Cezary Krysztopa dla "TS": Raz nie miałem kataru
I wyobraźcie sobie, że raz, kiedy wyszedłem z domu, nie miałem kataru. Dziwne. Przez chwilę przystanąłem zdziwiony, zastanawiając się, co się zmieniło i dlaczego czuję się inaczej. Chwilę trwało, zanim uświadomiłem sobie, że mogę oddychać przez nos. Potem zaciągnąłem się świeżym warszawskim powietrzem i dotarło do mnie, jak głupie są te wszystkie racjonalizacje, jak są nieważne, kiedy można po prostu oddychać, że liczy się tylko to, żeby móc porządnie odetchnąć. I chociaż warszawskie powietrze wyraźnie śmierdziało spalinami, to był to, kurde, zapach wolności.
Nie byłbym sobą, gdybym tego nadzwyczajnego uczucia natychmiast nie uogólnił. Bowiem w jakimś metaforycznym sensie wszyscy mamy katar. Politycy, celebrysie z mózgami przeżartymi botoksem, dyżurni „eksperci” i całe watahy innych mądrali bardzo dbają o to, żebyśmy cały czas mieli zatoki wraz z mózgami ubabrane sprawami nieistotnymi. Nie ustają w zasypywaniu nas alergenami, wirusami i bakteriami kłamstwa, banału i tandety. Oczywiście żeby nie zwariować, próbujemy to sobie racjonalizować. Mówimy sobie, że tak jest na całym świecie, że wszyscy tak mają, że politycy zawsze kłamią, celebrysie muszą istnieć i zawracać nam głowy, a mądrale, używając słów rozumianych tylko przez siebie, rozmydlać i odwracać istoty znaczeń. Taka karma, taki świat, tak musi być.
Teraz wydaje mi się jednak, że wystarczyłby porządny haust świeżego powietrza, żebyśmy sobie przypomnieli, że to co istotne, jest w gruncie rzeczy szalenie proste.
Cezary Krysztopa