Jan Mosiński: Kijem, czyli CETĄ, w mrowisko
Czy patrzę na umowę oczyma protestującej ulicy? A może poprzez pryzmat Stanowiska Komisji Krajowej NSZZ Solidarność? Na te pytania nie odpowiem wprost. Na potrzeby niniejszego felietonu spojrzę na umowę CETA z trochę prowokacyjnego punktu widzenia, który określę "spojrzeniem z politycznego lotu ptaka".
Czy nasz rynek zaleje tandetna żywność wzbogacana GMO?
Już na samym początku pojawia się pytanie: Czy faktycznie nasz rynek zaleją produkty genetycznie modyfikowane i kanadyjsko-amerykański chłam? Otóż należy zwrócić uwagę na istotny stan faktyczny, a mianowicie, że od wielu już lat, na naszym rynku mamy produkty pochodzące z rynku kanadyjskiego. Dzieje się tak dzięki prowadzonej współpracy gospodarczej. Polska podpisała kilka porozumień o współpracy pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Kanadą. To dobre porozumienia przynoszące naszej gospodarce korzyści.
Z drugiej strony mogę tylko dodać, że na polski rynek napływają tandetne wyroby z wielu państw Bliskiego i Dalekiego Wschodu i jakoś nikt z tego tytułu nie protestuje.
W tym miejscu należy zauważyć, że polskie przepisy sanitarne i fitosanitarne dobrze chronią nas przed nasionami genetycznie modyfikowanymi i produktami żywnościowymi.
Jednak tajemnicą poliszynela jest to, że niektórzy polscy rolnicy skupują materiał siewny od rolników z zagranicy ponieważ zgodnie z aktualnym stanem prawnym, w Polsce, zabroniona jest sprzedaż nasion GMO.
Tak więc, czy polscy konsumenci mogą czuć się zagrożeni? Uważam, że konsumenci mają wyrobione zdanie na temat zdrowej żywności. Więc produkt oznaczony w sposób wyraźny, że jest produktem transgenicznym nie będzie się cieszył popularnością.
Czy prawdą jest, że rząd Beaty Szydło jest za tymczasowym stosowaniem umowy CETA? Tak przynajmniej twierdzą politycy Kukiz'15 i PSL.
W kuluarach Sejmu i sejmowych korytarzach można usłyszeć niejedne rewelacje. Także i te, które padają z ust polityków Kukiz'15 I PSL-u, że zdradzamy Polaków ponieważ jesteśmy za podpisaniem umowy i tymczasowym jej stosowaniem. Jeśli to nie jest sejmowa plotka, to mogę tylko powiedzieć, że jest to oczywista bzdura! Po pierwsze nie mamy jeszcze opinii rządu. Po drugie, aby zabierać głos w tego typu sprawach należy mieć odrobinę wiedzy z dziedziny prawa międzynarodowego i traktatowego. Te tematy akurat nie są mi obce z racji studiów. Przypomnę więc naszym adwersarzom, że kwestia tymczasowego stosowania jest pochodną zapisów Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów (art. 25). Tak więc w myśl zasady pacta sunt servanda - umów należy dotrzymywać, a co z tym związane zasadę tymczasowego stosowania akceptować.
Natomiast, co bardzo ważne, dostrzegamy to, że Komisja Europejska stanęła na stanowisku, że umowa CETA ma te same cele i zasadniczo tę samą treść co umowa o wolnym handlu z Singapurem. Uważamy, na co zwróciłem uwagę dokonując sprawozdania przed Komisją do Spraw Unii Europejskiej, że skoro Unia nie posiada wyłącznych kompetencji do podpisywania umowy z Singapurem, to tym samym nie posiada takich kompetencji w przypadku umowy z Kanadą. Komisja Europejska pod naciskiem niektórych państw członkowskich zaproponowała, aby zastosować tzw. umowę mieszaną, wprowadzając także tymczasowości stosowania. Co to oznacza? Otóż, po wydaniu przez Radę decyzji możliwe będzie tymczasowe stosowanie CETA. Pełne wejście w życie umowy będzie jednak uwarunkowane zawarciem jej przez UE w drodze decyzji Rady, zgody Parlamentu Europejskiego oraz stosownych krajowych procedur ratyfikacji przez wszystkie państwa członkowskie. Podkreślam, wszystkie państwa członkowskie! W tym miejscu pragnę podkreślić, że to my zaproponowaliśmy w uchwale Sejmu zapis, aby warunkiem ratyfikacji CETA było uzyskanie w Sejmie 2/3 głosów. My takiej większości nie mamy. To po pierwsze. Po drugie wymagana jest tutaj także inicjatywa głowy państwa, a więc podpis i promulgacja dokonana przez Prezydenta RP. Oczywiście politycy Kukiz'15 proponowali ogólnopolskie referendum. Ja rozumiem, że panowie chcieliby wydać publiczne pieniądze na referendum, które kosztowałoby ok. 100 mln zł. Pytanie tylko, co z wynikiem referendum na poziomie 20-30% frekwencji? Odpowiedź może być tylko jedna - to pieniądze wyrzucone w błoto. Dopowiem tylko, że w przypadku podpisania umowy CETA nasz kraj czeka okres przejściowy, który może potrwać kilka lat.
