Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Mel Gibson, czyli powrót do normalności

Parę dni temu mieliśmy światową, a przy okazji też i polską, premierę, najnowszego filmu Mela Gibsona o polskim tytule „Przełęcz ocalonych”. Jak już miałem okazję zauważyć gdzie indziej, film ów wyznacza jednocześnie wielki powrót Mela Gibsona, jak i potwierdza pozycję Hollywoodu, gdy chodzi o film, w takim sensie, w jakim on został oryginalnie umieszczony, a więc jako narzędzia państwowej propagandy, oraz, przy okazji, źródła najpiękniejszych emocji. Film „Przełęcz ocalonych” to dzieło kompletne, a jeśli ktoś mi powie, że nazbyt kiczowate, to ja ów kicz przyjmuję z pełnym tego dobrodziejstwa inwentarzem i proszę o więcej.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Mel Gibson, czyli powrót do normalności
/ plakat filmowy
Nie umiem powiedzieć, dlaczego, pamiętny do dziś, choć już sprzed 14 lat, film Randalla Wallace’a „Byliśmy żołnierzami”, jest wciąż powszechnie przypisywany Melowi Gibsonowi. Pierwszą przyczyną może być oczywiście to, że Gibson gra tam główną rolę, a jako że jest on jednocześnie jednym z najwybitniejszych reżyserów filmowych, filmy, w których występuje jako aktor, są niezmiennie kojarzone właśnie z nim – reżyserem. Drugi powód, który mnie akurat przekonuje mniej, ale brzmi ciekawie, to ewentualnie ten, że bohater najsłynniejszego obok „Pasji” filmu Gibsona, a mianowicie „Braveheart”, nosił nazwisko Wallace, przez co część widzów uznała, że Wallace to nie Wallace, lecz Gibson. Owo nieporozumienie, przyznam szczerze, miało taką moc, że zanim zabrałem się do pisania tej notki, również sądziłem, że „Byliśmy żołnierzami” to film Gibsona. O czym to świadczy? No, przede wszystkim o tym, że w większości jesteśmy kiepscy, no ale też i o tym, i tu akurat ma to znaczenie szczególne, że Mel Gibson to jest już symbol, jak nie przymierzając Clint Eastwood, czy Bond – James Bond.
      Do czego zmierzam? Otóż pamiętam film „Byliśmy żołnierzami”, ale też opublikowaną przed laty w tygodniku „Wprost” recenzję owego filmu, podpisaną nazwiskiem Wiesław Kot, z której, mówiąc bardzo krótko, dowiedzieliśmy się, że film „Byliśmy żołnierzami” opisuje bezsens wojny, pokazując z jednej strony ginących na wojnie żołnierzy, a z drugiej ich najbardziej podłych dowódców, oraz pozostawione w domu i zapijające się na śmierć żony. To co na mnie już wówczas zrobiło takie wrażenie, że do dziś nie jestem w stanie zapomnieć nazwiska owego Kota, to fakt, że – i potwierdzi to każdy, kto ów film oglądał – dowódcy są pokazani na filmie jako tacy sami patrioci, jak sami żołnierze, kobiety czekające na powrót swoich mężów, jeśli piją, to wyłącznie wodę, by im z żalu i tęsknoty nie zaschło w gardle, a sam film nie jest w żaden sposób antywojenny. Numer z dowódcami – idiotami, oraz z żonami – alkoholiczkami Kot sobie, nie wiedzieć w jaki sposób, wymyślił, no a ja, jak mówię, wciąż nie mogę jego nazwiska wyrzucić z pamięci.
     Rzecz natomiast polega na tym, że, pomijając parę wyjątków, kiedy to Hollywood decyduje się nakręcić film, gdzie nie rozprawia się na temat głębi ludzkiej duszy, lecz najzwyczajniej w świecie pokazuje walkę dobrego ze złem, a więc filmy o Ameryce i jej walce z tymi wszystkimi, którzy chcą ją pozbawić zasłużonej przez nią jak najbardziej pozycji, po stronie Ameryki złych nie ma nigdy. A już w filmach, przy których w jakikolwiek sposób pracował Mel Gibson, odstępów od tej reguły zwyczajnie nie tolerują. A zatem, wbrew temu, co się 14 lat temu we łbie uroiło filmowemu recenzentowi Kotowi, w filmie „Byliśmy żołnierzami”, jedyni źli, to Wietnamczycy, czyli wrogowie.
      Parę dni temu mieliśmy światową, a przy okazji też i polską, premierę, najnowszego filmu Mela Gibsona o polskim tytule „Przełęcz ocalonych”. Jak już miałem okazję zauważyć gdzie indziej, film ów wyznacza jednocześnie wielki powrót Mela Gibsona, jak i potwierdza pozycję Hollywoodu, gdy chodzi o film, w takim sensie, w jakim on został oryginalnie umieszczony, a więc jako narzędzia państwowej propagandy, oraz, przy okazji, źródła najpiękniejszych emocji. Film „Przełęcz ocalonych” to dzieło kompletne, a jeśli ktoś mi powie, że nazbyt kiczowate, to ja ów kicz przyjmuję z pełnym tego dobrodziejstwa inwentarzem i proszę o więcej. Jeśli ktoś mi powie, że Gibson niepotrzebnie epatuje okrucieństwem, to ja już naprawdę nie mam innego wyjścia, jak ich wszystkich odesłać do ich zapewne ulubionej produkcji, czyli „Gry o tron”.
      Ale nie o to chodzi. Dzisiejszy tekst dotyczy wyłącznie owej, wspomnianej wcześniej, propagandy państwowej, a film Mela Gibsona – pomijając wszystko inne – realizuje ją w sposób absolutnie wyjątkowy. A w tej sytuacji, zwłaszcza gdy prezydentura Donalda Trumpa staje się nadzwyczaj realna, wszystko wskazuje na to, że już wiosną przyszłego roku, to właśnie film Gibsona, mimo jego trudnej akurat historii, zdobędzie wszystkie możliwe Oscary.
      Zachęcam wszystkich do poświęcenia tych dwudziestu paru złotych i obejrzenia najnowszego filmu Mela Gibsona z otwartym sercem, bez uprzedzeń i zapominając o tych wszystkich głupich przesądach. To jest film wielki, wspaniale zagrany, poruszający i, co dla nas tu istotne, moralnie bez zarzutu. Ale przy okazji proszę o to byście, kiedy już będziecie tam na miejscu, zwrócili uwagę na wątek ojca Dossa, tego zapijaczonego chama. Nawet on, w ostatecznym rozrachunku, jest tam bohaterem pozytywnym. Dlaczego? Bo wbrew wszystkiemu, przy całym swoim upadku, pozostaje uczciwym Amerykaninem i patriotą. Oczywiście, pierwszy dowódca Dossa - bardzo głębokie nawiązanie do sierżanta z „Full Metal Jacket” Kubricka - pod koniec w sposób całkowicie naturalny staje się jeszcze jednym wspaniałym amerykańskim bohaterem, i to oczywiście robi wrażenie, ja jednak zachęcam do przyjrzenia się ojcu, temu biednemu pijakowi. I do refleksji. A zapewniam, że jest o czym myśleć.
 
Moje książki, jak zawsze, są do nabycia w księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Zapraszam.
 

 

POLECANE
Nieoczekiwany finał domowej imprezy w Niemczech Wiadomości
Nieoczekiwany finał domowej imprezy w Niemczech

Noc z piątku na sobotę w Bremie przyniosła niespodziewany chaos na domowej imprezie, którą organizowała 17-latka. Planowane małe przyjęcie wymknęło się spod kontroli, gdy liczba gości szybko przekroczyła 200 osób.

Kradzież w Luwrze. Są nowe informacje z ostatniej chwili
Kradzież w Luwrze. Są nowe informacje

W związku z kradzieżą historycznych klejnotów w Luwrze poszukiwane są cztery osoby; sprawcy byli zamaskowani i zbiegli na skuterach - poinformowała w niedzielę prokurator Paryża Laure Beccuau.

Prawie pół wieku temu zadebiutował serial, który poruszył Polaków Wiadomości
Prawie pół wieku temu zadebiutował serial, który poruszył Polaków

16 października 1977 roku w telewizji pojawił się pierwszy odcinek serialu „Polskie drogi”. Dla wielu widzów to jedna z najlepszych polskich produkcji o czasach II wojny światowej.

Tragiczny wypadek w Poznaniu. Nie żyje 35-letnia kobieta Wiadomości
Tragiczny wypadek w Poznaniu. Nie żyje 35-letnia kobieta

Tragiczne wieści z Poznania. W nocy z soboty na niedzielę (z 18 na 19 października) na ulicy Grunwaldzkiej doszło do tragicznego wypadku.

Australia bije rekordy upałów. Meteorolodzy ostrzegają Wiadomości
Australia bije rekordy upałów. Meteorolodzy ostrzegają

Na zachodzie Australii odnotowano w sobotę najwyższe październikowe temperatury w historii pomiarów w kraju - przekazało australijskie biuro meteorologiczne. Stacja Nine News ostrzegła, że również mieszkańcy wschodniej Australii mogą się w nadchodzącym tygodniu mierzyć z rekordowymi upałami.

Sikorski uratuje rząd Tuska? Polacy odpowiedzieli Wiadomości
Sikorski uratuje rząd Tuska? Polacy odpowiedzieli

Wśród wyborców narasta zmęczenie rządami Donalda Tuska, ale pomysł zastąpienia go Radosławem Sikorskim również nie budzi entuzjazmu. Jak wynika z sondażu SW Research dla portalu rp.pl, większość Polaków nie wierzy, że taka zmiana pomogłaby koalicji utrzymać władzę.

Kamil Stoch pożegnał się ze skocznią w wielkim stylu. Polacy błysnęli w Hinzenbach z ostatniej chwili
Kamil Stoch pożegnał się ze skocznią w wielkim stylu. Polacy błysnęli w Hinzenbach

Kamil Stoch w efektowny sposób zakończył swój występ w Hinzenbach, osiągając 93 metry w drugiej serii. Polacy pokazali dobrą formę w przedostatnim weekendzie Letniego Grand Prix. Nasz trzykrotny mistrz olimpijski już wcześniej zapowiedział, że po sezonie 2025/2026 zakończy sportową karierę.

Nowy sondaż: Czy Polacy wierzą w zwycięstwo Ukrainy nad Rosją? Wiadomości
Nowy sondaż: Czy Polacy wierzą w zwycięstwo Ukrainy nad Rosją?

Najświeższe badanie United Surveys dla Wirtualnej Polski pokazuje, że większość Polaków nie wierzy w zwycięstwo Ukrainy w wojnie z Rosją. Optymizm w tej sprawie częściej deklarują wyborcy partii rządzących niż opozycji.

Szczęsny zniknął przed meczem. Kibice nie wiedzieli, co się dzieje Wiadomości
Szczęsny zniknął przed meczem. Kibice nie wiedzieli, co się dzieje

FC Barcelona pokonała Gironę 2:1, a Wojciech Szczęsny ponownie był jednym z bohaterów spotkania. Polak zagrał pełne 90 minut i zebrał świetne recenzje - wielu ekspertów podkreślało, że to właśnie on uratował drużynie punkty. Jednak jeszcze przed pierwszym gwizdkiem bramkarz przyprawił kibiców o spory niepokój.

Prognoza pogody. IMGW wydał nowy komunikat Wiadomości
Prognoza pogody. IMGW wydał nowy komunikat

W poniedziałkową noc i poranek prognozuje się we wschodniej połowie kraju mgły ograniczające widzialność do 200 m, które lokalnie mogą zamarzać, powodując śliskość na drogach - powiedziała PAP synoptyczka IMGW Dorota Pacocha. W związku z tym zostały wydane ostrzeżenia I stopnia.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Mel Gibson, czyli powrót do normalności

Parę dni temu mieliśmy światową, a przy okazji też i polską, premierę, najnowszego filmu Mela Gibsona o polskim tytule „Przełęcz ocalonych”. Jak już miałem okazję zauważyć gdzie indziej, film ów wyznacza jednocześnie wielki powrót Mela Gibsona, jak i potwierdza pozycję Hollywoodu, gdy chodzi o film, w takim sensie, w jakim on został oryginalnie umieszczony, a więc jako narzędzia państwowej propagandy, oraz, przy okazji, źródła najpiękniejszych emocji. Film „Przełęcz ocalonych” to dzieło kompletne, a jeśli ktoś mi powie, że nazbyt kiczowate, to ja ów kicz przyjmuję z pełnym tego dobrodziejstwa inwentarzem i proszę o więcej.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Mel Gibson, czyli powrót do normalności
/ plakat filmowy
Nie umiem powiedzieć, dlaczego, pamiętny do dziś, choć już sprzed 14 lat, film Randalla Wallace’a „Byliśmy żołnierzami”, jest wciąż powszechnie przypisywany Melowi Gibsonowi. Pierwszą przyczyną może być oczywiście to, że Gibson gra tam główną rolę, a jako że jest on jednocześnie jednym z najwybitniejszych reżyserów filmowych, filmy, w których występuje jako aktor, są niezmiennie kojarzone właśnie z nim – reżyserem. Drugi powód, który mnie akurat przekonuje mniej, ale brzmi ciekawie, to ewentualnie ten, że bohater najsłynniejszego obok „Pasji” filmu Gibsona, a mianowicie „Braveheart”, nosił nazwisko Wallace, przez co część widzów uznała, że Wallace to nie Wallace, lecz Gibson. Owo nieporozumienie, przyznam szczerze, miało taką moc, że zanim zabrałem się do pisania tej notki, również sądziłem, że „Byliśmy żołnierzami” to film Gibsona. O czym to świadczy? No, przede wszystkim o tym, że w większości jesteśmy kiepscy, no ale też i o tym, i tu akurat ma to znaczenie szczególne, że Mel Gibson to jest już symbol, jak nie przymierzając Clint Eastwood, czy Bond – James Bond.
      Do czego zmierzam? Otóż pamiętam film „Byliśmy żołnierzami”, ale też opublikowaną przed laty w tygodniku „Wprost” recenzję owego filmu, podpisaną nazwiskiem Wiesław Kot, z której, mówiąc bardzo krótko, dowiedzieliśmy się, że film „Byliśmy żołnierzami” opisuje bezsens wojny, pokazując z jednej strony ginących na wojnie żołnierzy, a z drugiej ich najbardziej podłych dowódców, oraz pozostawione w domu i zapijające się na śmierć żony. To co na mnie już wówczas zrobiło takie wrażenie, że do dziś nie jestem w stanie zapomnieć nazwiska owego Kota, to fakt, że – i potwierdzi to każdy, kto ów film oglądał – dowódcy są pokazani na filmie jako tacy sami patrioci, jak sami żołnierze, kobiety czekające na powrót swoich mężów, jeśli piją, to wyłącznie wodę, by im z żalu i tęsknoty nie zaschło w gardle, a sam film nie jest w żaden sposób antywojenny. Numer z dowódcami – idiotami, oraz z żonami – alkoholiczkami Kot sobie, nie wiedzieć w jaki sposób, wymyślił, no a ja, jak mówię, wciąż nie mogę jego nazwiska wyrzucić z pamięci.
     Rzecz natomiast polega na tym, że, pomijając parę wyjątków, kiedy to Hollywood decyduje się nakręcić film, gdzie nie rozprawia się na temat głębi ludzkiej duszy, lecz najzwyczajniej w świecie pokazuje walkę dobrego ze złem, a więc filmy o Ameryce i jej walce z tymi wszystkimi, którzy chcą ją pozbawić zasłużonej przez nią jak najbardziej pozycji, po stronie Ameryki złych nie ma nigdy. A już w filmach, przy których w jakikolwiek sposób pracował Mel Gibson, odstępów od tej reguły zwyczajnie nie tolerują. A zatem, wbrew temu, co się 14 lat temu we łbie uroiło filmowemu recenzentowi Kotowi, w filmie „Byliśmy żołnierzami”, jedyni źli, to Wietnamczycy, czyli wrogowie.
      Parę dni temu mieliśmy światową, a przy okazji też i polską, premierę, najnowszego filmu Mela Gibsona o polskim tytule „Przełęcz ocalonych”. Jak już miałem okazję zauważyć gdzie indziej, film ów wyznacza jednocześnie wielki powrót Mela Gibsona, jak i potwierdza pozycję Hollywoodu, gdy chodzi o film, w takim sensie, w jakim on został oryginalnie umieszczony, a więc jako narzędzia państwowej propagandy, oraz, przy okazji, źródła najpiękniejszych emocji. Film „Przełęcz ocalonych” to dzieło kompletne, a jeśli ktoś mi powie, że nazbyt kiczowate, to ja ów kicz przyjmuję z pełnym tego dobrodziejstwa inwentarzem i proszę o więcej. Jeśli ktoś mi powie, że Gibson niepotrzebnie epatuje okrucieństwem, to ja już naprawdę nie mam innego wyjścia, jak ich wszystkich odesłać do ich zapewne ulubionej produkcji, czyli „Gry o tron”.
      Ale nie o to chodzi. Dzisiejszy tekst dotyczy wyłącznie owej, wspomnianej wcześniej, propagandy państwowej, a film Mela Gibsona – pomijając wszystko inne – realizuje ją w sposób absolutnie wyjątkowy. A w tej sytuacji, zwłaszcza gdy prezydentura Donalda Trumpa staje się nadzwyczaj realna, wszystko wskazuje na to, że już wiosną przyszłego roku, to właśnie film Gibsona, mimo jego trudnej akurat historii, zdobędzie wszystkie możliwe Oscary.
      Zachęcam wszystkich do poświęcenia tych dwudziestu paru złotych i obejrzenia najnowszego filmu Mela Gibsona z otwartym sercem, bez uprzedzeń i zapominając o tych wszystkich głupich przesądach. To jest film wielki, wspaniale zagrany, poruszający i, co dla nas tu istotne, moralnie bez zarzutu. Ale przy okazji proszę o to byście, kiedy już będziecie tam na miejscu, zwrócili uwagę na wątek ojca Dossa, tego zapijaczonego chama. Nawet on, w ostatecznym rozrachunku, jest tam bohaterem pozytywnym. Dlaczego? Bo wbrew wszystkiemu, przy całym swoim upadku, pozostaje uczciwym Amerykaninem i patriotą. Oczywiście, pierwszy dowódca Dossa - bardzo głębokie nawiązanie do sierżanta z „Full Metal Jacket” Kubricka - pod koniec w sposób całkowicie naturalny staje się jeszcze jednym wspaniałym amerykańskim bohaterem, i to oczywiście robi wrażenie, ja jednak zachęcam do przyjrzenia się ojcu, temu biednemu pijakowi. I do refleksji. A zapewniam, że jest o czym myśleć.
 
Moje książki, jak zawsze, są do nabycia w księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Zapraszam.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe