Sto lat temu zadebiutował pierwszy czołg. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić bez nich armię

Trudno sobie dziś wyobrazić armię z prawdziwego zdarzenia bez czołgów. Tymczasem pancerne monstrum na gąsienicach to wynalazek jak na historię wojskowości nowy i właśnie obchodzi setną rocznicę pierwszego pojawienia się na placu boju. A długo traktowany był jedynie jako kosztowny dodatek do nóg i rąk piechura.
 Sto lat temu zadebiutował pierwszy czołg. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić bez nich armię
/ Pixabay.com/CC0
Choć brzmi to niepoważnie, czołgi swoje powstanie zawdzięczają… marynarce wojennej. Konkretnie zaś – brytyjskiej Royal Navy. Właśnie ta część sił zbrojnych po raz pierwszy zainteresowała się opancerzonymi pojazdami – najpierw były to samochody pancerne, które weszły na wyposażenie jeszcze przed wybuchem Wielkiej Wojny w 1914 roku. Specjalnie na ich potrzeby brytyjski przemysł metalurgiczny opracował technologie wytwarzania lekkich, lecz wytrzymałych płyt pancernych. Miały one 8,5 milimetra grubości i zatrzymywały pociski karabinowe – główne zagrożenie na ówczesnym polu walki. Samochody pancerne miały jednak zasadnicza wadę – mogły poruszać się jedynie po drogach i to najlepiej utwardzonych. W innym przypadku natychmiast grzęzły, stając się dla piechoty nie pomocą, lecz niepotrzebnym balastem. Trzeba było więc znaleźć podwozie, pozwalające na poruszanie się w każdym terenie, pozwalające na zamontowanie na nim uzbrojenia i opancerzenia.

20 lutego 1915 roku przy brytyjskiej admiralicji utworzono Komitet Okrętów Lądowych (Landship Committee). Z inicjatywą jego utworzenia wystąpił ówczesny Pierwszy Lord Admiralicji (czyli minister marynarki wojennej) Winston Churchill. Zadaniem komitetu było finansowanie i ocenianie różnorodnych eksperymentów, które doprowadzić miały do stworzenia samobieżnej machiny bojowej, która pomogłaby przełamać impas wojny pozycyjnej na froncie we Francji i Belgii. Głównym problemem było wspomniane już podwozie, sięgnięto więc do… traktorów rolniczych. Dziś kojarzymy je jednoznacznie z maszynami kołowymi – lecz ówczesne ciągniki były przede wszystkim pojazdami gąsienicowymi. Pierwsze takie rozwiązania powstały w Stanach Zjednoczonych na początku XX wieku. W jego drugiej dekadzie to rozwiązanie, opatentowane przez firmę Holt w 1909 roku, było już bardzo rozpowszechnione w zachodniej Europie. Do napędzania owej maszyny używano zarówno silników parowych, jak i spalinowych.

Matka wszystkich czołgów

Pierwszy na świecie czołg po raz pierwszy wyjechał do prób poligonowych w grudniu 1915 roku. W firmie William Foster & Co Ltd stworzono metalowe pudło o kształcie prostopadłościanu, na podwoziu gąsienicowym, przy czym gąsienice biegły wokół całego kadłuba. Pojazd napędzany był spalinowym silnikiem o mocy 105 koni mechanicznych, a nosił nazwę Mother – czyli po prostu Matka. W lutym 1916 roku przeszedł próby terenowe, w obecności między innymi króla Jerzego V oraz ówczesnego ministra wojny marszałka Horatio Kitchenera. Przebiegły one na tyle pomyślnie, iż podjęto decyzję o seryjnej produkcji owych wozów, już pod nazwą „tank”. Pierwotnie była ona jedynie kamuflażem – w oczach ewentualnych szpiegów niemieckich owe wielkie stalowe pudła miały być jedynie zbiornikami na wodę. Nazwa przyjęła się jednak do tego stopnia, że dziś słowo „tank” oznacza czołg w bardzo wielu krajach świata.

Tank Mark I był naprawdę spory – długi na 9,5 metra, szeroki na ponad 4, a wysoki na 2,5 metra. Ważył 28 ton. Mieścił w sobie silnik, uzbrojenie i aż ośmioosobową załogę, przy czym czterech ludzi (kierowca, dowódca i dwóch mechaników) zajmowało się przede wszystkim prowadzeniem i utrzymaniem w ruchu tego stalowego monstrum. Uzbrojenie Mark I mieściło się w dwóch sponsonach (czymś w rodzaju krytych balkonów, przymocowanych do boku pojazdu), w każdym z nich mieściła się 57-milimetrowa armata i karabin maszynowy, dodatkowy cekaem umieszczono w przedniej płycie. Szybko jednak stworzono drugą wersję, uzbrojoną jedynie w 5 karabinów maszynowych. Pojazdy z działami nazwano „męskimi”, zaś te z ckm – „żeńskimi”. Warunki służby załogi trudno było uznać za komfortowe – silnik nie był oddzielony żadną przegrodą, więc w wozie panował upał i zaduch od dymów prochowych, a hałas uniemożliwiał słowną komunikację pomiędzy członkami załogi. Do tego Mark I nie miał żadnej amortyzacji – 26 małych kół nośnych umocowano do pancerza na sztywno. Prędkość maksymalna wynosiła zaledwie 4 kilometry na godzinę – było więc to tempo średniego piechura. Maksymalny zasięg określono na 25 kilometrów. Zamówiono 150 pojazdów.

Monstra ruszają na wojnę

Szkolenie pierwszych załóg rozpoczęło się w czerwcu 1916 roku. Pierwsze trzy kompanie czołgów wysłano do departamentu Sommy w północnej Francji już w połowie sierpnia, trudno więc uznać proces szkoleniowy za długotrwały i gruntowny. 15 września tanki ruszyły do boju.
Z 49 zgromadzonych na miejscu czołgów sprawnych okazało się jedynie 32. Działały w sporym oddaleniu od siebie, nie bliżej niż 100 jardów – chodziło o uniknięcie zderzenia. Wkrótce po rozpoczęciu natarcia pięć maszyn ugrzęzło w lejach po wybuchach, a dziewięć kolejnych utknęło na skutek rozmaitych awarii. Z pozostałych osiemnastu połowa wyprzedzała szyki piechoty, niszcząc nieprzyjacielskie gniazda ogniowe i umocnienia, pozostałe, wyprzedzone przez piechurów, mogły jedynie wspomagać natarcie ogniem pośrednim. Nieprzyjaciel został odepchnięty na kilka kilometrów – po czym czołgi musiały zawrócić, osiągając swoje granice zasięgu. Trudno byłoby nazwać pierwsze uderzenie pancerne w historii wielkim sukcesem.

Pierwsze działania z użyciem zmasowanej liczby czołgów miało miejsce ponad rok później. 20 listopada 1917 roku w okolicach Cambrai we wschodniej Francji do ataku ruszyło jednocześnie prawie 500 maszyn. Aliantom udało się przełamać niemieckie pozycje, wzięto kilka tysięcy jeńców. Nie przełożyło się to jednak na strategiczny sukces – Niemcy rychło odzyskali stracone wcześniej terytorium. Poszukiwania właściwej taktyki użycia wojsk pancernych trwały nie tylko do końca Wielkiej Wojny, lecz i wiele lat po niej. Wynaleźli ją dopiero w połowie lat 30. przedstawiciele dwóch państw, które w czasie I wojny czołgów nie doceniały, lub nie miały ich w ogóle – Niemcy i Rosjanie. Ale to już zupełnie inna historia...

Smoki po polsku

Pierwsze czołgi pojawiły się w Wojsku Polskim niemal natychmiast po odzyskaniu niepodległości. Co ciekawe – początkowo pod zupełnie inną nazwą.
15 marca 1919 roku dowódca Armii Polskiej we Francji generał Józef Haller nakazał formowanie 1 Regiment de Chars Blinde Polonais. Język francuski był wówczas oficjalnym w rozkazodawstwie armijnym i niewielu zastanawiało się, jak na polszczyznę przełożyć francuskie „char blinde” - dosłownie znaczy to bowiem „rydwan pancerny” lub „wóz wzmocniony”. Z pomocą przyszła sztuka graficzna – emblematem nowej jednostki została bowiem postać smoka sunącego po ziemi, jakby czołgającego się. Początkowo polscy pancerniacy (a nie było ich wielu, ponad połowę etatów obejmowali specjaliści francuscy) nazywali swoje maszyny „smokami”. Dopiero od połowy 1919 roku do użytku weszło określenie „czołg”.

120 „smoków” Renault FT 17 trafiło do naszego kraju wraz z całą Błękitną Armią – latem 1919 roku. Wzięły udział w wojnie z Armią Czerwoną, ponosząc niewielkie straty. FT17 służyły przez całe dwudziestolecie – ostatnie egzemplarze broniły twierdzy w Brześciu przed natarciem Niemców w połowie września 1939 roku. Były jednak wtedy już zupełnie przestarzałe.

Polski – kraju na dorobku, nie stać było na kupowanie wielkiej ilości nowoczesnych czołgów. Postanowiono więc wybrać tanie rozwiązanie – postawiono na małe pojazdy opancerzone, nieco na wyrost nazwane „czołgiem rozpoznawczym”. TK-3, a później TKS miały wymiary Fiata 126 p, dwuosobową załogę, uzbrojone były w jeden karabin maszynowy, a ich pancerz przebijały nawet pociski karabinowe. Wyprodukowano ich prawie 500 – jednak ich użyteczność w walce była iluzoryczna. Wojsko Polskie kupiło też czołgi z prawdziwego zdarzenia – angielskie Vickersy Six Tonn zmodyfikowane w Polsce jako 7 TP. Nieźle uzbrojone, lecz ze słabym pancerzem – a co najgorsze – nieliczne. Jedyna w naszym kraju fabryka – Polskie Zakłady Inżynieryjne w Ursusie pod Warszawą, nie miała odpowiednich mocy produkcyjnych, nie było też pieniędzy na duże zamówienia. 38 Vickersów i 135 7TP – to był podstawowy sprzęt polskich wojsk pancernych we wrześniu 1939 roku. Tuż przed wybuchem wojny we Francji kupiono też 90 wozów Renault R35 i trzy Hotchkissy H39 – powolne, kiepsko uzbrojone, lecz z potężnym pancerzem. Do Polski dotarła jednak zaledwie połowa i sformowany z nich batalion praktycznie nie wziął udziału w walce.

W czasie drugiej wojny światowej polscy pancerniacy używali całej gamy czołgów rozmaitej produkcji – francuskich, brytyjskich, amerykańskich i radzieckich. Zdarzały się również w służbie zdobyczne pojazdy niemieckie – znane są dwie Pantery, używane przez powstańców warszawskich. Po wojnie Wojsko Polskie zostało zunifikowane sprzętowo z Armią Radziecką. Produkcję czołgów ulokowano w poniemieckiej fabryce w Łabędach koło Gliwic. Od 1951 roku budowano tam licencyjne T-34/85, następnie T-54, T-55, wreszcie T-72 i jego „spolonizowane” rozwinięcie, czyli PT-91 Twardy. Jednak dziś podstawą naszych sił pancernych znów są wozy z zagranicy – ponad 250 niemieckich Leopardów 2.

Leszek Masierak

 

POLECANE
Putin: Przeciwko tym krajom możemy użyć nowych rakiet z ostatniej chwili
Putin: Przeciwko tym krajom możemy użyć nowych rakiet

Władimir Putin nie wykluczył w czwartek użycia nowych rakiet przeciwko krajom, które pozwoliły Ukrainie atakować swoimi pociskami terytorium Rosji. Oznajmił, że Moskwa jest gotowa na wszystkie scenariusze w tym konflikcie.

Prokuratura złożyła wniosek o zatrzymanie i doprowadzenie Zbigniewa Ziobry przed komisję śledczą ds. Pegasusa z ostatniej chwili
Prokuratura złożyła wniosek o zatrzymanie i doprowadzenie Zbigniewa Ziobry przed komisję śledczą ds. Pegasusa

Jak podaje Polska Agencja Prasowa, Prokuratura Krajowa Dariusza Korneluka przekazała do prokuratora generalnego Adama Bodnara wniosek o zgodę Sejmu na zatrzymanie i doprowadzenie byłego ministra sprawiedliwości i wicepremiera Zbigniewa Ziobry przed komisję śledczą ds. Pegasusa.

Ukraińcy mają dość wojny. Najnowszy sondaż z ostatniej chwili
Ukraińcy mają dość wojny. Najnowszy sondaż

Serwis The Economist podał wyniki sondażu przeprowadzonego przez Instytut Gallupa w sprawie wojny na Ukrainie. Większość Ukraińców ma popierać negocjacje pokojowe z Rosją.

Nakaz aresztowania Netanjahu. Jest komentarz USA z ostatniej chwili
Nakaz aresztowania Netanjahu. Jest komentarz USA

Stany Zjednoczone zdecydowanie odrzucają decyzję Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) o wydaniu nakazów aresztowania wysokich rangą urzędników izraelskich - przekazał w czwartek mediom rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego (NSC), komentując decyzję MTK o nakazie aresztowania m.in. premiera Izraela Benjamina Netanjahu.

Komisja finansów chce pozbawić sędziów TK wynagrodzeń pilne
Komisja finansów chce pozbawić sędziów TK wynagrodzeń

Sejmowa Komisja Finansów Publicznych w czwartek przyjęła sprawozdanie dotyczące projektu ustawy budżetowej na 2025 r. Odrzuciła większość z ponad 140 poprawek złożonych do projektu budżetu, ale przyjęła m.in. poprawkę, której skutkiem może być pozbawienie TK pieniędzy na wynagrodzenia sędziów.

Magazyn Anity Gargas: Nieudolna komisja gen. Stróżyka [WIDEO]  z ostatniej chwili
Magazyn Anity Gargas: Nieudolna komisja gen. Stróżyka [WIDEO] 

Anita Gargas rozmawia z generałem Andrzejem Kowalskim, ekspertem ds. służb specjalnych, byłym szefem kontrwywiadu wojskowego. Tematem rozmowy nieudolna komisja generała Stróżyka, kulisy wypuszczenia szpiega GRU Rubcowa vel Gonzaleza, i cena, jaką zapłaci Polska za znieważanie Trumpa przez ekipę Tuska.

Politico: Ukraina może zacząć naciskać Bidena ws. pocisków Tomahawk z ostatniej chwili
Politico: Ukraina może zacząć naciskać Bidena ws. pocisków Tomahawk

Wiceprzewodniczący Komitetu Rady Najwyższej ds. bezpieczeństwa narodowego, obrony i wywiadu Ukrainy Jehor Czerniew w wywiadzie dla Politico zapowiedział, że Kijów nie wyklucza nacisków na administrację Joe Bidena w sprawie pozwolenia na użycie pocisków Tomahawk przeciwko Rosji.

Polska, Litwa, Łotwa i Estonia ze wspólnym apelem do KE z ostatniej chwili
Polska, Litwa, Łotwa i Estonia ze wspólnym apelem do KE

Polska, Litwa, Łotwa i Estonia przekazały do KE wspólne pismo w sprawie wprowadzenia ceł na nawozy z Rosji i Białorusi - poinformowało w czwartek PAP Ministerstwo Rozwoju i Technologii.

Merkel wspomina rozmowę z Putinem. To wtedy chciał zaatakować Ukrainę z ostatniej chwili
Merkel wspomina rozmowę z Putinem. To wtedy chciał zaatakować Ukrainę

Była kanclerz Niemiec Angela Merkel wydała pamiętnik "Wolność: wspomnienia 1954-2021". Wspomniała w m.in. nim rozmowę z prezydentem Rosji Władimirem Putinem na temat Ukrainy.

To ta uczęszczająca do kościoła?. W sieci rozpętała się burza po wpisie Roksany Węgiel Wiadomości
"To ta uczęszczająca do kościoła?". W sieci rozpętała się burza po wpisie Roksany Węgiel

Znana polska wokalistka Roksana Węgiel podzieliła się w mediach społecznościowych nowinami. Okazało się, że fani artystki mieli co do nich mieszane uczucia. W sieci zawrzało.

REKLAMA

Sto lat temu zadebiutował pierwszy czołg. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić bez nich armię

Trudno sobie dziś wyobrazić armię z prawdziwego zdarzenia bez czołgów. Tymczasem pancerne monstrum na gąsienicach to wynalazek jak na historię wojskowości nowy i właśnie obchodzi setną rocznicę pierwszego pojawienia się na placu boju. A długo traktowany był jedynie jako kosztowny dodatek do nóg i rąk piechura.
 Sto lat temu zadebiutował pierwszy czołg. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić bez nich armię
/ Pixabay.com/CC0
Choć brzmi to niepoważnie, czołgi swoje powstanie zawdzięczają… marynarce wojennej. Konkretnie zaś – brytyjskiej Royal Navy. Właśnie ta część sił zbrojnych po raz pierwszy zainteresowała się opancerzonymi pojazdami – najpierw były to samochody pancerne, które weszły na wyposażenie jeszcze przed wybuchem Wielkiej Wojny w 1914 roku. Specjalnie na ich potrzeby brytyjski przemysł metalurgiczny opracował technologie wytwarzania lekkich, lecz wytrzymałych płyt pancernych. Miały one 8,5 milimetra grubości i zatrzymywały pociski karabinowe – główne zagrożenie na ówczesnym polu walki. Samochody pancerne miały jednak zasadnicza wadę – mogły poruszać się jedynie po drogach i to najlepiej utwardzonych. W innym przypadku natychmiast grzęzły, stając się dla piechoty nie pomocą, lecz niepotrzebnym balastem. Trzeba było więc znaleźć podwozie, pozwalające na poruszanie się w każdym terenie, pozwalające na zamontowanie na nim uzbrojenia i opancerzenia.

20 lutego 1915 roku przy brytyjskiej admiralicji utworzono Komitet Okrętów Lądowych (Landship Committee). Z inicjatywą jego utworzenia wystąpił ówczesny Pierwszy Lord Admiralicji (czyli minister marynarki wojennej) Winston Churchill. Zadaniem komitetu było finansowanie i ocenianie różnorodnych eksperymentów, które doprowadzić miały do stworzenia samobieżnej machiny bojowej, która pomogłaby przełamać impas wojny pozycyjnej na froncie we Francji i Belgii. Głównym problemem było wspomniane już podwozie, sięgnięto więc do… traktorów rolniczych. Dziś kojarzymy je jednoznacznie z maszynami kołowymi – lecz ówczesne ciągniki były przede wszystkim pojazdami gąsienicowymi. Pierwsze takie rozwiązania powstały w Stanach Zjednoczonych na początku XX wieku. W jego drugiej dekadzie to rozwiązanie, opatentowane przez firmę Holt w 1909 roku, było już bardzo rozpowszechnione w zachodniej Europie. Do napędzania owej maszyny używano zarówno silników parowych, jak i spalinowych.

Matka wszystkich czołgów

Pierwszy na świecie czołg po raz pierwszy wyjechał do prób poligonowych w grudniu 1915 roku. W firmie William Foster & Co Ltd stworzono metalowe pudło o kształcie prostopadłościanu, na podwoziu gąsienicowym, przy czym gąsienice biegły wokół całego kadłuba. Pojazd napędzany był spalinowym silnikiem o mocy 105 koni mechanicznych, a nosił nazwę Mother – czyli po prostu Matka. W lutym 1916 roku przeszedł próby terenowe, w obecności między innymi króla Jerzego V oraz ówczesnego ministra wojny marszałka Horatio Kitchenera. Przebiegły one na tyle pomyślnie, iż podjęto decyzję o seryjnej produkcji owych wozów, już pod nazwą „tank”. Pierwotnie była ona jedynie kamuflażem – w oczach ewentualnych szpiegów niemieckich owe wielkie stalowe pudła miały być jedynie zbiornikami na wodę. Nazwa przyjęła się jednak do tego stopnia, że dziś słowo „tank” oznacza czołg w bardzo wielu krajach świata.

Tank Mark I był naprawdę spory – długi na 9,5 metra, szeroki na ponad 4, a wysoki na 2,5 metra. Ważył 28 ton. Mieścił w sobie silnik, uzbrojenie i aż ośmioosobową załogę, przy czym czterech ludzi (kierowca, dowódca i dwóch mechaników) zajmowało się przede wszystkim prowadzeniem i utrzymaniem w ruchu tego stalowego monstrum. Uzbrojenie Mark I mieściło się w dwóch sponsonach (czymś w rodzaju krytych balkonów, przymocowanych do boku pojazdu), w każdym z nich mieściła się 57-milimetrowa armata i karabin maszynowy, dodatkowy cekaem umieszczono w przedniej płycie. Szybko jednak stworzono drugą wersję, uzbrojoną jedynie w 5 karabinów maszynowych. Pojazdy z działami nazwano „męskimi”, zaś te z ckm – „żeńskimi”. Warunki służby załogi trudno było uznać za komfortowe – silnik nie był oddzielony żadną przegrodą, więc w wozie panował upał i zaduch od dymów prochowych, a hałas uniemożliwiał słowną komunikację pomiędzy członkami załogi. Do tego Mark I nie miał żadnej amortyzacji – 26 małych kół nośnych umocowano do pancerza na sztywno. Prędkość maksymalna wynosiła zaledwie 4 kilometry na godzinę – było więc to tempo średniego piechura. Maksymalny zasięg określono na 25 kilometrów. Zamówiono 150 pojazdów.

Monstra ruszają na wojnę

Szkolenie pierwszych załóg rozpoczęło się w czerwcu 1916 roku. Pierwsze trzy kompanie czołgów wysłano do departamentu Sommy w północnej Francji już w połowie sierpnia, trudno więc uznać proces szkoleniowy za długotrwały i gruntowny. 15 września tanki ruszyły do boju.
Z 49 zgromadzonych na miejscu czołgów sprawnych okazało się jedynie 32. Działały w sporym oddaleniu od siebie, nie bliżej niż 100 jardów – chodziło o uniknięcie zderzenia. Wkrótce po rozpoczęciu natarcia pięć maszyn ugrzęzło w lejach po wybuchach, a dziewięć kolejnych utknęło na skutek rozmaitych awarii. Z pozostałych osiemnastu połowa wyprzedzała szyki piechoty, niszcząc nieprzyjacielskie gniazda ogniowe i umocnienia, pozostałe, wyprzedzone przez piechurów, mogły jedynie wspomagać natarcie ogniem pośrednim. Nieprzyjaciel został odepchnięty na kilka kilometrów – po czym czołgi musiały zawrócić, osiągając swoje granice zasięgu. Trudno byłoby nazwać pierwsze uderzenie pancerne w historii wielkim sukcesem.

Pierwsze działania z użyciem zmasowanej liczby czołgów miało miejsce ponad rok później. 20 listopada 1917 roku w okolicach Cambrai we wschodniej Francji do ataku ruszyło jednocześnie prawie 500 maszyn. Aliantom udało się przełamać niemieckie pozycje, wzięto kilka tysięcy jeńców. Nie przełożyło się to jednak na strategiczny sukces – Niemcy rychło odzyskali stracone wcześniej terytorium. Poszukiwania właściwej taktyki użycia wojsk pancernych trwały nie tylko do końca Wielkiej Wojny, lecz i wiele lat po niej. Wynaleźli ją dopiero w połowie lat 30. przedstawiciele dwóch państw, które w czasie I wojny czołgów nie doceniały, lub nie miały ich w ogóle – Niemcy i Rosjanie. Ale to już zupełnie inna historia...

Smoki po polsku

Pierwsze czołgi pojawiły się w Wojsku Polskim niemal natychmiast po odzyskaniu niepodległości. Co ciekawe – początkowo pod zupełnie inną nazwą.
15 marca 1919 roku dowódca Armii Polskiej we Francji generał Józef Haller nakazał formowanie 1 Regiment de Chars Blinde Polonais. Język francuski był wówczas oficjalnym w rozkazodawstwie armijnym i niewielu zastanawiało się, jak na polszczyznę przełożyć francuskie „char blinde” - dosłownie znaczy to bowiem „rydwan pancerny” lub „wóz wzmocniony”. Z pomocą przyszła sztuka graficzna – emblematem nowej jednostki została bowiem postać smoka sunącego po ziemi, jakby czołgającego się. Początkowo polscy pancerniacy (a nie było ich wielu, ponad połowę etatów obejmowali specjaliści francuscy) nazywali swoje maszyny „smokami”. Dopiero od połowy 1919 roku do użytku weszło określenie „czołg”.

120 „smoków” Renault FT 17 trafiło do naszego kraju wraz z całą Błękitną Armią – latem 1919 roku. Wzięły udział w wojnie z Armią Czerwoną, ponosząc niewielkie straty. FT17 służyły przez całe dwudziestolecie – ostatnie egzemplarze broniły twierdzy w Brześciu przed natarciem Niemców w połowie września 1939 roku. Były jednak wtedy już zupełnie przestarzałe.

Polski – kraju na dorobku, nie stać było na kupowanie wielkiej ilości nowoczesnych czołgów. Postanowiono więc wybrać tanie rozwiązanie – postawiono na małe pojazdy opancerzone, nieco na wyrost nazwane „czołgiem rozpoznawczym”. TK-3, a później TKS miały wymiary Fiata 126 p, dwuosobową załogę, uzbrojone były w jeden karabin maszynowy, a ich pancerz przebijały nawet pociski karabinowe. Wyprodukowano ich prawie 500 – jednak ich użyteczność w walce była iluzoryczna. Wojsko Polskie kupiło też czołgi z prawdziwego zdarzenia – angielskie Vickersy Six Tonn zmodyfikowane w Polsce jako 7 TP. Nieźle uzbrojone, lecz ze słabym pancerzem – a co najgorsze – nieliczne. Jedyna w naszym kraju fabryka – Polskie Zakłady Inżynieryjne w Ursusie pod Warszawą, nie miała odpowiednich mocy produkcyjnych, nie było też pieniędzy na duże zamówienia. 38 Vickersów i 135 7TP – to był podstawowy sprzęt polskich wojsk pancernych we wrześniu 1939 roku. Tuż przed wybuchem wojny we Francji kupiono też 90 wozów Renault R35 i trzy Hotchkissy H39 – powolne, kiepsko uzbrojone, lecz z potężnym pancerzem. Do Polski dotarła jednak zaledwie połowa i sformowany z nich batalion praktycznie nie wziął udziału w walce.

W czasie drugiej wojny światowej polscy pancerniacy używali całej gamy czołgów rozmaitej produkcji – francuskich, brytyjskich, amerykańskich i radzieckich. Zdarzały się również w służbie zdobyczne pojazdy niemieckie – znane są dwie Pantery, używane przez powstańców warszawskich. Po wojnie Wojsko Polskie zostało zunifikowane sprzętowo z Armią Radziecką. Produkcję czołgów ulokowano w poniemieckiej fabryce w Łabędach koło Gliwic. Od 1951 roku budowano tam licencyjne T-34/85, następnie T-54, T-55, wreszcie T-72 i jego „spolonizowane” rozwinięcie, czyli PT-91 Twardy. Jednak dziś podstawą naszych sił pancernych znów są wozy z zagranicy – ponad 250 niemieckich Leopardów 2.

Leszek Masierak


 

Polecane
Emerytury
Stażowe