Jerzy Bukowski: Czarzasty zaorał lewą część strony politycznej

Oznacza to jedno: lider Sojuszu znakomicie wykorzystał prawne perturbacje z rejestracją komitetu wyborczego i sprytnie przejął inicjatywę po lewej części polskiej sceny politycznej. Po ostatnich niepowodzeniach, jakimi była niezgoda Grzegorza Schetyny na budowę razem z SLD i z Polskim Stronnictwem Ludowym jednego bloku opozycyjnego oraz podbieranie przez Platformę Obywatelską polityków Sojuszu o znanych nazwiskach, Czarzasty może wreszcie mówić o sukcesie.
Biedroń i Zandberg będą oczywiście robić dobrą minę do złej gry, ale faktycznie ich partie właśnie przestają istnieć. Powinni być więc zadowoleni, jeżeli uda im się wprowadzić do Sejmu i do Senatu chociaż kilka osób z Wiosny i z Razem, bo nawet jeżeli politycy tych ugrupowań dostaną parę „jedynek”, twardy elektorat Sojuszu na pewno wybierze swoich. Starym towarzyszom z PZPR nie w smak jest bowiem ani ideologia LGBT+, którą epatuje Biedroń, ani socjalistyczny program ekonomiczny głoszony przez Zandberga.
Tak oto Włodzimierz Czarzasty odzyskał pozycję niekwestionowanego przywódcy na lewicy, a jego konkurenci mogą się - mówiąc kolokwialnie - obejść smakiem.