niż ich rodzice, a nawet dziadkowie.
A ponadto: jeśli nawet uda się zmusić islam, przynajmniej w teorii, do uznania „wartości” political correctness, to co wówczas stanie się z chrześcijaństwem? W obliczu masowych antychrześcijańskich nastrojów panujących wśród francuskich elit, nie wydaje się bynajmniej nieprawdopodobną obawa, że taka kryminalizacja zachowań „anty-republikańskich”, wymierzona z założenia przede wszystkim w islam, w rzeczywistości nie będzie miała żadnych rzeczywistych konsekwencji nawet w przypadku ewidentnych naruszeń, natomiast może stać się jurystyczną dźwignią bezlitosnej walki z konserwatywnym chrześcijaństwem. I podczas gdy większość meczetów dla władz republikańskich stanowi dotąd prawdziwą terra incognita, a muzułmańskie społeczeństwa równoległe skutecznie przeciwstawiają się interwencji z zewnątrz, nierzadko również przy użyciu siły, konserwatywne wspólnoty chrześcijańskie nie dysponują takimi możliwościami i mają świadomość, że w przeciwieństwie do islamu nie posiadają również własnego lobby w mediach i w kulturze: równoległe społeczeństwa islamskie są bowiem postrzegane jako wielokulturowe ubogacenie, zaś konserwatywni chrześcijanie to niebezpieczni prawicowi populiści.
Podstawowe pytanie zatem brzmi: jakież to problemy miałaby rozwiązać (w istocie zupełnie nieprawdopodobna) asymilacja francuskiego islamu w ramach politycznej poprawności oraz jakim interesom miałoby to służyć? Przecież ów wcale nie bezzasadny strach Francuzów przed „grand remplacement”, czyli wielką wymianą rodzimej ludności na obcą, w żaden sposób nie zostałby przez to zneutralizowany; wręcz przeciwnie, wraz z możliwymi jeszcze do wyartykułowania publicznie (aczkolwiek nie bez strachu) obawami przed islamem jako religii potencjalnie niebezpiecznej, upadłyby ostatnie argumenty przeciwko wielokulturowej „utopii”. A dwa fundamentalne problemy, na które narażona jest dziś Francja i cała Europa Zachodnia, nie tylko nie zostałyby rozwiązane, ale stałyby się jeszcze bardziej bolące niż dotychczas: z jednej strony zagrożenie dla wartości chrześcijańskich naszego kontynentu ze strony ideologii political correctness i globalizacji, także kultu LGBTQ, transhumanizmu, aborcji, eutanazji, ideologii gender, tzw. cancel-cultur, ultra-liberalizmu, konsumpcjonizmu a wreszcie i nienawiści do własnej kultury; a z drugiej rozpad naszej tożsamości historycznej poprzez jej przeciążenie i zalew imigrantami, przy czym dla tych, którzy stali się mniejszością we własnej ojczyźnie, nie ma w istocie większego znaczenia, czy przybysze pochodzą ze świata islamskiego, afrykańskiego, indyjskiego czy nawet chińskiego.
Dlatego ów „Charte des principes pour l’Islam de France” należy traktować w sposób ambiwalentny. Oczywiście jest krokiem ważnym jasne określenie granic autonomii i konieczność integracji - ale jeśli nie opiera się to na szacunku dla historycznie ukształtowanej chrześcijańskiej kultury dominującej, lecz na świeckiej, globalistycznej, uniwersalistycznej cywilizacji, wówczas byłby to krok w złym kierunku i prędzej czy później stworzyłoby to precedens dla pełnej glajchszaltacji tego, co pozostało jeszcze z pierwotnych europejskich wspólnot solidarnościowych, a także dla pełnej legitymizacji i całkowitego zerwania tamy dla imigracji, co przynajmniej Europę Zachodnią w szybkim czasie zmieniłaby nie do poznania. Owszem, pokojowa integracja islamu jest kluczem do kulturowego przetrwania Europy Zachodniej, ale może odbywać się jedynie pod auspicjami kultury dominującej, która respektuje historyczne, tj. grecko-rzymskie i judeochrześcijańskie korzenie naszej zachodniej tożsamości, nie zaś taka, która tę tożsamość chciałaby ostatecznie zdegradować do roli jednego wielu społeczeństw równoległych.
Z niemieckiego tłumaczył Marian Panic