Piotr Guział rozstaje się z polityką
Coś się kiedyś zawsze kończy. Tym bardziej po 20 latach bez przerwy.
W tym czasie byłem 5-krotnie wybierany radnym. To udało się w bardzo niewielu osobom w historii warszawskiego samorządu. Stworzyłem pierwszy ruch miejski, który odniósł sukces wyborczy w Warszawie. Byłem 4 lata burmistrzem. Doprowadziłem do referendum w stolicy, które przyczyniło się do kilku pozytywnych zmian, jak np. obniżenie cen biletów komunikacji miejskiej, budżet partycypacyjny czy budowa POW. Miałem dobry 3. wynik na prezydenta, obecnie nieosiągalny dla bezpartyjnych kandydatów. Zostałem drugim w historii radnym miasta z lokalnego komitetu.
Jestem dumny z mojej drogi. Za te wszystkie szanse dziękuję wyborcom. Będzie co wspominać. Ale tam, gdzie koniec, tam i nowy początek. Choć w moim przypadku ten nowy początek nastąpił w 2015 r., gdy postawiłem na biznes, a nie politykę. Sprawia mi to frajdę i daje wymierną satysfakcję. Jednak wraz z niespodziewanym objęciem mandatu radnego miasta, mój koniec działaności samorządowej i politycznej nieco się przeciągnął. Chciałem, by stało się to w wyborach.
Faktycznie nie prowadziłem własnej kampanii wyborczej na radnego dzielnicy. To tak jakbym świadomie odłączył się od respiratora. Pomogła też ordynacja i system d’Hondta, nieubłagany dla rozdrobnionych komitetów.
Kończę bez żalu, pozostawiajac po sobie na Ursynowie trwałe ślady, które ułatwiają życie mieszkańcom. Odchodzę w poczuciu spełnienia. Tylko nielicznym w Polsce jest dane przeżyć tak brawurowy i intensywny czas w polityce i samorządzie.
Od dziś proszę mówić o mnie historia Ursynowa. A może i Warszawy. Dziękuję wszystkim. I pozdrawiam jako człowiek prywatny.