Przyszłość Polski zależy od naszej odporności na wycie

Co musisz wiedzieć:
- Wiele wskazuje na to, że rząd Donalda Tuska działa w interesie Niemiec
- Szansą na przywrócenie polskich potencjałów jest wybór Karola Nawrockiego na Prezydenta RP
- Tę szansę uda się wykorzystać jeśli opinia publiczna wykaże się dojrzałością
Szansa
Jakby tego było mało, decyzją Polaków premierem w Warszawie został niemiecki pachołek, który każdą przewagą konkurencyjną Polski pali w kominku w Sopocie (oczywiście nie wiem czy ma kominek, mam na myśli kominek metaforyczny).
Oczywiście, że wybór Karola Nawrockiego na Prezydenta RP zatrzymał nas w ostatniej chwili przed ostatecznym runięciem w przepaść. Oczywiście, że bardzo krzepiąca jest obserwacja tego jak się uwija, wygląda na to, że z Donaldem Trumpem za plecami, jeżdżąc po Europie i najwyraźniej budując nową siatkę sojuszy. Oczywiście, że europejskie media nazywając go przez zaciśnięte zęby "europejskim liderem" nie robią tego bez powodu. To wszystko jest bardzo ważne i daje nadzieję na przyszłość. Nadal jednak jest dopiero szansą, którą możemy wykorzystać, lub nie. Nadal rząd Donalda Tuska zadłuża Polskę na potęgę, nadal orze każdą prorozwojową inwestycję, którą uda mu się wykryć, nadal rozpuszcza kontrakty zbrojeniowe, nadal zamierza realizować w praktyce pakt migracyjny i nic nie wskazuje na to żeby w najbliższym czasie miało się to zmienić.
PiS nie chce wcześniejszych wyborów
Mówi się czasem o wcześniejszych wyborach. Nie wiem, być może historia z jakichś powodów nagle przyspieszy, ale jak wynika z moich nieoficjalnych rozmów z ludźmi z PiS, Prawo i Sprawiedliwość ich nie chce. Nie czuje się do nich polityczne gotowe, ciągle jest na etapie wewnętrznej reorganizacji, przygotowuje kongres programowy, a nie chce też ponosić konsekwencji plag, które niebawem spadną na Polskę w związku z paktem migracyjnym, czy ETS2. W sensie politycznym jest to nawet zrozumiałe, ewentualny słaby rząd Polski nie uratuje. Czy jednak za dwa lata będzie jeszcze co ratować?
Tak czy siak trzeba być gotowym na co najmniej dwa lata "ratowania tego co się da". I tu oczywiście również zrozumiałe jest, że tak wielu Polaków, którym suwerenność i dobrobyt Polskie drogie, zainwestowało tak wiele w Karola Nawrockiego. To on dzisiaj, narzucając tempo, które daje mu przewagę narracyjną, która z kolei daje mu narzędzia wpływu, które wręcz wykraczają poza jego konstytucyjne kompetencje jako Prezydenta RP, jest mocną tamą przeciwko tej destrukcyjnej fali powodziowej wywołanej przez Tuska, a zmiatającej potencjały Polski, co ostatnio widać nawet w przychylnych takim jak Tusk, agencja ratingowych.
Sam Karol Nawrocki nie wystarczy
Jednak sam Karol Nawrocki w tym dziele nie wystarczy. Karol Nawrocki jest również, a być może i przede wszystkim silny poparciem Polaków. A Polacy, jak każda opinia publiczna są podatni na wpływ. Nie chcę tu nikogo obrazić. To proste stwierdzenie faktu. Nie bez powodu na świecie istnieją potężne narzędzia wpływu na opinię publiczną.
Dwa moduły propagandowe
Myślę, że symbolicznie, presje narracyjne, którym jesteśmy i będziemy poddawani, można podzielić na dwa główne duże moduły. Rosyjski i niemiecki. Jest to oczywiście duże uproszczenie, ponieważ ani zgodna z rosyjską narracją propaganda nie zawsze pochodzi z Rosji, a niemiecka z Niemiec. A też przecież nie wyklucza to istnienia modułów mniejszych, takich jak np. izraelski, ukraiński i inne. Jest dość naturalnym, że poważne organizmy państwowe posiadają narzędzia wpływu na inne organizmy, a szczególnie słabsze. Istotnym pytaniem nie jest pytanie o ich istnienie, tylko o to dlaczego my, aspirujący do G20 takich nie mamy? A do tego, dlaczego nie umiemy się bronić przed cudzymi?
- Wracając do dwóch modułów głównych. Uważam, że w jakimś sensie rosyjski, choć absolutnie nie wolno go lekceważyć, jest mniej groźny. Dysponuje bowiem głównie narzędziami ukrytymi. W Polsce "antyrosyjskość" wbrew histeriom niektórych jest dość powszechna, nie ma istotnych, otwarcie prorosyjskich mediów (choć niektóre "wiodące" realizując agendę proniemiecką, przy okazji realizują wygodną dla Rosji), nie ma istotnych, otwarcie prorosyjskich polityków. Mam wrażenie, że agendę rosyjską (oczywiście, że nie zawsze w otwarty sposób rosyjską, wystarczy, że siejącą chaos) sieje się w Polsce głównie prze pomocy "propagandy szeptanej" w internecie. Ileś lat temu łatwo było rozpoznać kto w internecie jest "spod Moskwy" ponieważ używali ewidentnych rusycyzmów. Od tamtej pory jednak można było obserwować ich postępującą profesjonalizację i dziś takie "rozpoznanie" proste nie jest. Nie bez znaczenia jest oczywiście wpływ na światową opinię publiczną pieniędzy takich jak pieniądze rosyjsko-izraelskiego oligarchy Mosze Kantora, które usiłują wciskać swiatu w brzuch "polski antysemityzm".
- Nieco inaczej sytuacja ma się z modułem niemieckim. Ten wpływy w Polsce buduje od ponad 30 lat. To, że ma na pstrykniecie palcami całe partie, to dość oczywiste. Większość zdaje sobie sprawę z tego, że spora część mediów w Polsce zwyczajnie należy do niemieckich koncernów. A niemiecką agendę realizują również te, które nie należą. Zdecydowanie zbyt mało mówi się o niemieckich fundacjach, które afiliowane najczęściej przy niemieckich partiach politycznych, stanowią z pomocą ogromnych pieniędzy doskonałe narzędzia wpływu na polską opinię publiczną. I robią to wręcz w sposób jawny. Sprawdźcie sobie Państwo listę sponsorów "Campusu" Trzaskowskiego. Jakby tego było mało, niemieckie media mają potężny wpływ na media europejskie. Czasem zwyczajnie właścicielski, a czasem narracyjny. Również liberalno-lewicowe media w Stanach Zjednoczonych prowadzą narrację doskonale zbieżną z mediami niemieckimi. I oczywiście ich głównymi wrogami są dziś Donald Trump, nieco dalej Karol Nawrocki, szczególnie wobec ponownego zgłoszenia postulatu wypłaty reparacji. I oczywiście inni "populiści". Te media stanowią w dużym stopniu o emocjach tłumu na zachodzie. I te media zrobią wszystko żeby Karola Nawrockiego przedstawić w jak najgorszym świetle, żeby zasiać jak najwięcej wątpliwości, żeby wprowadzać nas na zmianę w stany histeryczne i depresyjne. Będą wyć. Będą wyć głośno. Będą wyć latami. Że głupi, że śmieszny, że brzydki, że żona, że "prorosyjski", że "na szkodę", że "bez sensu". A czasem w sposób bardziej wyrafinowany. Zobaczcie co się działo wokół wizyty w Niemczech, począwszy od małych złośliwości pt. "nie umie się zachować", a skończywszy na "austriackich aktywistach" straszących nas odebraniem ziem zachodnich.
Ale wiecie co? To jest rodzaj komplementu. Oni widzą siłę i się tej siły boją. Widzą realny dla siebie problem i się go boją. Używają potężnych narzędzi żeby go zneutralizować.
A nasza rola w tym żeby się temu nie poddawać. Żeby w widzieć gdzie jest polski interes, a gdzie obcy. Żeby nie pływać z emocjami od ściany do ściany w rytm pływów kolejnych fal narracyjnych. Żeby być odpornym. To oczywiście bardzo trudne. Nie może być tak, że jest jakiś zakaz krytyki Karola Nawrockiego. Brak krytyki prowadzi do złej świadomości sytuacyjnej, a zła analiza do złych wniosków. Jednak używajmy w tym celu własnego rozumu. Prosty mechanizm - im będziemy bardziej podatni na wycie propagand, tym Karol Nawrocki będzie słabszy - im Karol Nawrocki będzie słabszy, tym szansa na uratowanie Polski i postawienie jej na nogi będzie mniejsza.
Emocje tłumu czasem nie są sterowane, a czasem są.