Co ze sporami na linii inwestor - państwo?
Nie przechodzę obojętnie wobec tego problemu. W wyniku prowadzonych negocjacji dokonano pewnego zmiękczenia kwestii rozstrzygania sporów. Ale czy to wystarczy? Odstąpiono, co prawda od ISDS (w TTiP nie zgodzono się na ustępstwa) zastępując to inną formą z udziałem sędziów krajowych, międzynarodowego arbitra i strony inwestora (tzw. sąd inwestycyjny - ICS), co - mam takie przeczucie - pozwoli na posiadanie w składzie takiego sądu przedstawiciela z Polski. Co również istotne chciałbym, aby rozstrzyganie sporów było zgodne z prawodawstwem danego państwa. W przypadku rozstrzygania sporów na linii inwestor - Polska, przebieg arbitrażu powinien być zgodny z polskim prawodawstwem.
Natomiast chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na tzw. Wspólny Komitet CETA, który będzie stale monitorował wdrożenie, funkcjonowanie i wpływ CETA. W jego skład wejdą przedstawiciele Unii Europejskiej i Kanady. Pod auspicjami Komitetu Wspólnego CETA powołanych zostanie dziewięć specjalnych komitetów, między innymi Komitet Zarządzający ds. Środków Sanitarnych i Fitosanitarnych. Dlatego uważam, że w przypadku, gdyby CETA została podpisana, w strukturze Wspólnego Komitetu, a także w składach specjalnych komitetów nie może zabraknąć przedstawicieli naszego kraju.
A co z polskim rolnictwem i postawą PSL?
Nie mam powodów, aby sądzić, że odstąpimy od przestrzegania podstawowej zasady, że produkty z kanadyjskiego rynku, które trafią na rynek europejski nie będą musiały spełniać naszych wymagań sanitarnych i fitosanitarnych. Powiem więcej, wierzę, że - przepraszam za ostrość sformułowania - żaden chłam z kanadyjskiego rynku nie wjedzie na nasz rynek. Wysokie standardy, które obowiązują na rynku europejskim będą dotyczyć produktów kanadyjskich i pośrednio amerykańskich. Oczywiście mam świadomość, że niektóre firmy zza Atlantyku będą chciały wwieźć produkty transgeniczne (GMO). Ale od tego są odpowiednie służby, aby zapobiegać tego rodzaju złym praktykom.
Co do PSL, to pragnę zwrócić uwagę, że mamy tutaj do czynienia z hipokryzją na niespotykaną skalę. Otóż umowę CETA rozpoczęto negocjować w 2009 roku i zakończono w 2014. Gdzie przez te lata byli politycy PSL: p.p. Kosiniak-Kamysz, Sawicki czy Andżelika Możdżanowska? Gdzie był Donald Tusk lider PO?
Otóż szanowni Czytelnicy tego bloga, nie znajdziecie najmniejszego śladu w protokołach komisji lub podkomisji sejmowych, który wskazywałby na zainteresowanie się zakresem i trybem prowadzonych negocjacji na linii Bruksela-Ottawa przez posłów PSL i PO. Podczas ostatniego posiedzenia Komisji do Spraw Unii Europejskiej poprosiłem o sprawdzenie, czy w archiwum Komisji znajduje się chociaż drobny sygnał niepokoju ze strony polityków koalicji PO i PSL w zakresie umowy CETA. Otóż, z perspektywy minionego czasu oświadczam, że nie ma żadnego śladu! Po prostu politycy PSL w latach 2009-2014 nie interesowali się tą sprawą!
I już na koniec pytanie, czy popieram umowę CETA?
Otóż na powyższe pytanie odpowiem w sposób następujący: jeżeli uda się zrealizować to, co zawarliśmy w uchwale Sejmu, a więc zabezpieczyć interesy polskich obywateli: producentów, handlowców, rolników i konsumentów, to jestem spokojny o jakość kompleksowej umowy gospodarczo-handlowej pomiędzy UE i Kanadą.
Jeżeli miałoby być odwrotnie i tego zabezpieczenia nie będzie, wówczas na poważnie będę musiał rozstrzygnąć czy nie głosować przeciwko tej umowie.