Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Andrzej Duda vs. Donald Trump - walkower 3:0

Jak to się stało, że niemal o żadnym z wielkich przedsiębiorców, ludzi sportu, kultury, czy rozrywki nie możemy przeczytać tak dużo, jak o nim, o Donaldzie Trumpie? Czy on się jakoś dla świata zasłużył? Ależ skąd? Czy zrobił coś poza zdobywaniem pieniędzy – swoją drogą, jak się okazuje, wcale nie tak wielkich? Czy jest coś, co go wyróżnia na tle jego kolegów miliarderów? Nie bardzo. A może ma wybitnie piękną żonę, lub sam jest wyjątkowo miłym człowiekiem? Ależ skąd. Jakby wręcz przeciwnie.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Andrzej Duda vs. Donald Trump - walkower 3:0
/ screen YouTube
      Poniższy tekst pisałem jeszcze w zeszłym roku i przyznaję, że wówczas nie doceniłem poziomu zidiocenia Amerykanów, a już na pewno nie takiego, który będzie im kazał obstawiać Donalda Trumpa, jako kandydata na swojego prezydenta. Nie spodziewałem się też jednak i tego, że oni są tak głupi, by przeciwko Trumpowi wystawić kogoś tak beznadziejnego, jak Hillary Clinton. Krótko mówiąc, kiedy pisałem ten tekst, wydawało mi się, że cokolwiek by mówić o Amerykanach, gdy chodzi o wprowadzanie w życie tak zwanej demokracji, oni od siebie lepszych nie mają. Dziś Trump jest prezydentem Stanów Zjednoczonych, a ja już tylko sobie myślę, że ten świat upadł do tego stopnia, że nagle taki kraj jak Polska, w dodatku Polska po tak ciężkich przejściach, może Ameryce i światu służyć za przykład, jak się uprawia politykę na najwyższym poziomie, i gdzie prezydentami zostają najlepsi. Całe szczęście, że i tu i tam mamy ludzi autentycznych, odpornych na propagandę wciskaną im przez zły i zakłamany świat. Nawet wtedy, gdy wydawałoby się nie ma dobrego wyboru, oni znajdą sposób by się owemu światu postawić i to postawić skutecznie. Tymczasem my wznosimy okrzyk: Niech żyje Andrzej Duda!
 
