Koń, który kręci Tuskiem... i pędzi z nim w przepaść

I oto mamy paradoks: Platforma, która miała być ostoją rozsądku i europejskości, zaczyna przypominać kabaret. A wszystko przez jednego konia bojowego, który zapragnął kręcić wozem. I – co gorsze dla samej partii władzy – na samym tym pragnieniu nie zamierza poprzestać.
 Koń, który kręci Tuskiem... i pędzi z nim w przepaść
/ fot. Sejm RP, CC BY 2.0 / Wikimedia Commons

Co musisz wiedzieć:

  • Autor tekstu twierdzi, że Platforma nie tylko dziś traci poparcie – zaczyna się ocierać o śmieszność.
  • Szaleństwo Giertycha i całej kawalerii Silnych Razem może Platformę wciągnąć w polityczną przepaść.
  • Jeśli Giertych i jego silniczki będą dalej rozkręcać antypisową burzę w tempie, w jakim robią to dziś, to nie tylko nie odzyskają niczego – spalą własny dom

Przejęcie rządu dusz

Koń, jaki jest, niby każdy widzi – ale gdy chodzi o Romana Giertycha, najwyraźniej nie widzą go ci, których właśnie z impetem strąca z siodła. Bo Giertych, ten sam, który kiedyś zakładał Młodzież Wszechpolską i jako lider Ligi Polskich Rodzin śnił o IV Rzeczypospolitej z katolicką buławą w dłoni, dziś z rozmachem realizuje swój ambitny polityczny plan.

Tym razem nie chodzi już tylko o obronę przed złym Zbigniewem Ziobrą czy Jarosławem Kaczyńskim ani o występy w telewizji z ironicznym uśmieszkiem i Konstytucją pod pachą. Dziś Roman Giertych, wjeżdżając na polityczny parkiet jako domorosły strateg Koalicji Obywatelskiej, uchodzący co raz częściej w partii rządzącej za człowieka „numer dwa” tuż po samym „kierowniku” Donaldzie Tusku, chce więcej.

Po 1 czerwca widzi to w Platformie w zasadzie już każdy, zdając sobie dobitnie sprawę, że Romanowi chodzi tak naprawdę o przejęcie rządu dusz, być może w pewnej przyszłości, w której nie będzie Donalda Tuska, także samej partii. Mówiąc inaczej: zamiast dyskretnego wpływu zza kulis Giertych chce bezceremonialnie przejąć lejce.

Nie od dziś wiadomo, że polityk ten nigdy nie przychodzi po coś małego. Nie po to walczył w 2023 roku o mandat z list KO, by teraz grzać sejmową ławę w odległym rzędzie. To więcej niż pewne. Choć wielu widziało wtedy w tym tylko taktyczne zagranie Tuska: „Skuteczny adwokat, donośny głos, niech się przyda w kampanii”.

Ideologiczna kawaleria

Ale Giertych z tego wsparcia zrobił trampolinę. Wskoczył do Sejmu i zajął się organizowaniem emocji tej części elektoratu, która nie tyle głosuje za czymś, co przeciw czemuś – przeciw PiS, przeciw symetrystom, przeciw temu całemu dziwacznemu światu, w którym trzeba kogoś nie znosić, żeby czuć sens polityki. Wie, że Silni Razem to nie jakaś tam farma trolli z Twittera. To ideologiczna kawaleria, która żyje jednym uczuciem – czystym, nieprzerobionym antypisem. Dla nich PiS to już nie tylko polityczny przeciwnik – to zło wcielone. A Giertych to ich samozwańczy generał.

Dziś Giertych chce ten gniew przekuć w coś trwałego – w instytucję. W ruch. W polityczną machinę, która będzie miała swoje nazwiska, swoje usłużne, będące na jeden telefon media, swoich ekspertów, swoje emocje i – przede wszystkim – swoje żądania. A że emocje to nie byle jakie, to i walka będzie odpowiednio gwałtowna. Już to zresztą widzimy.

W ostatnich tygodniach Giertych wrzucił na polityczny stół coś, czego nawet najważniejsi politycy Platformy się nie spodziewali. A już na pewno nie w takiej skali. Porażka w wyborach prezydenckich kandydata PO Rafała Trzaskowskiego, która dla większości obozu rządzącego była jak walnięcie czołem o beton, dla Giertycha i jego oddziałów stała się… szansą.

Oszustwo, nie przegrana

Gdy KO popadła w chwilową depresję po przegranej Trzaskowskiego, a pozostali jej kandydaci odpadli z hukiem już w pierwszej turze, zostając daleko z tyłu za Sławomirem Mentzenem czy Grzegorzem Braunem, Silni Razem, na czele ze swoim generałem, jakby dostali nowe życie. Przegrana? Nie ma mowy. To musiało być oszustwo!

Ot, rzucona myśl. Ale wystarczyło. Silni Razem, ta hejterska kawaleria, podchwyciła temat jak konie wodę po biegu. Wystarczyło tylko rzucić hasło, a kawaleria już pędziła, wrzeszcząc o fałszerstwie, zdradzie, spisku. Znów można było walić prosto w PiS – teraz nie za „złodziejstwo”, ale za „kradzież wyborów”. Przecież nie chodzi o dowody – chodzi o emocję. O rozgrzanie silniczków. O anty-PiS w wersji turbo. Bo skoro przegraliśmy, to musieli oszukać. No bo jak inaczej?

Zresztą sam Roman Giertych nie owijał w bawełnę. Wprost mówił o „Braciach Kamratach”, którzy mieli ukraść dla Jarosława Kaczyńskiego wybory. Publicznie podważał wynik demokratycznego głosowania, wrzucając tezy o fałszerstwach, insynuował zamach na legalność państwa. To już nie jest niedopowiedziane „może coś tu nie gra” – to wrzucenie otwarcie granatu do studni zaufania społecznego. Bo jeśli w wyborach „ukradziono” zwycięstwo, to przecież cały system staje się nielegalny.

Cóż z tego, że skala oskarżeń ocierała się momentami o filmowy Gang Olsena. Jakim cudem opozycja sfałszowała wybory, siedząc w ławach opozycji? Na marginesie, to byłby pierwszy taki przypadek w historii świata. Ale kto by się przejmował tą logiką! Emocje grają, klikają się posty, pompuje się gniew, a „swoi” redaktorzy nagrywają na ten temat kolejne programy i nośne podcasty. Propaganda sfałszowanych wyborów się rozkręca.

Problem w tym, że ta emocja – choć nośna – politycznie zaczęła być toksyczna. Sondaż dla „Rzeczpospolitej” mówi wprost: blisko 60 proc. Polaków chce ponownego przeliczenia głosów. Nie dlatego, że są twarde i niezbite dowody na wyborcze fałszerstwa, które istotnie mogłyby zmienić wynik wyborów prezydenckich. Bo ich nie ma, co przyznał już sam Donald Tusk, a także pozostali koalicjanci. Ale dlatego że mimo tej wiedzy i tych faktów Giertych i jego ekipa sączą dalej niepewność jak jad – codziennie, systematycznie, skutecznie. W kraju, który właśnie miał odzyskać zaufanie do instytucji, znowu kiełkuje podejrzliwość. I to już nie „wina PiS”. To zasługa pana Romana.

Na tym politycznym sabacie Koalicja Obywatelska jednak nie zyskuje, a ostatni sondaż preferencji partyjnych jest dla Giertycha jak kubeł zimnej wody. Koalicja Obywatelska traci 7 punktów procentowych. Sondaż nie kłamie! To nie błąd statystyczny – to koszt, jaki płaci się za wystawienie Giertycha na afisz. Bo jeżeli twarzą partii staje się były lider LPR, to partia zaczyna mieć notowania zbliżone do… LPR. A to, umówmy się, nie był nigdy poziom, który dawał spokojny sen sztabowcom. Bowiem w wyborach nie wygrywa się na wiecznym wzmożeniu. Wygrywa się zaufaniem, stabilnością, wiarygodnością. Tymczasem PO, wystawiając Giertycha na pierwszy front, zamiast wyglądać jak partia władzy, zaczyna przypominać kabaret.

Jednak na tym nie koniec problemów. Platforma nie tylko dziś traci poparcie – zaczyna się ocierać o śmieszność. A to najgorsze, co może przydarzyć się partii władzy. Bo wyborcy wybaczą wiele – arogancję, nieudolność, nawet hipokryzję – ale śmieszności nie wybaczają nigdy.

Tymczasem Giertych, podważając tak otwarcie i wprost legalność wyborów, mówi głosem, który jeszcze niedawno był domeną politycznego folkloru i happeningu spod znaku choćby Janusza Korwin-Mikkego. I oto mamy paradoks: Platforma, która miała być ostoją rozsądku i europejskości, zaczyna przypominać kabaret. A wszystko przez jednego konia bojowego, który zapragnął kręcić wozem. I – co gorsze dla samej partii władzy – na samym tym pragnieniu nie zamierza poprzestać.

W PO wielu doskonale wie, że władza może popełnić wiele błędów, ale utrata powagi to błąd śmiertelny. Bo wyborcy nie głosują na tych, z których się śmieją. Nawet jeśli kiedyś byli ich ulubieńcami. A z Giertycha śmieje się już pół kraju – i nie z jego żartów, tylko z niego samego. Wściekłość zmieszana z groteską to przepis na katastrofę. I właśnie w tej katastrofie pędzi dziś wóz Koalicji, ciągnięty przez konia, który nie zna drogi, ale zna kierunek: do przodu, w emocje, na złamanie karku.

I tu pojawia się pytanie: co z takim koniem zrobić? Co ma zrobić Donald Tusk – lider partii i premier? Schować go do stajni, zaciągnąć w cień, udawać, że to tylko niesforny backbencher? A może, mimo wszystko, dalej pozwalać mu brykać, bo „dobrze się klika”? To dylemat, przed którym staje dziś Tusk – człowiek znany z dyscypliny, ale i z talentu do czekania na odpowiedni moment.

Giertych, jeśli zostanie na scenie, nie przestanie sączyć niepewności. Może nie podważy już oficjalnie wyniku wyborów – ten etap, nawet w emocjonalnym świecie Silnych Razem, raczej się zamknął – ale może robić coś znacznie bardziej niebezpiecznego: będzie destabilizował rzeczywistość, podtrzymując atmosferę wyborczego oszustwa.

W tym sensie Giertych może być dziś tym, czym niegdyś – według Piotra Zaremby – był cały „przemysł pogardy”. Nie frontalnym atakiem, ale kroplówką nieufności wobec nowego prezydenta Karola Nawrockiego. Już nie chodzi o sądy czy wybory, tylko o uczucia: „Czy on aby na pewno jest legalny?”, „Czy można mu ufać?”, „Czy on przypadkiem nie wygrał przy pomocy... czegoś nieczystego?”. A wszystko po to, by móc go bezkarnie deprecjonować i ośmieszać, jak niegdyś robił to skutecznie Janusz Palikot z prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Kula u nogi?

Taki koń, choć może się Platformie wydawać użyteczny w krótkim biegu, w dłuższej perspektywie stanie się zapewne kulą u nogi. Bo ciągle buja wozem i zwyczajnie szkodzi partii. Szaleństwo Giertycha i całej kawalerii Silnych Razem może Platformę wciągnąć w polityczną przepaść. Dziś to oni są najbardziej hałaśliwą frakcją. Dziś nadają ton – radykalny, histeryczny, oderwany od rzeczywistości. Ale jutro ten ton stanie się kulą u nogi całej partii. Bo o ile opozycja może sobie pozwolić na krzyk i teatr, to władza musi być poważna. Gdy przestaje – traci. Wiarygodność, zaufanie, a w końcu władzę.

Dziś tuż po wyborach prezydenckich Koalicja Obywatelska ryzykuje, że przegra więcej niż opozycja. Bo odpowiedzialność ciąży zawsze na tych, którzy rządzą. Jeśli Giertych i jego silniczki będą dalej rozkręcać antypisową burzę w tempie, w jakim robią to dziś, to nie tylko nie odzyskają niczego – spalą własny dom. A wtedy historia zapamięta ich nie jako tych, którzy obalili PiS, ale jako tych, którzy przez swój fanatyzm oddali mu władzę na nowo.

Więc pytanie jest już nie „czy”, tylko „kiedy” – kiedy Donald Tusk powie „dość”? Czy lider Platformy pozwoli Giertychowi dalej rozsadzać zaufanie publiczne od środka? Czy będzie go tolerował jako jadowitego frontmana? Czy może wreszcie zrozumie, że ten koń, choć głośny, ciągnie wóz prosto w przepaść?

A może Tusk – jak kiedyś wobec Palikota – zdecyduje się go odciąć, zneutralizować, wysłać w polityczny niebyt. Tusk stoi więc dziś przed decyzją: czy zostawić Giertycha jako frontmana radykalnej frakcji i ryzykować, że Platforma straci więcej, niż kiedykolwiek zyskała? Czy jednak grzecznie odprowadzić do wyjścia i powiedzieć: „Dzięki, Roman. Dalej pójdziemy sami”? Bo zbliżamy się do zakrętu, za którym nie będzie już drogi powrotnej.


 

POLECANE
Nawet 7 lat za transowanie dzieci tylko u nas
Nawet 7 lat za transowanie dzieci

W styczniu tego roku Trump zakazał transowania dzieci w USA. Niektóre szpitale jednak nadal oferują „zmiany płci” najmłodszym Amerykanom. Departament Sprawiedliwości wszczął więc przeciwko nim śledztwo, które dla wielu lekarzy eksperymentujących na dzieciach może skończyć się więzieniem. Ideologia gender kończy się wreszcie w Ameryce.

Lange vel Gontarczyk pozbawiona odznaczenia. Kwaśniewski zabrał głos z ostatniej chwili
Lange vel Gontarczyk pozbawiona odznaczenia. Kwaśniewski zabrał głos

29 lipca 2025 prezydent Andrzej Duda pozbawił Jolantę Małgorzatę Lange Srebrnego Krzyża Zasługi. – Rozumiem decyzję prezydenta Andrzeja Dudy. Jeżeli doszły do niego informacje, które nie były znane w momencie przyznawania odznaczenia, to ja to rozumiem – stwierdził były prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Obława w Małopolsce. Policja wydała komunikat z ostatniej chwili
Obława w Małopolsce. Policja wydała komunikat

Policja z Nowego Targu przeczesuje las koło Frydmana szukając 37-latka, który uciekł z domu po awanturze z rodzicami.

Komunikat dla mieszkańców Łodzi z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Łodzi

Skomplikowaną operację usunięcia ciosa przeszedł z powodzeniem słoń indyjski Taru z Orientarium Zoo Łódź. Na ekstrakcję zęba, uszkodzonego podczas przepychanek z dzielącymi z Taru wybieg starszymi słoniami Aleksandrem, Kyanem i Barnabą, przyjechali do Łodzi światowej klasy specjaliści.

Rosja i Ukraina muszą wynegocjować pokój. Trump podał datę z ostatniej chwili
"Rosja i Ukraina muszą wynegocjować pokój". Trump podał datę

– Prezydent Donald Trump jasno określił, że chce porozumienia pokojowego w Ukrainie do 8 sierpnia, bo w przeciwnym razie Stany Zjednoczone będą gotowe podjąć dodatkowe środki, by zapewnić pokój – oświadczył w czwartek w Radzie Bezpieczeństwa ONZ przedstawiciel USA John Kelley.

Ujawniono przyczynę śmierci Hulka Hogana z ostatniej chwili
Ujawniono przyczynę śmierci Hulka Hogana

W czwartek 24 lipca zmarł legendarny amerykański wrestler Hulk Hogan. 71-latek miał zawał, który nastąpił w wyniku nagłego zablokowania przepływu krwi do mięśnia sercowego, co spowodowało uszkodzenie tkanek – informuje serwis "Page Six".

Żurek zwalnia i zawiesza sędziów. Tusk grozi: To dopiero rozgrzewka z ostatniej chwili
Żurek zwalnia i zawiesza sędziów. Tusk grozi: To dopiero rozgrzewka

Nie wiem, skąd tyle wrzawy wokół działań ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka. Przecież to dopiero rozgrzewka - napisał Donald Tusk na platformie X. Wcześniej nowy szef resortu sprawiedliwości poinformował o zawieszeniu 45 prezesów i wiceprezesów sądów.

Karol Nawrocki ujawnił nazwiska kolejnych współpracowników z ostatniej chwili
Karol Nawrocki ujawnił nazwiska kolejnych współpracowników

Prezydent elekt Karol Nawrocki poinformował w czwartek, że zakończył prace nad strukturą swojej kancelarii. Podał kolejne dwa nazwiska przyszłych współpracowników – będą to: polityk PiS Karol Rabenda oraz Mateusz Kotecki, dotychczas dyrektor Biura Kadr w IPN.

Unikalne zjawisko astronomiczne. Warto się przygotować z ostatniej chwili
Unikalne zjawisko astronomiczne. Warto się przygotować

Pasjonaci zjawisk astronomicznych już przygotowują się na całkowite zaćmienie Księżyca, zwane też krwawym Księżycem. Jeśli ktoś chce je zobaczyć w pełnym wymiarze, warto już planować wycieczkę przynajmniej na południe lub wschód Europy. W Polsce będziemy mieli zaćmienie częściowe Księżyca.

Komunikat dla mieszkańców Wielkopolski z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Wielkopolski

Wielkopolski Oddział Wojewódzki NFZ przekaże placówkom medycznym w regionie ponad 970 mln zł. To dodatkowe pieniądze za świadczenia medyczne i nadwykonania – informuje w czwartek NFZ.

REKLAMA

Koń, który kręci Tuskiem... i pędzi z nim w przepaść

I oto mamy paradoks: Platforma, która miała być ostoją rozsądku i europejskości, zaczyna przypominać kabaret. A wszystko przez jednego konia bojowego, który zapragnął kręcić wozem. I – co gorsze dla samej partii władzy – na samym tym pragnieniu nie zamierza poprzestać.
 Koń, który kręci Tuskiem... i pędzi z nim w przepaść
/ fot. Sejm RP, CC BY 2.0 / Wikimedia Commons

Co musisz wiedzieć:

  • Autor tekstu twierdzi, że Platforma nie tylko dziś traci poparcie – zaczyna się ocierać o śmieszność.
  • Szaleństwo Giertycha i całej kawalerii Silnych Razem może Platformę wciągnąć w polityczną przepaść.
  • Jeśli Giertych i jego silniczki będą dalej rozkręcać antypisową burzę w tempie, w jakim robią to dziś, to nie tylko nie odzyskają niczego – spalą własny dom

Przejęcie rządu dusz

Koń, jaki jest, niby każdy widzi – ale gdy chodzi o Romana Giertycha, najwyraźniej nie widzą go ci, których właśnie z impetem strąca z siodła. Bo Giertych, ten sam, który kiedyś zakładał Młodzież Wszechpolską i jako lider Ligi Polskich Rodzin śnił o IV Rzeczypospolitej z katolicką buławą w dłoni, dziś z rozmachem realizuje swój ambitny polityczny plan.

Tym razem nie chodzi już tylko o obronę przed złym Zbigniewem Ziobrą czy Jarosławem Kaczyńskim ani o występy w telewizji z ironicznym uśmieszkiem i Konstytucją pod pachą. Dziś Roman Giertych, wjeżdżając na polityczny parkiet jako domorosły strateg Koalicji Obywatelskiej, uchodzący co raz częściej w partii rządzącej za człowieka „numer dwa” tuż po samym „kierowniku” Donaldzie Tusku, chce więcej.

Po 1 czerwca widzi to w Platformie w zasadzie już każdy, zdając sobie dobitnie sprawę, że Romanowi chodzi tak naprawdę o przejęcie rządu dusz, być może w pewnej przyszłości, w której nie będzie Donalda Tuska, także samej partii. Mówiąc inaczej: zamiast dyskretnego wpływu zza kulis Giertych chce bezceremonialnie przejąć lejce.

Nie od dziś wiadomo, że polityk ten nigdy nie przychodzi po coś małego. Nie po to walczył w 2023 roku o mandat z list KO, by teraz grzać sejmową ławę w odległym rzędzie. To więcej niż pewne. Choć wielu widziało wtedy w tym tylko taktyczne zagranie Tuska: „Skuteczny adwokat, donośny głos, niech się przyda w kampanii”.

Ideologiczna kawaleria

Ale Giertych z tego wsparcia zrobił trampolinę. Wskoczył do Sejmu i zajął się organizowaniem emocji tej części elektoratu, która nie tyle głosuje za czymś, co przeciw czemuś – przeciw PiS, przeciw symetrystom, przeciw temu całemu dziwacznemu światu, w którym trzeba kogoś nie znosić, żeby czuć sens polityki. Wie, że Silni Razem to nie jakaś tam farma trolli z Twittera. To ideologiczna kawaleria, która żyje jednym uczuciem – czystym, nieprzerobionym antypisem. Dla nich PiS to już nie tylko polityczny przeciwnik – to zło wcielone. A Giertych to ich samozwańczy generał.

Dziś Giertych chce ten gniew przekuć w coś trwałego – w instytucję. W ruch. W polityczną machinę, która będzie miała swoje nazwiska, swoje usłużne, będące na jeden telefon media, swoich ekspertów, swoje emocje i – przede wszystkim – swoje żądania. A że emocje to nie byle jakie, to i walka będzie odpowiednio gwałtowna. Już to zresztą widzimy.

W ostatnich tygodniach Giertych wrzucił na polityczny stół coś, czego nawet najważniejsi politycy Platformy się nie spodziewali. A już na pewno nie w takiej skali. Porażka w wyborach prezydenckich kandydata PO Rafała Trzaskowskiego, która dla większości obozu rządzącego była jak walnięcie czołem o beton, dla Giertycha i jego oddziałów stała się… szansą.

Oszustwo, nie przegrana

Gdy KO popadła w chwilową depresję po przegranej Trzaskowskiego, a pozostali jej kandydaci odpadli z hukiem już w pierwszej turze, zostając daleko z tyłu za Sławomirem Mentzenem czy Grzegorzem Braunem, Silni Razem, na czele ze swoim generałem, jakby dostali nowe życie. Przegrana? Nie ma mowy. To musiało być oszustwo!

Ot, rzucona myśl. Ale wystarczyło. Silni Razem, ta hejterska kawaleria, podchwyciła temat jak konie wodę po biegu. Wystarczyło tylko rzucić hasło, a kawaleria już pędziła, wrzeszcząc o fałszerstwie, zdradzie, spisku. Znów można było walić prosto w PiS – teraz nie za „złodziejstwo”, ale za „kradzież wyborów”. Przecież nie chodzi o dowody – chodzi o emocję. O rozgrzanie silniczków. O anty-PiS w wersji turbo. Bo skoro przegraliśmy, to musieli oszukać. No bo jak inaczej?

Zresztą sam Roman Giertych nie owijał w bawełnę. Wprost mówił o „Braciach Kamratach”, którzy mieli ukraść dla Jarosława Kaczyńskiego wybory. Publicznie podważał wynik demokratycznego głosowania, wrzucając tezy o fałszerstwach, insynuował zamach na legalność państwa. To już nie jest niedopowiedziane „może coś tu nie gra” – to wrzucenie otwarcie granatu do studni zaufania społecznego. Bo jeśli w wyborach „ukradziono” zwycięstwo, to przecież cały system staje się nielegalny.

Cóż z tego, że skala oskarżeń ocierała się momentami o filmowy Gang Olsena. Jakim cudem opozycja sfałszowała wybory, siedząc w ławach opozycji? Na marginesie, to byłby pierwszy taki przypadek w historii świata. Ale kto by się przejmował tą logiką! Emocje grają, klikają się posty, pompuje się gniew, a „swoi” redaktorzy nagrywają na ten temat kolejne programy i nośne podcasty. Propaganda sfałszowanych wyborów się rozkręca.

Problem w tym, że ta emocja – choć nośna – politycznie zaczęła być toksyczna. Sondaż dla „Rzeczpospolitej” mówi wprost: blisko 60 proc. Polaków chce ponownego przeliczenia głosów. Nie dlatego, że są twarde i niezbite dowody na wyborcze fałszerstwa, które istotnie mogłyby zmienić wynik wyborów prezydenckich. Bo ich nie ma, co przyznał już sam Donald Tusk, a także pozostali koalicjanci. Ale dlatego że mimo tej wiedzy i tych faktów Giertych i jego ekipa sączą dalej niepewność jak jad – codziennie, systematycznie, skutecznie. W kraju, który właśnie miał odzyskać zaufanie do instytucji, znowu kiełkuje podejrzliwość. I to już nie „wina PiS”. To zasługa pana Romana.

Na tym politycznym sabacie Koalicja Obywatelska jednak nie zyskuje, a ostatni sondaż preferencji partyjnych jest dla Giertycha jak kubeł zimnej wody. Koalicja Obywatelska traci 7 punktów procentowych. Sondaż nie kłamie! To nie błąd statystyczny – to koszt, jaki płaci się za wystawienie Giertycha na afisz. Bo jeżeli twarzą partii staje się były lider LPR, to partia zaczyna mieć notowania zbliżone do… LPR. A to, umówmy się, nie był nigdy poziom, który dawał spokojny sen sztabowcom. Bowiem w wyborach nie wygrywa się na wiecznym wzmożeniu. Wygrywa się zaufaniem, stabilnością, wiarygodnością. Tymczasem PO, wystawiając Giertycha na pierwszy front, zamiast wyglądać jak partia władzy, zaczyna przypominać kabaret.

Jednak na tym nie koniec problemów. Platforma nie tylko dziś traci poparcie – zaczyna się ocierać o śmieszność. A to najgorsze, co może przydarzyć się partii władzy. Bo wyborcy wybaczą wiele – arogancję, nieudolność, nawet hipokryzję – ale śmieszności nie wybaczają nigdy.

Tymczasem Giertych, podważając tak otwarcie i wprost legalność wyborów, mówi głosem, który jeszcze niedawno był domeną politycznego folkloru i happeningu spod znaku choćby Janusza Korwin-Mikkego. I oto mamy paradoks: Platforma, która miała być ostoją rozsądku i europejskości, zaczyna przypominać kabaret. A wszystko przez jednego konia bojowego, który zapragnął kręcić wozem. I – co gorsze dla samej partii władzy – na samym tym pragnieniu nie zamierza poprzestać.

W PO wielu doskonale wie, że władza może popełnić wiele błędów, ale utrata powagi to błąd śmiertelny. Bo wyborcy nie głosują na tych, z których się śmieją. Nawet jeśli kiedyś byli ich ulubieńcami. A z Giertycha śmieje się już pół kraju – i nie z jego żartów, tylko z niego samego. Wściekłość zmieszana z groteską to przepis na katastrofę. I właśnie w tej katastrofie pędzi dziś wóz Koalicji, ciągnięty przez konia, który nie zna drogi, ale zna kierunek: do przodu, w emocje, na złamanie karku.

I tu pojawia się pytanie: co z takim koniem zrobić? Co ma zrobić Donald Tusk – lider partii i premier? Schować go do stajni, zaciągnąć w cień, udawać, że to tylko niesforny backbencher? A może, mimo wszystko, dalej pozwalać mu brykać, bo „dobrze się klika”? To dylemat, przed którym staje dziś Tusk – człowiek znany z dyscypliny, ale i z talentu do czekania na odpowiedni moment.

Giertych, jeśli zostanie na scenie, nie przestanie sączyć niepewności. Może nie podważy już oficjalnie wyniku wyborów – ten etap, nawet w emocjonalnym świecie Silnych Razem, raczej się zamknął – ale może robić coś znacznie bardziej niebezpiecznego: będzie destabilizował rzeczywistość, podtrzymując atmosferę wyborczego oszustwa.

W tym sensie Giertych może być dziś tym, czym niegdyś – według Piotra Zaremby – był cały „przemysł pogardy”. Nie frontalnym atakiem, ale kroplówką nieufności wobec nowego prezydenta Karola Nawrockiego. Już nie chodzi o sądy czy wybory, tylko o uczucia: „Czy on aby na pewno jest legalny?”, „Czy można mu ufać?”, „Czy on przypadkiem nie wygrał przy pomocy... czegoś nieczystego?”. A wszystko po to, by móc go bezkarnie deprecjonować i ośmieszać, jak niegdyś robił to skutecznie Janusz Palikot z prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Kula u nogi?

Taki koń, choć może się Platformie wydawać użyteczny w krótkim biegu, w dłuższej perspektywie stanie się zapewne kulą u nogi. Bo ciągle buja wozem i zwyczajnie szkodzi partii. Szaleństwo Giertycha i całej kawalerii Silnych Razem może Platformę wciągnąć w polityczną przepaść. Dziś to oni są najbardziej hałaśliwą frakcją. Dziś nadają ton – radykalny, histeryczny, oderwany od rzeczywistości. Ale jutro ten ton stanie się kulą u nogi całej partii. Bo o ile opozycja może sobie pozwolić na krzyk i teatr, to władza musi być poważna. Gdy przestaje – traci. Wiarygodność, zaufanie, a w końcu władzę.

Dziś tuż po wyborach prezydenckich Koalicja Obywatelska ryzykuje, że przegra więcej niż opozycja. Bo odpowiedzialność ciąży zawsze na tych, którzy rządzą. Jeśli Giertych i jego silniczki będą dalej rozkręcać antypisową burzę w tempie, w jakim robią to dziś, to nie tylko nie odzyskają niczego – spalą własny dom. A wtedy historia zapamięta ich nie jako tych, którzy obalili PiS, ale jako tych, którzy przez swój fanatyzm oddali mu władzę na nowo.

Więc pytanie jest już nie „czy”, tylko „kiedy” – kiedy Donald Tusk powie „dość”? Czy lider Platformy pozwoli Giertychowi dalej rozsadzać zaufanie publiczne od środka? Czy będzie go tolerował jako jadowitego frontmana? Czy może wreszcie zrozumie, że ten koń, choć głośny, ciągnie wóz prosto w przepaść?

A może Tusk – jak kiedyś wobec Palikota – zdecyduje się go odciąć, zneutralizować, wysłać w polityczny niebyt. Tusk stoi więc dziś przed decyzją: czy zostawić Giertycha jako frontmana radykalnej frakcji i ryzykować, że Platforma straci więcej, niż kiedykolwiek zyskała? Czy jednak grzecznie odprowadzić do wyjścia i powiedzieć: „Dzięki, Roman. Dalej pójdziemy sami”? Bo zbliżamy się do zakrętu, za którym nie będzie już drogi powrotnej.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe