Monika Małkowska: Kryzys szarych komórek

Wiadomość dobra, a zarazem fatalna: młodzi, zdrowi, fizycznie rozwinięci i wysoko zorganizowani intelektualnie ludzie coraz częściej wybierają karierę tzw. fachowców. I to wcale nie na czas przejściowy, po drodze do awansu na stanowisko „umysłowe”, lecz na zawsze – tzn. tak długo, jak organizm pozwoli. Co spowodowało tę zmianę w podejściu do kariery jeszcze do niedawna kojarzonej tylko z pracą przy kompie?
 Monika Małkowska: Kryzys szarych komórek
/ Monika Małkowska / Tygodnik Solidarność

Czarna procesja przegrywów

Dziesięć lat temu, 10 czerwca 2015 roku, na bramach kilkunastu polskich uczelni zawisły czarne flagi. Nie, nikt ważny nie zszedł z tego świata. Był to jedynie wyraz protestu pracowników naukowych – głównie wydziałów humanistycznych – z 15 polskich uczelni, w tym Uniwersytetu Warszawskiego, Jagiellońskiego, Łódzkiego i Gdańskiego, przeciwko zarobkom uwłaczającym ich godności. Oprócz tego ubrani na czarno pedagodzy najważniejszych polskich uczelni przemaszerowali ulicami miast, licząc na społeczne zainteresowanie i zrozumienie zwierzchników. Warszawski pogrzebowy pochód wiódł do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Oczywiście, było to nawiązanie do Czarnej Procesji mieszczaństwa polskiego z 1789 roku – ale kto o tym wiedział, kto pamiętał? Nawet jeśli, to raczej nie dawał po sobie poznać – bo to obciach manifestować z obciachowcami. Czarna procesja humanistów okazała się całkowitą klęską w wymiarze publicznym, medialnym, jakimkolwiek. Przechodnie obojętnie mijali smutasów, sunących w ślimaczym tempie. Żałobnicy nie spotkali się też z życzliwością w sieci. Znalazły się głosy optujące za płatnymi studiami, jako że „jak płacisz, to wymagasz więcej i od siebie, i od innych”. Zdarzały się pretensje: „Szkolnictwo wyższe w tym kraju to fikcja od wielu lat, studiowanie to sztuka oszukiwania i kombinowania […] po takiej szkole nie jesteś nic a nic przygotowany do tego, co cię czeka potem”. Nie zabrakło radykałów: „Nikomu niepotrzebni humaniści protestują przeciwko temu, że są niepotrzebni. Proponuję zabrać się do konkretnej pracy, a nie głupa udawać”. Po dekadzie spełniło się. Bystrzacy zabrali się do konkretów, zarzucając pięknoduchostwo.

Homo regresus?

Niby doskonale, że tak wielu potrafi się zawczasu ogarnąć, nie narażać na traumę utraty pracy tudzież materialną degradację. Tylko… co mają zrobić jednostki fizycznie słabe, za to obdarzone ponadprzeciętnie wysokim IQ lub owładnięte potrzebą twórczą? Mają stłumić aspiracje i na przekór kokieteryjnym nawoływaniom do samorealizacji zająć się trasą przepływu kału? A gdyby dziś pojawił się jakiś Platon („Demokracja prowadzi do dyktatury”), Kartezjusz („Myślę, więc jestem”), Kant („Prawo moralne we mnie”), Schopenhauer („Świat jest moim wyobrażeniem”) – to zamiast łamać swoje pięć klepek nad abstraktami, musiałby opanować arkana kładzenia podłogowej klepki. Jeśli nieprzekładalny na kasę potencjalny geniusz pójdzie „na rozkurz”, kiepsko to wróży naszemu gatunkowi. Efektem będzie regres homo sapiens, i to w wielu wymiarach. Może cofniemy się do hominidów, a i tak będzie sukcesem, jeśli zachowamy spionizowaną postawę. Wszystko wskazuje na to, że przygarbimy się na podobieństwo innych naczelnych, wydłużą nam się kończyny przednie i dumny ludzki wyprost stanie się archeologicznym wykopaliskiem. Futurolodzy snują rozmaite teorie na temat przyszłości człowieka rozumnego i wyprostowanego. Jedno, co pewne: wraz z rozwojem cywilizacji spada nam poziom agresji, w zamian za to przyrasta potencjał destrukcji. Tracimy instynkt samozachowawczy. Ale w luksusowym antropocenie długo nie da się bujać. Wkrótce warunki zewnętrzne znów sprawią, że staniemy do walki o przetrwanie. Biologiczne. W profetycznym uniesieniu przewidywali to już Doris Lessing w „Przed wstąpieniem do piekieł”, Michel Houellebecq w „Możliwości wyspy”, Cormac McCarthy w „Drodze”. Oni już to przewidzieli: jeśli nie będziemy wznosić się moralnie i intelektualnie, zdegradujemy się gatunkowo, bo fizycznie nie jesteśmy panami świata. Jaskółką podobnych „olśnień” (instynktownych reakcji?) są zmiany w wyborach zawodów. Fachowiec – to ktoś, kto radzi sobie z siłami przyrody. I umie kojarzyć. Ma zdrowe odruchy gwarantujące gatunkową ciągłość.

Kopciuszek z dyplomem

Fachowcy wyzbywają się kompleksów z racji braku dyplomu wyższych uczelni, wyprzedzają zarobkowo bowiem wielu inteligentów. Co więcej – niektórzy utytułowani odkładają tytuły na półkę, by oddać się zajęciom gwarantującym ruch mięśniom i luz w głowie. Bowiem w dobie nadciągającego armagedonu AI lepiej mieć zawód w ręku, nie tylko w głowie. „Szpenie” nie frustrują się ponadnormatywnym wymiarem pracy, są zdrowsi na ciele i psychice, rzadziej (albo wcale) nie dopada ich depresja. I rewelacja! Rzadziej niż umysłowi ulegają nałogom, wolni od stresu wypchnięcia z zawodu czy zagrożeń ze strony konkurencji.

Wszystko to konsekwencja coraz intensywniejszego panoszenia się sztucznej inteligencji, wypierającej z rynku pracy zastępy niżej wyspecjalizowanych specjalistów od ruszania głową. Bo teraz „już nie będą miały wzięcia szare komórki do wynajęcia” – by zacytować Wojciecha Młynarskiego, który blisko 60 lat temu zastanawiał się w imieniu rodaków „W co się bawić”. Wtedy wyszło mu, że „Kopciuszek dawno przestał grać w inteligencję/ Inteligencja już nie bawi się w Kopciuszka”.

Teraz to się znów zmienia. AI sprawia, że ponownie inteligent równa się przegryw, w każdym razie ten, który postawił na złego konia, jeśli chodzi o kierunek studiów i uprawiany zawód. Humaniści i „kreatywni” wszelkiej maści coraz częściej lecą na bruk zastępowani sztucznym myśleniem. Także urzędnicy niższego szczebla oraz wszyscy zatrudnieni przy czynnościach dających się zmechanizować już zaczęli się bać. Co gorsza, nadchodzą czasy, kiedy ChatGPT wyprzedzi (a właściwie już wyprzedza) kompetencyjnie tych, którym dotychczas unikalne umiejętności, doświadczenie i wiedza gwarantowały zawodowe wzięcie: lekarzy, coachów, nauczycieli, tłumaczy, pisarzy, kompozytorów… Ba, nawet do niedawna uprzywilejowana kasta informatyków, programistów i koderów nie może spać spokojnie (o czym pisaliśmy w „TS” 23/2025). A na kogo wzrasta zapotrzebowanie? Kto ocaleje z tej wirtualnej pożogi?

Władcy Miauczyńskich

Przez całe dziesiątki lat proletariat nie był grupą cieszącą się wysokim prestiżem, acz niektórzy jego przedstawiciele swoje poważanie mieli. Zwłaszcza w sytuacjach awaryjnych, kiedy wyżej uplasowane na drabinie społecznej jednostki umiały jedynie załamywać ręce – a chodziło właśnie o zajęcie górnych kończyn bardziej konkretną czynnością, jak wszelkie

naprawy czy remonty. Ten stan rzeczy trwał przez okres II RP oraz czasy PRL-u, kiedy teoretycznie tzw. klasa robotnicza sprawowała władzę z woli narodu. Pamiętam lata, gdy wzywani z administracji, lecz zawsze prywatnie dofinansowywani fachowcy, determinowali kalendarz tych, którzy w oczekiwaniu na ich interwencję brali zwolnienia i kiblowali w domach dniami, godzinami, byle nie przegapić wytęsknionej wizyty „szpeni”. A te podchody! Może kawki, może herbatki, może cukiereczka, o, takie dobre, wedlowskie… Byle tylko fachura raczył poprawić usterkę i nie przekładał roboty na jutro, czyli na nie wiadomo kiedy. O wyższości specjalistów pracujących „tymi ręcami” nad wykształciuchami powstał niejeden program kabaretowy i niejeden film (Adaś Miauczyński się kłania). Jednak Miauczyńskie frustraty uważały się za lepszych, bo dyplomowanych, nawet jeśli społeczny awans zawdzięczali ludowej władzy i danej im szansie darmowego studiowania, potem zaś robienia kariery „po linii i na bazie”, zwłaszcza na kierunkach mało przydatnych w produkcji. Jednak mogli liczyć na pensje, dodatki, emerytury. Słabo, ale dało się wyżyć. Do tego ekstrabonus: etos intelektualisty. Po transformacji „jajogłowym” finansowo się polepszyło. Zwłaszcza tym, którzy opowiadali się po właściwej stronie – a ich problem orientować się, która właściwa. Jednak nie wszyscy Chmaje, Safiany, Hartmany. Już byli w ogródku, znów mają przechlapane: fachowcy wyprzedzają ich w kategorii „życiowy sukces”. I bardziej rokują na przetrwanie gatunku.

Niezauważalni

Jednak studia wyższe się przydają, w co poniektórzy wątpią. Jest zawód szczególny, na pograniczu konkretu i twórczości: kreatywna księgowość. Specjalność, która pojawiła się wraz z transformacją, ale rozkwitła po naszej akcesji do UE. Niektóre genialne rozwiązania tej branży nawet przedostały się do mediów. Otóż księgowa pewnej wyższej szkoły ekonomicznej upłynniła milion PLN na poczet nieistniejących inwestycji, za co ukarano ją wyrokiem z zawieszeniem, bo wykazała skruchę. Ha, ha! Naprawdę komiczne! Jeszcze śmieszniejsze, że gdy szukałam szczegółów o powyższym przypadku, wklikałam w Google’a słowa: „milion, defraudacja, księgowa” – i ukazało się wiele wyników. Jakaś plaga? Sprawdziłam: niektóre księgowe dostały odsiadkę, większość – zawias. Jedna (z banku), która uścibuliła ponad 5 baniek, tłumaczyła się, że to była tylko pożyczka, by rozkręcić własny interes, a bogaty i tak nie zauważy. Co sąd zakwestionował, jednak. Nikt nie zwraca uwagi, że po Warszawie krążą samochodziki z zastanawiającym hasłem wypisanym na karoserii: „Pomysłowi księgowi. Cyfry nie kłamią, a my? Jak chcesz”. Sprawdziłam – to oficjalnie działająca firma oferująca usługi dostosowane do potrzeb klienta, zawsze starająca się znaleźć najlepsze rozwiązania w kwestiach rachunkowych i podatkowych. Czyli propozycje „legalnych” przekrętów, na które mało kto zwraca uwagę – bo najciemniej pod latarnią, a skoro reklama kłamstwa jawnie jeździ po stolicy, to chyba można?

Większe i mniejsze szwindle to jedna z niewielu umiejętności, w której człowiek – poza pracą fizyczną – przewyższa AI. Bo ChatGPT nie umie kłamać ani naginać prawa. Chyba że się to zaprogramuje… Ale to trudna sprawa, jako że łgarstwo wymaga elastyczności i kreatywności, które trudno z góry zaplanować.


 

POLECANE
Karol Nawrocki: Pamięć i prawda to fundament wspólnoty z ostatniej chwili
Karol Nawrocki: Pamięć i prawda to fundament wspólnoty

Pamięć i prawda to słowa, które w tych dniach nabierają wyjątkowego znaczenia, to fundament wspólnoty, ważny dla procesu pojednania – napisał prezydent elekt Karol Nawrocki w 80. rocznicę Obławy Augustowskiej. Wskazał na pamięć o ofiarach totalitaryzmu i prawdę, która nazywa zło po imieniu.

Wielkopolska: Ważny komunikat dla mieszkańców. Woda niezdatna do spożycia z ostatniej chwili
Wielkopolska: Ważny komunikat dla mieszkańców. Woda niezdatna do spożycia

Mieszkańcy trzech miejscowości w Wielkopolsce muszą zachować szczególną ostrożność. Woda z lokalnego wodociągu nie nadaje się do bezpośredniego spożycia – ostrzega sanepid.

Populacja UE osiągnęła rekordowy poziom Wiadomości
Populacja UE osiągnęła rekordowy poziom

Imigracja do Unii Europejskiej spowodowała w zeszłym roku wzrost liczby ludności UE do rekordowych 450,4 mln – wynika z najnowszych danych Eurostatu.

Iga Świątek triumfatorką Wimbledonu. Historyczne zwycięstwo Polki z ostatniej chwili
Iga Świątek triumfatorką Wimbledonu. Historyczne zwycięstwo Polki

Iga Świątek wygrała w finale z Amerykanką Amandą Anisimovą 6:0, 6:0 i po raz pierwszy w karierze zwyciężyła w wielkoszlemowym Wimbledonie, najstarszym i najbardziej prestiżowym turnieju tenisowym świata. To pierwszy od 114 lat przypadek, by w finale tego turnieju jedna z tenisistek nie wygrała ani jednego gema.

Niebezpieczna butelka na wodę wycofana ze sprzedaży. Dwoje konsumentów straciło wzrok z ostatniej chwili
Niebezpieczna butelka na wodę wycofana ze sprzedaży. Dwoje konsumentów straciło wzrok

Amerykańska sieć Walmart wycofuje ze sklepów popularną stalową butelkę termiczną marki Ozark Trail. Jak ostrzega amerykańska Komisja ds. Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich (CPSC), produkt może stanowić realne zagrożenie dla zdrowia - szczególnie, gdy używany jest do przechowywania napojów gazowanych lub fermentowanych.

Iga Świątek zdemolowała rywalkę w pierwszym secie finału Wimbledonu z ostatniej chwili
Iga Świątek zdemolowała rywalkę w pierwszym secie finału Wimbledonu

Iga Świątek wygrała z amerykańską tenisistką Amandą Anisimovą pierwszego seta 6:0 w finale wielkoszlemowego Wimbledonu na kortach trawiastych w Londynie.

Lublin: Pielęgniarka zaatakowana podczas dyżuru z ostatniej chwili
Lublin: Pielęgniarka zaatakowana podczas dyżuru

Zarzuty naruszenia nietykalności usłyszał 50-letni mieszkaniec Lublina, który podczas udzielania mu pomocy medycznej zaatakował pielęgniarkę w jednym z lubelskich szpitali. Grozi za to do trzech lat więzienia - poinformowała w sobotę policja.

PKP Intercity wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
PKP Intercity wydał pilny komunikat

Pasażerowie PKP Intercity powinni przygotować się na utrudnienia w podróży. Spółka opublikowała dwa ważne komunikaty dotyczące opóźnienia jednego z pociągów oraz braku wagonów gastronomicznych w wybranych składach.

Trump zapowiada 30-procentowe cła na towary z UE i Meksyku. Jest odpowiedź KE z ostatniej chwili
Trump zapowiada 30-procentowe cła na towary z UE i Meksyku. Jest odpowiedź KE

Prezydent USA Donald Trump ogłosił w sobotę na swojej platformie społecznościowej Truth Social, że 1 sierpnia nałoży 30-procentowe cła na dobra importowane z Unii Europejskiej i Meksyku.

Minister Leszczyna pochwaliła się inwestycją z czasów PiS. Odpowiedź przyszła szybko Wiadomości
Minister Leszczyna pochwaliła się inwestycją z czasów PiS. Odpowiedź przyszła szybko

Minister zdrowia Izabela Leszczyna odwiedziła plac budowy nowego szpitala onkologicznego we Wrocławiu. Zdjęcia z tej wizyty zostały udostępnione w mediach społecznościowych Ministerstwa Zdrowia. Wydarzenie nie pozostało bez echa - na Twitterze/X zareagował poseł PiS Janusz Cieszyński, zarzucając szefowej resortu zdrowia próbę przypisania sobie zasług. Nie zabrakło również komentarzy ze strony innych użytkowników, którzy nie jej krytyki. "Jak zwykle dzięki PiS" - zauważają.

REKLAMA

Monika Małkowska: Kryzys szarych komórek

Wiadomość dobra, a zarazem fatalna: młodzi, zdrowi, fizycznie rozwinięci i wysoko zorganizowani intelektualnie ludzie coraz częściej wybierają karierę tzw. fachowców. I to wcale nie na czas przejściowy, po drodze do awansu na stanowisko „umysłowe”, lecz na zawsze – tzn. tak długo, jak organizm pozwoli. Co spowodowało tę zmianę w podejściu do kariery jeszcze do niedawna kojarzonej tylko z pracą przy kompie?
 Monika Małkowska: Kryzys szarych komórek
/ Monika Małkowska / Tygodnik Solidarność

Czarna procesja przegrywów

Dziesięć lat temu, 10 czerwca 2015 roku, na bramach kilkunastu polskich uczelni zawisły czarne flagi. Nie, nikt ważny nie zszedł z tego świata. Był to jedynie wyraz protestu pracowników naukowych – głównie wydziałów humanistycznych – z 15 polskich uczelni, w tym Uniwersytetu Warszawskiego, Jagiellońskiego, Łódzkiego i Gdańskiego, przeciwko zarobkom uwłaczającym ich godności. Oprócz tego ubrani na czarno pedagodzy najważniejszych polskich uczelni przemaszerowali ulicami miast, licząc na społeczne zainteresowanie i zrozumienie zwierzchników. Warszawski pogrzebowy pochód wiódł do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Oczywiście, było to nawiązanie do Czarnej Procesji mieszczaństwa polskiego z 1789 roku – ale kto o tym wiedział, kto pamiętał? Nawet jeśli, to raczej nie dawał po sobie poznać – bo to obciach manifestować z obciachowcami. Czarna procesja humanistów okazała się całkowitą klęską w wymiarze publicznym, medialnym, jakimkolwiek. Przechodnie obojętnie mijali smutasów, sunących w ślimaczym tempie. Żałobnicy nie spotkali się też z życzliwością w sieci. Znalazły się głosy optujące za płatnymi studiami, jako że „jak płacisz, to wymagasz więcej i od siebie, i od innych”. Zdarzały się pretensje: „Szkolnictwo wyższe w tym kraju to fikcja od wielu lat, studiowanie to sztuka oszukiwania i kombinowania […] po takiej szkole nie jesteś nic a nic przygotowany do tego, co cię czeka potem”. Nie zabrakło radykałów: „Nikomu niepotrzebni humaniści protestują przeciwko temu, że są niepotrzebni. Proponuję zabrać się do konkretnej pracy, a nie głupa udawać”. Po dekadzie spełniło się. Bystrzacy zabrali się do konkretów, zarzucając pięknoduchostwo.

Homo regresus?

Niby doskonale, że tak wielu potrafi się zawczasu ogarnąć, nie narażać na traumę utraty pracy tudzież materialną degradację. Tylko… co mają zrobić jednostki fizycznie słabe, za to obdarzone ponadprzeciętnie wysokim IQ lub owładnięte potrzebą twórczą? Mają stłumić aspiracje i na przekór kokieteryjnym nawoływaniom do samorealizacji zająć się trasą przepływu kału? A gdyby dziś pojawił się jakiś Platon („Demokracja prowadzi do dyktatury”), Kartezjusz („Myślę, więc jestem”), Kant („Prawo moralne we mnie”), Schopenhauer („Świat jest moim wyobrażeniem”) – to zamiast łamać swoje pięć klepek nad abstraktami, musiałby opanować arkana kładzenia podłogowej klepki. Jeśli nieprzekładalny na kasę potencjalny geniusz pójdzie „na rozkurz”, kiepsko to wróży naszemu gatunkowi. Efektem będzie regres homo sapiens, i to w wielu wymiarach. Może cofniemy się do hominidów, a i tak będzie sukcesem, jeśli zachowamy spionizowaną postawę. Wszystko wskazuje na to, że przygarbimy się na podobieństwo innych naczelnych, wydłużą nam się kończyny przednie i dumny ludzki wyprost stanie się archeologicznym wykopaliskiem. Futurolodzy snują rozmaite teorie na temat przyszłości człowieka rozumnego i wyprostowanego. Jedno, co pewne: wraz z rozwojem cywilizacji spada nam poziom agresji, w zamian za to przyrasta potencjał destrukcji. Tracimy instynkt samozachowawczy. Ale w luksusowym antropocenie długo nie da się bujać. Wkrótce warunki zewnętrzne znów sprawią, że staniemy do walki o przetrwanie. Biologiczne. W profetycznym uniesieniu przewidywali to już Doris Lessing w „Przed wstąpieniem do piekieł”, Michel Houellebecq w „Możliwości wyspy”, Cormac McCarthy w „Drodze”. Oni już to przewidzieli: jeśli nie będziemy wznosić się moralnie i intelektualnie, zdegradujemy się gatunkowo, bo fizycznie nie jesteśmy panami świata. Jaskółką podobnych „olśnień” (instynktownych reakcji?) są zmiany w wyborach zawodów. Fachowiec – to ktoś, kto radzi sobie z siłami przyrody. I umie kojarzyć. Ma zdrowe odruchy gwarantujące gatunkową ciągłość.

Kopciuszek z dyplomem

Fachowcy wyzbywają się kompleksów z racji braku dyplomu wyższych uczelni, wyprzedzają zarobkowo bowiem wielu inteligentów. Co więcej – niektórzy utytułowani odkładają tytuły na półkę, by oddać się zajęciom gwarantującym ruch mięśniom i luz w głowie. Bowiem w dobie nadciągającego armagedonu AI lepiej mieć zawód w ręku, nie tylko w głowie. „Szpenie” nie frustrują się ponadnormatywnym wymiarem pracy, są zdrowsi na ciele i psychice, rzadziej (albo wcale) nie dopada ich depresja. I rewelacja! Rzadziej niż umysłowi ulegają nałogom, wolni od stresu wypchnięcia z zawodu czy zagrożeń ze strony konkurencji.

Wszystko to konsekwencja coraz intensywniejszego panoszenia się sztucznej inteligencji, wypierającej z rynku pracy zastępy niżej wyspecjalizowanych specjalistów od ruszania głową. Bo teraz „już nie będą miały wzięcia szare komórki do wynajęcia” – by zacytować Wojciecha Młynarskiego, który blisko 60 lat temu zastanawiał się w imieniu rodaków „W co się bawić”. Wtedy wyszło mu, że „Kopciuszek dawno przestał grać w inteligencję/ Inteligencja już nie bawi się w Kopciuszka”.

Teraz to się znów zmienia. AI sprawia, że ponownie inteligent równa się przegryw, w każdym razie ten, który postawił na złego konia, jeśli chodzi o kierunek studiów i uprawiany zawód. Humaniści i „kreatywni” wszelkiej maści coraz częściej lecą na bruk zastępowani sztucznym myśleniem. Także urzędnicy niższego szczebla oraz wszyscy zatrudnieni przy czynnościach dających się zmechanizować już zaczęli się bać. Co gorsza, nadchodzą czasy, kiedy ChatGPT wyprzedzi (a właściwie już wyprzedza) kompetencyjnie tych, którym dotychczas unikalne umiejętności, doświadczenie i wiedza gwarantowały zawodowe wzięcie: lekarzy, coachów, nauczycieli, tłumaczy, pisarzy, kompozytorów… Ba, nawet do niedawna uprzywilejowana kasta informatyków, programistów i koderów nie może spać spokojnie (o czym pisaliśmy w „TS” 23/2025). A na kogo wzrasta zapotrzebowanie? Kto ocaleje z tej wirtualnej pożogi?

Władcy Miauczyńskich

Przez całe dziesiątki lat proletariat nie był grupą cieszącą się wysokim prestiżem, acz niektórzy jego przedstawiciele swoje poważanie mieli. Zwłaszcza w sytuacjach awaryjnych, kiedy wyżej uplasowane na drabinie społecznej jednostki umiały jedynie załamywać ręce – a chodziło właśnie o zajęcie górnych kończyn bardziej konkretną czynnością, jak wszelkie

naprawy czy remonty. Ten stan rzeczy trwał przez okres II RP oraz czasy PRL-u, kiedy teoretycznie tzw. klasa robotnicza sprawowała władzę z woli narodu. Pamiętam lata, gdy wzywani z administracji, lecz zawsze prywatnie dofinansowywani fachowcy, determinowali kalendarz tych, którzy w oczekiwaniu na ich interwencję brali zwolnienia i kiblowali w domach dniami, godzinami, byle nie przegapić wytęsknionej wizyty „szpeni”. A te podchody! Może kawki, może herbatki, może cukiereczka, o, takie dobre, wedlowskie… Byle tylko fachura raczył poprawić usterkę i nie przekładał roboty na jutro, czyli na nie wiadomo kiedy. O wyższości specjalistów pracujących „tymi ręcami” nad wykształciuchami powstał niejeden program kabaretowy i niejeden film (Adaś Miauczyński się kłania). Jednak Miauczyńskie frustraty uważały się za lepszych, bo dyplomowanych, nawet jeśli społeczny awans zawdzięczali ludowej władzy i danej im szansie darmowego studiowania, potem zaś robienia kariery „po linii i na bazie”, zwłaszcza na kierunkach mało przydatnych w produkcji. Jednak mogli liczyć na pensje, dodatki, emerytury. Słabo, ale dało się wyżyć. Do tego ekstrabonus: etos intelektualisty. Po transformacji „jajogłowym” finansowo się polepszyło. Zwłaszcza tym, którzy opowiadali się po właściwej stronie – a ich problem orientować się, która właściwa. Jednak nie wszyscy Chmaje, Safiany, Hartmany. Już byli w ogródku, znów mają przechlapane: fachowcy wyprzedzają ich w kategorii „życiowy sukces”. I bardziej rokują na przetrwanie gatunku.

Niezauważalni

Jednak studia wyższe się przydają, w co poniektórzy wątpią. Jest zawód szczególny, na pograniczu konkretu i twórczości: kreatywna księgowość. Specjalność, która pojawiła się wraz z transformacją, ale rozkwitła po naszej akcesji do UE. Niektóre genialne rozwiązania tej branży nawet przedostały się do mediów. Otóż księgowa pewnej wyższej szkoły ekonomicznej upłynniła milion PLN na poczet nieistniejących inwestycji, za co ukarano ją wyrokiem z zawieszeniem, bo wykazała skruchę. Ha, ha! Naprawdę komiczne! Jeszcze śmieszniejsze, że gdy szukałam szczegółów o powyższym przypadku, wklikałam w Google’a słowa: „milion, defraudacja, księgowa” – i ukazało się wiele wyników. Jakaś plaga? Sprawdziłam: niektóre księgowe dostały odsiadkę, większość – zawias. Jedna (z banku), która uścibuliła ponad 5 baniek, tłumaczyła się, że to była tylko pożyczka, by rozkręcić własny interes, a bogaty i tak nie zauważy. Co sąd zakwestionował, jednak. Nikt nie zwraca uwagi, że po Warszawie krążą samochodziki z zastanawiającym hasłem wypisanym na karoserii: „Pomysłowi księgowi. Cyfry nie kłamią, a my? Jak chcesz”. Sprawdziłam – to oficjalnie działająca firma oferująca usługi dostosowane do potrzeb klienta, zawsze starająca się znaleźć najlepsze rozwiązania w kwestiach rachunkowych i podatkowych. Czyli propozycje „legalnych” przekrętów, na które mało kto zwraca uwagę – bo najciemniej pod latarnią, a skoro reklama kłamstwa jawnie jeździ po stolicy, to chyba można?

Większe i mniejsze szwindle to jedna z niewielu umiejętności, w której człowiek – poza pracą fizyczną – przewyższa AI. Bo ChatGPT nie umie kłamać ani naginać prawa. Chyba że się to zaprogramuje… Ale to trudna sprawa, jako że łgarstwo wymaga elastyczności i kreatywności, które trudno z góry zaplanować.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe