Nowy sojusznik. W niemieckich elitach dojrzewa świadomość, że trzeba się jakoś z Kaczyńskim układać

Ostatnie wydarzenia związane z atakiem Izraela na Polskę jak bomba próżniowa wyssały z nas wszelką energię polityczną i informacyjną i na 3 tygodnie wyłączyły nasz rząd z gry wokół art. 7 z UE, a w dalszej perspektywie z przyszłego unijnego budżetu. Po tamtej nawałnicy można wrócić na grunt europejski i spojrzeć z bliska na ostatnie wysiłki polskiego rządu w dziele naprawy relacji z Unią.
Przeciwstawne interesy
Po chwilowej słabości Fransa Timmermansa, który złagodził jakby retorykę wobec rządu Mateusza Morawieckiego, kolejne wypowiedzi polityków z twardego europejskiego jądra potwierdziły tylko ogólny trend brukselskich salonów do rugowania Polski za łamanie praworządności, demokracji, wycinkę Puszczy Białowieskiej, nieprzyjmowanie uchodźców i w ogóle za wszystko, za co można nie lubić narodowo-prawicowego rządu, któremu się udaje.
Wymiana premiera oraz ministrów spraw zagranicznych i środowiska nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Naszych notowań w UE nie poprawiła też „Biała księga” praworządności zawieziona przez premiera Mateusza Morawieckiego 8 stycznia do Brukseli. Spotkanie polskiej delegacji rządowej z szefem Komisji Europejskiej Jean-Claudem Junckerem i pierwszym wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej, Fransem Timmermansem, trwało dwie godziny i nie wiadomo, czym się skończyło. Po spotkaniu żadna ze stron nie wydała komunikatu.
„Białą księgę” podsumował za to Laurent Pech, profesor prawa europejskiego z Middlesex University w Londynie, który ocenił dokument polskiego rządu bardzo krytycznie. „Boli mnie głowa od ilości bzdur rozłożonych na 94 stronach, które musiałem przeczytać” – napisał Pech na Twitterze. Słowa londyńskiego profesora dobrze obrazują klimat, jaki się wytworzył wokół Polski w ostatnim czasie.
Kompromis w polityce to dobrowolne porozumienie stron konfliktu polegające na wzajemnych ustępstwach i zobowiązaniu się do zaprzestania walki i wspólnej realizacji części interesów. Problem w tym, że Polska w ramach tej realizacji interesów miałaby być trochę Platformą, grzecznie wypełniać dyrektywy Brukseli i Berlina i nie „tracić szansy, by siedziała cicho”, jak chciał niegdyś prezydent Chirac. Tak chciałaby Unia, a PiS wygrał wybory, głosząc właśnie powstanie Polski z kolan...

#REKLAMA_POZIOMA#