Franciszek Ogon. Żołnierz. Więzień KL Auschwitz, Mauthausen-Gusen. Konspirator

Gusen, dnia 23 V 1945 r.
Najdroższa Żono i Kochane Dzieci!
Z największą radością mogę Wam zakomunikować, że zostaliśmy w dniu 5.5. przez Amerykanów z niewoli niemieckiej wyswobodzeni. Powodzi mi się dobrze i spodziewam się w najbliższym czasie do Was powrócić. Ciekaw jestem, jak się Wam powodzi, i czy jesteście wszyscy przy życiu. Tęsknota za Wami jest bardzo duża i chciałbym jak najprędzej Was uściskać i mocno ucałować. Przesyłam dla wszystkich najserdeczniejsze pozdrowienia, zaś Ciebie najdroższa Marysiu i drogie dzieci ściskam i całuję tysiąc razy. Wasz za Wami stęskniony i kochający
Franek
Niestety, w kilkanaście dni po napisaniu tej kartki, 17.06.1945 r. – Franciszek Ogon umiera w KL Gusen ze skrajnego wycieńczenia.
Przykra to refleksja, że człowiek, który przeżył piekło KL Auschwitz, przeżył ewakuację w marszu śmierci, przeżył udręczenia i cierpienia w tak ciężkich obozach na terenie Austrii a więc KL Melk i KL Gusen, doczekał się wyzwolenia… – a do ukochanej rodziny nie powrócił!
Franciszek Ogon
Urodzony 10.09.1907 r. w Rybniku, syn Franciszka i Marianny. W roku 1933 zawarł związek małżeński z Marią z domu Piechaczek. Miał trzech synów – Zbigniew urodzony w 1934 r. dwa lata później urodził się Wenanty, zaś w 1943 r. najmłodszy – Andrzej, gdy jego ojciec już był w KL Auschwitz. Niestety, wszyscy trzej synowie Franciszka i Marii a moi serdeczni przyjaciele już nie żyją.
Nawiązując jednak do osoby Franciszka, po ukończeniu szkoły średniej został urzędnikiem w magistracie w Rybniku. Pracował tam do roku 1939.
Nie żyją już osoby, które mogłyby przekazać o Franciszku Ogonie więcej informacji z tamtego okresu, zaś od nielicznych żyjących, dowiedziałem się tylko tyle, że był człowiekiem bardzo inteligentnym i przedsiębiorczym. Chyba przez wrodzoną operatywność wynajął w 1938 r. lokal przy ul. Sobieskiego 20 – obok wspaniałego przedwojennego domu handlowego Beygów – i otworzył tam sklep papierniczo-księgarski.
Gdy rozpoczęła się okupacja hitlerowska, Ogon został bez pracy. O zatrudnieniu w niemieckim urzędzie miejskim mowy być nie mogło. Franciszek przejął więc prowadzenie sklepu, dzięki czemu żona miała więcej czasu, by zająć się dziećmi i domem.
Konspiracja
Podobnie jak wielu patriotów ziemi rybnickiej Franciszek Ogon zaangażował się czynnie w konspiracyjną walkę z okupantem. W budynku jego rodziców do 1932 r. wynajmowała mieszkanie rodzina Sobików (budynek usytuowany był niedaleko ul. Gliwickiej i Szpitala Psychiatrycznego). Znali się więc od dziecięcych lat ze Stanisławem Sobikiem. W ruchu oporu – organizacji konspiracyjnej ZWZ (której współzałożycielem był właśnie Stanisław Sobik) zaangażował się niemal od pierwszych chwil, czyli od początku 1940 r.
W porozumieniu z kierownictwem ZWZ urządził w swoim sklepie (usytuowanym w centrum miasta) punkt kontaktowy organizacji. Było to bardzo dogodne miejsce, gdyż przychodziły tam po zakupy osoby różnej płci i wieku, Niemcy i Polacy. Artykuły papiernicze czy książki niemieckie mieli prawo kupować tak jedni jaki i drudzy.
Kurierzy organizacji ZWZ nie różnili się wyglądem od innych kupujących, toteż przez skrytkę w sklepie mogli nie narażając się na jakiekolwiek podejrzenia – przekazywać meldunki i rozkazy.
Punkt kontaktowy w księgarni funkcjonował sprawnie niemal od początku działania ZWZ w Rybniku aż do końca 1942 r. Wtedy to – w wyniku zdrady Jana Zientka, gestapo dowiedziało się o jego istnieniu. Niemcy postanowili aresztować właściciela sklepu, jednak ktoś życzliwie nastawiony do Franciszka Ogona uprzedził go o planach gestapo i punkt kontaktowy został natychmiast zlikwidowany. Prowadzeniem sklepu przejęła żona Maria, zaś Franciszek zniknął z Rybnika. Wyjechał do Brennej, gdzie ukryła go w swym domu rodzina Holeksów, z którą od czasów przedwojennych utrzymywał bliską znajomość, a którzy w okresie okupacji bardzo czynnie wspomagali działalność partyzantów - miejscowość ta dała schronienie wielu działaczom konspiracyjnych grup ruchu oporu oraz partyzantom z Rybnika i jego okolic, a przede wszystkim – z Podbeskidzia.
Auschwitz
Gestapo poszukiwało Franciszka Ogona z wielką determinacją, ale bez powodzenia. Więc w mieszkaniu Ogonów zorganizowano tzw. „kocioł”. Gestapowcy przebywali tam kilka dni i nocy, a nie mogąc wpaść na trop Franciszka Ogona, zastosowali pułapkę psychologiczną - rozgłosili informację, że jeżeli sam nie stawi się na gestapo, wywiozą jego żonę oraz dzieci do KL Auschwitz. Niestety, 11 lub 12.02.1943 r. udało im się aresztować Ogona, przez zdradę konfidenta gestapo Zientka. Tak więc aresztowano go w Brennej – w domu Holeksów, i przewiezionego do siedziby rybnickiego gestapo.
Z Rybnika, dnia 13.02.1943 r. wywieziony został transportem zbiorowym do KL Auschwitz. Rozpoczął tam swoją golgotę tak jak pozostali aresztowani z Rybnika – od bloku nr 2, skąd (jak inni więźniowie z Rybnika) był poddawany sadystycznym metodom przesłuchań, mimo że gestapo posiadało jednoznaczne informacje o roli, jaką Franciszek Ogon spełniał w ZWZ/AK. Dnia 9.03.1943 r. przekazany został na pobyt w obozie.
Procedurę przyjęcia rozpoczął od bloku 26, gdzie wydano mu obozowy pasiak, ostrzyżono głowę, zrobiono zdjęcie w trzech pozycjach, wpisano do obozowej kartoteki i wytatuowano numer obozowy na lewym przedramieniu. Od tego momentu stał się „häftlingiem” nr 107466.
Osadzony w bloku nr 3a Franciszek pracował w paczkarni obozowej - Paketstelle, mieszczącej się w drewnianym baraku między blokami 25 i 26. (W magazynie tym przyjmowane były przesyłki od rodzin dla więźniów). Pod nadzorem SS-manów kontrolowano tam skrupulatnie zawartość i sprawdzano, czy nie znajdują się w nich niedozwolone przedmioty lub alkohol.
W listach pisanych z obozu, wybrzmiewa wielka troska o dobro rodziny, a więc żony Marii i dzieci. Wzruszające są miejsca, w których wyraża miłość i wdzięczność dla żony Marii, miłość do dzieci. Dla synów Zbigniewa i Wenantego przekazywał wskazówki i porady związane z różnymi dziecinnymi „problemami” życia. Szczególną troską i tęsknotą obdarzał najmłodszego syna Andrzeja, który urodził się już w czasie pobytu Franciszka w obozie. Tego wszystkiego nie zabraniała pisać obozowa cenzura, jednak na małym arkuszu listowym niewiele można było zmieścić…
Z wysłanych 34 listów z KL Auschwitz do domu – w jednym z nich pisze:
[…] Kochane Dzieci! Bardzo mnie cieszy, że także Wy napisaliście kilka linijek, piszcie zawsze. Bardzo za Wami tęsknię, te kilka linijek uśmierza moją tęsknotę. Ciągle o Was myślę, moi kochani, oby Bóg sprawił, abyśmy wkrótce znów byli razem. Uspokaja mnie to, że mam tak dzielną i odważną żonę, jak Ty, kochana Mario, i za to wdzięczny jestem Bogu. […]
Transporty ewakuacyjne z KL Birkenau - do obozów i podobozów na terenie Niemiec i Austrii wysyłane były już od połowy 1944 r., jednak gdy wojska radzieckie zbliżyły się do Krakowa, władze obozowe zadecydowały o ewakuacji więźniów także z obozu macierzystego. Zadbano również o zlikwidowanie – przy pomocy więźniów – dowodów obciążających Niemców, a więc obiektów, w których dokonywano ludobójstwa oraz dokumentacji obozowej.
Marsz Śmierci
Franciszek Ogon doczekał ostatnich chwil funkcjonowania fabryki śmierci w KL Auschwitz, ale nie był to koniec obozowego koszmaru – więźniów czekał jeszcze „marsz śmierci”. Z KL Auschwitz w transporcie zbiorowym 18 stycznia 1945 r., Franciszek Ogon wychodził w tej samej grupie więźniów, z którą obóz opuszczał jego znajomy z rybnickiego ZWZ/AK, Karol Miczajka.
Około godziny 1.00 w nocy kolumna opuściła obóz – i w kolumnie tej był także Franciszek Ogon. Kiedy więźniowie znaleźli się już za bramą obozową, uświadomili sobie, jak ciężkie będą warunki marszu. W nocy wiał lodowaty, przejmujący wiatr, a mróz sięgał poniżej 20 stopni Celsjusza. Trasa marszu z Oświęcimia do Wodzisławia Śląskiego wiodła przez ok. 13 miejscowości. Kolumna eskortowana była przez dobrze uzbrojonych SS-manów, którym towarzyszyły stale ujadające psy. Co chwilę słychać było odgłosy karabinowych wystrzałów. Więźniów, którzy nie nadążali za kolumną lub próbowali uciekać, SS-mani od razu rozstrzeliwani. Ich ciała zostawiano na poboczu drogi – tam, gdzie zostali zamordowani. Nic więc nie wstrzymywało hitlerowców od morderczych przyzwyczajeń, nadal bez skrupułów uśmiercali więźniów. Kto chciał przeżyć, musiał iść – o głodzie, bez względu na mróz i na stan zdrowia…
SS-mani widzieli, że więźniowie nie są w stanie iść bez przerwy, dlatego w miejscowości Poręba, zorganizowano nocleg. Cała kolumna liczyła około 2500 więźniów, Wczesnym rankiem 20 stycznia więźniowie wyruszyli w dalszą drogę. Po całodziennym marszu dotarli do drugiego miejsca noclegu w Jastrzębiu Zdroju.
Marsz z Jastrzębia do Wodzisławia Śląskiego odbywał się na odcinku zaledwie dziesięciu kilometrów, ale była to najtrudniejsza część drogi. Jak podają niektóre publikacje, po przejściu kolumny na tym tylko odcinku doliczono się 74 zastrzelonych więźniów.
W Wodzisławiu doszło do spotkania Franciszka Ogona z żoną. Maria Ogon zabrała ze sobą większą sumę pieniędzy na wypadek, gdyby zaszła możliwość przekupienia któregoś z SS-manów pilnujących więźniów i zwolnienia męża z dalszego transportu. Franciszek znał jednak dobrze mentalność niemieckich oprawców, odwiódł żonę od tego planu. Przekonywał ją, że wojna się kończy i nie ma sensu przekupywania kogokolwiek, można bowiem trafić na fanatyka i tylko pogorszyć sytuację. Jak się później okazało, ta krótka rozmowa małżonków – pierwsza po prawie dwóch latach – była też ich ostatnią.
Mauthausen-Gusen
Dnia 21 stycznia 1945 r. około godziny 16.00 pociąg załadowany więźniami wyruszył z Wodzisławia w stronę Chałupek-Bogumina, a 26 stycznia dojechał do obozu KL Mauthausen w Górnej Austrii, w pobliżu miasta Linz.
W Mauthausen Franciszek Ogon przebywał tylko trzy dni na kwarantannie, trwającej w innych obozach znacznie dłużej. Otrzymał numer obozowy 118151, ale nie wytatuowano mu go na ręce – wybity był na metalowej blaszce przymocowanej do kawałka drutu. Tak prymitywnie wykonana bransoletka musiała być noszona na przegubie ręki.
Po trzech dniach wielu więźniów, w tym także Franciszka Ogona i Karola Miczajkę, ewakuowano do podobozu w Melku. Tam jednak zostali rozdzieleni – Ogon pozostał w KL Melku, natomiast Miczajkę przetransportowano do podobozu w Ebensee.
Trudno ustalić, jakie były dalsze losy Ogona (w KL Melku) – gdzie pracował i w jakich warunkach przebywał – gdyż nie udało się niestety dotrzeć do bezpośrednich świadków – współwięźniów tego podobozu.
Podobóz w Melku został otwarty 20 kwietnia 1944 r. i miał być ośrodkiem produkcji wojennej, dlatego też zamiast nazwy miejscowości, w której się znajdował, oznaczono go kryptonimem „Quarz”. Więźniowie, w ogromnej większości zatrudnieni byli przy budowie sztolni dla mającej tam powstać fabryki firmy Steyr-Daimler-Puch. Wydrążono 7 wielkich chodników podziemnych o szerokości 25 m, połączonych wewnętrznymi chodnikami. Zostały one wybetonowane, zelektryfikowane i wyposażone w maszyny. Ponieważ sztolnie położone były w Loosdorf-Reggensdorf, w odległości kilku kilometrów od obozu, więźniów dowożono do nich pociągiem. Linie kolejowe dowoziły też do sztolni stal, z której wyrabiano łożyska kulkowe. Ponad 7000 więźniów pracowało w tych sztolniach pod nadzorem SS-manów i majstrów cywilnych. Obóz w Melku był jednym z głównych producentów łożysk kulkowych do wytwarzanych przez Steyr-Daimler-Puch czołgów (słynne Panther), wozów pancernych i podwozi samolotowych.
Śmiertelność w obozie była wysoka. Powodowały ją złe warunki higieniczne i niedożywienie, a przede wszystkim – wymuszane terrorem – wysokie tempo pracy przy drążeniu sztolni
Przez obóz w Melku przeszło przez niespełna rok - 15000 więźniów różnych narodowości, a 7500 zostało w nim zamordowanych lub zmarło z wycieńczenia (wg. książki Stanisława Dobosiewicza, Mauthausen-Gusen, Warszawa 1985). Pod koniec istnienia obozu stosowano praktykę zabijania więźniów pałką lub topienia w beczkach z wodą, a w zimie na początku 1945 r., pod pozorem konieczności dezynfekowania baraków, przetrzymywano na mrozie podczas śnieżycy tysiące nagich więźniów.
Po zajęciu Wiednia przez wojska radzieckie obóz ewakuowano, a wśród ewakuowanych był także Franciszek Ogon. Polacy byli współorganizatorami konspiracyjnej samoobrony więźniów przed zamierzoną przez SS likwidacją obozu pod koniec wojny. Konspiracja obozowa udaremniła próbę wymordowania całej załogi więźniarskiej w sztolniach Kellerbau, dokąd 28 kwietnia 1945 r. spędzono więźniów w czasie pozorowanego alarmu lotniczego.
Wyzwolenie
Obóz wyzwolony został wraz z obozem Macierzystym KL Mauthausen 5 maja 1945 r. przez jednostkę armii amerykańskiej. Wyzwolenia doczekało 21386 więźniów. Zginęło w czasie funkcjonowania obozu i zmarło z wyczerpania w pierwszych tygodniach po wyzwoleniu 446000 więźniów, w tym około 27000 Polaków.
Franciszek Ogon znajdował się między tymi, którzy przetrwali w ciężkich warunkach obozowej egzystencji. Wyzwolony cieszył się z przeżycia i bardzo pragnął powrotu do domu – do żony i dzieci. Przez więźnia, który natychmiast po odzyskaniu wolności wracał w strony leżące niedaleko Rybnika, przesłał do żony list pełen optymizmu i radości z rychłego powrotu do domu (list pokazany jak na początku opracowania). Niestety organizm Franciszka Ogona, skrajnie wycieńczony głodowaniem i ciężką pracą, nie wytrzymał. Franciszek znalazł się wśród tych, którzy zmarli z wyczerpania tuż po wyzwoleniu, nie zobaczywszy swych bliskich… Jego prochy pochowane zostały na wspólnym „cmentarzu” na terenie KL Mauthausen.