Rząd hoduje sobie nowych wyborców

Polityka społeczna obecnego rządu nie jest nastawiona na zmierzenie się z najważniejszym dla Polski wyzwaniem, czyli poprawą dzietności. To raczej próba zmiany struktury społecznej, która ma zmniejszyć liczbę konserwatywnych wyborców oraz spełnić ideologiczne postulaty garstki lewicowych radykałów.
Posiedzenie rządu Rząd hoduje sobie nowych wyborców
Posiedzenie rządu / fot. PAP/Paweł Supernak

Demografia nie ma barw politycznych. Zbyt mała liczba rodzących się dzieci dla każdej władzy oznacza takie same skutki: starzejące się społeczeństwo, rosnące wydatki na opiekę zdrowotną, mniej aktywnych zawodowo, spadek innowacyjności i wreszcie konieczność sprowadzania migrantów, którzy zapełniają lukę na rynku pracy.

Polityka wkracza w momencie, gdy na obok odkłada się wiedzę o przyczynach spadków urodzeń oraz metodach wpływania ma poprawę sytuacji, a na scenę wkracza ideologia. Wówczas nie chodzi już jednak o demografię, ale dopieszczenie elektoratów – trochę finansowo, ale przede wszystkim w sferze wartości.

Przyczyny zapaści

Powodów, które wpłynęły na katastrofalny spadek urodzeń w Polsce, jest przynajmniej kilkanaście. Od cywilizacyjnych (zmiana stylu życia, dłuższy okres kształcenia, a co za tym idzie późniejsze rozpoczynanie życia zawodowego, poszerzająca się sfera samotności – zwłaszcza młodych ludzi), przez obyczajowe (zmiana modelu rodziny, emancypacja kobiet i przedkładanie kariery zawodowej nad macierzyństwo), materialne (mała dostępność mieszkań umożliwiających rozwój rodziny, umowy śmieciowe, trudno dostępne kredyty hipoteczne), zdrowotne (przesuwający się wiek urodzenia pierwszego dziecka powoduje, że kobiety coraz trudniej zachodzą w ciążę), makroekonomiczne (wysokie bezrobocie panujące w Polsce przez dwie dekady transformacji, niskie zarobki), psychologiczne (powtarzające się doświadczenia kryzysów i związana z tym niepewność), technologiczne (cyfryzacja relacji międzyludzkich i związana z tym nieumiejętność nawiązywania trwałych związków) po kulturowe (promowanie indywidualizmu i samorealizacji jako modelu osiągania szczęścia).

Każdy z tych powodów zasługuje nie tylko na artykuł, ale na dogłębne, obiektywne badania i rozprawy naukowe. Tyle tylko, że obecna władza szczególnie nie chce ich widzieć, gdyż podważyłyby sens polityki społecznej czy finansowej. Wiedza odziera ideologię z jej magii.

„Babciowe”, czyli kulą w płot

Sztandarowym projektem społecznym obecnej ekipy jest wypłacanie półtora tysiąca złotych matkom, które szybko wracają na rynek pracy. Donald Tusk nazwał to „babciowym”, minister rodziny Agnieszka Dziemianowicz-Bąk programem „aktywny rodzic” – i z tego powodu w rządzie doszło do scysji, bo premier nie chciał, by odbierać mu zasługi.

W zamyśle projekt ma zapewniać kobietom wyrównywanie szans w realizacji kariery zawodowej. Mając do dyspozycji dodatkowe pieniądze, mogą wynająć opiekunkę, zapłacić za żłobek czy namówić babcię, by za opłatą zaopiekowała się maluchem. Wszystko w imię równouprawnienia.

Jednak w tym programie niemal wszystko jest błędne. Dodatkowe transfery spowodowały natychmiastowy wzrost kosztów żłobków i stawek godzinowych opiekunek. Sytuacja finansowa matek poprawiła się zatem nieznacznie.

