ks Eugeniusz Jankiewicz: zorientowałem się, że robotnicy mieli pełną świadomość protestu

Zbliża się 35 rocznica wprowadzenia Stanu Wojennego. Z tej okazji publikujemy relacje księdza Eugeniusza Jankiewicza. Opisuje ona strajk w kopalni rudna. Strajk trwał od 14 do 17 grudnia. W Szybie Głównym górnicy zorganizowali strajk w cechowni (około 4 tys. ludzi). W Szybie Zachodnim górnicy przebywali w łaźniach.
 ks Eugeniusz Jankiewicz: zorientowałem się, że robotnicy mieli pełną świadomość protestu
/ Archiwalne zdjęcia z okresu stanu wojennego z Polkowic. autor nieznany
15 grudnia przyszły do mnie przerażone kobiety, żony górników, którzy uczestniczyli w strajku w kopalni ZG „Rudna”. Prosiły o pomoc. Aby wejść na teren kopalni, musiałem mieć przepustkę. Poszedłem do komisarza wojskowego, tłumaczyłem mu, że chodzi o posłanie kapłańskie. Powiedział, ze nie jest osobą kompetentną, taką decyzje może podjąć tylko Legnica. 16 grudnia pojechałem do Legnicy.
Wieczorem o godzinie 21.00, z dwoma kolegami, księżmi z Polkowic, dotarłem na teren Szybu Zachodniego ZG „Rudna”. Górnicy zgromadzili się w łaźniach, ok. 2500 ludzi. Byli bardzo poruszeni, zdenerwowani. Po wstępnych ustaleniach, postanowiliśmy zostać do końca strajku. Górnicy przyjęli tę wiadomość z entuzjazmem. Na terenie nadszybia o godzinie 22.00 odprawiliśmy Msze świętą, na której górnicy masowo przystąpili do Komunii. Rozmawiałem z robotnikami po Mszy świętej i zorientowałem się, że mieli pełną świadomość swojego protestu. Ich motywacja do strajku była jasna i pełna. 



Około godziny 12.00 w nocy zjechałem z dwoma księżmi na dół do kopalni, by sześciokilometrowym korytarzem przejechać do kopalni głównej (Szyb Główny), stamtąd na powierzchnię, gdzie w cechowni przebywało około 4000 górników. Była godzina 2.00 w nocy. Większość ludzi leżała pokotem. Odpoczywali. Atmosfera napięta, poważna, ludzie wiedzieli, że mogą stracić życie. Ogromnie się ucieszyli, ze przyjechał ksiądz. Szybko zbudowali ołtarz. Rozerwali polską flagę na pół, a jej białą częścią przykryli ołtarz. Półtorej godziny trwała Msza święta, tu również wielka rzesza górników przystąpiła do Komunii. 

Po Mszy świętej zabrał głos zastępca dyrektora kopalni i sekretarz. Górnicy zagłuszali ich, gwizdali, aż w końcu któryś z górników poprosił o spokój. Powiedział: „Jesteśmy po Mszy świętej, która nakazuje szacunek do człowieka. Pozwólcie każdemu wypowiedzieć się”. I pozwolono im mówić. Zastępca dyrektora nie miał jednak właściwie nic do powiedzenia – apelował o zaprzestanie strajku. Natomiast sekretarz odwoływał się do uczuć, zapewniał, że próbował uzyskać gwarancję, że nikt ze strajkujących nie będzie represjonowany. Potem mówili górnicy. Przedstawili swoje postulaty: 1. Odwołanie stanu wojennego, 2. Zwolnienie internowanych, 3. Nie represjonowanie strajkujących. Jako czwarty postulat, już na bieżąco, wysunięto żądanie powrotu zwolnionego dyrektora kopalni na swoje stanowisko. Przez cały czas byłem zdumiony głęboką świadomością społeczną tych ludzi, dojrzałością i rzeczowością ich wypowiedzi. Kiedy sekretarz tłumaczył, że próbował przez jednego z generałów uzyskać gwarancje „u naszego generała Jaruzelskiego, który w drodze wyjątku (co podkreślił) zgodził się, że nikt ze strajkujących nie będzie represjonowany, jeśli zaprzestaną strajku”, wtedy ci młodzi chłopcy, umorusani, brudni, podchodzili do mikrofonu i mówili: „Zawsze robotnicy byli oszukiwani i pokrzywdzeni. Najpierw nazywano ich chuliganami, a potem wystawiano pomniki. Te pomniki też wystawiono pod przymusem. Jaka mamy gwarancję, że Jaruzelski dotrzyma słowa? Tak często robotnik był okłamywany”. 

Wróciłem wielokilometrowym podziemnym korytarzem na Szyb Zachodni. Była godzina 6.00 rano. Pod ziemią znalazłem się po raz pierwszy i mogłem teraz na własne oczy przekonać się w jak straszliwych warunkach pracują górnicy. 

Na Szybie Zachodnim siedziało w wieży trzech ludzi i penetrowało teren [wzrokiem], informując o ruchach wojsk. 
17 grudnia był atak na Szyb Główny. Tam załatwiono się z robotnikami bardzo szybko. Akcja trwała niecałą godzinę. Górnicy byli zgromadzeni w cechowni i tam przez duże szklane okna ekipy ZOMO wstrzeliwały petardy z gazem i wodę z armatek wodnych. Górnicy zamontowali agregaty, które miały eliminować gaz. Wkrótce jednak powstała panika, bo agregaty nie spełniły swojego zadania i górnicy zostali zagazowani. Wyszli z cechowni w roboczych ubraniach i starali się zwartą grupą przedostać do miasta (około 2,5 km). Zomowcy próbowali ich rozbić przy pomocy armatek wodnych. Najbardziej ucierpieli ci, którzy byli w ogonie pochodu – zostali zupełnie przemoczeni, a było 15 stopni mrozu. Mieszkańcy Polkowic oddawali im swoje ubrania. 



Spotkałem się z tymi ludźmi na pogotowiu [ratunkowym]. Postawa [pracowników] służby zdrowia była wspaniała. Zadzwonili do szpitali w Głogowie i Lubiniu mówiąc, że wybuchła niespotykana dotąd epidemia grypy i że proszą o pomoc. Tam natychmiast wszystko zrozumieli. W kościele [św. Barbary] na rynku polkowickim przebywali górnicy, którzy opuścili Szyb Główny. Kordon ZOMO otaczał cały plac. Nagle wjechała karetka pogotowia, którą zaskoczeni milicjanci przepuścili. W karetcie przywieziono zupę, która przeznaczyli dla górników pacjenci jednego ze szpitali. 

Po akcji na Szyb Główny, około godziny 10.00 ZOMO zaatakowało Szyb Zachodni. Robotnicy zgrupowali się łaźniach. W jednej 1000 ludzi, w drugiej 1300. Zabezpieczono się przed atakiem. W środku długiego, wąskiego korytarza prowadzącego do łaźni zamontowano zaporę z żelaznych prętów. Zabarykadowano i przylutowano drzwi wejściowe. Zamontowane zostały pompy-dmuchawy, które miały odprowadzać gaz. Puszczono plotkę, że kopalnia jest zaminowana, chciano w ten sposób przestraszyć atakujących. 
Od godziny 10.00 do godziny 12.15 siedzieliśmy w zupełnych ciemnościach. Elektryczność została wyłączona. Wszyscy byli podenerwowani, panował wielki gwar. Zaproponowałem modlitwę. I ta modlitwa po kilku minutach zupełnie wyciszyła ludzi. Usłyszeliśmy wtedy huk petard i odgłosy demolowania pustych pomieszczeń prowadzących do łaźni. Oglądaliśmy je po akcji – widok był przerażający. 
Broniliśmy się przed zagazowaniem. Powstała specjalna ekipa złożona z czterech górników. Dwóch łapało przy pomocy brezentowej płachty puszki z gazem, a dwóch innych szybko odrzucało te puszki z powrotem. Inni pompowali nieustannie wodę by skroplić gaz. Atmosfera była podniosła i niezwykła. Słyszałem głos: „Pokażcie swoją godność górnicy”. A zomowcy podbiegali z wrzaskiem do kraty i specjalnymi pistoletami wstrzeliwali gaz do naszych pomieszczeń, po czym uciekali. 



Druga łaźnia, w której byli górnicy znajdowała się tuż obok. Wybiliśmy małe szklane okienko, które łączyło nasze pomieszczenia. Od tej chwili mogliśmy się kontaktować. Tamci mało skutecznie używali wody i byli już zagazowani. Zaczęła się panika. Chcieli się wycofać. Poza tym mieli rannego górnika, któremu rozrywająca się petarda zmasakrowała twarz.

#NOWA_STRONA#

U nas też zaczęły się dyskusje. Byli tacy, którzy się łamali, byli też bohaterowie gotowi na wszystko. Wtedy poproszono księdza o podjęcie decyzji. Odpowiedziałem, że decyzja musi być wspólna. Albo zostajemy wszyscy, albo wszyscy wychodzimy. Wielu chciało zostać za wszelka cenę, nawet za cenę życia. Mówili: „Nie poddamy się, nie będziemy potem mogli spojrzeć w oczy naszych żon i dzieci, które tam na nas czekają i które w nas wierzą”. Tak dotrwaliśmy do godziny 12.00. By upamiętnić wydarzenia na Wybrzeżu sprzed 10 lat, odśpiewaliśmy hymn „Jeszcze Polska nie zginęła”, a później „Boże, coś Polskę”.

Decyzję podjęto w sąsiedniej łaźni. Tam też był ksiądz, którego wysłano na rozmowy z pułkownikiem dowodzącym akcją. Ksiądz, który stał się w ten sposób parlamentariuszem górników uzgodnił, że robotnicy w ciągu godziny przebiorą się i wyjdą. Ta decyzja dotyczyła również nas. 
Wyszliśmy do pomieszczeń, które na początku akcji demolowało ZOMO. Obraz zniszczeń był przerażający. Górnicy, którzy to oglądali płakali, pochylali się i podnosili rozrzucone, połamane sprzęty, próbowali je ustawiać i kłaść je na swoje miejsca. Widać było, że wciąż czują się gospodarzami tego pobojowiska. 

Po godzinie wyszliśmy. Żołnierzy i milicji było znacznie więcej niż na Szybie Głównym. Widziałem te twarze. Twarze zomowców bezmyślne, puste, bezczelne. Patrzyli na górników i na mnie bawiąc się pałkami. Żołnierze byli speszeni, widząc księdza spuszczali oczy. 
Chcieliśmy iść wszyscy razem, grupą. Zaproponowano nam autobusy, które tworzyły kordon wokół kopalni. Omówiliśmy. Uformowaliśmy się w ósemki. Górnicy, którzy wcześniej chcieli zostać, płakali, mówiąc: „Niech nas już lepiej zastrzelą”. Odśpiewaliśmy „Jeszcze Polska nie zginęła”. Żołnierze stanęli na baczność, zomowcy bawili się pałkami. Pomyślałem, że to bardzo ważne, że wśród wychodzących są księża, bo przecież żołnierzom powiedziano, że będą walczyć z bandytami. I myślę, że pomimo tego płaczu, że przegraliśmy… to było jednak zwycięstwo. Wznoszono okrzyki: „Niech żyje Solidarność”, „Niech żyje Wałęsa”, „Chcemy wolnej Polski”. To była manifestacja naszej postawy. To było zwycięstwo. 

