„Szczególna ochrona przed zwolnieniem to fikcja”. Związkowcy z amerykańskiej korporacji wyrzuceni na bruk
K.D: To jest oficjalna przyczyna. Rzeczywistą jest fakt, że byliśmy bardzo niewygodni dla pracodawcy, notując bardzo szybki wzrost uzwiązkowienia: w przeciągu kwartału nasza organizacja urosła o ponad 100%, z 25 do 55 osób. To mocno zabolało władze Genpact. Przesądzający był jednak spór zbiorowy, który ogłosiliśmy we wrześniu.
Z.Z: Chcieliśmy podwyżki dla wszystkich pracowników, chcieliśmy poprawy jakości usług świadczonych dla nas w Indiach, bo przez to na nas, Polaków, zrzucano coraz więcej pracy. Do tego pracodawca utrudniał prowadzenie działalności związkowej, a część pieniędzy z Funduszu Socjalnego wydał bez konsultacji ze Związkiem zawodowym. Nie siedzieliśmy bezczynnie co skończyło się tym, że nas zwolnili. Każdy z art. 52. Przyczyna: naruszenie dobrego imienia firmy w publikacji na łamach „Dziennika Polskiego”. To bzdura – artykuł ukazał się w czerwcu, a my dostaliśmy wypowiedzenia w październiku, co zresztą także jest pogwałceniem prawa, bo pracodawca ma prawo zwolnić dyscyplinarnie w ciągu miesiąca od wykrycia wydarzenia.
– R.W: Pracowali Panowie w Genpact od 2010 roku, a niektórzy nawet dłużej. Związek powstał jednak dopiero w 2015 roku. Dlaczego?
Z.Z: Kiedy zaczynaliśmy pracę był inny pracodawca – holenderskie przedsiębiorstwo Ahold, które w Polsce posiadało wówczas niemal 200 sklepów. W Krakowie ulokowano centrum księgowo-rozliczeniowe. Przez wiele lat było bardzo dobrze – rodzinna atmosfera, wysoka kultura pracy. Potem Holendrzy sprzedali swoje sklepy, a centrum księgowe przejęła amerykańska korporacja Genpact. Wtedy zaczęło się bezwzględne stawianie na zysk. Niedługo potem oznajmiono nam, że pracę straci co drugi z ponad 400 osobowej załogi. Zwolnienia dotyczyły przede wszystkim osób starszych: pań w wieku przedemerytalnym, które pracowały tam przez 20 lat… Były dobre jako księgowe, ale ich stanowiska pracy zostały przeniesione do Indii.
K.K: Do zwolnień doszły problemy z nadgodzinami i praca w święta. Wymuszano na nas szybszą pracę, gdyż pracownicy z Indii sobie nie radzili, a zdziesiątkowana zwolnieniami polska załoga musiała pracować i za siebie i za nich. Zresztą do tej pory tak jest.
K.D: Nie mogąc się pogodzić z wzbierającą falą niesprawiedliwości, Zbyszek zaproponował utworzenie związku. Taka jest geneza jego powstania.
– R.W: Dziś wiemy, że drogo Panowie zapłacili za walkę o prawa pracowników. I to mimo szczególnej ochrony przed zwolnieniem.
Z.Z: Szczególna ochrona związkowca przed zwolnieniem to fikcja.
K.D: Siedzą przed panem osoby, które były chronione przed zwolnieniem z tytułu kilku Ustaw. Po pierwsze - jesteśmy członkami związku zawodowego. Po drugie - Społecznymi Inspektorami Pracy. Ponadto dwóch z nas należy do Rady Pracowników. Tak więc wszyscy mamy status osób szczególnie chronionych i odpowiadamy za przestrzeganie prawa w zakładzie pracy. A jednak dało się nas wyrzucić na bruk. I to wcale nie pracodawca, nie ten, kto również zdaniem Państwowej Inspekcji Pracy w rażący sposób naruszył prawo ma teraz kłopoty. Mamy je my, nielegalnie zwolnieni! To my musimy się ubiegać o przywrócenie do pracy.
Z.Z: Prawo jest wadliwe. Osoby szczególnie chronione powinny być zwalniane dopiero wtedy, gdy się wypowie sąd. A w Polsce jest na odwrót. Ponadto musieliśmy uiścić opłatę wynoszącą kilka tysięcy złotych, żeby w ogóle pójść do sądu pracy i bić się o sprawiedliwość – taki jest obowiązek, gdy zarabia się powyżej 50 tys. zł brutto rocznie. A wypłaty nie dostajemy, bo jesteśmy zwolnieni. Coś jest nie tak z całym tym systemem. Za co mamy żyć?
K.D: Dlatego z kamiennym uporem będziemy domagali się nowelizacji obowiązujących przepisów. Naszym dążeniem jest zagwarantowanie przedstawicielom organów demokracji pracowniczej rzeczywistej ochrony. Muszą pracować tak długo, aż sąd pracy nie stwierdzi, że popełnione przez nich czyny były na tyle poważne, że pracodawca ma prawo ich zwolnić. To, co obserwujemy w tej chwili jest kpiną z praworządności. Powiem mocniej: jest jej karykaturą. I, co dla mnie, człowieka z silnym instynktem państwowym najgorsze – szarganiem majestatu Państwa. Czy da się wytłumaczyć ludziom, że zostaliśmy wywaleni z roboty, pomimo że prawo tego zabrania? Przecież to absurd w najczystszej postaci! I pomyśleć, że dochodzi do tego w sytuacji, gdy mamy przychylny nam rząd! Tolerowanie takiego stanu rzeczy przerasta możliwości mojego pojmowania. Zrozumiałbym, gdyby w naszym kraju rządzili neoliberałowie. Ale na szczęście nie rządzą oni - tylko „nasi”. Zdeklarowani zwolennicy Polski solidarnej. Więc tym bardziej nie pojmuję niechęci naczelnych władz do likwidacji bezprawia. Wnioski są nadzwyczaj niepokojące.
– R.W: Wasz przypadek nie jest jedynym ukazującym, że prawna ochrona związkowców to fikcja. W ostatnim czasie głośno było choćby o Castoramie, gdzie członków Solidarności także wyrzucono z pracy.
K.K: Wyrzucono ich kilka tygodni po nas na podstawie tego samego scenariusza. To co się dzieje tutaj w Genpact jest bardzo, bardzo poważne, bo nie chodzi tylko o zwolnienie trzech związkowców w jakiejś firmie. Rozwiązanie tej sprawy zdecyduje o przyszłości pracowników i związkowców w tym kraju. Najprawdopodobniej liczą na to, że nie zostaniemy przywróceni do pracy, ale otrzymamy tylko 3-miesięczne odszkodowanie i na tym sprawa się zakończy. Tego pragną Genpact i Castorama. W obu tych przypadkach mamy dokładnie ten sam schemat działania i tą samą kancelarię prawną. Jedną z największych kancelarii w Polsce, mało tego, piszącą opinie do kodeksu pracy! Jeśli uda im się teraz to tak rozwiązać, pracodawcy zobaczą na co mogą sobie pozwolić, jakie działanie jest skuteczne. Jesteśmy jedynym korporacyjnym przyczółkiem, więc to do naszej sprawy sądy i prawnicy będą odnosić się w przyszłości.
– R.W: No właśnie – związki zawodowe w korporacjach. Z tego co wiemy w Małopolsce jesteście panowie jednymi z pierwszych, którzy założyli „związek w korpo”.
K.K: Jeśli chodzi o rozwój Solidarności w korporacjach, widzimy w tym aspekcie olbrzymi potencjał. To w zasadzie jedyny kierunek, bo w przedsiębiorstwach państwowych jesteśmy już licznie reprezentowani, więc tam wielkich przyrostów uzwiązkowienia już nie będzie. Rozwoju należy szukać w dużych przedsiębiorstwach prywatnych.
Z.Z: Jestem przekonany, że w większości korporacji prawo jest naginane. Ludzie jednak nie chcą się burzyć, bo dzięki wysokiej pensji zaciągnęli wielkie kredyty na mieszkania i teraz są uwiązani. W samym Krakowie w naszej branży pracuje już 80 tysięcy ludzi. I tylko my mieliśmy odwagę założyć związek zawodowy!
K.K: Nam udało się zgromadzić 55 osób, co stanowi ponad 10% naszego zakładu pracy. Jeśli z tych 80 tysięcy nawet tylko 10% przystąpiłoby do związku, to proszę zobaczyć jakie to są liczby. Ale przez naszą sytuację ciężko w tej chwili przekonywać nowych ludzi.
– R.W: Bo jesteście dobrym przykładem na to, że związkowiec nie ma w praktyce żadnej ochrony.
Z.Z: Niestety, pracodawca jak będzie chciał, to i tak wywali, a to czy później do pracy przywrócą, czy nie przywrócą, to zupełnie inna batalia. Trwająca 2-3 lata. Tak „chroni nas” prawo.
K.D: Podobne sprawy ciągną się latami. Kto ma siły, kto ma pieniądze, kto ma ochotę czekać tyle czasu? W ten sposób tracimy najlepszych, najaktywniejszych ludzi.
Z.Z: I trudno się potem dziwić, że pracownicy z dziećmi na utrzymaniu i kredytem do spłacenia nie chcą przystąpić do związku.
K.D: Jesteśmy jedynymi w Krakowie, którzy mieli odwagę założyć związek zawodowy w międzynarodowej korporacji. Mimo nacisków pracodawcy byliśmy nieugięci. Nigdy nie daliśmy się zastraszyć i nigdy nie daliśmy się przekupić. W niesprzyjających warunkach wytrwaliśmy tak długo, aż wyczerpawszy już wszystkie „argumenty” Genpactowi nie pozostało nic innego, jak zniżyć się do sprzecznego z prawem zwolnienia. Tajemnicą pozostaje powód tak nieodpowiedzialnej decyzji. Trzeba bowiem pamiętać, że mówimy o dużej korporacji mającej oddziały w ponad dwudziestu krajach i szczycącej się skrupulatnym przestrzeganie prawa. Być może uznano, że nie mogą sobie pozwolić, by wśród 80 tysięcy pracowników i setek krakowskich korporacji jedynie oni byli nieszczęśnikami, u których istnieje związek zawodowy.
– R.W: Bardzo bolesne jest to, że podobno żyjemy w państwie prawa, a jednak okazuje się, że w walce z taką korporacją pracownik jest na straconej pozycji. To oni mają czas, pieniądze, prawników… Chyba jedyne co może ich zaboleć to straty wizerunkowe.
K.D: Ma pan całkowitą rację. Dobre imię jest najpilniej strzeżoną wartością korporacji ubiegających się o zlecenia od najgłośniejszych światowych marek. Chciałbym to z naciskiem podkreślić, bo właśnie w tym kontekście szczególnie bulwersującą okaże się hipokryzja naszego chlebodawcy. Podam przykład. Otóż Genpact z upodobaniem zapewnia, że na sercu leży mu trudny los osób niepełnosprawnych. Od kilku lat w Krakowie organizowany jest „Business Run” – bieg ulicami miasta, w którym biorą udział tysiące zawodników z całej Polski. Dochód z imprezy przeznaczony jest na pomoc niepełnosprawnym. W ubiegłorocznej edycji biegu Genpact wystawił liczną reprezentację. Tymczasem nie minął nawet miesiąc od tego wydarzenia, a władzom amerykańskiej korporacji nie zadrżała ręka przed bezprawnym wyrzuceniem na bruk inwalidy! Przewodniczącego zakładowej „Solidarności” – Zbigniewa Zyska. Długoletniego zasłużonego pracownika, do tego szczególnie chronionego, któremu 10 lat temu amputowano nogę. Wiem, że bardzo trudno w to uwierzyć, ale ten sam Genpact, który nie przepuści żadnej okazji do wmawiania opinii publicznej swego przyjaznego podejścia do niepełnosprawnych, z zimnym wyrachowaniem pozostawił Zbyszka bez środków do życia. Doskonale zdając sobie sprawę, że dyscyplinarne zwolnienie odbiera mu prawo do otrzymywania egzystencjonalnego minimum, jakim w naszym kraju jest zasiłek dla bezrobotnych. Powtórzę to jeszcze raz: doskonale zdając sobie z tego sprawę. W końcu decyzję o zwolnieniu Zbyszka – jak również Krisztiana i mnie – podjęła pani będąca członkiem zarządu i prawnikiem. Zanim powierzono jej funkcję kierowniczą, Genpact zatrudniał ją w charakterze radcy prawnego.
Jak widać przyszło nam się mierzyć z wyjątkowo zdeterminowanym przeciwnikiem. Tym większe słowa wdzięczności kierujemy do Zarządu Regionu Małopolskiej Solidarności. Chcielibyśmy tym ludziom bardzo podziękować. Udzielają nam wsparcia i wszelkiej możliwej pomocy. Tylko dzięki nim możemy prowadzić dalszą działalność. W innym przypadku zostalibyśmy z niczym.
Poprosiliśmy Genpact o przedstawienie swojego stanowiska ws. podnoszonych w rozmowie kwestii. Publikujemy je w całości:
„Kodeks postępowania Genpact stosuje się do każdego pracownika, niezależnie od stanowiska, regionu lub typu zatrudnienia. Ilekroć ten kodeks jest potencjalnie naruszany, przeprowadzamy kompleksowe postępowanie, a jeżeli konieczne są dalsze działania, działamy zgodnie z właściwymi przepisami prawa pracy. Mając na uwadze, że postępowanie sądowe w tej sprawie nadal się toczy, nie możemy przedstawić dalszych komentarzy do czasu jego zakończenia”.
Tekst ukazał się w najnowszym numerze Tygodnika Solidarność