Dodatkowo doświadczenia wielu krajów pokazują, że szybki powrót do pracy po urodzeniu pierwszego dziecka zniechęca kobiety do posiadania kolejnych. W krajach, które odnoszą umiarkowane sukcesy w polityce demograficznej – Czechy, Węgry czy Francja – pomoc jest raczej konstruowana w ten sposób, by kobiety aspiracje prokreacyjne spełniały w możliwie krótkim czasie. W ten sposób wypadają co prawda z rynku pracy na kilka lat, ale później mogą realizować swoją karierę bez większych zakłóceń.

Kolejny błąd polega na wyolbrzymianiu trudności Polek z powrotem do pracy. Obecnie w naszym kraju notujemy nadmiar ofert zatrudnienia, a odsetek aktywnych zawodowo pań jest najwyższy w historii – ponad 70 procent. Powrót z urlopu macierzyńskiego do aktywności zawodowej nie jest więc fundamentalnym problemem. Znacznie większym jest dramatycznie niska liczba urodzin – wskaźnik dzietności osiągnął rekordowo niski poziom. Statystyczna Polka rodzi 1,29 dziecka, tymczasem aby osiągnąć zastępowalność pokoleń, wartość ta powinna wynosić przynajmniej 2,1.

Następny problem polega na planowej dezaktywizacji kobiet starszych – właśnie tych Tuskowych babć. Jeśli decydują się one na opiekę nad wnukami, rezygnując jednocześnie z własnej aktywności zawodowej, będą w niedługiej przyszłości pobierały niższe emerytury.
No i wreszcie trudny do zrozumienia przez lewicową koalicję aspekt zaburzenia relacji rodzinnych. Siłą tego rodzaju więzi jest bezinteresowność i miłość. Jeśli zastąpimy je rozliczeniami finansowymi, rodzina stanie się słabsza, a jej członkowie mniej skorzy do wzajemnej pomocy. W efekcie więc zakłócone zostają relacje między rodzicami i dziećmi, co prowadzi do dalszej atomizacji społeczeństwa.

CZYTAJ TAKŻE: Paulina Matysiak podziękowała Sławomirowi Mentzenowi

Po pierwsze rodzice

Prowadzone w ostatnich latach badania – także przez zlikwidowany w tym roku przez obecną koalicję Instytut Pokolenia – mówią jednoznacznie, że Polacy preferują opiekę rodziców, następnie rodziny, a zaledwie około 30 procent zdecydowałoby się na opiekę instytucjonalną, czyli żłobkową.

Innymi słowy zamiast szybkiego powrotu do pracy Polki wolałyby dłuższe, płatne urlopy macierzyńskie czy szerzej rodzicielskie. Z jednej strony – dawałoby to rodzicom komfort opiekowania się własnym potomstwem, z drugiej – zapewniałoby dzieciom poczucie bezpieczeństwa wynikające z bliskości z członkami rodziny. Jest to szczególnie istotne w pierwszych dwóch–trzech latach życia.
Preferencje większości Polek nie mają jednak znaczenia w zderzeniu z lewicową ideologią, zgodnie z którą kobiety muszą za wszelką cenę w każdej dziedzinie, zwłaszcza zawodowej, dorównywać mężczyznom. I tu znów dochodzimy do badań, z których wynika, że większe sukcesy zawodowe – zarówno kobiety, jak i mężczyźni – osiągają osoby posiadające rodziny. Sukces osobisty, czego oznaką jest posiadanie stałego partnera i potomstwa, wiąże się z powodzeniem zawodowym.

Samotność i bezdzietność oznaczają zazwyczaj życiową porażkę, nie sukces.

Preferencje dla dużych miast

Sejm pracuje obecnie nad ustawą o zmianie finansowania samorządów. Zakłada ona m.in., że duże miasta będą jeszcze bogatsze, a prowincja zostanie częściowo odcięta od dodatkowych pieniędzy. Pozornie nie ma to związku z demografią, ale w rzeczywistości – jeśli takie rozwiązania wejdą w życie – będzie to miało długoletnie, negatywne skutki dla przyrostu naturalnego.

Ubożenie mniejszych miast wymusi szybszą emigrację młodych ludzi do metropolii. Uzyskana dotąd wiedza jednoznacznie potwierdza, że tego rodzaju zmiany miejsca zamieszkania zmniejszają szanse kobiet na znalezienie partnera odpowiedniego do założenia rodziny. We wszystkich dużych miastach jest zdecydowanie więcej kobiet niż mężczyzn, co oznacza, że ich pozycja na rynku matrymonialnym jest znacznie słabsza.

Duże miasta nie są też liderami, jeśli chodzi o wskaźnik dzietności. Wręcz przeciwnie, przewodzą w statystykach samotności i liczby kobiet bezdzietnych. Najwięcej urodzeń notuje się właśnie poza dużymi miastami –w tzw. obwarzankach oraz w mniejszych miejscowościach, gdzie zachował się tradycyjny model rodziny.

Tu jednak znów wkracza polityka. Znaczna część miejsc o wysokim – jak na Polskę – wskaźniku dzietności, to regiony konserwatywne. Wyrwanie młodych ludzi z tego środowiska i zmuszenie ich do osiedlenia się w Miasteczku Wilanów czy na wrocławskim Jagodnie osłabia ich przywiązanie do tradycji i wtapia w społeczności o poglądach liberalnych.

Dwa odrębne światy

Kobieta emigrująca z miasta powiatowego do metropolii ma statystycznie znacznie mniejsze szanse na znalezienie partnera, niż gdyby po studiach wróciła w rodzinne strony. Nawet jeśli odniesie sukces zawodowy, jej życie może pozostać niespełnione w sferze osobistej.
Podobny los spotyka mężczyzn, którzy pozostają w mniejszych miastach oraz na wsi. Brak wystarczającej liczby kobiet zmniejsza ich szanse na założenie rodziny.

W pewnym momencie swojego życia zarówno kobiety, jak i mężczyźni zaczynają racjonalizować sytuację, w której się znaleźli. Powodów porażki w życiu osobistym szukają w otaczającym ich środowisku i warunkach, w jakich przyszło im żyć. Frustracja przeradza się w radykalizację poglądów.

Panie uznają, że panowie nie są w stanie spełnić ich oczekiwań, i stają się naturalną bazą dla radykalnych ruchów lewicowych: feministycznych, ekologicznych, proaborcyjnych itp. Analogicznie zachowują się mężczyźni. Uznają, że kobiety stawiają im nierealne wymagania, przez co są skazani na samotność. Tyle tylko, że oni przesuwają się skrajnie na prawo, tworząc na przykład ruch inceli (mężczyzn uznających, że nie są w stanie znaleźć partnerki mimo podejmowanych prób).

Te dwa światy coraz mocniej się od siebie oddalają. Nie tylko przestają się rozumieć, ale budzą wzajemną nienawiść. Polityka obecnego rządu tylko wzmacnia te tendencje. Oczywiście w imię emancypacji kobiet.

* Autor był wicedyrektorem Instytutu Pokolenia, rządowego think tanku zajmującego się demografią. Instytucja została zlikwidowana przez obecny rząd w czerwcu tego roku.

CZYTAJ TAKŻE: Solidarność was nie zostawi! Najnowszy numer "Tygodnika Solidarność"


 

POLECANE
Wolontariusze zbierający podpisy pod referendum ws. migracji mieli zostać zaatakowani w Warszawie z ostatniej chwili
Wolontariusze zbierający podpisy pod referendum ws. migracji mieli zostać zaatakowani w Warszawie

We wtorek po południu na Rondzie Wiatraczna w Warszawie miało dojść do niepokojącego incydentu. Wolontariusze zbierający podpisy pod wnioskiem o referendum dotyczącym polityki imigracyjnej mieli zostać zaatakowani przez dwie osoby.

Tragiczny wypadek Polaków w egipskim kurorcie. Wśród ofiar śmiertelnych jest dziecko z ostatniej chwili
Tragiczny wypadek Polaków w egipskim kurorcie. Wśród ofiar śmiertelnych jest dziecko

Jak przekazało RMF24, w wyniku tragicznego wypadku w Marsa Alam zginęło dwoje Polaków: matka z dzieckiem.

Rządzący próbowali obejść konstytucję. Fundamentalny wyrok Trybunału Konstytucyjnego tylko u nas
Rządzący próbowali obejść konstytucję. Fundamentalny wyrok Trybunału Konstytucyjnego

29 lipca 2025 r. Trybunał Konstytucyjny w pełnym składzie orzekł, że obie ustawy z dnia 13 września 2024 r. – tzw. ustawa o Trybunale Konstytucyjnym oraz ustawa – Przepisy wprowadzające ustawę o TK – są niezgodne z Konstytucją RP. Rozstrzygnięcie zapadło w ramach kontroli prewencyjnej na wniosek Prezydenta RP. W efekcie, zgodnie z art. 122 ust. 3 Konstytucji, Prezydent nie może ich podpisać.

Wyższy limit dla płynów w bagażu podręcznym. Zmiana dotyczy niektórych lotnisk Wiadomości
Wyższy limit dla płynów w bagażu podręcznym. Zmiana dotyczy niektórych lotnisk

Na części lotnisk w Unii Europejskiej nie będzie już obowiązywał limit 100 ml dla płynów przewożonych w bagażu podręcznym. Pasażerowie nie będą też musieli wyciągać kosmetyków, napojów ani laptopów podczas kontroli bezpieczeństwa.

Nawet 11 godzin bez prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców Śląska z ostatniej chwili
Nawet 11 godzin bez prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców Śląska

Mieszkańcy Śląska muszą przygotować się na planowane wyłączenia prądu. Przerwy w dostawie energii potrwają od 28 lipca do 1 sierpnia 2025 r. i obejmą wiele miast i ulic w regionie. Prace techniczne prowadzone przez operatora sieci mają na celu poprawę infrastruktury energetycznej. Publikujemy harmonogram – sprawdź, czy dotyczy również Twojej okolicy.

Niemcy przerażeni możliwością przejęcia niemieckiej telewizji przez Włochów polityka
Niemcy przerażeni możliwością przejęcia niemieckiej telewizji przez Włochów

Jak informuje "Frankfurte Allgemeine Zeitung", walka o przejęcie jednej z największych niemieckich grup medialnych – ProSiebenSat.1 – wkroczyła na poziom polityczny. Rząd federalny nie ukrywa zaniepokojenia możliwym przejęciem spółki przez włoską grupę MFE, kontrolowaną przez rodzinę Berlusconich.

Polska złożyła do KE deklarację ws. pożyczek z programu SAFE na 45 mld euro z ostatniej chwili
Polska złożyła do KE deklarację ws. pożyczek z programu SAFE na 45 mld euro

- Złożyliśmy do Komisji Europejskiej wstępną deklarację na pozyskanie pożyczki w ramach unijnego programu SAFE. Zebraliśmy projekty na kwotę ok. 45 mld euro, ale ostateczny podział środków zależy od KE i ilości wniosków - przekazał we wtorek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Monika Richardson zrobiła awanturę o rachunek u weterynarza Wiadomości
Monika Richardson zrobiła awanturę o rachunek u weterynarza

Monika Richardson wylała w sieci żal po śmierci swojego psa – ale zamiast empatii, rozpętała nagonkę. Wytoczyła bowiem publiczną kampanię przeciw klinice weterynaryjnej, która – jak twierdzi – zawiodła jej oczekiwania. Opublikowała w mediach społecznościowych nazwiska, faktury, zarzuciła lekarzom brak serca i chciwość. Weterynarze nie mają wątpliwości: to niesprawiedliwy atak, który uderza w cały zawód.

Iskrzy między Izraelem a Holandią. Wezwani ambasadorowie Wiadomości
Iskrzy między Izraelem a Holandią. Wezwani ambasadorowie

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Izraela wezwało we wtorek holenderską ambasador Marriet Schuurman w związku z poniedziałkową decyzją Hagi o zakazie wjazdu do Holandii dla dwóch izraelskich ministrów - powiadomił rzecznik resortu dyplomacji w Jerozolimie.

Przenieśli się z miasta i pozwali rolnika za zapach z chlewni. Sprawa może być precedensem pilne
Przenieśli się z miasta i pozwali rolnika za zapach z chlewni. Sprawa może być precedensem

Szymon Kluka z miejscowości Grodzisko pod Łodzią prowadzi gospodarstwo rolne od lat – kontynuując rodzinną tradycję sięgającą kilku pokoleń. Problem zaczął się, gdy w jego okolicy zaczęli osiedlać się nowi mieszkańcy – głównie osoby przybyłe z miasta. Nowi sąsiedzi złożyli pozew cywilny przeciwko rolnikowi, skarżąc się na dokuczliwy zapach z jego gospodarstwa i ten musi im wypłacić ponad 100 tys. zł odszkodowania.

REKLAMA

Rząd hoduje sobie nowych wyborców

Polityka społeczna obecnego rządu nie jest nastawiona na zmierzenie się z najważniejszym dla Polski wyzwaniem, czyli poprawą dzietności. To raczej próba zmiany struktury społecznej, która ma zmniejszyć liczbę konserwatywnych wyborców oraz spełnić ideologiczne postulaty garstki lewicowych radykałów.
Posiedzenie rządu Rząd hoduje sobie nowych wyborców
Posiedzenie rządu / fot. PAP/Paweł Supernak

Demografia nie ma barw politycznych. Zbyt mała liczba rodzących się dzieci dla każdej władzy oznacza takie same skutki: starzejące się społeczeństwo, rosnące wydatki na opiekę zdrowotną, mniej aktywnych zawodowo, spadek innowacyjności i wreszcie konieczność sprowadzania migrantów, którzy zapełniają lukę na rynku pracy.

Polityka wkracza w momencie, gdy na obok odkłada się wiedzę o przyczynach spadków urodzeń oraz metodach wpływania ma poprawę sytuacji, a na scenę wkracza ideologia. Wówczas nie chodzi już jednak o demografię, ale dopieszczenie elektoratów – trochę finansowo, ale przede wszystkim w sferze wartości.

Przyczyny zapaści

Powodów, które wpłynęły na katastrofalny spadek urodzeń w Polsce, jest przynajmniej kilkanaście. Od cywilizacyjnych (zmiana stylu życia, dłuższy okres kształcenia, a co za tym idzie późniejsze rozpoczynanie życia zawodowego, poszerzająca się sfera samotności – zwłaszcza młodych ludzi), przez obyczajowe (zmiana modelu rodziny, emancypacja kobiet i przedkładanie kariery zawodowej nad macierzyństwo), materialne (mała dostępność mieszkań umożliwiających rozwój rodziny, umowy śmieciowe, trudno dostępne kredyty hipoteczne), zdrowotne (przesuwający się wiek urodzenia pierwszego dziecka powoduje, że kobiety coraz trudniej zachodzą w ciążę), makroekonomiczne (wysokie bezrobocie panujące w Polsce przez dwie dekady transformacji, niskie zarobki), psychologiczne (powtarzające się doświadczenia kryzysów i związana z tym niepewność), technologiczne (cyfryzacja relacji międzyludzkich i związana z tym nieumiejętność nawiązywania trwałych związków) po kulturowe (promowanie indywidualizmu i samorealizacji jako modelu osiągania szczęścia).

Każdy z tych powodów zasługuje nie tylko na artykuł, ale na dogłębne, obiektywne badania i rozprawy naukowe. Tyle tylko, że obecna władza szczególnie nie chce ich widzieć, gdyż podważyłyby sens polityki społecznej czy finansowej. Wiedza odziera ideologię z jej magii.

„Babciowe”, czyli kulą w płot

Sztandarowym projektem społecznym obecnej ekipy jest wypłacanie półtora tysiąca złotych matkom, które szybko wracają na rynek pracy. Donald Tusk nazwał to „babciowym”, minister rodziny Agnieszka Dziemianowicz-Bąk programem „aktywny rodzic” – i z tego powodu w rządzie doszło do scysji, bo premier nie chciał, by odbierać mu zasługi.

W zamyśle projekt ma zapewniać kobietom wyrównywanie szans w realizacji kariery zawodowej. Mając do dyspozycji dodatkowe pieniądze, mogą wynająć opiekunkę, zapłacić za żłobek czy namówić babcię, by za opłatą zaopiekowała się maluchem. Wszystko w imię równouprawnienia.

Jednak w tym programie niemal wszystko jest błędne. Dodatkowe transfery spowodowały natychmiastowy wzrost kosztów żłobków i stawek godzinowych opiekunek. Sytuacja finansowa matek poprawiła się zatem nieznacznie.

Dodatkowo doświadczenia wielu krajów pokazują, że szybki powrót do pracy po urodzeniu pierwszego dziecka zniechęca kobiety do posiadania kolejnych. W krajach, które odnoszą umiarkowane sukcesy w polityce demograficznej – Czechy, Węgry czy Francja – pomoc jest raczej konstruowana w ten sposób, by kobiety aspiracje prokreacyjne spełniały w możliwie krótkim czasie. W ten sposób wypadają co prawda z rynku pracy na kilka lat, ale później mogą realizować swoją karierę bez większych zakłóceń.

Kolejny błąd polega na wyolbrzymianiu trudności Polek z powrotem do pracy. Obecnie w naszym kraju notujemy nadmiar ofert zatrudnienia, a odsetek aktywnych zawodowo pań jest najwyższy w historii – ponad 70 procent. Powrót z urlopu macierzyńskiego do aktywności zawodowej nie jest więc fundamentalnym problemem. Znacznie większym jest dramatycznie niska liczba urodzin – wskaźnik dzietności osiągnął rekordowo niski poziom. Statystyczna Polka rodzi 1,29 dziecka, tymczasem aby osiągnąć zastępowalność pokoleń, wartość ta powinna wynosić przynajmniej 2,1.

Następny problem polega na planowej dezaktywizacji kobiet starszych – właśnie tych Tuskowych babć. Jeśli decydują się one na opiekę nad wnukami, rezygnując jednocześnie z własnej aktywności zawodowej, będą w niedługiej przyszłości pobierały niższe emerytury.
No i wreszcie trudny do zrozumienia przez lewicową koalicję aspekt zaburzenia relacji rodzinnych. Siłą tego rodzaju więzi jest bezinteresowność i miłość. Jeśli zastąpimy je rozliczeniami finansowymi, rodzina stanie się słabsza, a jej członkowie mniej skorzy do wzajemnej pomocy. W efekcie więc zakłócone zostają relacje między rodzicami i dziećmi, co prowadzi do dalszej atomizacji społeczeństwa.

CZYTAJ TAKŻE: Paulina Matysiak podziękowała Sławomirowi Mentzenowi

Po pierwsze rodzice

Prowadzone w ostatnich latach badania – także przez zlikwidowany w tym roku przez obecną koalicję Instytut Pokolenia – mówią jednoznacznie, że Polacy preferują opiekę rodziców, następnie rodziny, a zaledwie około 30 procent zdecydowałoby się na opiekę instytucjonalną, czyli żłobkową.

Innymi słowy zamiast szybkiego powrotu do pracy Polki wolałyby dłuższe, płatne urlopy macierzyńskie czy szerzej rodzicielskie. Z jednej strony – dawałoby to rodzicom komfort opiekowania się własnym potomstwem, z drugiej – zapewniałoby dzieciom poczucie bezpieczeństwa wynikające z bliskości z członkami rodziny. Jest to szczególnie istotne w pierwszych dwóch–trzech latach życia.
Preferencje większości Polek nie mają jednak znaczenia w zderzeniu z lewicową ideologią, zgodnie z którą kobiety muszą za wszelką cenę w każdej dziedzinie, zwłaszcza zawodowej, dorównywać mężczyznom. I tu znów dochodzimy do badań, z których wynika, że większe sukcesy zawodowe – zarówno kobiety, jak i mężczyźni – osiągają osoby posiadające rodziny. Sukces osobisty, czego oznaką jest posiadanie stałego partnera i potomstwa, wiąże się z powodzeniem zawodowym.

Samotność i bezdzietność oznaczają zazwyczaj życiową porażkę, nie sukces.

Preferencje dla dużych miast

Sejm pracuje obecnie nad ustawą o zmianie finansowania samorządów. Zakłada ona m.in., że duże miasta będą jeszcze bogatsze, a prowincja zostanie częściowo odcięta od dodatkowych pieniędzy. Pozornie nie ma to związku z demografią, ale w rzeczywistości – jeśli takie rozwiązania wejdą w życie – będzie to miało długoletnie, negatywne skutki dla przyrostu naturalnego.

Ubożenie mniejszych miast wymusi szybszą emigrację młodych ludzi do metropolii. Uzyskana dotąd wiedza jednoznacznie potwierdza, że tego rodzaju zmiany miejsca zamieszkania zmniejszają szanse kobiet na znalezienie partnera odpowiedniego do założenia rodziny. We wszystkich dużych miastach jest zdecydowanie więcej kobiet niż mężczyzn, co oznacza, że ich pozycja na rynku matrymonialnym jest znacznie słabsza.

Duże miasta nie są też liderami, jeśli chodzi o wskaźnik dzietności. Wręcz przeciwnie, przewodzą w statystykach samotności i liczby kobiet bezdzietnych. Najwięcej urodzeń notuje się właśnie poza dużymi miastami –w tzw. obwarzankach oraz w mniejszych miejscowościach, gdzie zachował się tradycyjny model rodziny.

Tu jednak znów wkracza polityka. Znaczna część miejsc o wysokim – jak na Polskę – wskaźniku dzietności, to regiony konserwatywne. Wyrwanie młodych ludzi z tego środowiska i zmuszenie ich do osiedlenia się w Miasteczku Wilanów czy na wrocławskim Jagodnie osłabia ich przywiązanie do tradycji i wtapia w społeczności o poglądach liberalnych.

Dwa odrębne światy

Kobieta emigrująca z miasta powiatowego do metropolii ma statystycznie znacznie mniejsze szanse na znalezienie partnera, niż gdyby po studiach wróciła w rodzinne strony. Nawet jeśli odniesie sukces zawodowy, jej życie może pozostać niespełnione w sferze osobistej.
Podobny los spotyka mężczyzn, którzy pozostają w mniejszych miastach oraz na wsi. Brak wystarczającej liczby kobiet zmniejsza ich szanse na założenie rodziny.

W pewnym momencie swojego życia zarówno kobiety, jak i mężczyźni zaczynają racjonalizować sytuację, w której się znaleźli. Powodów porażki w życiu osobistym szukają w otaczającym ich środowisku i warunkach, w jakich przyszło im żyć. Frustracja przeradza się w radykalizację poglądów.

Panie uznają, że panowie nie są w stanie spełnić ich oczekiwań, i stają się naturalną bazą dla radykalnych ruchów lewicowych: feministycznych, ekologicznych, proaborcyjnych itp. Analogicznie zachowują się mężczyźni. Uznają, że kobiety stawiają im nierealne wymagania, przez co są skazani na samotność. Tyle tylko, że oni przesuwają się skrajnie na prawo, tworząc na przykład ruch inceli (mężczyzn uznających, że nie są w stanie znaleźć partnerki mimo podejmowanych prób).

Te dwa światy coraz mocniej się od siebie oddalają. Nie tylko przestają się rozumieć, ale budzą wzajemną nienawiść. Polityka obecnego rządu tylko wzmacnia te tendencje. Oczywiście w imię emancypacji kobiet.

* Autor był wicedyrektorem Instytutu Pokolenia, rządowego think tanku zajmującego się demografią. Instytucja została zlikwidowana przez obecny rząd w czerwcu tego roku.

CZYTAJ TAKŻE: Solidarność was nie zostawi! Najnowszy numer "Tygodnika Solidarność"



 

Polecane
Emerytury
Stażowe