Syn Więźnia Auschwitz historyk Jerzy Klistała: Nasi Wychowawcy - nauczyciele

Po szkole powszechnej, nadal trafiałem na nauczycielskie autorytety, które już bardziej przyszłościowo kształtowały moje życie, a my uczniowie szkoły średniej każdy z osobna decydował, jak zdobytą wiedzę spożytkować. Stąd z grona moich kolegów szkolnych, wielu zrobiło jeśli to tak można nazwać odpowiednią „karierę zawodową” – stosowną do osobistej zaradności.
Gdy jednak w doroślejszym wieku – na emeryturze zabrałem się za upamiętnianie osób które w okresie okupacji hitlerowskiej doznały prześladowań lub zginęły w różnych okolicznościach – w więzieniach czy obozach koncentracyjnych, odradzały się we mnie wspomnienie z przeszłości, z sentymentem przelewałem na kartki papieru informacje o osobach, które w jakiś szczególny sposób utkwiły w mej świadomości.
Niezatartym wspomnieniem jest pamięć o moich wzorcach do naśladowania gdy zabrakło mi Ojca (który zginął w KL Auschwitz), a we wspaniały sposób naprowadzali mnie drogę uczciwości i przyzwoitości tacy patrioci jak mój nauczyciel z technikum Innocenty Libura, oraz wcześniej (w szkole powszechnej) druhowie: Józef Pukowiec, Longin Musiolik, Alojzy Hałas.
Ponieważ jednak opracowanie to ma skupiać się na nauczycielach i wzorcach dla podopiecznej młodzieży, a bezpośredni kontakt miałem jako uczeń technikum z nauczycielem dr. Innocentym Liburą, przeto to Jego sentencja z książki „Z dziejów domowych powiatu …” – towarzyszy mi od początku prac nad utrwalaniem pamięci o ofiarach zbrodni hitlerowskich z lat 1939-1945! Jest bowiem wyjątkowo trafne i esencjonalne takie Jego ujęcie „tematu”: „Gdy ostatni już z nich odchodzą od nas, niech te kartki przekażą nowym pokoleniom pamięć o nich i o wartościach duchowych, które wypracowali, równie cennych jak materialne skarby tej ziemi”.
Jak już wspomniałem, w latach 1953-54 był moim nauczycielem w szkole średniej ale był i wychowawcą wielu pokoleń rybniczan. Wielki patriota, harcerz z „krwi i kości”, emanował wyjątkowym spokojem, opanowaniem, przyjaznym stosunkiem do nas uczniów, a także grona nauczycieli. Jednocześnie, był zagadkowym człowiekiem w życiu prywatnym i wyjątkowo skromnym. Niestety, nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy z przykrych przeżyć okupacyjnych jakie miały wpływ na takie jego zachowanie – pobyt w niemieckiej niewoli a następnie obozie jenieckim!
Gdy pisałem książkę o harcerstwie Bielska i Białej, w mojej świadomości zawsze był obok Józefa Pukowca - On, najwierniejszy symbol harcerskich zachowań. To także On powodował, że posłużyłem się tekstem w książkach o harcerstwie: „Kim byli ci młodzi ludzie gotowi bez wahania stanąć przeciwko najeźdźcy i oddać dla Polski życie? Czy wyróżniali się czymkolwiek ze swego otoczenia? Przecież w cywilnych ubraniach, czy w harcerskich mundurkach byli jednakowo skromni i prości. A jednak wyróżniało ich serce bijące dla Ojczyzny, poczucie odpowiedzialności za jej los oraz odziedziczona po rycerskich przodkach dzielność i odwaga. Wielu z nich zginęło, wielu już odeszło na „wieczną wartę”, ale żyją jeszcze niektórzy uczestnicy i świadkowie czasów wojny, dawni harcerze, a my niejednokrotnie być może przechodzimy obok nich, ocieramy się o nich w tłumie, nie zdając sobie sprawy z tego, że oto minęliśmy kogoś wielkiego, godnego najwyższego szacunku i podziwu, bo ONI nadal są skromni i prości i nic ich w otoczeniu nie wyróżnia”.
Przepraszam, rozczuliłem się, lecz Innocentemu Liburze – mojemu wspaniałemu wychowawcy, nawet po upływie tylu lat od czasu gdy byłem uczniem, mogę przy tej właśnie dzisiejszej okazji wyrazić swoją wdzięczność za to, że uświadomił mi z jakimi wzorcami należy pokonywać trudy życia!
W Jego osobie ziemia rybnicka znalazła skrupulatnego i zamiłowanego dokumentalistę. Działalność literacko-publicystyczny prof. Libury to: Powieść harcerska - „Krokiem Zdobywców”, „Przewodnik po ziemi rybnickiej, Monografia Zakładu Górniczo-Hutniczego „Bolesław”, „Z dziejów dawnych powiatu”, „Księgi Pamiątkowe Państwowego Gimnazjum i Liceum w Rybniku 1947-1972”, „Księga Pamiątkowa Gimnazjum w Olkuszu”, „W drodze”, „Wrzesień” oraz publikacje w prasie.
Odznaczony: Krzyżem Za Zasługi dla ZHP z Rozetą i Mieczami, Odznaką -Za Zasługi dla Hufca Rybnik i honorowym tytułem - Instruktora Seniora ZHP. Odszedł na wieczną wartę 1.05.1993 r.
Innym, chociaż nie moim wychowawcą był nauczyciel – profesor Józef Braszka! Jego, bardzo krótki biogram, zmusza do refleksji nad patriotami wyjątkowej wielkości. Cytuję za tym stwierdzeniem to, co po latach wspominają uczniowie profesora – np. uczennica - mgr Antonina Fryniak-Kałużowa, która w jednym z roczników Kalendarza Beskidzkiego tak to ujmuje: […] profesor Braszka przez całe życie był siewcą. Hojnie rzucał ziarno w duszę młodzieży i pilnował, by wzrastała w miłości do piękna, miłości do człowieka, uwielbianiu wszystkiego co szlachetne i wzniosłe. Dla tej miłości człowieka, za okazanie ludzkich uczuć sponiewieranemu, umęczonemu współwięźniowi – zginął. Po studiach polonistycznych na UJ w Krakowie, rozpoczął pracę jako nauczyciel w Realnym Gimnazjum TSL im. Asnyka w Bielsku. Jego lekcje cechowała wyjątkowa głębia wartości patriotycznych i humanistycznych – uczył młodzież umiłowania ziemi ojczystej i wierności Ojczyźnie. Czynny członek Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Z informacji o zaangażowaniu w PTT wynika, że w 1906 r. brał udział w ustalaniu budowy schroniska na Markowych Szczawinach pod Babią Górą.
Wyjątkowo rozkochany w Pieninach – tam spędzał każdą wolną chwilę od zajęć z młodzieżą. Mieszkał w Pieninach stale w tym samym własnym domku – z dala od ludzi i zachwycał się wspaniałością otaczającej go przyrody. Tę ziemię zdeptał kawałek po kawałku, corocznie poznawał skarby ukryte w pienińskiej ziemi – do czasu wybuchu wojny w 1939 r.
Aresztowany przez gestapo wiosną 1940 r. i po krótkotrwałym uwięzieniu w Bielsku, stamtąd w transporcie zbiorowym 28.04.1940 r. przetransportowany do KL Mauthausen i oznaczony jako więzień nr 7052, a następnie przeniesiony do KL Dachau, zarejestrowany w obozowej ewidencji jako więzień nr 15129. Zginął w tym obozie 27.08.1940r. Urnę z jego prochami sprowadzono i złożono na bestwińskim cmentarzu w dniu 13.10.1940 r.
Wiktor Jan w książce „Okruchy słoneczne” (Warszawa 1961 r., s. 212-223) opisuje, jak współwięzień ocenia wspaniałą postać Józefa Braszki z okresu okupacyjnego tajnego kształcenia młodzieży, oraz kontaktów międzyludzkich w obozie:
[…] profesor Braszka był jasnością w mrokach, był zwiastunem dobrej nowiny. Służył Polsce kształtowaniem młodych dusz i charakterów. Gromadził na kompletach młodzież i w odrętwiałych, skazanych na zagładę duszach budził miłość do piękna mowy ojczystej, do poezji, do arcydzieł piśmiennictwa, rozpalał w sercach miłość do człowieka, nauczał, że trzeba odbudowywać w sobie zhańbione człowieczeństwo… Nawet Volks- i Reischsdeutsche czynili usilne starania o zwolnienie go z wiezienia.
Jest i opis apelu we wspomnianej powyżej książce, gdy więzień Józef Braszka przeżywał swój akt męczeństwa i ostatnie chwile na ziemskim padole:
[…] za nic nie znaczące przewinienie, Niemiec jednego z więźniów rzucił na ziemię i skopał do nieprzytomności. Ów więzień był to mężczyzna w sile wieku, ale teraz osiwiały, wynędzniały starzec … ot, szkielet w pasiaku. W czasie okrutnego widowiska więźniowie stali w zupełnym odrętwieniu, bez ruchu i bez czucia. Patrzyli nie widzącymi oczami, nieczuli, chociaż tak blisko nich leżał łach ludzkiego ciała, zniekształcony, ostatkiem sił kurczący się, by twarz i serce zasłonić przed ciosami. Była taka cisza, jakby powietrze skamieniało. Słychać było tylko trzask bata i bulgot kopnięć, grzęznących w krwawym bagnie. … Niemiec odwrócił się nagle i omiótł spojrzeniem wyprostowane szeregi stojących nieruchomo bezdusznych brył o ludzkich twarzach. … I profesor Braszka stał w miejscu, a przecież wszystkie jego mięśnie pod pasiakiem napięły się, by zasłonić tamtego przed ciosami. … Niemiec dopatrzył się u Braszki tej gotowości całego ciała do niesienia pomocy, a na jego twarzy dojrzał wyraz niewypowiedzianego współczucia. Profesor mimo, że już godziły weń ciosy wściekłych spojrzeń, nie zmienił wyrazu twarzy. Niemiec mógł z niej odczytać potępienie: - „Nędzarzu, hańbisz człowieczeństwo; mordujesz bezbronnego. To jest twoją dumą? Takie jest twoje bohaterstwo?”. …Niemiec rozjuszony, z łbem pochylonym jak u byka, zaciskając rzemień zbliżył się powoli, w milczeniu, w skrzypie żwiru, wreszcie z rozmachem ciął profesora w twarz, a potem lewym kułakiem uderzył w szczękę. Profesor nawet nie jęknął. Zachwiał się i znów wyprostował. Teraz Niemiec mógł znowu odczytać wyraźnie z twarzy profesora: „Przyjdzie czas, że zawstydzisz się swego czynu i zapłaczesz nad swoją nędzą. O, mocarzu, jakżeś biedny!”. Niemiec wydarł go z szeregu za kołnierz, uniósł do góry, potrząsnął i odrzucił kopnięciem. Wychudłe ciało runęło na ziemię. Deptany, miażdżony już nie miał siły wstać. Oprawca oszalał. Zdawało się, że chce więźnia wgnieść w piach, w żwir, w glinę, aby śladu po nim nie zostało. Aresztancki łachman spływał krwią… Profesor usiłował wstać. Uniósł powieki.
Szukał kogoś. Znalazł. Poruszył ręką i usiłował się podźwignąć. Błądził dłonią w pustce jak w mrokach życia, pragnąc z ręką oprawcy związać się uściskiem na żywot wieczny. Wargi dygotały mu od ostatnich tchnień, ale mówił słowa, które chciał, które musiał wypowiedzieć: „Tyś nieszczęśliwy z własnej winy. Człowieku, kiedy zrozumiesz, że dobro jest najwspanialszym twoim przeznaczeniem…? – szept na jego wargach zastygł wraz z uśmiechem, i już nic nie zdołały go usunąć i zedrzeć. …I pozostał tam, i leżał na piasku, we krwi, już nieruchomy, porzucony przez wszystkich. A obok jego zamordowany towarzysz, niby cień śmierci[…].
I jeszcze jeden przykład nauczyciela - wzorca patriotyzmu: majorze Henryku Boryczce, ps. „Doktor Adam”, „Jarema”, z Bielska Białej:
Trudno o właściwy komentarz do przedstawienia kolejnej, tak szlachetnej osoby – tak przykładnego patrioty, by nie umniejszyć nic z wielkości, przysługującej tej wybitnej postaci. Rozmawiałem z kilkoma byłymi uczniami Profesora Henryka Boryczki, od których jednoznacznie, niemal jak przez kalkę, definiowano przekaz, że jako nauczyciel, zapalony harcerz, żołnierz, pilnował by podopieczna młodzież wzrastała w miłości do Ojczyzny, miłości do drugiego człowieka. Gdy natomiast Ojczyzna stanęła w potrzebie – z wielkim zaangażowaniem podjął się walki w Jej obronie, składając ofiarę najwyższą - oddając życie.
Henryk Boryczka był osobą o nadzwyczajnej osobowości, kumulującą szereg zwyczajnych cech, począwszy od realizmu, umiejętności nawiązywania kontaktu z ludźmi i ich pozyskiwania, zdolności organizatorskich a skończywszy na pracowitości, niespożytej energii, cierpliwości i konsekwencji w działaniu. Był uczciwym, skromnym Człowiekiem, ale znającym swoją wartość. Dzięki tym przymiotom potrafił dokonać wiele i zasłużył na pamięć jako nieugięty i bohaterski żołnierz Polskiego Państwa Podziemnego, który wychowany na tradycji walk narodowowyzwoleńczych, pozostał wierny Ojczyźnie i walczył o wolną i niepodległa Polskę już od 1914 r. w Legionach, następnie uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r., a w okresie okupacji przygotowywał podległych członków ZWZ/AK do walki zbrojnej i akcji powstańczej. W pełni zasłużył na umieszczenie w panteonie Polski Walczącej.
Podsumowując, przedstawiłem zaledwie kilka nazwisk nauczycieli – z grona kilkuset tysięcy, którzy dawali podopiecznej młodzieży przykład-wzorce wysokiego morale, uczciwości, umiłowania Ojczyzny – o czym Ich wychowankowie po wielu latach wspominają w tak serdeczny i ciepły sposób jak to starałem się przedstawić.
Jerzy Klistała

Józef Braszka i Inocenty Libura (zbiory Jerzego Klistały)

Henryk Boryczka