Cała trasa z kopalni do Polkowic (około 2 km) obstawiona była zomowcami. Na końcu tej długiej wędrówki zobaczyłem wśród mundurów grupę kobiet i dzieci. Przerażone, zapłakane. Blade twarze. Przez cały czas strajku trzymałem się twardo, ale kiedy zobaczyłem rozpaczające kobiety, załamałem się. 

Nie wiem ilu było rannych. Ja sam widziałem dwóch robotników ze zmasakrowanymi twarzami – obrażeni i otwarte rany – prawdopodobniej od rozpryskujących się petard. 



Rynek w Polkowicach obstawiony był wojskiem i ZOMO. Trwała akcja zastraszania ludzi. Strzelano do okien z petard i gazem. Ludność w odwecie ciskała doniczkami, garnkami itp. Ostrą amunicję miała tylko kadra oficerska. Opowiadał mi kolega, że jeden z oficerów by udowodnić, że pistolet jest naładowany (wcześniej ktoś z tłumu dowcipkował, że to tylko dekoracja), puścił serię po chodniku.
Opowiadali mi potem robotnicy obserwujący akcję z wieży, że od 8.00 rano dziesiątki, potem setki kobiet z dziećmi podchodziły do nadszybia. Milicja początkowo próbowała im zagrodzić przejście i perswadować, a później lała wodę bez zahamowani. Rzucano również w kierunku kobiet z dziećmi petardy i puszki z gazem. Jakiś chłopiec – taki gawrosz – odrzucił jedną, co rozwścieczyło zomowca, który puścił się za nim w pogoń, ale bez powodzenia.

Przyjechałem karetką [pogotowia] wieczorem do domu. Otrzymałem informację, że mam polikwidować wszystko, bo przyjdą po mnie.




 

 

POLECANE
Hołownia: Zwycięstwo kandydata Tuska oznacza wygraną PiS w wyborach w 2027 r. z ostatniej chwili
Hołownia: Zwycięstwo "kandydata Tuska" oznacza wygraną PiS w wyborach w 2027 r.

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia uważa, że zwycięstwo w wyborach prezydenckich "kandydata Donalda Tuska", czyli Rafała Trzaskowskiego lub Radosława Sikorskiego, może doprowadzić do wygranej PiS w wyborach parlamentarnych w 2027 r. Podkreślił przy tym, że Polska nie dzieli się tylko na Polskę PiS-u i Polskę PO.

Sutryk opuścił prokuraturę: Nie przyznaję się do winy z ostatniej chwili
Sutryk opuścił prokuraturę: "Nie przyznaję się do winy"

W piątek nad ranem w śląskim wydziale Prokuratury Krajowej w Katowicach zakończyło się przesłuchanie prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka. 

Trump może przesunąć zdolności wojskowe USA bliżej wschodniej flanki NATO z ostatniej chwili
"Trump może przesunąć zdolności wojskowe USA bliżej wschodniej flanki NATO"

– Mogę sobie wyobrazić, że administracja Donalda Trumpa przesunie zdolności wojskowe USA z Zachodniej Europy bliżej wschodniej flanki NATO; oczywiście, wszystko zależy od jeszcze nieznanej strategii Trumpa – powiedział w rozmowie z PAP dyrektor regionalny think tanku German Marshall Fund Michał Baranowski.

Prezydent Wrocławia usłyszał zarzuty. Łapówka za dyplom w Collegium Humanum z ostatniej chwili
Prezydent Wrocławia usłyszał zarzuty. Łapówka za dyplom w Collegium Humanum

Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk usłyszał w śląskim wydziale Prokuratury Krajowej zarzut m.in. dotyczący wręczenia korzyści majątkowej byłemu rektorowi Collegium Humanum za uzyskanie dyplomu tej uczelni.

Zabił żonę i dzieci. Teraz zapragnął być kobietą tylko u nas
Zabił żonę i dzieci. Teraz zapragnął być kobietą

Gwałciciele i mordercy w wielu miejscach na Zachodzie mogą wybierać swoje więzienia: jeżeli identyfikują się jako „trans kobiety”, to lądują w żeńskich zakładach karnych. Do takich absurdów doprowadziła ideologia gender. Obecnie trwa też jeden z najbardziej szokujących procesów ostatnich lat w Kanadzie, który zdecyduje, czy transseksualista-morderca będzie mógł ukryć się za swoją nową tożsamością wśród przedstawicielek płci przeciwnej.

Ukraina gotowa do produkcji broni jądrowej? pilne
Ukraina gotowa do produkcji broni jądrowej?

Jak informuje "The Times", powołując się na raport ukraińskiego think-tanku, Ukraińcy są w stanie stworzyć bombę jądrową nawet w ciągu kilku miesięcy.

Nie pamiętam, nie jestem politykiem. Józefaciuk zapytany o wybory prezydenckie w 2020 roku Wiadomości
"Nie pamiętam, nie jestem politykiem". Józefaciuk zapytany o wybory prezydenckie w 2020 roku

– Nie pamiętam. (…) Nie jestem politykiem i nie byłem wtedy w Platformie – odpowiedział na pytanie, czy pamięta prawybory, które odbyły się w PO w roku 2019 poseł Marcin Józefaciuk.

Alarm do ewakuacji dla tysięcy mieszkańców Lublina z ostatniej chwili
Alarm do ewakuacji dla tysięcy mieszkańców Lublina

Na telefony mieszkańców Lublina trafił alert RCB i szczegółowa instrukcja postępowania w związku z planowaną na piątek ewakuacją kilku ulic.

Polskie porty w tym roku ze spadkami. Powodem brak inwestycji pilne
Polskie porty w tym roku ze spadkami. Powodem brak inwestycji

Po 10-proc. wzroście przeładunków w 2023 r. największe krajowe obiekty – Gdańsk, Gdynia i Szczecin-Świnoujście – w trzech pierwszych kwartałach 2024 r. zanotowały spadki.

Jacek Sutryk zatrzymany przez CBA. Doszło do konfrontacji gorące
Jacek Sutryk zatrzymany przez CBA. "Doszło do konfrontacji"

W siedzibie prokuratury w Katowicach doszło do konfrontacji zeznań zatrzymanego prezydenta Jacka Sutryka oraz byłego rektora Collegium Humanum Pawła C. – donosi "Gazeta Wrocławska".

REKLAMA

ks Eugeniusz Jankiewicz: zorientowałem się, że robotnicy mieli pełną świadomość protestu

Zbliża się 35 rocznica wprowadzenia Stanu Wojennego. Z tej okazji publikujemy relacje księdza Eugeniusza Jankiewicza. Opisuje ona strajk w kopalni rudna. Strajk trwał od 14 do 17 grudnia. W Szybie Głównym górnicy zorganizowali strajk w cechowni (około 4 tys. ludzi). W Szybie Zachodnim górnicy przebywali w łaźniach.
 ks Eugeniusz Jankiewicz: zorientowałem się, że robotnicy mieli pełną świadomość protestu
/ Archiwalne zdjęcia z okresu stanu wojennego z Polkowic. autor nieznany
15 grudnia przyszły do mnie przerażone kobiety, żony górników, którzy uczestniczyli w strajku w kopalni ZG „Rudna”. Prosiły o pomoc. Aby wejść na teren kopalni, musiałem mieć przepustkę. Poszedłem do komisarza wojskowego, tłumaczyłem mu, że chodzi o posłanie kapłańskie. Powiedział, ze nie jest osobą kompetentną, taką decyzje może podjąć tylko Legnica. 16 grudnia pojechałem do Legnicy.
Wieczorem o godzinie 21.00, z dwoma kolegami, księżmi z Polkowic, dotarłem na teren Szybu Zachodniego ZG „Rudna”. Górnicy zgromadzili się w łaźniach, ok. 2500 ludzi. Byli bardzo poruszeni, zdenerwowani. Po wstępnych ustaleniach, postanowiliśmy zostać do końca strajku. Górnicy przyjęli tę wiadomość z entuzjazmem. Na terenie nadszybia o godzinie 22.00 odprawiliśmy Msze świętą, na której górnicy masowo przystąpili do Komunii. Rozmawiałem z robotnikami po Mszy świętej i zorientowałem się, że mieli pełną świadomość swojego protestu. Ich motywacja do strajku była jasna i pełna. 



Około godziny 12.00 w nocy zjechałem z dwoma księżmi na dół do kopalni, by sześciokilometrowym korytarzem przejechać do kopalni głównej (Szyb Główny), stamtąd na powierzchnię, gdzie w cechowni przebywało około 4000 górników. Była godzina 2.00 w nocy. Większość ludzi leżała pokotem. Odpoczywali. Atmosfera napięta, poważna, ludzie wiedzieli, że mogą stracić życie. Ogromnie się ucieszyli, ze przyjechał ksiądz. Szybko zbudowali ołtarz. Rozerwali polską flagę na pół, a jej białą częścią przykryli ołtarz. Półtorej godziny trwała Msza święta, tu również wielka rzesza górników przystąpiła do Komunii. 

Po Mszy świętej zabrał głos zastępca dyrektora kopalni i sekretarz. Górnicy zagłuszali ich, gwizdali, aż w końcu któryś z górników poprosił o spokój. Powiedział: „Jesteśmy po Mszy świętej, która nakazuje szacunek do człowieka. Pozwólcie każdemu wypowiedzieć się”. I pozwolono im mówić. Zastępca dyrektora nie miał jednak właściwie nic do powiedzenia – apelował o zaprzestanie strajku. Natomiast sekretarz odwoływał się do uczuć, zapewniał, że próbował uzyskać gwarancję, że nikt ze strajkujących nie będzie represjonowany. Potem mówili górnicy. Przedstawili swoje postulaty: 1. Odwołanie stanu wojennego, 2. Zwolnienie internowanych, 3. Nie represjonowanie strajkujących. Jako czwarty postulat, już na bieżąco, wysunięto żądanie powrotu zwolnionego dyrektora kopalni na swoje stanowisko. Przez cały czas byłem zdumiony głęboką świadomością społeczną tych ludzi, dojrzałością i rzeczowością ich wypowiedzi. Kiedy sekretarz tłumaczył, że próbował przez jednego z generałów uzyskać gwarancje „u naszego generała Jaruzelskiego, który w drodze wyjątku (co podkreślił) zgodził się, że nikt ze strajkujących nie będzie represjonowany, jeśli zaprzestaną strajku”, wtedy ci młodzi chłopcy, umorusani, brudni, podchodzili do mikrofonu i mówili: „Zawsze robotnicy byli oszukiwani i pokrzywdzeni. Najpierw nazywano ich chuliganami, a potem wystawiano pomniki. Te pomniki też wystawiono pod przymusem. Jaka mamy gwarancję, że Jaruzelski dotrzyma słowa? Tak często robotnik był okłamywany”. 

Wróciłem wielokilometrowym podziemnym korytarzem na Szyb Zachodni. Była godzina 6.00 rano. Pod ziemią znalazłem się po raz pierwszy i mogłem teraz na własne oczy przekonać się w jak straszliwych warunkach pracują górnicy. 

Na Szybie Zachodnim siedziało w wieży trzech ludzi i penetrowało teren [wzrokiem], informując o ruchach wojsk. 
17 grudnia był atak na Szyb Główny. Tam załatwiono się z robotnikami bardzo szybko. Akcja trwała niecałą godzinę. Górnicy byli zgromadzeni w cechowni i tam przez duże szklane okna ekipy ZOMO wstrzeliwały petardy z gazem i wodę z armatek wodnych. Górnicy zamontowali agregaty, które miały eliminować gaz. Wkrótce jednak powstała panika, bo agregaty nie spełniły swojego zadania i górnicy zostali zagazowani. Wyszli z cechowni w roboczych ubraniach i starali się zwartą grupą przedostać do miasta (około 2,5 km). Zomowcy próbowali ich rozbić przy pomocy armatek wodnych. Najbardziej ucierpieli ci, którzy byli w ogonie pochodu – zostali zupełnie przemoczeni, a było 15 stopni mrozu. Mieszkańcy Polkowic oddawali im swoje ubrania. 



Spotkałem się z tymi ludźmi na pogotowiu [ratunkowym]. Postawa [pracowników] służby zdrowia była wspaniała. Zadzwonili do szpitali w Głogowie i Lubiniu mówiąc, że wybuchła niespotykana dotąd epidemia grypy i że proszą o pomoc. Tam natychmiast wszystko zrozumieli. W kościele [św. Barbary] na rynku polkowickim przebywali górnicy, którzy opuścili Szyb Główny. Kordon ZOMO otaczał cały plac. Nagle wjechała karetka pogotowia, którą zaskoczeni milicjanci przepuścili. W karetcie przywieziono zupę, która przeznaczyli dla górników pacjenci jednego ze szpitali. 

Po akcji na Szyb Główny, około godziny 10.00 ZOMO zaatakowało Szyb Zachodni. Robotnicy zgrupowali się łaźniach. W jednej 1000 ludzi, w drugiej 1300. Zabezpieczono się przed atakiem. W środku długiego, wąskiego korytarza prowadzącego do łaźni zamontowano zaporę z żelaznych prętów. Zabarykadowano i przylutowano drzwi wejściowe. Zamontowane zostały pompy-dmuchawy, które miały odprowadzać gaz. Puszczono plotkę, że kopalnia jest zaminowana, chciano w ten sposób przestraszyć atakujących. 
Od godziny 10.00 do godziny 12.15 siedzieliśmy w zupełnych ciemnościach. Elektryczność została wyłączona. Wszyscy byli podenerwowani, panował wielki gwar. Zaproponowałem modlitwę. I ta modlitwa po kilku minutach zupełnie wyciszyła ludzi. Usłyszeliśmy wtedy huk petard i odgłosy demolowania pustych pomieszczeń prowadzących do łaźni. Oglądaliśmy je po akcji – widok był przerażający. 
Broniliśmy się przed zagazowaniem. Powstała specjalna ekipa złożona z czterech górników. Dwóch łapało przy pomocy brezentowej płachty puszki z gazem, a dwóch innych szybko odrzucało te puszki z powrotem. Inni pompowali nieustannie wodę by skroplić gaz. Atmosfera była podniosła i niezwykła. Słyszałem głos: „Pokażcie swoją godność górnicy”. A zomowcy podbiegali z wrzaskiem do kraty i specjalnymi pistoletami wstrzeliwali gaz do naszych pomieszczeń, po czym uciekali. 



Druga łaźnia, w której byli górnicy znajdowała się tuż obok. Wybiliśmy małe szklane okienko, które łączyło nasze pomieszczenia. Od tej chwili mogliśmy się kontaktować. Tamci mało skutecznie używali wody i byli już zagazowani. Zaczęła się panika. Chcieli się wycofać. Poza tym mieli rannego górnika, któremu rozrywająca się petarda zmasakrowała twarz.

#NOWA_STRONA#

U nas też zaczęły się dyskusje. Byli tacy, którzy się łamali, byli też bohaterowie gotowi na wszystko. Wtedy poproszono księdza o podjęcie decyzji. Odpowiedziałem, że decyzja musi być wspólna. Albo zostajemy wszyscy, albo wszyscy wychodzimy. Wielu chciało zostać za wszelka cenę, nawet za cenę życia. Mówili: „Nie poddamy się, nie będziemy potem mogli spojrzeć w oczy naszych żon i dzieci, które tam na nas czekają i które w nas wierzą”. Tak dotrwaliśmy do godziny 12.00. By upamiętnić wydarzenia na Wybrzeżu sprzed 10 lat, odśpiewaliśmy hymn „Jeszcze Polska nie zginęła”, a później „Boże, coś Polskę”.

Decyzję podjęto w sąsiedniej łaźni. Tam też był ksiądz, którego wysłano na rozmowy z pułkownikiem dowodzącym akcją. Ksiądz, który stał się w ten sposób parlamentariuszem górników uzgodnił, że robotnicy w ciągu godziny przebiorą się i wyjdą. Ta decyzja dotyczyła również nas. 
Wyszliśmy do pomieszczeń, które na początku akcji demolowało ZOMO. Obraz zniszczeń był przerażający. Górnicy, którzy to oglądali płakali, pochylali się i podnosili rozrzucone, połamane sprzęty, próbowali je ustawiać i kłaść je na swoje miejsca. Widać było, że wciąż czują się gospodarzami tego pobojowiska. 

Po godzinie wyszliśmy. Żołnierzy i milicji było znacznie więcej niż na Szybie Głównym. Widziałem te twarze. Twarze zomowców bezmyślne, puste, bezczelne. Patrzyli na górników i na mnie bawiąc się pałkami. Żołnierze byli speszeni, widząc księdza spuszczali oczy. 
Chcieliśmy iść wszyscy razem, grupą. Zaproponowano nam autobusy, które tworzyły kordon wokół kopalni. Omówiliśmy. Uformowaliśmy się w ósemki. Górnicy, którzy wcześniej chcieli zostać, płakali, mówiąc: „Niech nas już lepiej zastrzelą”. Odśpiewaliśmy „Jeszcze Polska nie zginęła”. Żołnierze stanęli na baczność, zomowcy bawili się pałkami. Pomyślałem, że to bardzo ważne, że wśród wychodzących są księża, bo przecież żołnierzom powiedziano, że będą walczyć z bandytami. I myślę, że pomimo tego płaczu, że przegraliśmy… to było jednak zwycięstwo. Wznoszono okrzyki: „Niech żyje Solidarność”, „Niech żyje Wałęsa”, „Chcemy wolnej Polski”. To była manifestacja naszej postawy. To było zwycięstwo. 

Cała trasa z kopalni do Polkowic (około 2 km) obstawiona była zomowcami. Na końcu tej długiej wędrówki zobaczyłem wśród mundurów grupę kobiet i dzieci. Przerażone, zapłakane. Blade twarze. Przez cały czas strajku trzymałem się twardo, ale kiedy zobaczyłem rozpaczające kobiety, załamałem się. 

Nie wiem ilu było rannych. Ja sam widziałem dwóch robotników ze zmasakrowanymi twarzami – obrażeni i otwarte rany – prawdopodobniej od rozpryskujących się petard. 



Rynek w Polkowicach obstawiony był wojskiem i ZOMO. Trwała akcja zastraszania ludzi. Strzelano do okien z petard i gazem. Ludność w odwecie ciskała doniczkami, garnkami itp. Ostrą amunicję miała tylko kadra oficerska. Opowiadał mi kolega, że jeden z oficerów by udowodnić, że pistolet jest naładowany (wcześniej ktoś z tłumu dowcipkował, że to tylko dekoracja), puścił serię po chodniku.
Opowiadali mi potem robotnicy obserwujący akcję z wieży, że od 8.00 rano dziesiątki, potem setki kobiet z dziećmi podchodziły do nadszybia. Milicja początkowo próbowała im zagrodzić przejście i perswadować, a później lała wodę bez zahamowani. Rzucano również w kierunku kobiet z dziećmi petardy i puszki z gazem. Jakiś chłopiec – taki gawrosz – odrzucił jedną, co rozwścieczyło zomowca, który puścił się za nim w pogoń, ale bez powodzenia.

Przyjechałem karetką [pogotowia] wieczorem do domu. Otrzymałem informację, że mam polikwidować wszystko, bo przyjdą po mnie.




 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe