[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Liberum veto transgenderowych rewolucjonistów

Człowiek powinien żyć w prawdzie, a więc w zgodzie ze sobą. Dotyczy to też transgenderowych odwrotków. Są to ludzie, którzy mają problemy egzystowania sami ze z sobą. Ryan T. Anderson: „When Harry Became Sally: Responding to the Transgender Moment” (New York and London: Encounter Books, 2018) podkreśla, że trzeba okazać im miłosierdzie i wyrozumiałość. Pomóc im w ich przypadłości. Jednak musimy ostro bronić się przed aktywistami transgenderowymi, którzy napędzają rewolucję poprzez sianie chaosu w sprawach płci. Ich ofiarami padają odwrotkowie, ale celem jest obalenie systemu tradycyjnego społeczeństwa, a zastąpienie go seksualnie radykalnym reżimem.
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Liberum veto transgenderowych rewolucjonistów
/ pixabay.com
Zacznijmy od tego, że od poczęcia każdy z nas posiada biologiczną płeć. Rodzaj męski ma chromosom XY, a rodzaj żeński ma chromosom XX. Genetyka determinuje naszą płeć od samego początku, a nie dopiero od naszego przyjścia na świat. Gender to natomiast świeżej daty wynalazek lewicowych radykałów. Wymyślił ten termin John Money (s. 16), wraz z pomysłem, że jest on względny, płynny. Radykałowie twierdzą, że gender odzwierciedla nasze uczucia na temat tego, czy identyfikujemy się jako kobieta czy mężczyzna. Albo jako kilkadziesiąt innych możliwości, według szerokiej gamy ofert serwowanych nam przez rewolucję seksualną. W szczególności odzwierciedla to radykalny autosamiczy argument feministyczny, że nie ma różnic między mężczyznami a kobietami (s. 172).
 
W pewnym sensie jest to pean na cześć androgenizmu jako perfekcyjnego ideału równości. Osiągnął on swój patologiczny wymiar w Chinach Mao i Kambodży Pol Pota. Niektórym dziś na Zachodzie wydaje się, że można ten ideał osiągnąć poprzez indoktrynację (szczególnie dzieci) oraz nowe technologie medyczne. Według tej recepty, transformacja transgenderowa ma trzy stadia (transitioning, s. 77). Najpierw zmienia się pacjentowi imię na nowe, odzwierciedlające gender, z jakim wydaje się ofierze, że powinna się identyfikować. Stąd tytuł książki Andersona: „Gdy Harry został Sally”. 

Krok drugi to podawanie osobie przygotowującej się do transformacji odpowiednich leków hormonalnych: biologicznym kobietom, których dysforia genderowa dyktuje, że są facetami, daje się męski testosteron. Biologiczni mężczyźni przyjmują estrogen. I baterię innych chemikaliów, a w tym specjalne prochy blokujące pokwitanie (puberty blockers). Zmienia się morfologia ciała na androgeniczną u mężczyzn, a u kobiet poszerzają się ramiona. W końcu – krok trzeci i nieodwracalny – następuje radykalna operacja chirurgiczna. Wycięcia piersi, zdeformowania pochwy u kobiet. Usunięcia jąder i penisa u mężczyzn. I z tym trzeba już żyć. W sensie fizycznym jest to w większości nieodwracalne.

Podkreślmy jednak, że nie jest to operacja zmiany płci, bowiem nie wycina się ze środka organizmu narządów rozrodczych, a jedynie w ramach zabiegu plastycznego masakruje się zewnętrzny wygląd narządów płciowych. Ponadto nie ma możliwości zmienić kodu genetycznego z XX na XZ czy odwrotnie. Mamy więc do czynienia z kamuflażem, który chowa płeć, aby uwypuklić gender.

Transgenderowcy to jednostki, którym się wydaje, że są odwrotnej płci niż są w rzeczywistości. Doświadczają „głębokiego i często paraliżującego sensu alienacji od swojej biologicznej płci” (s. 2). Transgenderyzm jest to więc poważne zakłócenie psychologiczne. To patologia. Nazywa się dysforią genderową (gender dysphoria), czyli uczuciem nieszczęśliwości z powodu posiadania płci, w jakiej jednostka się urodziła. Trudno powiedzieć, ile osób cierpiących na tę przypadłość jest w USA. Niektórzy twierdzą, że to jeden przypadek na około 200 osób. Z drugiej strony istnieje statystyka pokazująca, że chodzi o 1 osobę transgenderową na ponad 20 000 ludzi (s. 94). 

Chodzi o politykę, a nie naukę. Statystyki naturalnie podlegają obróbce ideowej. Rewolucjoniści seksualni chcieliby widzieć siebie jak najwięcej. Stąd rozciągają do granic elastyczności wszelkie szacunki, włączając w szeregi odwrotków osoby, którym chwilowo wydawało się kiedykolwiek w życiu, że psychologicznie nie są kompatybilni z biologicznym stanem swego ciała. Podobnie zresztą liczy się homoseksualistów, których jest od 1 do 3 procent w społeczeństwie. 

Rewolucjoniści jednak mnożą niemożebnie liczbę wesołków, pohukując, że jest ich ze 30 proc. Patrząc na sprawę realistycznie, jednak wydaje się, że są to ilości zupełnie śladowe w społeczeństwie. A transgenderowych odwrotków jeszcze mniej: może ułamek procenta. Taka interpretacja naturalnie uznawana jest za politycznie niepoprawną przez transgenderowych działaczy.

Aktywiści transgenderowi to rewolucjoniści, którzy sami nie muszą być odwrotkami z zaburzeniami, ale upierają się, że rzekomo reprezentują interesy takowych. A robią to w jak najbardziej skrajnej formie. Niedawno jeszcze podkreślali, że odwrotki to chłopcy, którym się wydaje, że są dziewczynkami, albo odwrotnie. W tej chwili upierają się, że ofiary są rzeczywiście dziewczynkami albo chłopcami, „a więc powinny być traktowane jako takie” (s. 28). W nowej retoryce rewolucyjnej gender determinuje płeć, a nie odwrotnie. „Tożsamość genderowa jest przeznaczeniem, podczas gdy biologiczna płeć jest konstruktem społecznym (s. 30). 

Co więcej, niektórzy rewolucjoniści twierdzą, że genderowa samoidentyfikacja i tożsamość „mogą się zmienić codziennie, a nawet co kilka godzin” (s. 39). To jest rewolucyjne optimum „płynności genderowej” (gender fluidity). Często w ich argumentach brak spójności i logiki. Z jednej strony wszystko jest relatywne, a więc stąd „płynność genderowa”. A z drugiej strony zdecydowanie przekonują, że w pacjencie, który jest płci męskiej, tkwi prawdziwa tożsamość kobieca, która jest jedyną „prawdą”. 

Zignorujmy fakty biologiczne, które są wymysłami patriarchatu. Skupmy się na samorealizacji „prawdy” genderowej. W rzeczywistości mamy do czynienia z „gnostycznym dualizmem” (s. 46) między „ciałem a sobą” (s. 105). Tożsamość seksualna dla rewolucjonistów jest pojęciem metafizycznym, bowiem twierdzą, że jest inna niż biologiczna płeć. A jednocześnie uważają, że liczy się jedynie filozofia materialistyczna, bo Boga nie ma. Wszystko jest społecznym konstruktem. Nie ma różnic między kobietami a mężczyznami, ale jednak są różnice w gender. Bo „prawdziwa” kobieta może być schowana w biologicznym mężczyźnie choćby. Radykalny indywidualizm, który wyznają rewolucjoniści, musi jednak maszerować karnie tylko w ramach zdyscyplinowanych formacji napędzanych totalnie ideologią genderową.  To jest obłęd albo może lepiej: dialektyczna logika rewolucji. Cokolwiek służy jej celom, jest dobrem. Relatywizm musi więc być jej naczelną cechą.

Na poziomie publicznym mechanizmy agitacji transgenderowej i jej cele mogą być porównane do liberum veto z I RP. Stara  zasada „złotej wolności” szlacheckiej stanowiła, że nie można było narzucać na mniejszość – nawet na mniejszość jednoosobową – nic, z czym taka jednostka się nie zgadzała. Chodziło naturalnie o raczej wąskie kwestie polityczne i o to, aby zabezpieczyć prymat wolności w sposób odpowiedzialny, co udawało się przez kilkaset lat. Dopiero w drugiej połowie XVII w. system zaczął gnić, bowiem wolność transformowała się w anarchistyczną swawolę i samowolę bez zwracania uwagi na dobro publiczne. 

Liberum veto służyło więc długo i dobrze trwałości wolnościowej tradycji polskiej. Dopiero potem nastąpiła degeneracja. Zasada liberum veto różni się więc od ideologii transgenderyzmu; radykałowie stosują taktycznie retorykę wolnościową, aby zniszczyć system tradycyjny poprzez rewolucję seksualną. Szlachta nie chciała rewolucji, a wprost przeciwnie. Odwrotnie niż seksualni rewolucjoniści.    

Aktywiści (bezwiednie) przejęli argumentację liberum veto. Wrzeszczą, że należy bezwzględnie zaaprobować każdą autonomiczną decyzję jednostki dotyczącej dostosowania jej biologicznej płci do jej poczucia seksualności. Twierdzą, że trzeba uznać każdego odwrotka za jakiego w danym momencie on czy ona się uważają. Życzenia jednostki z dysforią transgenderową liczą się zarówno ponad dalekosiężny interes samego tego indywidualnego pacjenta, jak i na pewno ponad dobro społeczne. Ktokolwiek się z tym nie zgadza, jest bigotem czy bigotką, homofobem, rasistą, faszystą, antysemitą – ogólnie nietolerancyjnym. 
(c.d.n.)

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 1 lipca 2019
www.iwp.edu



#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Ulewy nad Polską. Komunikat dla mieszkańców woj. opolskiego z ostatniej chwili
Ulewy nad Polską. Komunikat dla mieszkańców woj. opolskiego

Ze względu na podtopienie ulicy Sikorskiego w Głuchołazach zamknięty został wjazd na most tymczasowy w ciągu drogi krajowej nr 40 - powiedział PAP Paweł Szymkowicz, burmistrz Głuchołaz.

Czarna seria wypadków na Śląsku. Wśród ofiar kobieta w ciąży i jej dziecko Wiadomości
Czarna seria wypadków na Śląsku. Wśród ofiar kobieta w ciąży i jej dziecko

Katowickie drogi stały się w sobotę 26 lipca miejscem tragicznych wydarzeń – w trzech poważnych wypadkach życie straciły cztery osoby. Wśród ofiar była kobieta w zaawansowanej ciąży, a mimo natychmiastowej pomocy i wysiłków lekarzy, nie udało się uratować także jej dziecka – poinformowała policja.

Trzaskowski: W tym roku Campus Polska Przyszłości się nie odbędzie z ostatniej chwili
Trzaskowski: W tym roku Campus Polska Przyszłości się nie odbędzie

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski poinformował w niedzielę, że Campus Polska Przyszłości w 2025 r. się nie odbędzie.

Niepokojące informacje z Głuchołaz. Ulice znowu zalane, most zamknięty z ostatniej chwili
Niepokojące informacje z Głuchołaz. Ulice znowu zalane, most zamknięty

Most tymczasowy w Głuchołazach został zamknięty, w sieci krążą nagrania z zalanych ulic. - Tak państwo „zabezpieczyło” miasto niecały rok po powodzi - pisze na platformie X europoseł Michał Dworczyk.

Niemcy usiłują odesłać nielegalnych imigrantów do Grecji. Grecja odmawia ich przyjęcia pilne
Niemcy usiłują odesłać nielegalnych imigrantów do Grecji. Grecja odmawia ich przyjęcia

Tysiące uchodźców, którym przyznano już ochronę międzynarodową w Grecji, przyjechało w 2025 r. do Niemiec, gdzie ponownie składało wnioski o azyl - informuje grupa medialna Funke, powołując się na dane Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Deportacje do Grecji napotykają na zdecydowany opór ze strony Aten.

Główny Inspektorat Sanitarny wydał pilny komunikat dla mieszkańców i turystów w woj. pomorskim i zachodniopomorskim z ostatniej chwili
Główny Inspektorat Sanitarny wydał pilny komunikat dla mieszkańców i turystów w woj. pomorskim i zachodniopomorskim

Zakwit sinic sprawił, że w niedzielę zamkniętych jest 11 kąpielisk w północnej Polsce. Takie dane opublikował Główny Inspektorat Sanitarny. Średnia temperatura wody w Bałtyku wynosi ok. 20 st. C.