      
      Gdybyśmy mieli przeanalizować listę, powiedzmy, pięciuset najbogatszych ludzi na świecie, oczywiście obecność na pierwszym miejscu Billa Gatesa by nas nie zaskoczyła. Wszyscy znamy Gatesa, wiemy, czym się zajmuje i czym się zasłużył dla niemal każdego z nas, gotowi jesteśmy uznać, że majątek, którym się szczyci jest jak najbardziej zasłużony, jednak jeśli już idzie o kolejne miejsca, sprawa bywa już nie tak oczywista, i to wcale niekoniecznie dlatego, że większość z tych osób, z naszego punktu widzenia, na ów awans nie zasługuje, ale przez to, że o istnieniu większości z nich nawet nie mamy pojęcia.
      Oto weźmy choćby opisywanego tu przez nas niedawno Slima, o którym wielu z nas nigdy nawet nie słyszało, a tym bardziej nie ma pojęcia, skąd on ma te swoje pieniądze, czy choćby nawet takiego Ortegę, którego osobistą sławę zdecydowanie wyprzedza sława jego produktu; popatrzmy na piątego na tej liście Larrego Ellisona, czy ósmego Sheldona Adelsona i na całą kupę innych kompletnie egzotycznie dla nas brzmiących nazwisk, obok których wyświetlają się te miliardy. A mimo to musimy przyznać, że owszem, każdy z nich zarobił te pieniądze, a niekiedy, nie dość że je zarobił, to przy okazji coś nam z tego dał, nawet jeśli jest to tylko kanapka z kurczakiem.
         I oto nagle trafiamy na nazwisko znane nam niemal tak dobrze, jak nazwisko owego Gatesa, tyle że okazuje się, że jego posiadacz okupuje na owej liście miejsce gdzieś w okolicach górnych setek, a co ciekawsze tak naprawdę nigdy nie wspiął się o wiele wyżej. No i powstaje pytanie, jak to się stało, że my musimy o nim wciąż słyszeć? Jak to się stało, że niemal o żadnym z wielkich przedsiębiorców, ludzi sportu, kultury, czy rozrywki nie możemy przeczytać tak dużo, jak o nim, o Donaldzie Trumpie? Czy on się jakoś dla świata zasłużył? Ależ skąd? Czy zrobił coś poza zdobywaniem pieniędzy – swoją drogą, jak się okazuje, wcale nie tak wielkich? Czy jest coś, co go wyróżnia na tle jego kolegów miliarderów? Nie bardzo. A może ma wybitnie piękną żonę, lub sam jest wyjątkowo miłym człowiekiem? Ależ skąd. Jakby wręcz przeciwnie. Donald Trump to człowiek, który z zasady nigdy nikomu nie podaje ręki. W obawie przed zakażeniem. Oto więc przed nami Donald Trump. Przyjrzyjmy się, kto to taki.
       Jednak zanim to zrobimy, rzućmy okiem na jeden z odcinków słynnego brytyjskiego serialu komediowego z niejakim Ali G w roli głównej. Gdyby ktoś nie wiedział, w czym rzecz, powiem krótko, że Ali G to fikcyjna postać – karykaturalnie bezczelny idiota – odgrywana przez popularnego żydowskiego aktora o nazwisku Sasha Baron Cohen, który przeprowadza bardzo prowokacyjne wywiady z gwiazdami światowej polityki, biznesu i estrady. Tu mam na myśli odcinek, gdy ów Ali G. spotyka się z Donaldem Trumpem i próbuje przekonać go, by wszedł z nim w interes polegający na produkcji specjalnych rękawiczek do jedzenia lodów, dzięki którym lody nie będą kleiły się do palców. Mimo że sam ów skecz jest zabawny sam w sobie, to jednak, co w nim jest zabawne najbardziej, a jednocześnie wstrząsające, to fakt, że Trump – wbrew najbardziej oczywistym wskazówkom – bierze tę prowokację serio i ani mu nie przychodzi do głowy, że skoro ktoś był w stanie do niego dotrzeć z czymś takim, to za tym musi się kryć coś więcej, niż czyjaś głupota. On jest autentycznie przekonany, że ma do czynienia ze szczerym idiotą i to jest naprawdę śmieszne, zwłaszcza w wykonaniu człowieka, który sam przez wiele lat był telewizyjną gwiazdą, więc wydawałoby się, że powinien wiedzieć, jak ten interes potrafi wyglądać.
       Donald John Trump urodził się w roku 1946 w nowojorskim Queens, jako czwarte z pięciu dzieci Fredericka i Mary MacLeod. Fred Trump prowadził firmę budowlaną, a przy okazji trudnił się deweloperką, specjalizując się w mieszkaniach przeznaczonych dla średniozamożnych mieszkańców Queens, Staten Island i Brooklynu. Mimo że Donald Trump był pełnym energii, inteligentnym dzieckiem, można się spotkać z opinią, że swoją dzisiejszą karierę zawdzięcza wyłącznie majątkowi i kontaktom ojca, dużego biznesmena, którego interesy w latach 50-tych i 60-tych tworzyły prawdziwe imperium. Podobnie, powtarza się opinia, że to właśnie dzięki majątkowi i kontaktom ojca, dzięki jego wsparciu i pieniądzom pożyczonym od rodziny, banki nie zniszczyły Donalda przy okazji jego kolejnych, zaskakująco licznych bankructw.
        No ale zanim do tego dojdziemy, powtórzmy: dzieckiem Donald Trump był bardzo zdolnym i ambitnym, więc rodzice w wieku 13 lat wysłali go do Akademii Wojskowej w Nowym Jorku, licząc na to, że wojskowy reżim pozwoli mu zachować odpowiednią dyscyplinę. Trump w Akademii uzyskał najlepsze wyniki, zarówno w wymiarze akademickim, jak i towarzyskim, i to do tego stopnia, że kiedy w roku 1964 otrzymywał dyplom, został wyróżniony nie tylko jako najwybitniejszy student, ale i wybitny sportowiec. 
      Podczas letnich wakacji, Trump pracował na budowach prowadzonych przez firmę ojca, a kiedy ukończył liceum, wstąpił najpierw na Uniwersytet Fordham, a następnie na Wydział Finansowy Uniwersytetu Stanu Pensylwania, gdzie w roku 1968 uzyskał tytuł magistra ekonomii. Jak twierdzą jego biografowie, to pod wpływem ojca podjął decyzję zrobienia kariery w handlu nieruchomościami, tyle że jego ambicje sięgały znacznie dalej. Po ukończeniu studiów Trump stał się częścią rodzinnego biznesu, tak zwanej Trump Organization. W roku 1971 przeprowadził się na Manhattan, gdzie poznał wielu bardzo wpływowych ludzi i rozpoczął swoją wielką, a jednocześnie mocno dyskusyjną karierę.
      Nie ma tu sposobu, by prześledzić historię kolejnych inwestycji w branży budowlanej, kolejnych kasyn, kolejnych sukcesów, kolejnych upadków, kolejnych wielkich wieżowców i architektonicznych kompleksów, niezmiennie sygnowanych nazwiskiem Trump. Poza tym, gdyby nawet udało się nam te wyliczenia tu przeprowadzić, przy wszystkich wspomnianych wcześniej kontrowersjach, w pewnym momencie i tak musielibyśmy dojść do wniosku, że tak naprawdę my nie wiemy na temat tego człowieka i jego sukcesu nic, bo to co mamy w ręku, to wyłącznie to, co on nam o sobie powiedział.
       Nie jest jednak też tak, że nie wiemy o nim nic. Oto przełom lat 80 I 90 ubiegłego wieku, które, gdy chodzi o podjęte przez Trumpa inwestycje, zarówno w skali osobistej, jak i biznesowej, doprowadziły go do długów, których on w pewnym momencie opanować nie był w stanie. Niemal wszystko, czego dowiadywaliśmy się na temat Trumpa w latach 90, związane było albo z jego kłopotami finansowymi, albo sprawami sądowymi, albo oczywiście z pozamałżeńskimi romansami oraz przeprowadzonym z wielkim hukiem rozwodem.
       W roku 1989, dzięki szczególnie nieudanym decyzjom biznesowym, Trump znalazł się w sytuacji, gdzie nie był już w stanie spłacać zaciągniętych długów. Sfinansowawszy budowę swojego trzeciego kasyna, wartego miliard dolarów Taj Mahal, mimo że udało mu się uzyskać dodatkowe kredyty, oraz podpisać szereg ugód z bankami, rok 1991 doprowadził Trumpa niemal na skraj bankructwa. Wierzyciele Trumpa stracili setki milionów dolarów, jednak w obawie przed wieloletnimi procesami sądowymi, zgodzili się na restrukturyzacje jego długu.
       Wart przypomnienia byłby może przypadek pewnego analityka z firmy Janney Montgomery Scott, który w marcu roku 1990 ocenił, że wspomniany wcześniej Taj Mahal upadnie przed końcem roku. Trump zagroził firmie procesem sądowym, żądając by analityk albo wycofał swoją opinię, albo został zwolniony z firmy. Ponieważ analityk odmówił przeprosin, stracił pracę, a w listopadzie 1990 roku Taj Mahal ogłosiło upadłość. Analityk oczywiście zażądał odszkodowania w wysokości 2 milionów dolarów, które otrzymał wraz z opinią, że jego ocena była w stu procentach dokładna. Tego typu spraw było w tamtych latach tak dużo, że w pewnym momencie nazwisko Donalda Trumpa w kulturze popularnej w Stanach Zjednoczonych stało się pierwszym przedmiotem kpin, jako symbolizujące najgorszy typ ekstrawagancji, rozbuchanego ego i chciwości.
       Wspomnieliśmy już tu o tym, jak Donald Trump zaznacza teren pozostawiając gdzie tylko może swoje nazwisko. Rzućmy może okiem na wszelkie możliwe marki niezwiązane bezpośrednio z jego działalnością na rynku nieruchomości, a oznaczone tym nazwiskiem. Oto lista, która robi wrażenie:  hipoteczna firma Trump Financial, szkoła biznesu The Trump Entrepreneur Initiative, sieć restauracji pod wspólną nazwą Trump Restaurants ulokowanych w Trump Tower i składających się z Trump Buffet, Trump Catering, Trump Ice Cream Parlor, oraz Trump Bar, internetowe biuro podróży GoTrump, ubrania i akcesoria dla mężczyzn pod nazwą Donald J. Trump Signature Collection, perfumy Donald Trump The Fragrance, Trump Magazine, Trump Golf, Trump Chocolate, meble Trump Home, telewizyjna firma producencka Trump Productions, Trump Institute, gra planszowa Trump The Game, kolejna gra symulacyjna Donald Trump's Real Estate Tycoon, wydawnictwo księgarskie Trump Books,Trump Model ManagementTrump ShuttleTrump IceTrump Mortgage, Trump Vodka, a nawet zwykłe steki oznaczone oczywiście nazwą Trump Steaks.
       I oczywiście w normalnej sytuacji, w obliczu owej listy, można by było jedynie schylić czoło w podziwie i szacunku dla biznesowego geniuszu tego człowieka, rzecz jednak w tym, że przedstawiony w roku 2011 raport finansowy magazynu „Forbes” oszacował wartość owej marki na zaledwie 200 milionów dolarów. Trump oczywiście natychmiast oprotestował owe dane, twierdząc, że nie ma mowy o żadnych 200 milionach, ale o 3 miliardach, jednak bez praktycznego efektu. Wedle danych przedstawionych przez „Forbesa” zresztą, ogólna finansowa pozycja Trumpa związana z jego główną działalnością, nie robi aż tak wielkiego wrażenia, jakby się mogło wydawać. Wielu deweloperów płaci Trumpowi za promowanie ich własności swoim nazwiskiem i za zgodę na bycie twarzą prowadzonych przez nich projektów, jednak w rzeczywistości Donald Trump nie jest nawet współwłaścicielem budynków, które noszą jego imię. A według danych przedstawionych przez Forbesa, ta część jego imperium, tak naprawdę zarządzana już niemal wyłącznie przez jego dzieci, stanowi największą wartość z całego jego majątku, i jest oceniana na 562 miliony dolarów.
       Jak na dziś, cały majątek Trumpa szacuje się wprawdzie na 3,2 mld dolarów, jednak już w roku 2005 dziennikarz z New York Timesa  Timothy L. O'Brien zakwestionował podawane oficjalnie dane. Zacytował on zresztą redaktora naczelnego Forbesa, kiedy ten przyznał, że „redakcja z wielką starannością próbowała ustalić faktyczny poziom stanu posiadania Trumpa, jednak wszelkie uzyskiwane przez nią dane były natychmiast kwestionowane przez niego samego, który zapewniał, że podawane przez nich liczby są wielokrotnie zaniżone”. W efekcie, podczas gdy sam „Forbes” ostatecznie zdecydował się na podanie sumy 2,6 mld dolarów, O’Brien odwołując się do opinii bliskiego partnera biznesowego Trumpa, podaje zaledwie sumę pomiędzy $150, a 250 milionami dolarów.
       Oczywiście, po tym jak O’Brien opublikował swoje wnioski, Trump skierował sprawę do sądu, jednak pozew został odrzucony, a przy okazji ujawniony został fakt, że w roku 2005 Deutche Bank, któremu swego czasu Trump był winien pieniądze, oceniał jego majątek na 788 mln dolarów.
       Dziś, wedle przedstawianych przez siebie szacunków, Donald Trump posiada majątek w wysokości niemal 10 mld dolarów, według danych magazynu „Forbes”, znajduje się on na 391 miejscu z majątkiem 4 mld dolarów, wedle ocen niezależnych komentatorów, tak naprawdę nie ma on nic, poza nieustannymi występami telewizyjnymi, organizowanymi przez siebie walkami bokserskimi, lub turniejami wrestlingu i możliwie najbardziej intensywnym robieniem wokół siebie medialnego szumu, a ostatnio wręcz desperackiej próbie objęcia urzędu prezydenta USA.
       Wydaje się, że bardzo dobrym podsumowaniem tych naszych refleksji na temat owej niezwykłej kariery będzie wspomnienie pewnej książki wydanej wspólnie przez Donalda Trumpa oraz człowieka nazwiskiem Robert Kiyosaki, zatytułowanej „Dlaczego chcemy, żebyś był bogaty”. Popatrzmy przez chwilę na owego Kiyosaki. Kim jest ów człowiek? Oficjalnie przedstawiany, jako amerykański inwestor, przedsiębiorca, autor książek, motywacyjny speaker, finansowy komentator, oraz autor audycji radiowych, jeśli jednak przeanalizujemy całość jego dokonań, pozostaje nam wyłącznie informacja, że w latach 1970-tych i 80-tych brał Kiyosaki udział w kilku przedsięwzięciach biznesowych (w tym takim jak nylonowe portfele na rzepy), które upadły, czyniąc z niego w połowie lat 1980-tych praktycznego bankruta. W tym też czasie zaangażował się on w wielopoziomowy system marketingowy, znany i u nas w Polsce, jako Amway, i zaczął zabiegać o znajomości u jego najwyżej umieszczonych przedstawicieli. W roku 1985 Kiyosaki założył firmę Cashflow Technologies, nastawioną na sprzedaż serii książek i innych materiałów szkoleniowych, co zostało uwieńczone wydaniem jego najbardziej znanej pracy zatytułowanej „Bogaty ojciec, biedny ojciec”.
       W połowie lat 1990-tych Kiyosaki miał więc już swoją książkę, która zaczęła natychmiast krążyć wśród członków organizacji Amway-Quixtar, skąd osoby wyżej usadowione w piramidzie polecały ją dalej łańcuszkiem. Kiyosaki zaprezentował te liczby „sprzedaży” większym domom książki i zanim się spostrzegliśmy, „Bogaty ojciec” znalazł się na wszystkich półkach, również u nas w Polsce, zapoczątkowując cały szereg podobnie skonstruowanych poradników dla inspirujących biznesmenów, gier planszowych itd.
      Co to za dzieło? Filozofia Kiyosaki’ego głównie kręci się wokół generowania pasywnych dochodów poprzez serię kolejnych inwestycji, tak długo aż ów pasywny dochód pozwoli nam zarobić na nasze utrzymanie. Krótko mówiąc, zdaniem Kiyosakiego, powinniśmy wyszukiwać takie oferty inwestycyjne, które będą wytwarzać dla nas bezpośredni dochód. Kiyosaki uważa, że taka dźwignia finansowa stanowi metodę najbardziej podstawową, przy tym pomija rolę wykształcenia, twierdząc, iż formalna edukacja przeznaczona jest głównie dla tych, którzy chcą być pracownikami i robotnikami zatrudnianymi przez pracujących na własny rachunek, czyli ludźmi, określanymi przezeń jako tymi, którzy nigdy nie będą „bogaci”.
       Często przedstawia swą filozofię w postaci schematu, dzieląc ludzi na cztery grupy:
- pracownicy i robotnicy – osoby pracujące na rzecz kogoś innego;
- pracujący na własny rachunek – tak zwani samozatrudnieni;
- właściciele firm, posiadający „system” zdobywania pieniędzy;
- inwestorzy, którzy inwestują, by uzyskać większe zyski.
      Oczywiście, według tej filozofii pracownicy i pracujący na własny rachunek sukcesu nie odniosą nigdy.
      Na temat Kiyosakiego moglibyśmy rozmawiać znacznie dłużej, jednak wydaje się, że to co zostało przedstawione powyżej, wystarczy nam w pełni. Ale mamy tu jeszcze cel podstawowy. Oto ponieważ przedmiotem niniejszych refleksji jest Donald Trump – nieomal najbardziej znany biznesmen i przedsiębiorca współczesnego świata – wystarczy nam zadać już tylko jedno pytanie: Co ma wspólnego ktoś taki jak Trump z kimś takim jak Kiyosaki? Po tym wszystkim, co już to zostało powiedziane, możliwe, że pozostaje nam już tylko jedna odpowiedź: Amway. To jest ów punkt wspólny. Niewykluczone, że to jest zarówno początek, jak i koniec, nawet jeśli wyłącznie w sferze symbolu.
 
      Powyższy tekst pochodzi z mojej książki zatytułowanej „39 wypraw na dziewiąty krąg”. Do kupienia tu:  http://coryllus.pl/?wpsc-product=39-wypraw-na-dziewiaty-krag
 
 
 

 

POLECANE
Marco Rubio o Kanale Panamskim: USA podejmie działania Wiadomości
Marco Rubio o Kanale Panamskim: USA podejmie działania

Sekretarz stanu USA Marco Rubio przekazał w niedzielę prezydentowi Panamy Raulowi Mulino, że status quo w sprawie Kanału Panamskiego i wpływów Chin na tym obszarze jest nie do zaakceptowania. Mulino obiecał zakończenie udziału kraju w chińskim projekcie Pasa i Drogi, lecz wykluczył oddanie kontroli nad kanałem.

Doradca prezydenta Ukrainy skrytykował plan USA Wiadomości
Doradca prezydenta Ukrainy skrytykował plan USA

- Amerykańskie wezwanie do przeprowadzeniu wyborów w Ukrainie po uzgodnieniu zawieszenia broni w wojnie z Rosją wygląda na „nieudany plan”, jednak nie znamy jeszcze jego szczegółów – powiedział agencji Reutera, doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyr Łytwyn.

Policja wszczęła śledztwo ws. żony premiera Izraela. Jest komunikat prokuratury Wiadomości
Policja wszczęła śledztwo ws. żony premiera Izraela. Jest komunikat prokuratury

- Policja wszczęła śledztwo kryminalne przeciwko żonie izraelskiego premiera Sarze Netanjahu - potwierdziła w niedzielę prokuratura. W grudniu 2024 r. media poinformowały, że zleciła ona kampanię zastraszającą jednego ze świadków w procesie korupcyjnym jej męża.

Donald Trump o cłach: Nie będziemy już dłużej głupim krajem Wiadomości
Donald Trump o cłach: Nie będziemy już dłużej głupim krajem

Prezydent USA Donald Trump w swoich wpisach na platformie Truth Social skomentował m.in. cła nałożone w sobotę na Kanadę, Meksyk i Chiny. Nowe stawki mają wejść w życie od 4 lutego.

Premier Francji chce zaryzykować. Chodzi o ustawę budżetową Wiadomości
Premier Francji chce zaryzykować. Chodzi o ustawę budżetową

Premier Francji Francois Bayrou zapowiedział w rozmowie z dziennikiem "La Tribune Dimanche", że wprowadzi w życie ustawę budżetową oraz ustawę dot. pomocy społecznej bez głosowania parlamentu. Na taki ruch zezwala konstytucja, ale grozi to upadkiem rządu.

Wizyta Trumpa w Polsce. Nowe informacje Wiadomości
Wizyta Trumpa w Polsce. Nowe informacje

Szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek przekazał, że wizyty prezydenta USA Donalda Trumpa w Polsce należy spodziewać się w kwietniu.

Awantura na antenie TV Republika: Na jakiej podstawie nie uznajecie TK? gorące
Awantura na antenie TV Republika: "Na jakiej podstawie nie uznajecie TK?"

W programie TV Republika z udziałem europosła Patryka Jakiego i posła Michala Gramatyki odbyła się dyskusja na temat zatrzymania Zbigniewa Ziobro oraz wniosku "komisji ds. Pegasusa" ws. 30-dniowego aresztu dla byłego ministra sprawiedliwości. - Jaka jest konkretnie podstawa prawna, że nie uznajecie wyroków TK? - zapytał się europoseł Patryk Jaki.

Dramat na granicy, nie żyje żołnierz. Jest komunikat Wiadomości
Dramat na granicy, nie żyje żołnierz. Jest komunikat

Jak poinformowało w niedzielę Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, nie żyje żołnierz pełniący służbę przy granicy polsko-białoruskiej. Okoliczności śmierci pod nadzorem prokuratury zbada Żandarmeria Wojskowa.

Szef IBRiS do rządzących: To ostatni dzwonek. Jeśli nie, Polacy poszukają kogoś innego gorące
Szef IBRiS do rządzących: "To ostatni dzwonek. Jeśli nie, Polacy poszukają kogoś innego"

Szef IBRiS Marcin Duma w swoim przesłaniu do rządzących ostrzegł ich przed brakiem realizacji obietnic wyborczych. Wskazał, że Polacy przy okazji następnych wyborów mogą udzielić poparcia innym ugrupowaniom.

Burza w Bundestagu. Niemieccy politycy pokłócili się o imigrantów tylko u nas
Burza w Bundestagu. Niemieccy politycy pokłócili się o imigrantów

Na trzy tygodnie przed wyborami do Bundestagu Niemcy utknęły w sporze o politykę migracyjną. W piątek, podczas debaty nad projektem ustawy CDU/CSU, Friedrich Merz wytoczył ciężkie działa przeciwko SPD i Zielonym mówiąc o m.in. „zbiorowych gwałtach i przestępstwach” popełnianych przez ludzi, którzy na dobrą sprawę już dawno nie powinni być w kraju.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Andrzej Duda vs. Donald Trump - walkower 3:0

Jak to się stało, że niemal o żadnym z wielkich przedsiębiorców, ludzi sportu, kultury, czy rozrywki nie możemy przeczytać tak dużo, jak o nim, o Donaldzie Trumpie? Czy on się jakoś dla świata zasłużył? Ależ skąd? Czy zrobił coś poza zdobywaniem pieniędzy – swoją drogą, jak się okazuje, wcale nie tak wielkich? Czy jest coś, co go wyróżnia na tle jego kolegów miliarderów? Nie bardzo. A może ma wybitnie piękną żonę, lub sam jest wyjątkowo miłym człowiekiem? Ależ skąd. Jakby wręcz przeciwnie.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Andrzej Duda vs. Donald Trump - walkower 3:0
/ screen YouTube
      Poniższy tekst pisałem jeszcze w zeszłym roku i przyznaję, że wówczas nie doceniłem poziomu zidiocenia Amerykanów, a już na pewno nie takiego, który będzie im kazał obstawiać Donalda Trumpa, jako kandydata na swojego prezydenta. Nie spodziewałem się też jednak i tego, że oni są tak głupi, by przeciwko Trumpowi wystawić kogoś tak beznadziejnego, jak Hillary Clinton. Krótko mówiąc, kiedy pisałem ten tekst, wydawało mi się, że cokolwiek by mówić o Amerykanach, gdy chodzi o wprowadzanie w życie tak zwanej demokracji, oni od siebie lepszych nie mają. Dziś Trump jest prezydentem Stanów Zjednoczonych, a ja już tylko sobie myślę, że ten świat upadł do tego stopnia, że nagle taki kraj jak Polska, w dodatku Polska po tak ciężkich przejściach, może Ameryce i światu służyć za przykład, jak się uprawia politykę na najwyższym poziomie, i gdzie prezydentami zostają najlepsi. Całe szczęście, że i tu i tam mamy ludzi autentycznych, odpornych na propagandę wciskaną im przez zły i zakłamany świat. Nawet wtedy, gdy wydawałoby się nie ma dobrego wyboru, oni znajdą sposób by się owemu światu postawić i to postawić skutecznie. Tymczasem my wznosimy okrzyk: Niech żyje Andrzej Duda!
 
      
      Gdybyśmy mieli przeanalizować listę, powiedzmy, pięciuset najbogatszych ludzi na świecie, oczywiście obecność na pierwszym miejscu Billa Gatesa by nas nie zaskoczyła. Wszyscy znamy Gatesa, wiemy, czym się zajmuje i czym się zasłużył dla niemal każdego z nas, gotowi jesteśmy uznać, że majątek, którym się szczyci jest jak najbardziej zasłużony, jednak jeśli już idzie o kolejne miejsca, sprawa bywa już nie tak oczywista, i to wcale niekoniecznie dlatego, że większość z tych osób, z naszego punktu widzenia, na ów awans nie zasługuje, ale przez to, że o istnieniu większości z nich nawet nie mamy pojęcia.
      Oto weźmy choćby opisywanego tu przez nas niedawno Slima, o którym wielu z nas nigdy nawet nie słyszało, a tym bardziej nie ma pojęcia, skąd on ma te swoje pieniądze, czy choćby nawet takiego Ortegę, którego osobistą sławę zdecydowanie wyprzedza sława jego produktu; popatrzmy na piątego na tej liście Larrego Ellisona, czy ósmego Sheldona Adelsona i na całą kupę innych kompletnie egzotycznie dla nas brzmiących nazwisk, obok których wyświetlają się te miliardy. A mimo to musimy przyznać, że owszem, każdy z nich zarobił te pieniądze, a niekiedy, nie dość że je zarobił, to przy okazji coś nam z tego dał, nawet jeśli jest to tylko kanapka z kurczakiem.
         I oto nagle trafiamy na nazwisko znane nam niemal tak dobrze, jak nazwisko owego Gatesa, tyle że okazuje się, że jego posiadacz okupuje na owej liście miejsce gdzieś w okolicach górnych setek, a co ciekawsze tak naprawdę nigdy nie wspiął się o wiele wyżej. No i powstaje pytanie, jak to się stało, że my musimy o nim wciąż słyszeć? Jak to się stało, że niemal o żadnym z wielkich przedsiębiorców, ludzi sportu, kultury, czy rozrywki nie możemy przeczytać tak dużo, jak o nim, o Donaldzie Trumpie? Czy on się jakoś dla świata zasłużył? Ależ skąd? Czy zrobił coś poza zdobywaniem pieniędzy – swoją drogą, jak się okazuje, wcale nie tak wielkich? Czy jest coś, co go wyróżnia na tle jego kolegów miliarderów? Nie bardzo. A może ma wybitnie piękną żonę, lub sam jest wyjątkowo miłym człowiekiem? Ależ skąd. Jakby wręcz przeciwnie. Donald Trump to człowiek, który z zasady nigdy nikomu nie podaje ręki. W obawie przed zakażeniem. Oto więc przed nami Donald Trump. Przyjrzyjmy się, kto to taki.
       Jednak zanim to zrobimy, rzućmy okiem na jeden z odcinków słynnego brytyjskiego serialu komediowego z niejakim Ali G w roli głównej. Gdyby ktoś nie wiedział, w czym rzecz, powiem krótko, że Ali G to fikcyjna postać – karykaturalnie bezczelny idiota – odgrywana przez popularnego żydowskiego aktora o nazwisku Sasha Baron Cohen, który przeprowadza bardzo prowokacyjne wywiady z gwiazdami światowej polityki, biznesu i estrady. Tu mam na myśli odcinek, gdy ów Ali G. spotyka się z Donaldem Trumpem i próbuje przekonać go, by wszedł z nim w interes polegający na produkcji specjalnych rękawiczek do jedzenia lodów, dzięki którym lody nie będą kleiły się do palców. Mimo że sam ów skecz jest zabawny sam w sobie, to jednak, co w nim jest zabawne najbardziej, a jednocześnie wstrząsające, to fakt, że Trump – wbrew najbardziej oczywistym wskazówkom – bierze tę prowokację serio i ani mu nie przychodzi do głowy, że skoro ktoś był w stanie do niego dotrzeć z czymś takim, to za tym musi się kryć coś więcej, niż czyjaś głupota. On jest autentycznie przekonany, że ma do czynienia ze szczerym idiotą i to jest naprawdę śmieszne, zwłaszcza w wykonaniu człowieka, który sam przez wiele lat był telewizyjną gwiazdą, więc wydawałoby się, że powinien wiedzieć, jak ten interes potrafi wyglądać.
       Donald John Trump urodził się w roku 1946 w nowojorskim Queens, jako czwarte z pięciu dzieci Fredericka i Mary MacLeod. Fred Trump prowadził firmę budowlaną, a przy okazji trudnił się deweloperką, specjalizując się w mieszkaniach przeznaczonych dla średniozamożnych mieszkańców Queens, Staten Island i Brooklynu. Mimo że Donald Trump był pełnym energii, inteligentnym dzieckiem, można się spotkać z opinią, że swoją dzisiejszą karierę zawdzięcza wyłącznie majątkowi i kontaktom ojca, dużego biznesmena, którego interesy w latach 50-tych i 60-tych tworzyły prawdziwe imperium. Podobnie, powtarza się opinia, że to właśnie dzięki majątkowi i kontaktom ojca, dzięki jego wsparciu i pieniądzom pożyczonym od rodziny, banki nie zniszczyły Donalda przy okazji jego kolejnych, zaskakująco licznych bankructw.
        No ale zanim do tego dojdziemy, powtórzmy: dzieckiem Donald Trump był bardzo zdolnym i ambitnym, więc rodzice w wieku 13 lat wysłali go do Akademii Wojskowej w Nowym Jorku, licząc na to, że wojskowy reżim pozwoli mu zachować odpowiednią dyscyplinę. Trump w Akademii uzyskał najlepsze wyniki, zarówno w wymiarze akademickim, jak i towarzyskim, i to do tego stopnia, że kiedy w roku 1964 otrzymywał dyplom, został wyróżniony nie tylko jako najwybitniejszy student, ale i wybitny sportowiec. 
      Podczas letnich wakacji, Trump pracował na budowach prowadzonych przez firmę ojca, a kiedy ukończył liceum, wstąpił najpierw na Uniwersytet Fordham, a następnie na Wydział Finansowy Uniwersytetu Stanu Pensylwania, gdzie w roku 1968 uzyskał tytuł magistra ekonomii. Jak twierdzą jego biografowie, to pod wpływem ojca podjął decyzję zrobienia kariery w handlu nieruchomościami, tyle że jego ambicje sięgały znacznie dalej. Po ukończeniu studiów Trump stał się częścią rodzinnego biznesu, tak zwanej Trump Organization. W roku 1971 przeprowadził się na Manhattan, gdzie poznał wielu bardzo wpływowych ludzi i rozpoczął swoją wielką, a jednocześnie mocno dyskusyjną karierę.
      Nie ma tu sposobu, by prześledzić historię kolejnych inwestycji w branży budowlanej, kolejnych kasyn, kolejnych sukcesów, kolejnych upadków, kolejnych wielkich wieżowców i architektonicznych kompleksów, niezmiennie sygnowanych nazwiskiem Trump. Poza tym, gdyby nawet udało się nam te wyliczenia tu przeprowadzić, przy wszystkich wspomnianych wcześniej kontrowersjach, w pewnym momencie i tak musielibyśmy dojść do wniosku, że tak naprawdę my nie wiemy na temat tego człowieka i jego sukcesu nic, bo to co mamy w ręku, to wyłącznie to, co on nam o sobie powiedział.
       Nie jest jednak też tak, że nie wiemy o nim nic. Oto przełom lat 80 I 90 ubiegłego wieku, które, gdy chodzi o podjęte przez Trumpa inwestycje, zarówno w skali osobistej, jak i biznesowej, doprowadziły go do długów, których on w pewnym momencie opanować nie był w stanie. Niemal wszystko, czego dowiadywaliśmy się na temat Trumpa w latach 90, związane było albo z jego kłopotami finansowymi, albo sprawami sądowymi, albo oczywiście z pozamałżeńskimi romansami oraz przeprowadzonym z wielkim hukiem rozwodem.
       W roku 1989, dzięki szczególnie nieudanym decyzjom biznesowym, Trump znalazł się w sytuacji, gdzie nie był już w stanie spłacać zaciągniętych długów. Sfinansowawszy budowę swojego trzeciego kasyna, wartego miliard dolarów Taj Mahal, mimo że udało mu się uzyskać dodatkowe kredyty, oraz podpisać szereg ugód z bankami, rok 1991 doprowadził Trumpa niemal na skraj bankructwa. Wierzyciele Trumpa stracili setki milionów dolarów, jednak w obawie przed wieloletnimi procesami sądowymi, zgodzili się na restrukturyzacje jego długu.
       Wart przypomnienia byłby może przypadek pewnego analityka z firmy Janney Montgomery Scott, który w marcu roku 1990 ocenił, że wspomniany wcześniej Taj Mahal upadnie przed końcem roku. Trump zagroził firmie procesem sądowym, żądając by analityk albo wycofał swoją opinię, albo został zwolniony z firmy. Ponieważ analityk odmówił przeprosin, stracił pracę, a w listopadzie 1990 roku Taj Mahal ogłosiło upadłość. Analityk oczywiście zażądał odszkodowania w wysokości 2 milionów dolarów, które otrzymał wraz z opinią, że jego ocena była w stu procentach dokładna. Tego typu spraw było w tamtych latach tak dużo, że w pewnym momencie nazwisko Donalda Trumpa w kulturze popularnej w Stanach Zjednoczonych stało się pierwszym przedmiotem kpin, jako symbolizujące najgorszy typ ekstrawagancji, rozbuchanego ego i chciwości.
       Wspomnieliśmy już tu o tym, jak Donald Trump zaznacza teren pozostawiając gdzie tylko może swoje nazwisko. Rzućmy może okiem na wszelkie możliwe marki niezwiązane bezpośrednio z jego działalnością na rynku nieruchomości, a oznaczone tym nazwiskiem. Oto lista, która robi wrażenie:  hipoteczna firma Trump Financial, szkoła biznesu The Trump Entrepreneur Initiative, sieć restauracji pod wspólną nazwą Trump Restaurants ulokowanych w Trump Tower i składających się z Trump Buffet, Trump Catering, Trump Ice Cream Parlor, oraz Trump Bar, internetowe biuro podróży GoTrump, ubrania i akcesoria dla mężczyzn pod nazwą Donald J. Trump Signature Collection, perfumy Donald Trump The Fragrance, Trump Magazine, Trump Golf, Trump Chocolate, meble Trump Home, telewizyjna firma producencka Trump Productions, Trump Institute, gra planszowa Trump The Game, kolejna gra symulacyjna Donald Trump's Real Estate Tycoon, wydawnictwo księgarskie Trump Books,Trump Model ManagementTrump ShuttleTrump IceTrump Mortgage, Trump Vodka, a nawet zwykłe steki oznaczone oczywiście nazwą Trump Steaks.
       I oczywiście w normalnej sytuacji, w obliczu owej listy, można by było jedynie schylić czoło w podziwie i szacunku dla biznesowego geniuszu tego człowieka, rzecz jednak w tym, że przedstawiony w roku 2011 raport finansowy magazynu „Forbes” oszacował wartość owej marki na zaledwie 200 milionów dolarów. Trump oczywiście natychmiast oprotestował owe dane, twierdząc, że nie ma mowy o żadnych 200 milionach, ale o 3 miliardach, jednak bez praktycznego efektu. Wedle danych przedstawionych przez „Forbesa” zresztą, ogólna finansowa pozycja Trumpa związana z jego główną działalnością, nie robi aż tak wielkiego wrażenia, jakby się mogło wydawać. Wielu deweloperów płaci Trumpowi za promowanie ich własności swoim nazwiskiem i za zgodę na bycie twarzą prowadzonych przez nich projektów, jednak w rzeczywistości Donald Trump nie jest nawet współwłaścicielem budynków, które noszą jego imię. A według danych przedstawionych przez Forbesa, ta część jego imperium, tak naprawdę zarządzana już niemal wyłącznie przez jego dzieci, stanowi największą wartość z całego jego majątku, i jest oceniana na 562 miliony dolarów.
       Jak na dziś, cały majątek Trumpa szacuje się wprawdzie na 3,2 mld dolarów, jednak już w roku 2005 dziennikarz z New York Timesa  Timothy L. O'Brien zakwestionował podawane oficjalnie dane. Zacytował on zresztą redaktora naczelnego Forbesa, kiedy ten przyznał, że „redakcja z wielką starannością próbowała ustalić faktyczny poziom stanu posiadania Trumpa, jednak wszelkie uzyskiwane przez nią dane były natychmiast kwestionowane przez niego samego, który zapewniał, że podawane przez nich liczby są wielokrotnie zaniżone”. W efekcie, podczas gdy sam „Forbes” ostatecznie zdecydował się na podanie sumy 2,6 mld dolarów, O’Brien odwołując się do opinii bliskiego partnera biznesowego Trumpa, podaje zaledwie sumę pomiędzy $150, a 250 milionami dolarów.
       Oczywiście, po tym jak O’Brien opublikował swoje wnioski, Trump skierował sprawę do sądu, jednak pozew został odrzucony, a przy okazji ujawniony został fakt, że w roku 2005 Deutche Bank, któremu swego czasu Trump był winien pieniądze, oceniał jego majątek na 788 mln dolarów.
       Dziś, wedle przedstawianych przez siebie szacunków, Donald Trump posiada majątek w wysokości niemal 10 mld dolarów, według danych magazynu „Forbes”, znajduje się on na 391 miejscu z majątkiem 4 mld dolarów, wedle ocen niezależnych komentatorów, tak naprawdę nie ma on nic, poza nieustannymi występami telewizyjnymi, organizowanymi przez siebie walkami bokserskimi, lub turniejami wrestlingu i możliwie najbardziej intensywnym robieniem wokół siebie medialnego szumu, a ostatnio wręcz desperackiej próbie objęcia urzędu prezydenta USA.
       Wydaje się, że bardzo dobrym podsumowaniem tych naszych refleksji na temat owej niezwykłej kariery będzie wspomnienie pewnej książki wydanej wspólnie przez Donalda Trumpa oraz człowieka nazwiskiem Robert Kiyosaki, zatytułowanej „Dlaczego chcemy, żebyś był bogaty”. Popatrzmy przez chwilę na owego Kiyosaki. Kim jest ów człowiek? Oficjalnie przedstawiany, jako amerykański inwestor, przedsiębiorca, autor książek, motywacyjny speaker, finansowy komentator, oraz autor audycji radiowych, jeśli jednak przeanalizujemy całość jego dokonań, pozostaje nam wyłącznie informacja, że w latach 1970-tych i 80-tych brał Kiyosaki udział w kilku przedsięwzięciach biznesowych (w tym takim jak nylonowe portfele na rzepy), które upadły, czyniąc z niego w połowie lat 1980-tych praktycznego bankruta. W tym też czasie zaangażował się on w wielopoziomowy system marketingowy, znany i u nas w Polsce, jako Amway, i zaczął zabiegać o znajomości u jego najwyżej umieszczonych przedstawicieli. W roku 1985 Kiyosaki założył firmę Cashflow Technologies, nastawioną na sprzedaż serii książek i innych materiałów szkoleniowych, co zostało uwieńczone wydaniem jego najbardziej znanej pracy zatytułowanej „Bogaty ojciec, biedny ojciec”.
       W połowie lat 1990-tych Kiyosaki miał więc już swoją książkę, która zaczęła natychmiast krążyć wśród członków organizacji Amway-Quixtar, skąd osoby wyżej usadowione w piramidzie polecały ją dalej łańcuszkiem. Kiyosaki zaprezentował te liczby „sprzedaży” większym domom książki i zanim się spostrzegliśmy, „Bogaty ojciec” znalazł się na wszystkich półkach, również u nas w Polsce, zapoczątkowując cały szereg podobnie skonstruowanych poradników dla inspirujących biznesmenów, gier planszowych itd.
      Co to za dzieło? Filozofia Kiyosaki’ego głównie kręci się wokół generowania pasywnych dochodów poprzez serię kolejnych inwestycji, tak długo aż ów pasywny dochód pozwoli nam zarobić na nasze utrzymanie. Krótko mówiąc, zdaniem Kiyosakiego, powinniśmy wyszukiwać takie oferty inwestycyjne, które będą wytwarzać dla nas bezpośredni dochód. Kiyosaki uważa, że taka dźwignia finansowa stanowi metodę najbardziej podstawową, przy tym pomija rolę wykształcenia, twierdząc, iż formalna edukacja przeznaczona jest głównie dla tych, którzy chcą być pracownikami i robotnikami zatrudnianymi przez pracujących na własny rachunek, czyli ludźmi, określanymi przezeń jako tymi, którzy nigdy nie będą „bogaci”.
       Często przedstawia swą filozofię w postaci schematu, dzieląc ludzi na cztery grupy:
- pracownicy i robotnicy – osoby pracujące na rzecz kogoś innego;
- pracujący na własny rachunek – tak zwani samozatrudnieni;
- właściciele firm, posiadający „system” zdobywania pieniędzy;
- inwestorzy, którzy inwestują, by uzyskać większe zyski.
      Oczywiście, według tej filozofii pracownicy i pracujący na własny rachunek sukcesu nie odniosą nigdy.
      Na temat Kiyosakiego moglibyśmy rozmawiać znacznie dłużej, jednak wydaje się, że to co zostało przedstawione powyżej, wystarczy nam w pełni. Ale mamy tu jeszcze cel podstawowy. Oto ponieważ przedmiotem niniejszych refleksji jest Donald Trump – nieomal najbardziej znany biznesmen i przedsiębiorca współczesnego świata – wystarczy nam zadać już tylko jedno pytanie: Co ma wspólnego ktoś taki jak Trump z kimś takim jak Kiyosaki? Po tym wszystkim, co już to zostało powiedziane, możliwe, że pozostaje nam już tylko jedna odpowiedź: Amway. To jest ów punkt wspólny. Niewykluczone, że to jest zarówno początek, jak i koniec, nawet jeśli wyłącznie w sferze symbolu.
 
      Powyższy tekst pochodzi z mojej książki zatytułowanej „39 wypraw na dziewiąty krąg”. Do kupienia tu:  http://coryllus.pl/?wpsc-product=39-wypraw-na-dziewiaty-krag
 
 
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe