Piotr Bernatowicz, dyrektor CSW: Wąska grupa „artcelebrytów” mówi: „sztuka to my!”

– To my jesteśmy sztuką. „My” – czyli grupa sygnatariuszy listu do pani minister. To my wiemy, jaka sztuka jest najlepsza. Nieważne, czy ktoś ma kompetencje, stopnie naukowe i doświadczenie, czy są inni artyści, którzy też mają swoją publiczność. Nie, to my jesteśmy tutaj tymi, którzy modelują życie artystyczne, i widz musi się do tego dostosować – mówi Piotr Bernatowicz, historyk sztuki, kurator, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w rozmowie z Agnieszką Żurek.
Piotr Bernatowicz, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Piotr Bernatowicz, dyrektor CSW: Wąska grupa „artcelebrytów” mówi: „sztuka to my!”
Piotr Bernatowicz, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej / Marcin Żegliński

„Jedyne słuszne” idee

– Podobno pięciuset (pełna lista nazwisk nie została udostępniona) przedstawicieli środowisk artystycznych uważa, że zamyka Pan Centrum Sztuki Współczesnej na Europę, świat i wartości. Czy ta formuła nagonki jeszcze w ogóle jakoś działa? Mam wrażenie, że to już się przejadło.

– Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że to nie jest nic nowego, jestem atakowany od początku mojej kadencji, a właściwie budziłem sprzeciw, jeszcze zanim objąłem swoje stanowisko. Już wtedy takie listy były tworzone przez pewną grupę – bo nazywanie jej reprezentacją środowisk artystycznych to jest uzurpacja. To jest tak naprawdę wąska, ale dobrze nagłośniona grupa „artcelebrytów”, którzy protestują dlatego, że ich wizja kultury zamkniętej i reprezentującej „jedyne słuszne” idee, nie jest realizowana w CSW. Zdumiewa mnie zachłanność tej grupy, która po prostu chce opanować wszelkie instytucje i wpływać na nie w taki sposób, żeby prezentowały one tylko tych artystów i tylko taki rodzaj sztuki, który zgadza się z ich przekonaniami. I nieważne, że taką instytucją stała się na nowo Zachęta, taką instytucją w Warszawie jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej, że instytucje i galerie w dużych miastach są całkowicie przez tę grupę opanowane. Okazuje się, że solą w oku jest jedyna instytucja, która jeszcze funkcjonuje niezależnie, czyli Centrum Sztuki Współczesnej. CSW pokazuje szerokie spektrum zjawisk artystycznych. I to właśnie się nie podoba, bo stanowi wyłom w monotonnym, jednolitym obrazie. Grupa „artcelebrytów” postrzega to zjawisko jako coś niesłusznego, coś, co może rozbić ich monokulturę. W związku z tym zwracają się z petycją o podjęcie interwencji wprost do polityków, czyli do Hanny Wróblewskiej, minister kultury i dziedzictwa narodowego. Petycja jest skierowana do osoby, która przeszła drogę od dyrektora instytucji do polityka, która zasiada obecnie w rządzie lewicowo-liberalnym i realizuje agendę tego rządu. „Artcelebryci” zwracają się do polityka, aby załatwił on sprawę, czyli po prostu usunął dyrektora, który reprezentuje inne poglądy, inne spojrzenie na sztukę i na kulturę niż ich wąska grupa. Pobrzmiewa tu ironia, że oto środowiska, które mianują jako niezależne, pierwsze co robią, to piszą list do polityka, aby ten podjął działania w ich imieniu, rozwiązał ich problem. Gdyby ta grupa chociaż zorganizowała jakąś pikietę pod CSW i próbowała wyrażać swoje niezadowolenie mniej służalczymi gestami, nie wyglądałoby to tak groteskowo. 

– À propos ironii, to rozumiem, że pani Maja Ostaszewska, sygnatariuszka listu, wystąpiła w CSW w spektaklu. A zatem ta sama osoba, która podpisuje list, w którym mówi o tym, jak bardzo bezwartościową jest dana instytucja, jednocześnie bierze udział w projekcie tej instytucji.

CZYTAJ TAKŻE: „Coraz silniej doskwiera nam cenzura”. Maja Ostaszewska skarży się na rzekomy brak wolności słowa w Polsce

– To dotyczy nie tylko pani Mai Ostaszewskiej, która, dokładnie tak jak pani mówi, brała udział w bardzo ciekawym zresztą projekcie Tomasza Mana, który jest realizowany od ponad dwóch lat w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Jest to projekt audioteatru, eksperymentalnego wydarzenia artystycznego na granicy właśnie teatru, performance’u i słuchowiska radiowego. To coś naprawdę unikalnego, projekt cieszy się dużym zainteresowaniem publiczności i otrzymuje bardzo dobre recenzje. I to właśnie jest wartością Centrum Sztuki Współczesnej, że nie chodzi nam o poglądy artystów, ale o to, żeby prezentować rzeczy oryginalne i ciekawe. Audioteatr nie funkcjonuje nigdzie indziej. Każda instytucja może coś takiego stworzyć, zaprosić artystów, żeby spróbowali stworzyć nową, eksperymentalną kreację. My właśnie to zrobiliśmy. Reżyser zbiera świetne recenzje i aktorzy też są zadowoleni. A jednocześnie właśnie pani Maja Ostaszewska, która bierze udział w tym niezwykłym przedsięwzięciu, podpisuje list, który zaprzecza zupełnie temu, co robi. Ale to nie jest tylko kwestia pani Ostaszewskiej, tylko wielu artystów, których nazwiska pojawiają  się pod petycją do pani minister. List podpisała także na przykład pani Joanna Rajkowska, która brała udział w wystawie już za mojej kadencji, pokazywała swoje prace, jakoś nikt jej nie wyganiał z CSW. Centrum Sztuki Współczesnej jest naprawdę różnorodne, pokazuje dzieła przedstawicieli środowiska o mocno lewicowej agendzie, ale też sztukę artystów o innych poglądach. I okazuje się, że dla tych ostatnich tolerancji nie ma. Prawo do zajmowania przestrzeni przeznaczonej na wystawianie swoich dzieł chce mieć tylko jedna grupa, a kiedy przychodzi jej sąsiadować z innymi artystami, okazuje się, że cała instytucja jest źle zarządzana i wszystko jest nie takie, jak być powinno. Jest wielu artystów, których prace były w różnych kontekstach pokazywane w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, a którzy ostro przeciwko mnie protestowali i protestują. Istnieje też grupa artystów, którzy nie chcą pokazywać swoich prac w CSW, niezależnie od tego, jaka jest to wystawa i kto jest jej kuratorem. Ich przekonania polityczne są ważniejsze niż sztuka i niż odbiorcy. Przecież wystawy są przede wszystkim dla odbiorców. To znaczy, że odbiorcy nie są de facto tutaj ważni, mają się oni dostosować do tego, co chcemy im zaprezentować. To my jesteśmy sztuką. „My” – czyli grupa sygnatariuszy listu do pani minister. To my wiemy, jaka sztuka jest najlepsza. Nieważne, czy ktoś ma kompetencje, stopnie naukowe i doświadczenie, czy są inni artyści, którzy też mają swoją publiczność. Nie, to my jesteśmy tutaj tymi, którzy modelują życie artystyczne i widz musi się do tego dostosować. To jest dokładnie odwrotne podejście niż retoryka, którą to środowisko stosuje, mówiąc o tym, że należy promować różnorodność, włączać publiczność w działania artystyczne, nie podchodzić autorytarnie do publiczności, ale oddawać jej głos. I co się okazuje? Że dotyczy to jedynie tej części publiczności, która myśli identycznie, jak my. Inni mają się do nas dostosować. 

CZYTAJ TAKŻE: Dyrektor CSW: „Wycofanie z Biennale projektu nt. Żołnierzy Wyklętych to cenzura ideologiczna w sztuce”

Cenzura prewencyjna

– Natknęłam się w mediach lewicowych na określenie Pana jako „promotora sztuki smoleńskiej”. Co to jest „sztuka smoleńska”, czy czuje się pan jej promotorem i czy wolno w sztuce podejmować temat tragedii smoleńskiej, jeżeli artysta tego chce?

– Wracamy tu do omówionego wcześniej monopolu w określaniu, jakie tematy wolno w sztuce podejmować, a jakich nie. Jeżeli artysta podejmuje temat tragedii smoleńskiej w swojej sztuce, niezależnie od tego, jak to robi, jest to uznawane przez grupę, która uzurpuje sobie prawo do nadawania tonu polskiej kulturze, za coś niedopuszczalnego. Dlaczego niby artysta nie miałby tego tematu podejmować? Dotyczy to zresztą także innych tematów. Odniosę się tutaj do najświeższej sprawy, czyli do obrazu Ignacego Czwartosa zatytułowanego „Nord Stream 2”, który został pokazany w Wenecji, a na którym zostali przedstawieni Angela Merkel i Władimir Putin. Ten obraz, zanim jeszcze w ogóle powstał, wzbudził jakiś szalony hejt. Wystarczył do tego sam opis dzieła, niezbędny do procedowania w ramach konkursu na Pawilon Polski w Wenecji. Pianę biły tutaj nie tylko polskie media i wspomniana wcześniej wąska grupa artystów, ale za sprawą lewicowych twórców i kuratorów rozniosło się to na cały świat, kreując atmosferę jakiegoś niebywałego skandalu. To pierwszy znany mi przypadek, kiedy obraz został ocenzurowany, zanim jeszcze powstał. Sądzę, że to właśnie za sprawą wzniesionego wówczas szumu medialnego, ówczesny minister Bartłomiej Sienkiewicz, łamiąc wszelkie procedury, po prostu wycofał projekt Ignacego Czwartosa z Biennale. Obraz ten był opisywany jako rodzaj jakiegoś antyeuropejskiego manifestu ocierającego się wręcz o faszyzm. Przywołanie na obrazie postaci Angeli Merkel i Władimira Putina było opisywane jako obraza dla wartości europejskich. Dzisiaj natomiast czytamy w niemieckiej gazecie „Süddeutsche Zeitung” cały pakiet artykułów dotyczących ścisłej współpracy Merkel z Putinem przy budowie Nord Stream 2. A te same polskie media, które wcześniej były święcie oburzone takim stawianiem sprawy, dziś powtarzają bez żadnego komentarza to, o czym piszą media niemieckie. Nagle okazuje się, że to wszystko, czego dotknął w swoim obrazie Ignacy Czwartos, dzisiaj jest po prostu czymś oczywistym, a może wręcz nowym, zaktualizowanym europejskim manifestem.

Oczywiście nie chcę zrównywać obrazu do publicystyki, obraz jest ciekawszy, pokazuje tragizm sytuacji, skłania do namysłu nad losami Europy, nie służy do rozdawania prostych ciosów medialnych. Wydaje mi się, że cała ta historia powinna środowiska, które uczestniczyły w nagonce na Ignacego Czwartosa, napawać wstydem. Oto pokazały one, że można cenzurować sztukę, hejtować ją, zanim w ogóle powstanie, że można ją niszczyć, a jednocześnie kilka miesięcy później można nie tylko całkowicie zmienić zdanie, ale jeszcze udawać, że nic się nie stało.

CZYTAJ TAKŻE: Sztuka szykanowana „Polonia uncensored/Polonia bez cenzury”. Przyjdź i zobacz – póki wolno

Cały wywiad z Piotrem Bernatowiczem ukaże się w najbliższym numerze „Tygodnika Solidarność” 11 czerwca 2024 r.


 

POLECANE
Kłopoty Agory – pustki w kinach to wina... powodzi i słabych premier Wiadomości
Kłopoty Agory – pustki w kinach to wina... powodzi i słabych premier

Jak informuje Business Insider, Grupa Agora kolejny, trzeci już kwartał z rzędu zalicza na minusie. Straty netto wyniosły 11,5 mln zł, a ich przyczyną ma być zapaść w sprzedaży biletów w kinach.

Wizyta szefa NATO na Florydzie. Spotkał się z Donaldem Trumpem z ostatniej chwili
Wizyta szefa NATO na Florydzie. Spotkał się z Donaldem Trumpem

W sobotę na Florydę dotarł szef NATO Mark Rutte. Odbył on pilną rozmowę z prezydentem-elektem USA Donaldem Trumpem. Nieoficjalnie tematem rozmów miała być wojna na Ukrainie.

Northvolt zamyka fabrykę w Gdańsku. Pracę straci 150 osób pilne
Northvolt zamyka fabrykę w Gdańsku. Pracę straci 150 osób

Szwedzki Northvolt wszedł na polski rynek z zamiarem stworzenia europejskiej konkurencji dla wytwórców baterii z Chin. W Gdańsku uruchomiono więc w 2023 roku największą w Europie fabrykę systemów bateryjnych i magazynów. Wczoraj właściciel fabryki systemów magazynowania energii w Gdańsku, ogłosił, że jej działalność nie będzie kontynuowana.

Potężne unijne narzędzie może uderzyć w konkurencję niemieckich firm gorące
Potężne unijne narzędzie może uderzyć w konkurencję niemieckich firm

W połowie 2025 r. we Frankfurcie nad Menem swoją działalność rozpocznie Urząd ds. Przeciwdziałania Praniu Pieniędzy i Finansowaniu Terroryzmu (AMLA). Będzie on pełnił funkcję unijnego wywiadu gospodarczego.

Dla prawej strony Trzaskowski to wygodniejszy kandydat. Gorące komentarze po prawyborach w PO z ostatniej chwili
"Dla prawej strony Trzaskowski to wygodniejszy kandydat". Gorące komentarze po prawyborach w PO

W sobotę premier Donald Tusk ogłosił zwycięzcę prawyborów w Koalicji Obywatelskiej. Został nim prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. W mediach społecznościowych pojawiły się gorące komentarze.

Jest decyzja PO ws. kandydata na prezydenta z ostatniej chwili
Jest decyzja PO ws. kandydata na prezydenta

W Platformie Obywatelskiej rozstrzygnęły się prawybory ws. kandydata na prezydenta. Nazwisko zostało oficjalnie ogłoszone w sobotę podczas Rady Krajowej PO.

Były prezydent Rosji o doktrynie nuklearnej: Nie jesteśmy szaleni polityka
Były prezydent Rosji o doktrynie nuklearnej: Nie jesteśmy szaleni

Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrij Miedwiediew stwierdził niedawno, że jego kraj nie chciałby, aby na świecie rozpętała się wojna nuklearna.  

Prezes IPN na liście Kremla. Nie spodobała się im walka z komunizmem z ostatniej chwili
Prezes IPN na liście Kremla. Nie spodobała się im walka z komunizmem

Według portalu Mediazone, prezes IPN Karol Nawrocki ma znajdować się na liście rosyjskiego MSW. Rosyjscy śledczy mieli go wpisać do specjalnej bazy, w której znajdują się tysiące osób, będących przedmiotem postępowań karnych.

Rosjanie chcą pokoju z Ukrainą. Nowe wyniki badań z ostatniej chwili
Rosjanie chcą pokoju z Ukrainą. Nowe wyniki badań

Grupa Russian Field w dniach od 7 do 12 listopada przeprowadziła badanie na 1600 pełnoletnich Rosjanach w sprawie ewentualnego rozpoczęcia negocjacji pokojowych z Ukrainą. Większość z nich domaga się natychmiastowego porozumienia z Kijowem.

Szwajcaria zakazała eksportu sprzętu wojskowego do Polski z ostatniej chwili
Szwajcaria zakazała eksportu sprzętu wojskowego do Polski

Według informacji podanych przez agencję Associated Press, rząd Szwajcarii zakazał w piątek eksportu sprzętu wojskowego do Polski. Decyzja została podjęta po tym jak polskie władze miały przekazać Ukrainie ponad 600 tys. sztuk małokalibrowej amunicji.

REKLAMA

Piotr Bernatowicz, dyrektor CSW: Wąska grupa „artcelebrytów” mówi: „sztuka to my!”

– To my jesteśmy sztuką. „My” – czyli grupa sygnatariuszy listu do pani minister. To my wiemy, jaka sztuka jest najlepsza. Nieważne, czy ktoś ma kompetencje, stopnie naukowe i doświadczenie, czy są inni artyści, którzy też mają swoją publiczność. Nie, to my jesteśmy tutaj tymi, którzy modelują życie artystyczne, i widz musi się do tego dostosować – mówi Piotr Bernatowicz, historyk sztuki, kurator, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w rozmowie z Agnieszką Żurek.
Piotr Bernatowicz, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Piotr Bernatowicz, dyrektor CSW: Wąska grupa „artcelebrytów” mówi: „sztuka to my!”
Piotr Bernatowicz, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej / Marcin Żegliński

„Jedyne słuszne” idee

– Podobno pięciuset (pełna lista nazwisk nie została udostępniona) przedstawicieli środowisk artystycznych uważa, że zamyka Pan Centrum Sztuki Współczesnej na Europę, świat i wartości. Czy ta formuła nagonki jeszcze w ogóle jakoś działa? Mam wrażenie, że to już się przejadło.

– Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że to nie jest nic nowego, jestem atakowany od początku mojej kadencji, a właściwie budziłem sprzeciw, jeszcze zanim objąłem swoje stanowisko. Już wtedy takie listy były tworzone przez pewną grupę – bo nazywanie jej reprezentacją środowisk artystycznych to jest uzurpacja. To jest tak naprawdę wąska, ale dobrze nagłośniona grupa „artcelebrytów”, którzy protestują dlatego, że ich wizja kultury zamkniętej i reprezentującej „jedyne słuszne” idee, nie jest realizowana w CSW. Zdumiewa mnie zachłanność tej grupy, która po prostu chce opanować wszelkie instytucje i wpływać na nie w taki sposób, żeby prezentowały one tylko tych artystów i tylko taki rodzaj sztuki, który zgadza się z ich przekonaniami. I nieważne, że taką instytucją stała się na nowo Zachęta, taką instytucją w Warszawie jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej, że instytucje i galerie w dużych miastach są całkowicie przez tę grupę opanowane. Okazuje się, że solą w oku jest jedyna instytucja, która jeszcze funkcjonuje niezależnie, czyli Centrum Sztuki Współczesnej. CSW pokazuje szerokie spektrum zjawisk artystycznych. I to właśnie się nie podoba, bo stanowi wyłom w monotonnym, jednolitym obrazie. Grupa „artcelebrytów” postrzega to zjawisko jako coś niesłusznego, coś, co może rozbić ich monokulturę. W związku z tym zwracają się z petycją o podjęcie interwencji wprost do polityków, czyli do Hanny Wróblewskiej, minister kultury i dziedzictwa narodowego. Petycja jest skierowana do osoby, która przeszła drogę od dyrektora instytucji do polityka, która zasiada obecnie w rządzie lewicowo-liberalnym i realizuje agendę tego rządu. „Artcelebryci” zwracają się do polityka, aby załatwił on sprawę, czyli po prostu usunął dyrektora, który reprezentuje inne poglądy, inne spojrzenie na sztukę i na kulturę niż ich wąska grupa. Pobrzmiewa tu ironia, że oto środowiska, które mianują jako niezależne, pierwsze co robią, to piszą list do polityka, aby ten podjął działania w ich imieniu, rozwiązał ich problem. Gdyby ta grupa chociaż zorganizowała jakąś pikietę pod CSW i próbowała wyrażać swoje niezadowolenie mniej służalczymi gestami, nie wyglądałoby to tak groteskowo. 

– À propos ironii, to rozumiem, że pani Maja Ostaszewska, sygnatariuszka listu, wystąpiła w CSW w spektaklu. A zatem ta sama osoba, która podpisuje list, w którym mówi o tym, jak bardzo bezwartościową jest dana instytucja, jednocześnie bierze udział w projekcie tej instytucji.

CZYTAJ TAKŻE: „Coraz silniej doskwiera nam cenzura”. Maja Ostaszewska skarży się na rzekomy brak wolności słowa w Polsce

– To dotyczy nie tylko pani Mai Ostaszewskiej, która, dokładnie tak jak pani mówi, brała udział w bardzo ciekawym zresztą projekcie Tomasza Mana, który jest realizowany od ponad dwóch lat w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Jest to projekt audioteatru, eksperymentalnego wydarzenia artystycznego na granicy właśnie teatru, performance’u i słuchowiska radiowego. To coś naprawdę unikalnego, projekt cieszy się dużym zainteresowaniem publiczności i otrzymuje bardzo dobre recenzje. I to właśnie jest wartością Centrum Sztuki Współczesnej, że nie chodzi nam o poglądy artystów, ale o to, żeby prezentować rzeczy oryginalne i ciekawe. Audioteatr nie funkcjonuje nigdzie indziej. Każda instytucja może coś takiego stworzyć, zaprosić artystów, żeby spróbowali stworzyć nową, eksperymentalną kreację. My właśnie to zrobiliśmy. Reżyser zbiera świetne recenzje i aktorzy też są zadowoleni. A jednocześnie właśnie pani Maja Ostaszewska, która bierze udział w tym niezwykłym przedsięwzięciu, podpisuje list, który zaprzecza zupełnie temu, co robi. Ale to nie jest tylko kwestia pani Ostaszewskiej, tylko wielu artystów, których nazwiska pojawiają  się pod petycją do pani minister. List podpisała także na przykład pani Joanna Rajkowska, która brała udział w wystawie już za mojej kadencji, pokazywała swoje prace, jakoś nikt jej nie wyganiał z CSW. Centrum Sztuki Współczesnej jest naprawdę różnorodne, pokazuje dzieła przedstawicieli środowiska o mocno lewicowej agendzie, ale też sztukę artystów o innych poglądach. I okazuje się, że dla tych ostatnich tolerancji nie ma. Prawo do zajmowania przestrzeni przeznaczonej na wystawianie swoich dzieł chce mieć tylko jedna grupa, a kiedy przychodzi jej sąsiadować z innymi artystami, okazuje się, że cała instytucja jest źle zarządzana i wszystko jest nie takie, jak być powinno. Jest wielu artystów, których prace były w różnych kontekstach pokazywane w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, a którzy ostro przeciwko mnie protestowali i protestują. Istnieje też grupa artystów, którzy nie chcą pokazywać swoich prac w CSW, niezależnie od tego, jaka jest to wystawa i kto jest jej kuratorem. Ich przekonania polityczne są ważniejsze niż sztuka i niż odbiorcy. Przecież wystawy są przede wszystkim dla odbiorców. To znaczy, że odbiorcy nie są de facto tutaj ważni, mają się oni dostosować do tego, co chcemy im zaprezentować. To my jesteśmy sztuką. „My” – czyli grupa sygnatariuszy listu do pani minister. To my wiemy, jaka sztuka jest najlepsza. Nieważne, czy ktoś ma kompetencje, stopnie naukowe i doświadczenie, czy są inni artyści, którzy też mają swoją publiczność. Nie, to my jesteśmy tutaj tymi, którzy modelują życie artystyczne i widz musi się do tego dostosować. To jest dokładnie odwrotne podejście niż retoryka, którą to środowisko stosuje, mówiąc o tym, że należy promować różnorodność, włączać publiczność w działania artystyczne, nie podchodzić autorytarnie do publiczności, ale oddawać jej głos. I co się okazuje? Że dotyczy to jedynie tej części publiczności, która myśli identycznie, jak my. Inni mają się do nas dostosować. 

CZYTAJ TAKŻE: Dyrektor CSW: „Wycofanie z Biennale projektu nt. Żołnierzy Wyklętych to cenzura ideologiczna w sztuce”

Cenzura prewencyjna

– Natknęłam się w mediach lewicowych na określenie Pana jako „promotora sztuki smoleńskiej”. Co to jest „sztuka smoleńska”, czy czuje się pan jej promotorem i czy wolno w sztuce podejmować temat tragedii smoleńskiej, jeżeli artysta tego chce?

– Wracamy tu do omówionego wcześniej monopolu w określaniu, jakie tematy wolno w sztuce podejmować, a jakich nie. Jeżeli artysta podejmuje temat tragedii smoleńskiej w swojej sztuce, niezależnie od tego, jak to robi, jest to uznawane przez grupę, która uzurpuje sobie prawo do nadawania tonu polskiej kulturze, za coś niedopuszczalnego. Dlaczego niby artysta nie miałby tego tematu podejmować? Dotyczy to zresztą także innych tematów. Odniosę się tutaj do najświeższej sprawy, czyli do obrazu Ignacego Czwartosa zatytułowanego „Nord Stream 2”, który został pokazany w Wenecji, a na którym zostali przedstawieni Angela Merkel i Władimir Putin. Ten obraz, zanim jeszcze w ogóle powstał, wzbudził jakiś szalony hejt. Wystarczył do tego sam opis dzieła, niezbędny do procedowania w ramach konkursu na Pawilon Polski w Wenecji. Pianę biły tutaj nie tylko polskie media i wspomniana wcześniej wąska grupa artystów, ale za sprawą lewicowych twórców i kuratorów rozniosło się to na cały świat, kreując atmosferę jakiegoś niebywałego skandalu. To pierwszy znany mi przypadek, kiedy obraz został ocenzurowany, zanim jeszcze powstał. Sądzę, że to właśnie za sprawą wzniesionego wówczas szumu medialnego, ówczesny minister Bartłomiej Sienkiewicz, łamiąc wszelkie procedury, po prostu wycofał projekt Ignacego Czwartosa z Biennale. Obraz ten był opisywany jako rodzaj jakiegoś antyeuropejskiego manifestu ocierającego się wręcz o faszyzm. Przywołanie na obrazie postaci Angeli Merkel i Władimira Putina było opisywane jako obraza dla wartości europejskich. Dzisiaj natomiast czytamy w niemieckiej gazecie „Süddeutsche Zeitung” cały pakiet artykułów dotyczących ścisłej współpracy Merkel z Putinem przy budowie Nord Stream 2. A te same polskie media, które wcześniej były święcie oburzone takim stawianiem sprawy, dziś powtarzają bez żadnego komentarza to, o czym piszą media niemieckie. Nagle okazuje się, że to wszystko, czego dotknął w swoim obrazie Ignacy Czwartos, dzisiaj jest po prostu czymś oczywistym, a może wręcz nowym, zaktualizowanym europejskim manifestem.

Oczywiście nie chcę zrównywać obrazu do publicystyki, obraz jest ciekawszy, pokazuje tragizm sytuacji, skłania do namysłu nad losami Europy, nie służy do rozdawania prostych ciosów medialnych. Wydaje mi się, że cała ta historia powinna środowiska, które uczestniczyły w nagonce na Ignacego Czwartosa, napawać wstydem. Oto pokazały one, że można cenzurować sztukę, hejtować ją, zanim w ogóle powstanie, że można ją niszczyć, a jednocześnie kilka miesięcy później można nie tylko całkowicie zmienić zdanie, ale jeszcze udawać, że nic się nie stało.

CZYTAJ TAKŻE: Sztuka szykanowana „Polonia uncensored/Polonia bez cenzury”. Przyjdź i zobacz – póki wolno

Cały wywiad z Piotrem Bernatowiczem ukaże się w najbliższym numerze „Tygodnika Solidarność” 11 czerwca 2024 r.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe