Prof. Dariusz Libionka: Polska wizja okupacji nie może się kłócić z podstawowymi źródłami
- Od tego właśnie są historycy. Uczymy się tego jeszcze na studiach – pozyskiwania źródeł, oceny ich przydatności i tak dalej. Podejmując się pracy nad konkretnym zagadnieniem wykonujemy więc taką pozytywistyczną pracę – żmudnie ustalamy, jak było, porównując wszelkie dostępne na ten temat przekazy. Dopiero po ustaleniu faktów można przystąpić do konstruowania obrazu przeszłości historycznej i bawić się w interpretacje – tu też właśnie jest miejsce na dyskusje, ścieranie się stanowisk, lecz to już właśnie kwestia interpretacji. Trzeba jednak rozróżnić – historyk nie jest sędzią. Ten drugi musi ustalić podczas rozprawy stan faktyczny i wydać wyrok. Historyk wyroków nie wydaje. Nie jest też adwokatem.
- Jak do tej pory w polskiej historiografii wyglądało owo ustalanie faktów na temat Holocaustu?
- W PRL wszystko oczywiście podlegało cenzurze, lecz i tu można wyróżnić kilka okresów. Do 1947 roku można było pisać o Zagładzie w zasadzie bez ograniczeń, kwestią mordu na Żydach zajmowali się przede wszystkim historycy z Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej przekształconej w Żydowski Instytut Historyczny. To oni wykonywali tę podstawową pracę, zbierali dokumentację, spisywali pierwsze relacje ocalałych. Również prokuratorzy Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich (przemianowanej później na Hitlerowskich) zajmowali się dokumentowaniem zbrodni, głównie dotyczących niemieckich obozów zagłady i obozów koncentracyjnych. Równocześnie toczyły się sprawy sądowe niemieckich przestępców wojennych, a także osób oskarżanych o współpracę z Niemcami, w tym o zbrodnie na Żydach. Tych drugich jednak nie nagłaśniano...
#REKLAMA_POZIOMA#