Gra o przyszłość Europy - czeka nas skład Parlamentu Europejskiego pełen sprzeczności
Europejska lewica bije na alarm. Ugrupowania sceptyczne wobec działań UE bądź jawnie domagające się wyjścia ze wspólnoty mogą w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego zyskać nawet jedną czwartą miejsc.
Czytaj także: [Felieton „TS”] Remigiusz Okraska: Rozdawnictwo dla roszczeniowych
Braun, szczęść Boże
Właśnie teraz, gdy projekt tworzenia europejskiego superpaństwa ma wchodzić w decydującą fazę, tak przynajmniej zapewniał na Sorbonie już w 2017 roku prezydent Francji Emmanuel Macron, wskazując na rok 2024, społeczeństwa europejskie od Lizbony po Wilno zamierzają wyrazić swoją dezaprobatę wobec tych zamiarów.
Unijny establishment tak bardzo boi się nadchodzącej elekcji, że nawet stowarzyszenia masońskie w tzw. deklaracji strasburskiej apelują, by powstrzymywać „populistyczne i ekstremistyczne” partie, „zwłaszcza skrajnej prawicy, oraz ich nieliberalne projekty w wielu krajach europejskich”.
W nadchodzących wyborach Zieloni i liberałowie mogą stracić nawet do 20 mandatów każda z frakcji. Straty EPP i centrolewicy będą zapewne mniejsze, ale i tutaj nikt nie liczy na sięganie po nowe segmenty wyborców, lecz raczej utrzymanie stanu posiadania.
Ugrupowania niegodzące się na dotychczasową politykę Unii mają realną szansę na zdobycie o wiele większych wpływów niż kiedykolwiek wcześniej, ponieważ za liczebnością posłów idzie podział stanowisk w unijnych instytucjach. By to jednak w pełni wykorzystać, większość tych partii w najważniejszych kwestiach musiałaby mieć zbliżone stanowiska, co może być bardzo trudne. Ponieważ nie jest to, jak mówi choćby Grzegorz Braun „międzynarodówka prawaków”, lecz konglomerat głównie narodowych partii protestu, które łączy negacja polityki unijnej, ale dzieli cała paleta różnic geopolitycznych, interesów narodowych i racji stanu.
Partie protestu z wielu krajów dzieli stosunek do Stanów Zjednoczonych, Rosji, imigrantów, polityki rolnej, wojny na Ukrainie. I tak niemiecka AfD, zyskująca poparcie w oczach, jest partią antyamerykańską, antynatowską, po części antypolską i prorosyjską. Nawet politycy Konfederacji pytani o to ugrupowanie mają nieraz kłopot, jak je przedstawiać w zestawieniu ze swoją partią.
Z Ameryką czy bez
Dużą frakcją, która może powiększyć swoje szeregi, jest grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Przewodniczącą grupy jest włoska premier Georgia Meloni. W jej skład wchodzą Bracia Włosi pani Meloni, PiS, hiszpański Vox, rumuńska Prawicowa Alternatywa, czeska Obywatelska Partia Demokratyczna, bułgarska WMRO – Bułgarski Ruch Narodowy, Chorwacka Partia Konserwatywna, Szwedzcy Demokraci, My Obywatele z Niemiec, Wolność i Solidarność ze Słowacji, łotewskie Zjednoczenie Narodowe i Chorwacka Partia Konserwatywna. Niektóre z tych ugrupowań są nacjonalistyczne, większość ma jednak profil prawicowo-konserwatywny.
EKR stawia przede wszystkim na ochronę rodziny, twardą politykę azylową i wolność gospodarczą. Coś, co najbardziej odróżnia ją od grupy stojącej jeszcze bardziej na prawo w Parlamencie Europejskim, to sprawa suwerenności i bezpieczeństwa oraz geopolityka.
W deklaracji ideowej, tzw. Deklaracji Praskiej, w punktach 5 i 6 czytamy: „Integralność i suwerenność państwa narodowego, sprzeciw wobec unijnego federalizmu i przywrócenie poszanowania zasad prawdziwej subsydiarności” oraz „Nadrzędność transatlantyckich więzi bezpieczeństwa w dynamicznym i skutecznym NATO i poparcie dla młodych demokracji w Europie”.
Węgierski Fidesz, który bardzo chce wejść do grupy, ma poparcie jedynie PiS-u, reszta ugrupowań wchodzących w skład EKR nie chce u siebie za bardzo Viktora Orbána. Węgry rządzone dziś przez Fidesz dbają o dobre stosunki z Polską, ale mają jednocześnie bardzo dobre relacje z Niemcami i Rosją. W kwestii zaś popierania wstąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej PiS na pewno nie może liczyć na węgierskich sojuszników. Relacje na linii Budapeszt – Kijów od początku wojny są złe. Gorgia Meloni domaga się do Orbána gwarancji ws. bardziej proeuropejskiej i proukraińskiej polityki. Co ciekawe, partią partnerską EKR jest izraelski Lukid premiera Beniamina Netanjahu.
Czytaj także: Znana aktorka, kandydatka Trzeciej Drogi do PE: „PiS to jest choroba”
Zatrzymać migrację
Na powiększenie swoich szeregów w Parlamencie Europejskim może liczyć grupa Tożsamość i Demokracja (ID). Grupa ta zrzesza partie eurosceptyczne, nawołujące do rozpadu Unii Europejskiej. Należą do niej holenderska PVV Geerta Wildersa, który niechętnie widzi u siebie nie tylko imigrantów islamskich, lecz także z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. W swoich wypowiedziach wielokrotnie obrażał Polaków i życzył sobie, by wyjechali z Holandii. Na niecały miesiąc przed eurowyborami Wilders wygrał wybory parlamentarne w Holandii i oświadczył, że chce wprowadzić „najtwardszą politykę azylową w historii”. W ID jest także FPÖ z Austrii niekryjąca swoich sympatii wobec Rosji. Przewodniczący FPÖ Herbert Kickl jest za całkowitym zerwaniem z dotychczasową polityką migracyjną i uczynieniem z Austrii „twierdzy”. We frakcji jest także francuski Front Narodowy z sympatią patrzący na Polskę i PiS, lecz bez sympatii wobec NATO i Stanów Zjednoczonych. Marine Le Pen jest za ostrożną pomocą dla Ukrainy i postuluje głęboką reformę UE.
Do ID należy kolejne eurosceptyczne ugrupowanie – belgijska Vlaams Belang, która 9 czerwca w wyborach krajowych (wybory europejskie pokrywają się tam z krajowymi) może liczyć nawet na 30 proc. poparcia. To partia nacjonalistyczna i antyimigracyjna, chcąca odłączyć Flamandię od reszty kraju. Włoska Liga Matteo Salviniego, kolejne ugrupowane wchodzące w skład ID, jako chyba jedyne w tej grupie tak mocno akcentuje wartości chrześcijańskie. Salvini nieraz pokazywał się z różańcem i podkreślał, że jeśli komuś nie pasuje chrześcijańskie oblicze tego kraju, to może z niego wyjechać. Liga jest antyimigrancka.
Swoje miejsce w ID mają też Czesi. Tuż przed eurowyborami dwie prawicowe partie, Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD) i Trikolora, połączyły siły. W czeskim parlamencie obie partie mogą liczyć na około 12 proc. poparcia. Obie chcą również referendum ws. wyjścia z UE. ID zasilają posłowie z Estońskiej Konserwatywnej Partii Ludowej i Duńskiej Partii Ludowej.
Parlament Europejski przesuwa się na prawo, zaś partie określane jako prawicowe radykalizują swój przekaz. Wybitnie przyczyniła się do tego sama UE pomysłami z ostatniego czasu – chodzi o pakt migracyjny i Zielony Ład. Swoje robi też nonszalancja budowniczych superpaństwa.
Z niedawnych protestów rolniczych, które przetoczyły się przez Europę w związku z Zielonym Ładem i niekontrolowanym importem produktów rolnych z Ukrainy, brukselskie elity nie wyciągnęły żadnego wniosku. Podobnie jest z paktem migracyjnym. Jego wprowadzenie stanowi realne zagrożenie rozpadu społeczeństwa niektórych państw wspólnoty.
Partie określane jako populistyczne, skrajnie prawicowe i nacjonalistyczne walczą w istocie o bezpieczeństwo aksjologiczne i ontologiczne swoich narodów. Niestety tej prawdy nie chce przyjąć do wiadomości europejski mainstream.