Marcin Królik: Uczmy się od Hitchensa

Coś dla niektórych rozgrzanych prawicowców, którzy tracą energię na sprawy przegrane, zamiast inwestować ją tam, gdzie jest jeszcze sporo do zrobienia.
 Marcin Królik: Uczmy się od Hitchensa
/ Peter Hitchens, fot. Nigel Luckhurst - Wikipedia CC BY-SA 4.0
Przez całe lata w powszechnej świadomości, a nawet do pewnego stopnia popkulturze, funkcjonował tylko jeden Hitchens - Christopher, zmarły w 2011 roku agresywnie lewicowy dziennikarz zaliczany do grona tzw. czterech jeźdźców nowego ateizmu. Miał on jednak młodszego brata, Petera, który - może trochę na zasadzie przekory, a może też z jakichś innych przyczyn - stał się jego nieomalże lustrzanym przeciwieństwem. Dziś uchodzi za jednego z czołowych brytyjskich konserwatywnych publicystów. W noworocznym numerze "Do Rzeczy" ukazał się niezwykle ciekawy wywiad z nim, który powinni sobie dobrze przyswoić nasi rozgrzani prawicowcy.

Przede wszystkim dlatego, że Hitchens junior tworzy swoje teksty z perspektywy kraju, w którym jest już właściwie pozamiatane. On sam zresztą nazywa je nekrologami dla Wielkiej Brytanii, mającymi nie tyle coś zmienić, bo na to już za późno, co raczej pomóc ludziom zrozumieć, jak to się stało, że można było cywilizowany i pomyślnie rozwijający się kraj w krótkim czasie zepchnąć w otchłań kompletnego chaosu. Mówimy tu o horyzoncie zaledwie trzydziestu lat. Hitchens ma tu przede wszystkim na myśli kwestie gospodarcze - potworny deficyt w handlu zagranicznym oraz zadłużenie, zarówno państwa, jak i samych obywateli, którym - jak twierdzi Hitchens - często nie starcza do pierwszego.

Pomijając zagadnienie słuszności jego analiz ekonomicznych, warto zwrócić uwagę właśnie na fakt, że to o nich jest mowa w pierwszej kolejności. Kiedy prowadzący rozmowę Piotr Włoczyk konstatuje, że z punktu widzenia konserwatysty istotne powinny być aspekty związane z przemianami społecznymi, odpowiada, nieco chyba sarkastycznie, że jeśli już dywagujemy o życiu i śmierci, to należy w pierwszej kolejności sprawdzić u pacjenta puls, bo sfera materialna empirycznie pokazuje stan społeczeństwa. Podoba mi się ten pragmatyzm. Trochę mi go brakuje u naszej prawicy, zajmującej się głównie wojną o pryncypia i zwalczaniem LGBT. Sam też posypuję tu głowę popiołem.

U nas na prawej flance - a przynajmniej w jej głównym nurcie oscylującym wokół obecnej władzy - co do liczb panuje konsensus, że jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, więc może już przejdźmy do tych tęczowych flag. Na dobrą sprawę jedynie środowiska związane z Konfederacją w jakikolwiek sposób podejmują tematy ekonomiczne, pytając - moim zdaniem zresztą słusznie - czy w dłuższej perspektywie obrany przez rząd socjalistyczny kurs nie odbije nam się czkawką. I powinno się o to pytać. W końcu - jak przytomnie zauważa Hitchens - zadłużony kraj na dłuższą metę nie jest w stanie prowadzić suwerennej polityki. To właśnie wykończyło Wielką Brytanię.

Przy czym absolutnie nie chodzi ani o to, by teraz wszyscy raptem przedzierzgnęli się w ekonomistów, ani tym bardziej o to, żeby odpuścić sobie temat toczącej się na naszych oczach wojny kulturowej. Po prostu - i to w gruncie rzeczy wyrasta na swoistą myśl przewodnią rozmowy Włoczyka z Hitchensem - nie warto tracić czasu i energii na sprawy, w których nie bardzo rysują się widoki na sukces. Zamiast tego lepiej skupić wysiłki na ratowaniu lub odbudowywaniu i wzmacnianiu tego, na co możemy mieć realny wpływ. Hitchens odziera ze złudzeń: rewolucji obyczajowej nie zatrzymamy, bo poszła już zbyt daleko.

Według niego w kwestiach obyczajowych prawica myli skutek z przyczyną. Przewrót w moralności czy choćby w definicji małżeństwa nie jest - jak mówi - powodem dekompozycji struktur społecznych, ale objawem. Gnicie zaczęło się dużo wcześniej. Mnie przypomina to nieco diagnozy młodego Ratzingera o procesach niszczących duchową tkankę Kościoła, które formułował on w latach pięćdziesiątych, gdy zewnętrznie wszystko zdawało się jeszcze w porządku. Hitchens przypomina, że tak naprawdę ludzie zainteresowani formalizowaniem związków homoseksualnych stanowią nikły procent społeczeństwa. Tymczasem prawica - również polska - bezustannie daje się wciągać w jałowe pyskówki na ten temat.

Dobrze rozwijający się, wolny kraj potrzebuje silnej i niezależnej rodziny. I to na jej wzmacnianiu - na różnych polach - Hitchens proponuje się skupiać. Zauważa przy okazji, że w Wielkiej Brytanii rodzina jest wręcz systemowo osłabiana. Niezwykle łatwo uzyskać rozwód, a wszechobecna kultura masowa otwarcie lansuje egoizm i skrajny liberalizm, który dewastuje relacje międzyludzkie. Odwrócenie tych trendów powinno się według Hitchensa stać priorytetem dzisiejszych konserwatystów. Pytanie tylko, czy bezustanne święte oburzanie się na Parady Równości - których i tak się przecież nie powstrzyma - jest najodpowiedniejszą metodą do osiągnięcia tego celu.

I coś niewątpliwie jest na rzeczy. Ja już dawno zauważyłem, że polska prawica bardzo nie docenia soft Power. O ileż łatwiej i efektowniej przeprowadzić kolejny spektakularny roast na lewactwo, które bez przerwy knuje, jak zdeprawować nam dzieci, niż po prostu pokazywać pozytywne wzorce. Normalne się nie klika, nie mówiąc już o tym, że ciężko zbijać na tym polityczny kapitał. Ciągle czytam i słyszę o Gramschim i jego koncepcji rozpisanego na dekady marszu przez instytucje, ale jakoś trudno dostrzec próby wykonania tego marszu w przeciwnym kierunku, co dosyć dobrze widać choćby na przykładzie kultury, w której konserwatyści bezradnie wymachują odnóżami jak wywrócone na plecy żuczki.

Hitchens zachęca ponadto do odbrązawiania różnych obowiązujących na prawicy mitów. U nas takim mitem jest niewątpliwie żelazna Margaret Thatcher, która - jak mówi rozmówca "Do Rzeczy - była co prawda gospodarczym liberałem, jednak przy tym nigdy nie prowadziła szczególnie konserwatywnej polityki społecznej. Dobrym tego przykładem jest choćby stosunek jej rządu do aborcji, która w ciągu dekad stawała się w Wielkiej Brytanii coraz większym problemem. To samo tyczy się także brytyjskich Torysów, którzy - jak kwituje Hitchens - są po prostu organizacją zajmującą się utrzymaniem się przy władzy za pomocą haseł, które dają szansę na odniesienie zwycięstwa.

Nie sądzę, aby na polskiej prawicy ktoś jeszcze wierzył w konserwatyzm brytyjskich konserwatystów, lecz już kult Thatcher chyba trwa niezagrożony. Zresztą nie w tym rzecz - chodzi raczej o wyrobienie w sobie odruchu krytycznego i zarazem realistycznego myślenia o tych, z którymi planuje się zawierać sojusze. Niby mówi się, że w polityce nie ma przyjaźni, a jedynie interesy, ale czasem, kiedy słyszę, jak część naszej prawej strony rozpływa się w zachwytach nad Donaldem Trumpem, przenika mnie zimny dreszcz i jakoś tak odruchowo zaczynam czekać, kiedy wyleją nam na łeb kubeł lodowatej wody. Kilka już przecież wylali.

Jest wreszcie rozmowa z Hitchensem przestrogą, żebyśmy zanadto nie popadali w samouspokojenie z tytułu przywiązania do Kościoła. Przyznaje on, że osadzenie w katolicyzmie odegrało kluczową rolę w przetrwaniu polskiej wspólnoty narodowej i kulturowej w obliczu dziejowych kataklizmów, jednakże zaraz dodaje, że wiara Polaków znajduje się pod silnym naporem środowisk, które widzą w Kościele zagrożenie, a sama Polska wchodzi w okres silnej sekularyzacji. Radzi owego procesu nie lekceważyć i wyciągnąć wnioski z tego, co się stało w Irlandii. A ja znowu się zastanawiam, czy jest u nas faktyczna gotowość do podjęcia nad tym refleksji.

Tak czy inaczej, ten wywiad uzmysławia, że w porównaniu z Zachodem znajdujemy się w stosunkowo niezłym położeniu. Cieszymy się, póki co, względną wolnością słowa, co w zniewolonej poprawnością polityczną Wielkiej Brytanii nie jest już takie oczywiste. Jesteśmy też chyba - tak przynajmniej można wnieść ze słów Hitchensa - źródłem nadziei dla tych na Zachodzie, którzy jeszcze zachowali odrobinę zdrowego rozsądku. To naprawdę spory kredyt zaufania, który niestety niezmiernie łatwo przepuścić. Aczkolwiek najważniejszą lekcją wydaje mi się właśnie to, by nie marnotrawić zasobów na potyczki, w których nie ma szans wygrać.

Jest takie zdanie Wyspiańskiego - przypomniał je ostatnio u siebie na blogu Jerzy Sosnowski, z którym praktycznie w niczym się nie zgadzam, jednak tę maksymę głęboko biorę sobie do serca: "Musimy coś zrobić, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo." Mniej więcej coś w tym duchu mówił też Hitchens, usiłując nam pokazać punkty, w których jest jeszcze to i owo do odwojowania. Może warto sobie to przypomnieć, nim znów zmarnujemy kolejną godzinę na debatę o złych gejach.

Marcin Królik

 

POLECANE
Wybory prezydenta Zabrza. Są cząstkowe wyniki z ostatniej chwili
Wybory prezydenta Zabrza. Są cząstkowe wyniki

O godz. 21 zakończono głosowanie w drugiej turze przedterminowych wyborów prezydenta Zabrza – poinformował PAP przewodniczący Miejskiej Komisji Wyborczej w Zabrzu Paweł Strumiński. Wskazał, że odbyło się ono bez zakłóceń.

Pełczyńska-Nałęcz powinna podać się do dymisji? Zapytano Polaków z ostatniej chwili
Pełczyńska-Nałęcz powinna podać się do dymisji? Zapytano Polaków

Zdaniem 68,7 proc. badanych minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz powinna podać się do dymisji w związku z KPO. 23,5 proc. uważa, że szefowa MFiPR nie powinna zrezygnować ze stanowiska – wynika z opublikowanego w niedzielę sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski.

Pierwsza taka debata wielkich polskich naukowców: To koniec dominacji ludzkości gorące
Pierwsza taka debata wielkich polskich naukowców: "To koniec dominacji ludzkości"

Na naszym kanale pojawiła się wyjątkowa debata! Nagrana w murach najstarszej polskiej uczelni, Uniwersytet Jagielloński. Dzielę się pod linkiem w komentarzu. Na scenie obok siebie usiadł fizyk i informatyk. Prof. Andrzej Dragan oraz dr Wojciech Zaremba. Jeden, patrzący na świat oczami praw fizyki drugi oczami kodów. Twórca Chata GPT, założyciel spółki Open AI i jeden z najbardziej abstrakcyjnych umysłów w Polsce. Obaj zgodni co do jednego. Era dominacji człowieka na Ziemi dobiegła po tysiącach lat końca. To my jesteśmy tym ostatnim pokoleniem.

Klęska Niemiec. Podano dane z ośrodka przy granicy z Polską z ostatniej chwili
Klęska Niemiec. Podano dane z ośrodka przy granicy z Polską

Ośrodek przeznaczony dla osób przybyłych z Polski okazuje się kompletnie nieskuteczny, gdyż z 72 migrantów odesłano tam tylko pięciu, z czego czterech wróciło ponownie do Niemiec – informuje "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung".

Manipulacja ws. limuzyny prezydenckiej. Kłamstwo jest kamieniem węgielnym rządzącej koalicji z ostatniej chwili
Manipulacja ws. limuzyny prezydenckiej. "Kłamstwo jest kamieniem węgielnym rządzącej koalicji"

Koalicja rządząca manipuluje w sprawie limuzyny, którą porusza się prezydent Karol Nawrocki. – Kłamstwo jest kamieniem węgielnym obecnie rządzącej koalicji w Polsce. Kłamali w trakcie kampanii wyborczej przed 2023 rokiem, kłamali w trakcie swoich rządów, kłamali w trakcie kampanii prezydenckiej, szkalując Karola Nawrockiego – twierdzi poseł PiS Paweł Lisiecki.

Niemiecka telewizja oburzona wydawaniem przez rząd Tuska pieniędzy z KPO na sauny i jachty z ostatniej chwili
Niemiecka telewizja oburzona wydawaniem przez rząd Tuska pieniędzy z KPO na sauny i jachty

– Około 280 mln euro przeznaczono na zakup saun, solariów, jachtów i innych dóbr luksusowych – mówi w reportażu niemieckiej telewizji ARTE dziennikarka Anja Mainwald i zwraca uwagę na skandal wokół KPO w Polsce.

Nie żyje Stanisław Soyka. Jest komunikat prokuratury z ostatniej chwili
Nie żyje Stanisław Soyka. Jest komunikat prokuratury

W poniedziałek odbędzie się sekcja zwłok Stanisława Soyki. To rutynowa procedura – podała Prokuratura Rejonowa w Sopocie.

Holandia tonie w znakach drogowych. Eksperci alarmują o zagrożeniu Wiadomości
Holandia tonie w znakach drogowych. Eksperci alarmują o zagrożeniu

Na holenderskich drogach ustawiono już ponad trzy miliony znaków. Jak wyliczają eksperci, aż około 600 tys. z nich jest zbędnych. Zamiast pomagać kierowcom, tablice często utrudniają koncentrację i zwiększają ryzyko kolizji.

Stanowski zmiażdżył Jońskiego. Europoseł KO sam się podłożył z ostatniej chwili
Stanowski zmiażdżył Jońskiego. Europoseł KO sam się podłożył

Jak się popatrzy na te rozmowy przywódców europejskich, to bez Donalda Tuska one w ogóle by nie istniały. Tak na dobra sprawę Donald Tusk jest autorytetem dla Europy - powiedział Dariusz Joński w programie TVP Info Woronicza 17. - To nie jest program satyryczny - usłyszał od prezydenckiego doradcy, Błażeja Poboży. To niejedyna wypowiedź europosła KO, po której usłyszał dziś ciętą ripostę. Kolejną usłyszał od Krzysztofa Stanowskiego ws. ustawy wiatrakowej i cen energii.

Prezydent zawetuje kolejną ustawę? Nie będzie zgody z ostatniej chwili
Prezydent zawetuje kolejną ustawę? "Nie będzie zgody"

Prezydent Karol Nawrocki pokrzyżuje plany rządu Donalda Tuska dotyczące podniesienia akcyzy na alkohol. – Jeżeli pan prezydent powiedział, że nie podpisze ustawy podwyższającej podatki to nie podpisze takiej ustawy. I tyle – powiedział szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki.

REKLAMA

Marcin Królik: Uczmy się od Hitchensa

Coś dla niektórych rozgrzanych prawicowców, którzy tracą energię na sprawy przegrane, zamiast inwestować ją tam, gdzie jest jeszcze sporo do zrobienia.
 Marcin Królik: Uczmy się od Hitchensa
/ Peter Hitchens, fot. Nigel Luckhurst - Wikipedia CC BY-SA 4.0
Przez całe lata w powszechnej świadomości, a nawet do pewnego stopnia popkulturze, funkcjonował tylko jeden Hitchens - Christopher, zmarły w 2011 roku agresywnie lewicowy dziennikarz zaliczany do grona tzw. czterech jeźdźców nowego ateizmu. Miał on jednak młodszego brata, Petera, który - może trochę na zasadzie przekory, a może też z jakichś innych przyczyn - stał się jego nieomalże lustrzanym przeciwieństwem. Dziś uchodzi za jednego z czołowych brytyjskich konserwatywnych publicystów. W noworocznym numerze "Do Rzeczy" ukazał się niezwykle ciekawy wywiad z nim, który powinni sobie dobrze przyswoić nasi rozgrzani prawicowcy.

Przede wszystkim dlatego, że Hitchens junior tworzy swoje teksty z perspektywy kraju, w którym jest już właściwie pozamiatane. On sam zresztą nazywa je nekrologami dla Wielkiej Brytanii, mającymi nie tyle coś zmienić, bo na to już za późno, co raczej pomóc ludziom zrozumieć, jak to się stało, że można było cywilizowany i pomyślnie rozwijający się kraj w krótkim czasie zepchnąć w otchłań kompletnego chaosu. Mówimy tu o horyzoncie zaledwie trzydziestu lat. Hitchens ma tu przede wszystkim na myśli kwestie gospodarcze - potworny deficyt w handlu zagranicznym oraz zadłużenie, zarówno państwa, jak i samych obywateli, którym - jak twierdzi Hitchens - często nie starcza do pierwszego.

Pomijając zagadnienie słuszności jego analiz ekonomicznych, warto zwrócić uwagę właśnie na fakt, że to o nich jest mowa w pierwszej kolejności. Kiedy prowadzący rozmowę Piotr Włoczyk konstatuje, że z punktu widzenia konserwatysty istotne powinny być aspekty związane z przemianami społecznymi, odpowiada, nieco chyba sarkastycznie, że jeśli już dywagujemy o życiu i śmierci, to należy w pierwszej kolejności sprawdzić u pacjenta puls, bo sfera materialna empirycznie pokazuje stan społeczeństwa. Podoba mi się ten pragmatyzm. Trochę mi go brakuje u naszej prawicy, zajmującej się głównie wojną o pryncypia i zwalczaniem LGBT. Sam też posypuję tu głowę popiołem.

U nas na prawej flance - a przynajmniej w jej głównym nurcie oscylującym wokół obecnej władzy - co do liczb panuje konsensus, że jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, więc może już przejdźmy do tych tęczowych flag. Na dobrą sprawę jedynie środowiska związane z Konfederacją w jakikolwiek sposób podejmują tematy ekonomiczne, pytając - moim zdaniem zresztą słusznie - czy w dłuższej perspektywie obrany przez rząd socjalistyczny kurs nie odbije nam się czkawką. I powinno się o to pytać. W końcu - jak przytomnie zauważa Hitchens - zadłużony kraj na dłuższą metę nie jest w stanie prowadzić suwerennej polityki. To właśnie wykończyło Wielką Brytanię.

Przy czym absolutnie nie chodzi ani o to, by teraz wszyscy raptem przedzierzgnęli się w ekonomistów, ani tym bardziej o to, żeby odpuścić sobie temat toczącej się na naszych oczach wojny kulturowej. Po prostu - i to w gruncie rzeczy wyrasta na swoistą myśl przewodnią rozmowy Włoczyka z Hitchensem - nie warto tracić czasu i energii na sprawy, w których nie bardzo rysują się widoki na sukces. Zamiast tego lepiej skupić wysiłki na ratowaniu lub odbudowywaniu i wzmacnianiu tego, na co możemy mieć realny wpływ. Hitchens odziera ze złudzeń: rewolucji obyczajowej nie zatrzymamy, bo poszła już zbyt daleko.

Według niego w kwestiach obyczajowych prawica myli skutek z przyczyną. Przewrót w moralności czy choćby w definicji małżeństwa nie jest - jak mówi - powodem dekompozycji struktur społecznych, ale objawem. Gnicie zaczęło się dużo wcześniej. Mnie przypomina to nieco diagnozy młodego Ratzingera o procesach niszczących duchową tkankę Kościoła, które formułował on w latach pięćdziesiątych, gdy zewnętrznie wszystko zdawało się jeszcze w porządku. Hitchens przypomina, że tak naprawdę ludzie zainteresowani formalizowaniem związków homoseksualnych stanowią nikły procent społeczeństwa. Tymczasem prawica - również polska - bezustannie daje się wciągać w jałowe pyskówki na ten temat.

Dobrze rozwijający się, wolny kraj potrzebuje silnej i niezależnej rodziny. I to na jej wzmacnianiu - na różnych polach - Hitchens proponuje się skupiać. Zauważa przy okazji, że w Wielkiej Brytanii rodzina jest wręcz systemowo osłabiana. Niezwykle łatwo uzyskać rozwód, a wszechobecna kultura masowa otwarcie lansuje egoizm i skrajny liberalizm, który dewastuje relacje międzyludzkie. Odwrócenie tych trendów powinno się według Hitchensa stać priorytetem dzisiejszych konserwatystów. Pytanie tylko, czy bezustanne święte oburzanie się na Parady Równości - których i tak się przecież nie powstrzyma - jest najodpowiedniejszą metodą do osiągnięcia tego celu.

I coś niewątpliwie jest na rzeczy. Ja już dawno zauważyłem, że polska prawica bardzo nie docenia soft Power. O ileż łatwiej i efektowniej przeprowadzić kolejny spektakularny roast na lewactwo, które bez przerwy knuje, jak zdeprawować nam dzieci, niż po prostu pokazywać pozytywne wzorce. Normalne się nie klika, nie mówiąc już o tym, że ciężko zbijać na tym polityczny kapitał. Ciągle czytam i słyszę o Gramschim i jego koncepcji rozpisanego na dekady marszu przez instytucje, ale jakoś trudno dostrzec próby wykonania tego marszu w przeciwnym kierunku, co dosyć dobrze widać choćby na przykładzie kultury, w której konserwatyści bezradnie wymachują odnóżami jak wywrócone na plecy żuczki.

Hitchens zachęca ponadto do odbrązawiania różnych obowiązujących na prawicy mitów. U nas takim mitem jest niewątpliwie żelazna Margaret Thatcher, która - jak mówi rozmówca "Do Rzeczy - była co prawda gospodarczym liberałem, jednak przy tym nigdy nie prowadziła szczególnie konserwatywnej polityki społecznej. Dobrym tego przykładem jest choćby stosunek jej rządu do aborcji, która w ciągu dekad stawała się w Wielkiej Brytanii coraz większym problemem. To samo tyczy się także brytyjskich Torysów, którzy - jak kwituje Hitchens - są po prostu organizacją zajmującą się utrzymaniem się przy władzy za pomocą haseł, które dają szansę na odniesienie zwycięstwa.

Nie sądzę, aby na polskiej prawicy ktoś jeszcze wierzył w konserwatyzm brytyjskich konserwatystów, lecz już kult Thatcher chyba trwa niezagrożony. Zresztą nie w tym rzecz - chodzi raczej o wyrobienie w sobie odruchu krytycznego i zarazem realistycznego myślenia o tych, z którymi planuje się zawierać sojusze. Niby mówi się, że w polityce nie ma przyjaźni, a jedynie interesy, ale czasem, kiedy słyszę, jak część naszej prawej strony rozpływa się w zachwytach nad Donaldem Trumpem, przenika mnie zimny dreszcz i jakoś tak odruchowo zaczynam czekać, kiedy wyleją nam na łeb kubeł lodowatej wody. Kilka już przecież wylali.

Jest wreszcie rozmowa z Hitchensem przestrogą, żebyśmy zanadto nie popadali w samouspokojenie z tytułu przywiązania do Kościoła. Przyznaje on, że osadzenie w katolicyzmie odegrało kluczową rolę w przetrwaniu polskiej wspólnoty narodowej i kulturowej w obliczu dziejowych kataklizmów, jednakże zaraz dodaje, że wiara Polaków znajduje się pod silnym naporem środowisk, które widzą w Kościele zagrożenie, a sama Polska wchodzi w okres silnej sekularyzacji. Radzi owego procesu nie lekceważyć i wyciągnąć wnioski z tego, co się stało w Irlandii. A ja znowu się zastanawiam, czy jest u nas faktyczna gotowość do podjęcia nad tym refleksji.

Tak czy inaczej, ten wywiad uzmysławia, że w porównaniu z Zachodem znajdujemy się w stosunkowo niezłym położeniu. Cieszymy się, póki co, względną wolnością słowa, co w zniewolonej poprawnością polityczną Wielkiej Brytanii nie jest już takie oczywiste. Jesteśmy też chyba - tak przynajmniej można wnieść ze słów Hitchensa - źródłem nadziei dla tych na Zachodzie, którzy jeszcze zachowali odrobinę zdrowego rozsądku. To naprawdę spory kredyt zaufania, który niestety niezmiernie łatwo przepuścić. Aczkolwiek najważniejszą lekcją wydaje mi się właśnie to, by nie marnotrawić zasobów na potyczki, w których nie ma szans wygrać.

Jest takie zdanie Wyspiańskiego - przypomniał je ostatnio u siebie na blogu Jerzy Sosnowski, z którym praktycznie w niczym się nie zgadzam, jednak tę maksymę głęboko biorę sobie do serca: "Musimy coś zrobić, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo." Mniej więcej coś w tym duchu mówił też Hitchens, usiłując nam pokazać punkty, w których jest jeszcze to i owo do odwojowania. Może warto sobie to przypomnieć, nim znów zmarnujemy kolejną godzinę na debatę o złych gejach.

Marcin Królik


 

Polecane
Emerytury
Stażowe