Chcesz pozwać władzę przed sądem administracyjnym? Teraz będzie Cię to kosztowało o wiele więcej tylko u nas
Chcesz pozwać władzę przed sądem administracyjnym? Teraz będzie Cię to kosztowało o wiele więcej

Ledwo człowiek na chwilę wakacyjnie odwróci wzrok, zajmie się czymś pożytecznym, a już nasi urzędnicy, w swej niezmordowanej trosce o nasze dobro, wymyślą coś nowego.

Wbiegł na murawę podczas meczu. Aktywista Ostatniego Pokolenia chciał się przypiąć do bramki z ostatniej chwili
Wbiegł na murawę podczas meczu. Aktywista Ostatniego Pokolenia chciał się przypiąć do bramki

Podczas drugiej połowy spotkania Lechii Gdańsk z Lechem Poznań, zakończonego wynikiem 3:4, doszło do niecodziennego incydentu. W 66. minucie meczu na murawę wbiegł aktywista związany z ruchem "Ostatnie Pokolenie". Mężczyzna próbował przypiąć się do słupka jednej z bramek.

Niemcy opublikowali dane o przestępczości w szkołach. Zwrócili uwagę na cudzoziemców i ataki nożem Wiadomości
Niemcy opublikowali dane o przestępczości w szkołach. Zwrócili uwagę na cudzoziemców i ataki nożem

W 2024 roku aż 40 proc. osób podejrzanych o przemoc w niemieckich szkołach nie miało obywatelstwa Niemiec. Co istotne, osoby pochodzenia zagranicznego, które posiadają niemieckie paszporty – w tym również z podwójnym obywatelstwem – zostały zaklasyfikowane wyłącznie jako Niemcy. Informacje te zostały ujawnione w odpowiedzi na interpelację posła Alternatywy dla Niemiec (AfD), Martina Hessa.

Skandal. Znany vloger miał przeprowadzić wywiad ze Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim. Astronomia przegrała z polityką? gorące
Skandal. Znany vloger miał przeprowadzić wywiad ze Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim. Astronomia przegrała z polityką?

Znany vloger Karol Wójcicki prowadzący na YouTube popularnonaukowy kanał "Z głową w gwiazdach" miał przeprowadzić wywiad ze Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim, polskim kosmonautą, który wrócił niedawno ze swojej misji kosmicznej. Wywiad nie doszedł do skutku, a okoliczności sprawiają wrażenie dość skandalicznych.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Liberum veto transgenderowych rewolucjonistów

Człowiek powinien żyć w prawdzie, a więc w zgodzie ze sobą. Dotyczy to też transgenderowych odwrotków. Są to ludzie, którzy mają problemy egzystowania sami ze z sobą. Ryan T. Anderson: „When Harry Became Sally: Responding to the Transgender Moment” (New York and London: Encounter Books, 2018) podkreśla, że trzeba okazać im miłosierdzie i wyrozumiałość. Pomóc im w ich przypadłości. Jednak musimy ostro bronić się przed aktywistami transgenderowymi, którzy napędzają rewolucję poprzez sianie chaosu w sprawach płci. Ich ofiarami padają odwrotkowie, ale celem jest obalenie systemu tradycyjnego społeczeństwa, a zastąpienie go seksualnie radykalnym reżimem.
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Liberum veto transgenderowych rewolucjonistów
/ pixabay.com
Zacznijmy od tego, że od poczęcia każdy z nas posiada biologiczną płeć. Rodzaj męski ma chromosom XY, a rodzaj żeński ma chromosom XX. Genetyka determinuje naszą płeć od samego początku, a nie dopiero od naszego przyjścia na świat. Gender to natomiast świeżej daty wynalazek lewicowych radykałów. Wymyślił ten termin John Money (s. 16), wraz z pomysłem, że jest on względny, płynny. Radykałowie twierdzą, że gender odzwierciedla nasze uczucia na temat tego, czy identyfikujemy się jako kobieta czy mężczyzna. Albo jako kilkadziesiąt innych możliwości, według szerokiej gamy ofert serwowanych nam przez rewolucję seksualną. W szczególności odzwierciedla to radykalny autosamiczy argument feministyczny, że nie ma różnic między mężczyznami a kobietami (s. 172).
 
W pewnym sensie jest to pean na cześć androgenizmu jako perfekcyjnego ideału równości. Osiągnął on swój patologiczny wymiar w Chinach Mao i Kambodży Pol Pota. Niektórym dziś na Zachodzie wydaje się, że można ten ideał osiągnąć poprzez indoktrynację (szczególnie dzieci) oraz nowe technologie medyczne. Według tej recepty, transformacja transgenderowa ma trzy stadia (transitioning, s. 77). Najpierw zmienia się pacjentowi imię na nowe, odzwierciedlające gender, z jakim wydaje się ofierze, że powinna się identyfikować. Stąd tytuł książki Andersona: „Gdy Harry został Sally”. 

Krok drugi to podawanie osobie przygotowującej się do transformacji odpowiednich leków hormonalnych: biologicznym kobietom, których dysforia genderowa dyktuje, że są facetami, daje się męski testosteron. Biologiczni mężczyźni przyjmują estrogen. I baterię innych chemikaliów, a w tym specjalne prochy blokujące pokwitanie (puberty blockers). Zmienia się morfologia ciała na androgeniczną u mężczyzn, a u kobiet poszerzają się ramiona. W końcu – krok trzeci i nieodwracalny – następuje radykalna operacja chirurgiczna. Wycięcia piersi, zdeformowania pochwy u kobiet. Usunięcia jąder i penisa u mężczyzn. I z tym trzeba już żyć. W sensie fizycznym jest to w większości nieodwracalne.

Podkreślmy jednak, że nie jest to operacja zmiany płci, bowiem nie wycina się ze środka organizmu narządów rozrodczych, a jedynie w ramach zabiegu plastycznego masakruje się zewnętrzny wygląd narządów płciowych. Ponadto nie ma możliwości zmienić kodu genetycznego z XX na XZ czy odwrotnie. Mamy więc do czynienia z kamuflażem, który chowa płeć, aby uwypuklić gender.

Transgenderowcy to jednostki, którym się wydaje, że są odwrotnej płci niż są w rzeczywistości. Doświadczają „głębokiego i często paraliżującego sensu alienacji od swojej biologicznej płci” (s. 2). Transgenderyzm jest to więc poważne zakłócenie psychologiczne. To patologia. Nazywa się dysforią genderową (gender dysphoria), czyli uczuciem nieszczęśliwości z powodu posiadania płci, w jakiej jednostka się urodziła. Trudno powiedzieć, ile osób cierpiących na tę przypadłość jest w USA. Niektórzy twierdzą, że to jeden przypadek na około 200 osób. Z drugiej strony istnieje statystyka pokazująca, że chodzi o 1 osobę transgenderową na ponad 20 000 ludzi (s. 94). 

Chodzi o politykę, a nie naukę. Statystyki naturalnie podlegają obróbce ideowej. Rewolucjoniści seksualni chcieliby widzieć siebie jak najwięcej. Stąd rozciągają do granic elastyczności wszelkie szacunki, włączając w szeregi odwrotków osoby, którym chwilowo wydawało się kiedykolwiek w życiu, że psychologicznie nie są kompatybilni z biologicznym stanem swego ciała. Podobnie zresztą liczy się homoseksualistów, których jest od 1 do 3 procent w społeczeństwie. 

Rewolucjoniści jednak mnożą niemożebnie liczbę wesołków, pohukując, że jest ich ze 30 proc. Patrząc na sprawę realistycznie, jednak wydaje się, że są to ilości zupełnie śladowe w społeczeństwie. A transgenderowych odwrotków jeszcze mniej: może ułamek procenta. Taka interpretacja naturalnie uznawana jest za politycznie niepoprawną przez transgenderowych działaczy.

Aktywiści transgenderowi to rewolucjoniści, którzy sami nie muszą być odwrotkami z zaburzeniami, ale upierają się, że rzekomo reprezentują interesy takowych. A robią to w jak najbardziej skrajnej formie. Niedawno jeszcze podkreślali, że odwrotki to chłopcy, którym się wydaje, że są dziewczynkami, albo odwrotnie. W tej chwili upierają się, że ofiary są rzeczywiście dziewczynkami albo chłopcami, „a więc powinny być traktowane jako takie” (s. 28). W nowej retoryce rewolucyjnej gender determinuje płeć, a nie odwrotnie. „Tożsamość genderowa jest przeznaczeniem, podczas gdy biologiczna płeć jest konstruktem społecznym (s. 30). 

Co więcej, niektórzy rewolucjoniści twierdzą, że genderowa samoidentyfikacja i tożsamość „mogą się zmienić codziennie, a nawet co kilka godzin” (s. 39). To jest rewolucyjne optimum „płynności genderowej” (gender fluidity). Często w ich argumentach brak spójności i logiki. Z jednej strony wszystko jest relatywne, a więc stąd „płynność genderowa”. A z drugiej strony zdecydowanie przekonują, że w pacjencie, który jest płci męskiej, tkwi prawdziwa tożsamość kobieca, która jest jedyną „prawdą”. 

Zignorujmy fakty biologiczne, które są wymysłami patriarchatu. Skupmy się na samorealizacji „prawdy” genderowej. W rzeczywistości mamy do czynienia z „gnostycznym dualizmem” (s. 46) między „ciałem a sobą” (s. 105). Tożsamość seksualna dla rewolucjonistów jest pojęciem metafizycznym, bowiem twierdzą, że jest inna niż biologiczna płeć. A jednocześnie uważają, że liczy się jedynie filozofia materialistyczna, bo Boga nie ma. Wszystko jest społecznym konstruktem. Nie ma różnic między kobietami a mężczyznami, ale jednak są różnice w gender. Bo „prawdziwa” kobieta może być schowana w biologicznym mężczyźnie choćby. Radykalny indywidualizm, który wyznają rewolucjoniści, musi jednak maszerować karnie tylko w ramach zdyscyplinowanych formacji napędzanych totalnie ideologią genderową.  To jest obłęd albo może lepiej: dialektyczna logika rewolucji. Cokolwiek służy jej celom, jest dobrem. Relatywizm musi więc być jej naczelną cechą.

Na poziomie publicznym mechanizmy agitacji transgenderowej i jej cele mogą być porównane do liberum veto z I RP. Stara  zasada „złotej wolności” szlacheckiej stanowiła, że nie można było narzucać na mniejszość – nawet na mniejszość jednoosobową – nic, z czym taka jednostka się nie zgadzała. Chodziło naturalnie o raczej wąskie kwestie polityczne i o to, aby zabezpieczyć prymat wolności w sposób odpowiedzialny, co udawało się przez kilkaset lat. Dopiero w drugiej połowie XVII w. system zaczął gnić, bowiem wolność transformowała się w anarchistyczną swawolę i samowolę bez zwracania uwagi na dobro publiczne. 

Liberum veto służyło więc długo i dobrze trwałości wolnościowej tradycji polskiej. Dopiero potem nastąpiła degeneracja. Zasada liberum veto różni się więc od ideologii transgenderyzmu; radykałowie stosują taktycznie retorykę wolnościową, aby zniszczyć system tradycyjny poprzez rewolucję seksualną. Szlachta nie chciała rewolucji, a wprost przeciwnie. Odwrotnie niż seksualni rewolucjoniści.    

Aktywiści (bezwiednie) przejęli argumentację liberum veto. Wrzeszczą, że należy bezwzględnie zaaprobować każdą autonomiczną decyzję jednostki dotyczącej dostosowania jej biologicznej płci do jej poczucia seksualności. Twierdzą, że trzeba uznać każdego odwrotka za jakiego w danym momencie on czy ona się uważają. Życzenia jednostki z dysforią transgenderową liczą się zarówno ponad dalekosiężny interes samego tego indywidualnego pacjenta, jak i na pewno ponad dobro społeczne. Ktokolwiek się z tym nie zgadza, jest bigotem czy bigotką, homofobem, rasistą, faszystą, antysemitą – ogólnie nietolerancyjnym. 
(c.d.n.)

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 1 lipca 2019
www.iwp.edu



#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane
Emerytury
Stażowe