Leki z Internetu. Człowiek XXI wieku szuka na swoim smartfonie czy laptopie ostatniej deski ratunku
Lekowy PR
Jedną z alternatyw dla formalnej medycyny stanowią tak zwani bioenergoterapeuci. Jeszcze w okresie „przedsieciowym” zbudowali oni mocny PR oparty na świadkach uzdrowień, albumach ze zdjęciami itd. „Leczący dotykiem” lubią apelować do wiary pacjentów. Nie wspominają jednak, że Chrystus nigdy nie pobierał za pomoc pięćdziesięciu dolarów ani kilkudziesięciu złotych. Wg „cudotwórców” ich pomoc bywa najskuteczniejsza wtedy, gdy pacjent chory na raka nie poddał się chemoterapii (a oczywiście większość pacjentów to robi). „Leczący dotykiem” od lat odwiedzają skupiska polonijne w Kanadzie. Stać ich na reklamy radiowe i telewizyjne. Dziś są dobrze skomputeryzowani, bo Internet odgrywa kluczową rolę w przekonywaniu, że coś jest prawdą.
Sieć wszystko wytrzyma, YouTube prawie wszystko pokaże. Czasem można trafić na autentycznych lekarzy, którzy stosują „rewolucyjne” metody. Wchodząc na Google, dowiemy się na przykład, że istnieje w Teksasie klinika, lecząca beznadziejne przypadki raka za pomocą moczu. Można też wyszperać, że pewna amerykańska lekarka „sama wyleczyła się” z boreliozy i zna sposób usunięcia tej choroby nawet w stanie chronicznym, kilkadziesiąt lat po ukąszeniu kleszcza. Jeżeli ktoś jest w stanie zapłacić kilkaset dolarów amerykańskich za godzinę konsultacji, Pani Doktor ustawi mu specjalną dietę i przepisze półroczną kurację antybiotykami. Na marginesie, w Kanadzie żaden lekarz nie przepisze antybiotyków na okres dłuższy niż kilka tygodni...
#REKLAMA_POZIOMA#