Waldemar Żyszkiewicz: Postdemokracja prowadzi do post-Polski

Z pierwszych dekadach XXI stulecia w państwach cywilizacji euroatlantyckiej nie da się sprawować władzy ani choćby tylko sprawnie administrować krajem bez wsparcia mediów zdolnych zagospodarować sympatie elektoratu oraz służb specjalnych kreujących społecznie nośne eventy: doraźne sytuacje kryzysowe lub epizody dla ochrony narracji czy odwrócenia tendencji.
 Waldemar Żyszkiewicz: Postdemokracja prowadzi do post-Polski
/ morguefile.com
Skąd takie formuły opisowe? Przecież wystarczyłoby chyba odwołać się do wypróbowanego pojęcia demokracji... Otóż, właśnie nie: demokracja, suweren, rządy przedstawicielskie, wola większości, wartości demokratyczne to współcześnie są już nazwy puste, którym w rzeczywistości nic nie odpowiada. Że nie liczy się uzewnętrzniona w wynikach demokratycznej elekcji wola większości świetnie widać nie tylko w Polsce od jesieni roku 2015, ale i po kondycji znacznie bardziej okrzepłej demokracji Stanów Zjednoczonych, od czasu objęcia Białego Domu przez Donalda Trumpa.

Są potężne siły (całkiem sprawnie poza strukturami państwowymi generowane i energetyzowane), które czynnie kontestują wyborcze rozstrzygnięcia, a skoro tak, to znaczy, że i dotychczasowy (od zawsze nieco mityczny) suweren został sprowadzony do roli elektoratu. Umowność ‘suwerena’ dobitnie podkreślają sami politycy, którzy przecież dzięki takim a nie innym decyzjom przy urnie zawdzięczają sięgnięcie po władzę, ale po uzyskaniu mandatu bez wstydu okazują lekceważenie ogłaszanym w czasie kampanii własnym programom politycznym, przedwyborczym obietnicom oraz zapewnieniom...
 
Demokracja to nie Bazar Różyckiego
Nie, wbrew rojeniom ideologów tzw. demokracji liberalnej we współczesnych państwach Zachodu wcale nie mamy już do czynienia z systemem co do istoty demokratycznym. I żadna to nowinka. Warto choćby przypomnieć, że Jan Paweł II, wnikliwy obserwator różnych rzeczywistości politycznych, społecznych i gospodarczych oraz często ich sprawiedliwy krytyk, już prawie trzy dekady temu przestrzegał przed możliwą degeneracją systemów nominalnie demokratycznych. Poświęcając fragmenty piątego rozdziału swej encykliki „Centesimus annus” (1991) analizie modelowej struktury demokratycznego państwa, papież-Polak napisał: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.

Przekładając papieską przestrogę na język praktyki politycznej, znaczy to, że jeśli systemu prawnego w państwie oraz obyczaju w społeczeństwie obywatelskim nie ufundujemy na przyzwoitym systemie wartości, to same nawet najbardziej demokratyczne w formie procedury – nie będą w stanie uchronić ani naszego człowieczeństwa przed zwyrodnieniem, ani naszej obywatelskości przed arbitralną swawolą oraz harcami polityków, które z istotą rządów przedstawicielskich mogą nie mieć absolutnie nic wspólnego.

Trudno o wyraźniejszy przykład, że w teoretycznie demokratycznym państwie teoretycznego suwerena zastąpił realnie lekceważony elektorat, niż fakt, że rządzący bardziej niż wolą swych wyborców czują się zobligowani jakimiś niekoniecznie jawnymi naciskami z zewnątrz. I nie ma już większego znaczenia, czy owa presja pochodzi od realnego wroga czy nominalnego sojusznika. Dlatego też zamiast o ustroju przedstawicielskim, w którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli, należy raczej mówić o władzy faktycznie oderwanej od interesu wspólnoty.

Jeśli rządzący nie czują się związani wolą swych wyborców, bo coś tam, coś tam, ale zdają się na politykę wizerunkową oraz sprawny marketing polityczny podczas kolejnej elekcji, to nie mamy do czynienia z żadną demokracją, lecz z quasi-loteryjną metodą zdobywania bądź odnawiania mandatu władzy. Z czymś przypominającym oszukańczą grę w trzy karty na dawnym Bazarze Różyckiego.
 
Powrót do przyklęku?
Życzliwa dla rządzących wykładnia tego, co się wokół nas dzieje, brzmi w skrócie tak: chcą jak najlepiej, działają w dobrej wierze, ale współczesny świat, w tym przynależność Rzeczypospolitej do ponadnarodowych struktur w rodzaju integracji europejskiej i NATO, zmusza nas do kompromisów, bo o pełnej suwerenności państw narodowych, oczywiście poza mocarstwami, które robią, co chcą, nie ma dzisiaj mowy.
Polska, jak wiadomo, mocarstwem niestety nie jest. I nawet świetlana przyszłość, jaką od dekady roztacza przed nami George Friedman, założyciel i dyrektor Stratforu, prywatnej amerykańskiej agencji wywiadowczej, jest raczej projekcją pobożnych życzeń niż konceptem o twardych referencjach egzystencjalnych. Nic dziwnego, że i strefa tej suwerenności, proklamowanej przez ugrupowanie Zjednoczonej Prawicy w roku 2015 i wizualizowanej kuszącą wizją wstawania z kolan, w ciągu ostatniego półrocza marnieje w oczach.

Co gorsza, ów niekorzystny trend zbiega się w czasie z wyrazistą, ale pytanie czy słuszną zmianą w obozie rządzącym. Zmianą, dla której impulsem sprawczym stały się weta prezydenta Andrzeja Dudy. O ile jesienią ubiegłego roku, nawet najtwardszy elektorat Prawa i Sprawiedliwości przyjmował jeszcze za dobrą monetę deklaracje płynące z Nowogrodzkiej, że to (wobec niespodzianej obstrukcji Pałacu Prezydenckiego) tylko wymuszona zmiana taktyki, o tyle wydarzenia ostatnich kilku miesięcy w sposób zasadniczy tę perspektywę zmieniają. Najwierniejsi z wiernych poczuli się mocno niekomfortowo, bo w ich ocenie nie jest to już żadna korekta taktyki, lecz odwrót na całej linii, czyli rezygnacja z ogłoszonej w kampanii wyborczej strategii wstawania z kolan i odzyskiwania pozycji.
 
Tymczasem mocno zaskakujące wydarzenia z ostatnich dni skłaniają do jeszcze surowszych ocen. Profesor Andrzej Nowak, niewątpliwie sprzyjający obecnemu obozowi władzy, w pośpiesznym trybie znowelizowania nowelizacji ustawy o IPN, w sposób uwzględniający arbitralne żądania Izraela oraz diaspory żydowskiej w USA, widzi wręcz rejteradę. Znani publicyści mówią o blamażu, wizerunkowej zapaści, niezrozumiałej uległości wobec ośrodków zagranicznych, które na kształt stanowionego w Polsce prawa nie powinny mieć żadnego wpływu. Polski Hamlet stoi dziś przed dylematem: Wstajemy z kolan czy wracamy do przyklęku?
 
Demokracja i media  
„Propaganda współczesnych dyktatorów opiera się w głównej mierze na powtarzaniu, zatajaniu i usprawiedliwianiu – powtarzaniu sloganów, które mają być uznane za prawdziwe; zatajaniu faktów, które powinny być zignorowane; oraz rozniecaniu i usprawiedliwianiu popędów, które mogą służyć interesom partii i państwa. Kiedy świat przejrzy metody manipulacji...”. Nie, to nie jest fragment filipiki Waldemara Kuczyńskiego przeciwko Polsce Jarosława Kaczyńskiego. Proszę zgadywać dalej.

Zastanawiając się nad istotą demokracji, autor powyższych słów pisze m.in. tak: „Instytucje demokratyczne służą pogodzeniu porządku społecznego z inicjatywą i wolnością jednostki, a także dbają o to, by powszechna władza rządzących państwem była podporządkowana fundamentalnej władzy rządzonych”. Podkreśla również, że istotnym narzędziem dla organizacji życia w społeczeństwie są media: „(...) środki masowego przekazu nie są ani dobre, ani złe; są po prostu siłą i jak każda inna siła mogą być wykorzystane w dobry albo zły sposób. Prasa, radio i kino są nieodzowne w służbie demokracji, ale stanowią również potężną broń w arsenale dyktatury”.
 
Nasz (jeszcze przez chwilę tajemniczy) autor uważa, że są dwa rodzaje propagandy: ta dobra, racjonalna, „sprzyjająca działaniom zgodnym z dobrze pojętym interesem”, lecz również ta zła, nieracjonalna, podyktowana przez – jak powiedzielibyśmy dzisiaj – resentymenty, która nieraz potrafiła doprowadzić społeczeństwa i narody do katastrofy. „W przypadku poczynań jednostek w grę wchodzą motywy bardziej wzniosłe niż dobrze pojęty interes, ale kiedy zbiorowość podejmuje działania na polu ekonomii i polityki, dobrze pojęty interes jest prawdopodobnie najwyższą z możliwych pobudek. Gdyby politycy i ich wyborcy zawsze mieli na uwadze długofalowe korzyści swojej społeczności albo całego kraju, nasz świat zamieniłby się w raj na ziemi” – dodaje sentencjonalnie. I trudno się z nim nie zgodzić.
 
Tajemniczy analityk punktuje
Jest rzeczowy i spostrzegawczy: w rozwoju technologii widzi czynnik sprzyjający monopolizacji rynku medialnego. Ubolewa nad eliminacją małych czasopism i lokalnych gazet. Mnogość dziennikarzy, wielość opinii, brak ograniczeń cenzuralnych, kiedyś tak właśnie było... „Dziś z prawnego punktu widzenia prasa jest nadal wolna, ale większość małych gazet przestała istnieć” – punktuje. A porównując sytuację mediów na Zachodzie i w Europie Środkowowschodniej, nie kryje swego krytycyzmu: „W totalitarnym bloku wschodnim działa cenzura polityczna i środki masowego przekazu są kontrolowane przez państwo. W demokracji zachodniej działa cenzura ekonomiczna, a kontrolę nad mediami sprawują członkowie Elity Władzy. Cenzura w formie podnoszenia kosztów i podporządkowania mediów kilku wielkim koncernom nie budzi takiego sprzeciwu jak nadzór państwa i propaganda rządowa...”.

Chwila, moment, zaprotestuje ktoś, może to już nawet i totalitaryzm, ale blok wschodni rozleciał się przecież przed trzydziestu laty. Zgoda, tyle że powyższa diagnoza po raz pierwszy ujrzała światło dzienne równo sześćdziesiąt lat temu... A składające się na książkę teksty były publikowane nawet nieco wcześniej. Brytyjczyk Aldous Huxley, autor słynnej dystopii Nowy wspaniały świat (1932), w blisko trzy dekady później w serii błyskotliwych artykułów analizował, w czym się pomylił, czego nie przewidział, a na ile elementy jego powieściowej wizji znalazły już swe odpowiedniki w świecie realnym. Te eseje, porównujące powieściowy koncept z rzeczywistością, wydane pod tytułem Brave New World Revisited (1958), należą do klasyki współczesności i wciąż zasługują na lekturę. Pierwszy polski przekład, opatrzony tytułem Nowy wspaniały świat 30 lat później. Raport rozbieżności, ukazał się dopiero pod koniec maja br.

Trafne uwagi o związkach mediów z demokracją, przeświadczenie o ich znaczeniu dla jakości życia społecznego, a zwłaszcza wyraźne wskazanie, że mimo swej ostentacji i brutalności jawna cenzura instytucjonalna może być mniej skuteczna od dyskretnej, prawie nieobserwowalnej przemocy finansowej, która znakomicie ułatwia koncentrację mediów w rękach politycznego dysponenta. Podczas gdy szansy na zbliżanie się do możliwie zobiektywizowanego przekazu (prawdy, dobrej propagandy) Huxley upatruje w ścieraniu się racji, interesów, punktów widzenia, czyli w realnym pluralizmie mediów.

Bez mediów trudno rządzić. Tym bardziej zdumiewa indolencja Prawa i Sprawiedliwości w tej sferze: media narodowe – klapa; rada tychże mediów – kadrowa katastrofa; telewizja publiczna zbiera głównie złe recenzje; ustawa dekoncentracyjna, choćby na wzór niemieckiej – nadal nie istnieje. Czyżby Jarosław Kaczyński nie rozumiał, że bez mediów, podobnie jak i bez służb specjalnych nie sposób dziś rządzić? Nie, nie ma takiej opcji. Co oznacza, że nie jest w stanie sprawy mediów uporządkować lub z niezrozumiałych powodów nie chce tego zrobić. Druga możliwość pozostaje poza granicą racjonalnej analizy, więc trzeba założyć, że nie może. Tyle że wnioski płynące z takiego rozumowania mocno przygnębiają.  
 
Waldemar Żyszkiewicz
 
Pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego nr 170

 

POLECANE
Niemcy w szoku: transseksualiści napadają na kobiety w więzieniach tylko u nas
Niemcy w szoku: transseksualiści napadają na kobiety w więzieniach

Ideologia gender doprowadza właśnie do tragedii w Niemczech: transseksualiści osadzani są razem z kobietami w tych samych więzieniach. Kobiety są zaś przez nich napastowane seksualnie.

Niespodziewany zwrot ws. zakazu TikToka w USA. Głos zabrał doradca Trumpa Wiadomości
Niespodziewany zwrot ws. zakazu TikToka w USA. Głos zabrał doradca Trumpa

Przyszły doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz powiedział w czwartek, że Donald Trump podejmie działania, które zapobiegną "zniknięciu" TikToka z amerykańskiego rynku. Oświadczył, że prezydent elekt zamierza pozwolić na zawarcie układu, który ochroni dane Amerykanów.

Nie chcę się kryć za żadnym immunitetem. Mateusz Morawiecki skomentował decyzję prokuratury polityka
"Nie chcę się kryć za żadnym immunitetem". Mateusz Morawiecki skomentował decyzję prokuratury

- Chętnie się zrzeknę immunitetu, ponieważ nie chcę się kryć za żadnym immunitetem - powiedział Mateusz Morawiecki, który skomentował wniosek prokuratury o uchylenie byłemu premierowi immunitetu. Chodzi o postępowanie w sprawie tzw. wyborów kopertowych.

Nie żyje David Lynch. Był trzy krotnie nominowany do Oscara z ostatniej chwili
Nie żyje David Lynch. Był trzy krotnie nominowany do Oscara

Nie żyje David Lynch, który był jednym z najbardziej znanych i oryginalnych amerykańskich reżyserów. Był autorem m.in. "Człowieka słonia", "Miasteczka Twin Peaks", "Dzikości serca", "Blue Velvet", czy "Mulholland Drive".

Patriotyzm gospodarczy Rafała Trzaskowskiego. Gorące komentarze internautów gorące
"Patriotyzm gospodarczy" Rafała Trzaskowskiego. Gorące komentarze internautów

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski w czwartek odwiedził Łomżę, gdzie udał się do miejscowego sklepu. Pod jego wpisami pojawiła się masa gorących komentarzy od internautów.

Jest decyzja francuskiego parlamentu ws. wotum nieufności wobec rządu z ostatniej chwili
Jest decyzja francuskiego parlamentu ws. wotum nieufności wobec rządu

Zgromadzenie Narodowe (niższa izba parlamentu Francji) nie przyjęło w czwartek wniosku o wotum nieufności wobec rządu premiera Francoisa Bayrou. Za wnioskiem, złożonym przez część lewicy, głosowało 131 deputowanych. Do przyjęcia wotum nieufności niezbędnych było 288 głosów.

To on chce kupić Nord Stream. Nikt nie wie co z nim zrobi tylko u nas
To on chce kupić Nord Stream. Nikt nie wie co z nim zrobi

Na dnie Bałtyku leżą łącznie cztery nitki gazociągu Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Każdy z tych gazociągów był przeznaczony do przesyłu gazu ziemnego z Rosji do Niemiec. Gazociągiem Nord Stream 1, który powstał w 2011 roku, płynęły do Niemiec rocznie 50 - 55 miliardów metrów sześciennych gazu. Niemcy zaspokajały ponad połowę swojego zapotrzebowania na gaz ziemny właśnie przy pomocy tego gazociągu.

Zespół Trumpa rozważa dwa scenariusze. Chodzi o amerykańskie sankcje na Rosję Wiadomości
"Zespół Trumpa rozważa dwa scenariusze". Chodzi o amerykańskie sankcje na Rosję

Według agencji Bloomberga, doradcy Donalda Trumpa mają przygotowywać strategię sankcji na Rosję, która mogłaby pomóc zakończyć wojnę na Ukrainie. Strategia doradców Trumpa ma zakładać dwa scenariusze, które mają złagodzić sankcje lub je zaostrzyć.

Słowacja: Atak nożownika w szkole. Nowe informacje Wiadomości
Słowacja: Atak nożownika w szkole. Nowe informacje

W czwartek na Słowacji doszło do ataku nożownika, który zabił co najmniej dwie osoby w szkole w Starej Wsi Spiskiej. Słowacka policja poinformowała, że ujęła 18-letniego ucznia tej placówki.

Północnokoreańscy żołnierze giną masowo na Ukrainie polityka
Północnokoreańscy żołnierze giną masowo na Ukrainie

Z relacji prezydenta Ukrainy wynika, że już niemal jedna trzecia żołnierzy wysłanych z Korei Północnej do walki z Ukraińcami została zabita bądź ranna. Informacje te potwierdził także szef estońskiego wywiadu sił obronnych pułkownik Ants Kiviselg.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Postdemokracja prowadzi do post-Polski

Z pierwszych dekadach XXI stulecia w państwach cywilizacji euroatlantyckiej nie da się sprawować władzy ani choćby tylko sprawnie administrować krajem bez wsparcia mediów zdolnych zagospodarować sympatie elektoratu oraz służb specjalnych kreujących społecznie nośne eventy: doraźne sytuacje kryzysowe lub epizody dla ochrony narracji czy odwrócenia tendencji.
 Waldemar Żyszkiewicz: Postdemokracja prowadzi do post-Polski
/ morguefile.com
Skąd takie formuły opisowe? Przecież wystarczyłoby chyba odwołać się do wypróbowanego pojęcia demokracji... Otóż, właśnie nie: demokracja, suweren, rządy przedstawicielskie, wola większości, wartości demokratyczne to współcześnie są już nazwy puste, którym w rzeczywistości nic nie odpowiada. Że nie liczy się uzewnętrzniona w wynikach demokratycznej elekcji wola większości świetnie widać nie tylko w Polsce od jesieni roku 2015, ale i po kondycji znacznie bardziej okrzepłej demokracji Stanów Zjednoczonych, od czasu objęcia Białego Domu przez Donalda Trumpa.

Są potężne siły (całkiem sprawnie poza strukturami państwowymi generowane i energetyzowane), które czynnie kontestują wyborcze rozstrzygnięcia, a skoro tak, to znaczy, że i dotychczasowy (od zawsze nieco mityczny) suweren został sprowadzony do roli elektoratu. Umowność ‘suwerena’ dobitnie podkreślają sami politycy, którzy przecież dzięki takim a nie innym decyzjom przy urnie zawdzięczają sięgnięcie po władzę, ale po uzyskaniu mandatu bez wstydu okazują lekceważenie ogłaszanym w czasie kampanii własnym programom politycznym, przedwyborczym obietnicom oraz zapewnieniom...
 
Demokracja to nie Bazar Różyckiego
Nie, wbrew rojeniom ideologów tzw. demokracji liberalnej we współczesnych państwach Zachodu wcale nie mamy już do czynienia z systemem co do istoty demokratycznym. I żadna to nowinka. Warto choćby przypomnieć, że Jan Paweł II, wnikliwy obserwator różnych rzeczywistości politycznych, społecznych i gospodarczych oraz często ich sprawiedliwy krytyk, już prawie trzy dekady temu przestrzegał przed możliwą degeneracją systemów nominalnie demokratycznych. Poświęcając fragmenty piątego rozdziału swej encykliki „Centesimus annus” (1991) analizie modelowej struktury demokratycznego państwa, papież-Polak napisał: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.

Przekładając papieską przestrogę na język praktyki politycznej, znaczy to, że jeśli systemu prawnego w państwie oraz obyczaju w społeczeństwie obywatelskim nie ufundujemy na przyzwoitym systemie wartości, to same nawet najbardziej demokratyczne w formie procedury – nie będą w stanie uchronić ani naszego człowieczeństwa przed zwyrodnieniem, ani naszej obywatelskości przed arbitralną swawolą oraz harcami polityków, które z istotą rządów przedstawicielskich mogą nie mieć absolutnie nic wspólnego.

Trudno o wyraźniejszy przykład, że w teoretycznie demokratycznym państwie teoretycznego suwerena zastąpił realnie lekceważony elektorat, niż fakt, że rządzący bardziej niż wolą swych wyborców czują się zobligowani jakimiś niekoniecznie jawnymi naciskami z zewnątrz. I nie ma już większego znaczenia, czy owa presja pochodzi od realnego wroga czy nominalnego sojusznika. Dlatego też zamiast o ustroju przedstawicielskim, w którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli, należy raczej mówić o władzy faktycznie oderwanej od interesu wspólnoty.

Jeśli rządzący nie czują się związani wolą swych wyborców, bo coś tam, coś tam, ale zdają się na politykę wizerunkową oraz sprawny marketing polityczny podczas kolejnej elekcji, to nie mamy do czynienia z żadną demokracją, lecz z quasi-loteryjną metodą zdobywania bądź odnawiania mandatu władzy. Z czymś przypominającym oszukańczą grę w trzy karty na dawnym Bazarze Różyckiego.
 
Powrót do przyklęku?
Życzliwa dla rządzących wykładnia tego, co się wokół nas dzieje, brzmi w skrócie tak: chcą jak najlepiej, działają w dobrej wierze, ale współczesny świat, w tym przynależność Rzeczypospolitej do ponadnarodowych struktur w rodzaju integracji europejskiej i NATO, zmusza nas do kompromisów, bo o pełnej suwerenności państw narodowych, oczywiście poza mocarstwami, które robią, co chcą, nie ma dzisiaj mowy.
Polska, jak wiadomo, mocarstwem niestety nie jest. I nawet świetlana przyszłość, jaką od dekady roztacza przed nami George Friedman, założyciel i dyrektor Stratforu, prywatnej amerykańskiej agencji wywiadowczej, jest raczej projekcją pobożnych życzeń niż konceptem o twardych referencjach egzystencjalnych. Nic dziwnego, że i strefa tej suwerenności, proklamowanej przez ugrupowanie Zjednoczonej Prawicy w roku 2015 i wizualizowanej kuszącą wizją wstawania z kolan, w ciągu ostatniego półrocza marnieje w oczach.

Co gorsza, ów niekorzystny trend zbiega się w czasie z wyrazistą, ale pytanie czy słuszną zmianą w obozie rządzącym. Zmianą, dla której impulsem sprawczym stały się weta prezydenta Andrzeja Dudy. O ile jesienią ubiegłego roku, nawet najtwardszy elektorat Prawa i Sprawiedliwości przyjmował jeszcze za dobrą monetę deklaracje płynące z Nowogrodzkiej, że to (wobec niespodzianej obstrukcji Pałacu Prezydenckiego) tylko wymuszona zmiana taktyki, o tyle wydarzenia ostatnich kilku miesięcy w sposób zasadniczy tę perspektywę zmieniają. Najwierniejsi z wiernych poczuli się mocno niekomfortowo, bo w ich ocenie nie jest to już żadna korekta taktyki, lecz odwrót na całej linii, czyli rezygnacja z ogłoszonej w kampanii wyborczej strategii wstawania z kolan i odzyskiwania pozycji.
 
Tymczasem mocno zaskakujące wydarzenia z ostatnich dni skłaniają do jeszcze surowszych ocen. Profesor Andrzej Nowak, niewątpliwie sprzyjający obecnemu obozowi władzy, w pośpiesznym trybie znowelizowania nowelizacji ustawy o IPN, w sposób uwzględniający arbitralne żądania Izraela oraz diaspory żydowskiej w USA, widzi wręcz rejteradę. Znani publicyści mówią o blamażu, wizerunkowej zapaści, niezrozumiałej uległości wobec ośrodków zagranicznych, które na kształt stanowionego w Polsce prawa nie powinny mieć żadnego wpływu. Polski Hamlet stoi dziś przed dylematem: Wstajemy z kolan czy wracamy do przyklęku?
 
Demokracja i media  
„Propaganda współczesnych dyktatorów opiera się w głównej mierze na powtarzaniu, zatajaniu i usprawiedliwianiu – powtarzaniu sloganów, które mają być uznane za prawdziwe; zatajaniu faktów, które powinny być zignorowane; oraz rozniecaniu i usprawiedliwianiu popędów, które mogą służyć interesom partii i państwa. Kiedy świat przejrzy metody manipulacji...”. Nie, to nie jest fragment filipiki Waldemara Kuczyńskiego przeciwko Polsce Jarosława Kaczyńskiego. Proszę zgadywać dalej.

Zastanawiając się nad istotą demokracji, autor powyższych słów pisze m.in. tak: „Instytucje demokratyczne służą pogodzeniu porządku społecznego z inicjatywą i wolnością jednostki, a także dbają o to, by powszechna władza rządzących państwem była podporządkowana fundamentalnej władzy rządzonych”. Podkreśla również, że istotnym narzędziem dla organizacji życia w społeczeństwie są media: „(...) środki masowego przekazu nie są ani dobre, ani złe; są po prostu siłą i jak każda inna siła mogą być wykorzystane w dobry albo zły sposób. Prasa, radio i kino są nieodzowne w służbie demokracji, ale stanowią również potężną broń w arsenale dyktatury”.
 
Nasz (jeszcze przez chwilę tajemniczy) autor uważa, że są dwa rodzaje propagandy: ta dobra, racjonalna, „sprzyjająca działaniom zgodnym z dobrze pojętym interesem”, lecz również ta zła, nieracjonalna, podyktowana przez – jak powiedzielibyśmy dzisiaj – resentymenty, która nieraz potrafiła doprowadzić społeczeństwa i narody do katastrofy. „W przypadku poczynań jednostek w grę wchodzą motywy bardziej wzniosłe niż dobrze pojęty interes, ale kiedy zbiorowość podejmuje działania na polu ekonomii i polityki, dobrze pojęty interes jest prawdopodobnie najwyższą z możliwych pobudek. Gdyby politycy i ich wyborcy zawsze mieli na uwadze długofalowe korzyści swojej społeczności albo całego kraju, nasz świat zamieniłby się w raj na ziemi” – dodaje sentencjonalnie. I trudno się z nim nie zgodzić.
 
Tajemniczy analityk punktuje
Jest rzeczowy i spostrzegawczy: w rozwoju technologii widzi czynnik sprzyjający monopolizacji rynku medialnego. Ubolewa nad eliminacją małych czasopism i lokalnych gazet. Mnogość dziennikarzy, wielość opinii, brak ograniczeń cenzuralnych, kiedyś tak właśnie było... „Dziś z prawnego punktu widzenia prasa jest nadal wolna, ale większość małych gazet przestała istnieć” – punktuje. A porównując sytuację mediów na Zachodzie i w Europie Środkowowschodniej, nie kryje swego krytycyzmu: „W totalitarnym bloku wschodnim działa cenzura polityczna i środki masowego przekazu są kontrolowane przez państwo. W demokracji zachodniej działa cenzura ekonomiczna, a kontrolę nad mediami sprawują członkowie Elity Władzy. Cenzura w formie podnoszenia kosztów i podporządkowania mediów kilku wielkim koncernom nie budzi takiego sprzeciwu jak nadzór państwa i propaganda rządowa...”.

Chwila, moment, zaprotestuje ktoś, może to już nawet i totalitaryzm, ale blok wschodni rozleciał się przecież przed trzydziestu laty. Zgoda, tyle że powyższa diagnoza po raz pierwszy ujrzała światło dzienne równo sześćdziesiąt lat temu... A składające się na książkę teksty były publikowane nawet nieco wcześniej. Brytyjczyk Aldous Huxley, autor słynnej dystopii Nowy wspaniały świat (1932), w blisko trzy dekady później w serii błyskotliwych artykułów analizował, w czym się pomylił, czego nie przewidział, a na ile elementy jego powieściowej wizji znalazły już swe odpowiedniki w świecie realnym. Te eseje, porównujące powieściowy koncept z rzeczywistością, wydane pod tytułem Brave New World Revisited (1958), należą do klasyki współczesności i wciąż zasługują na lekturę. Pierwszy polski przekład, opatrzony tytułem Nowy wspaniały świat 30 lat później. Raport rozbieżności, ukazał się dopiero pod koniec maja br.

Trafne uwagi o związkach mediów z demokracją, przeświadczenie o ich znaczeniu dla jakości życia społecznego, a zwłaszcza wyraźne wskazanie, że mimo swej ostentacji i brutalności jawna cenzura instytucjonalna może być mniej skuteczna od dyskretnej, prawie nieobserwowalnej przemocy finansowej, która znakomicie ułatwia koncentrację mediów w rękach politycznego dysponenta. Podczas gdy szansy na zbliżanie się do możliwie zobiektywizowanego przekazu (prawdy, dobrej propagandy) Huxley upatruje w ścieraniu się racji, interesów, punktów widzenia, czyli w realnym pluralizmie mediów.

Bez mediów trudno rządzić. Tym bardziej zdumiewa indolencja Prawa i Sprawiedliwości w tej sferze: media narodowe – klapa; rada tychże mediów – kadrowa katastrofa; telewizja publiczna zbiera głównie złe recenzje; ustawa dekoncentracyjna, choćby na wzór niemieckiej – nadal nie istnieje. Czyżby Jarosław Kaczyński nie rozumiał, że bez mediów, podobnie jak i bez służb specjalnych nie sposób dziś rządzić? Nie, nie ma takiej opcji. Co oznacza, że nie jest w stanie sprawy mediów uporządkować lub z niezrozumiałych powodów nie chce tego zrobić. Druga możliwość pozostaje poza granicą racjonalnej analizy, więc trzeba założyć, że nie może. Tyle że wnioski płynące z takiego rozumowania mocno przygnębiają.  
 
Waldemar Żyszkiewicz
 
Pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego nr 170


 

Polecane
Emerytury
Stażowe