NATO wykonuje zbyt ostrożne kroki wobec Ukrainy? Wnioski ze szczytu w Wilnie
Szczyt NATO w Wilnie odbywał się wobec różnych zagrożeń i wyzwań płynących ze wszystkich kierunków strategicznych. Dziś atakuje Rosja. Ale trzeba patrzeć realnie, to nie wszystkie niebezpieczeństwa, które musi brać pod uwagę NATO. Sojusz Północnoatlantycki jest skonfrontowany z wrogimi podmiotami państwowymi i niepaństwowymi, z atakami cybernetycznymi i hybrydowymi. Wszechobecna jest niestabilność geopolityczna, rosnąca konkurencja geostrategiczna i postępujący agresywny autorytaryzm. To ogrom wyzwań dla interesów i wartości Sojuszu.
Szczyt NATO w Wilnie zakończył się sukcesem. Ale jest to sukces ograniczony i należy go ocenić raczej jako mechanizm pomostowy między zeszłorocznym szczytem w Madrycie a przyszłorocznym szczytem w Waszyngtonie. W Madrycie sojusznicy zgodzili się co do charakteru nowych zagrożeń i wyzwań płynących zarówno ze strony Rosji, jak i Chin. W Madrycie szczyt NATO określił nową koncepcję strategiczną, która w pewnym stopniu ponownie ukierunkowała Sojusz. Wilno miało być szczytem wdrożeniowym. I tym było, jednak wdrożenie to dopiero próba realizacji.
Na tegorocznym szczycie odnotowano postępy w wielu obszarach, od realizacji wzmocnionego odstraszania po wojnę hybrydową. Szczyt się jednak zatrzymał w kilku kluczowych kwestiach. Mianowicie takich jak członkostwo Ukrainy, rola NATO w regionie Indo-Pacyfiku oraz zarządzanie zagrożeniem bronią nuklearną ze strony Rosji i coraz częściej Chin, a także krytyczne spojrzenie na wzajemne relacje państw członkowskich NATO. Trzeba też podkreślić, że niektóre bardzo ważne problemy zostały rozwiązane tylko częściowo. Raczej jako zapowiedzi. Erdoğan zgodził się przekazać dokumenty ratyfikacyjne Szwecji do tureckiego parlamentu, ale akceptacja i przystąpienie tego państwa do Sojuszu nastąpić ma w październiku. To sporo czasu i jeszcze sporo się może zdarzyć. Cena, jaką uzyskał Erdoğan za akceptację akcesji Szwecji, jest następująca: ze strony Sztokholmu – likwidacja politycznych grup emigracji kurdyjskiej. Realizacja jest niemal pewna. Ze strony Waszyngtonu – sprzedaż 40 nowych myśliwców F-16V i części do modernizacji posiadanych przez Turcję starych typów F-16. Biały Dom zapewnia realizację tego postulatu, ale nie ma sposobu, aby ominąć weto wobec tej sprzedaży w Senacie i Izbie Reprezentantów. Wetują zgodnie kongresmeni obu partii, więc nie do końca wiadomo, czy Ankara zaakceptuje akces Szwecji.
Zdecyduje Waszyngton
Szczyt w Wilnie odbył się w toku najbardziej niszczycielskiej wojny w Europie od prawie ośmiu dekad i amerykańskich wysiłków na rzecz przywrócenia równowagi w stosunkach z Chinami. Towarzyszyła temu pewna ostrożność jako wyraźnie uwierający skutek. Zatrzymano się w Wilnie w kilku kluczowych kwestiach, takich jak członkostwo Ukrainy, rola NATO w regionie Indo-Pacyfiku oraz zarządzanie zagrożeniem bronią nuklearną ze strony Rosji i coraz częściej Chin. Jedność szczytu powstała wokół rozwiązań o najniższym wspólnym mianowniku, choć dzięki temu pewien niedostatek jedności został jakoś zamaskowany.
Można mieć nadzieję, że na szczycie w 2024 roku rola i status Sojuszu zostaną ostatecznie określone zgodnie z ogromem ciężaru, który NATO będzie musiało dźwigać w nadchodzących latach. Trzeba przy tym pamiętać, że wprawdzie gospodarzem szczytu w Waszyngtonie będzie jeszcze demokrata prezydent Joe Biden, ale po wyborach do amerykańskiego parlamentu (w listopadzie tego roku) obie Izby Kongresu prawdopodobnie znajdą się w rękach republikanów. To będzie sporo znaczyć dla NATO, gdzie USA są najważniejszym partnerem.
Solidna linia obrony przed Rosją
Najbardziej udanym elementem szczytu w Wilnie było wzmocnienie sił odstraszania NATO wzdłuż linii frontu z Rosją, od dalekiej północy po Morze Śródziemne. Z Finlandią i Szwecją, która wkrótce wejdzie do Sojuszu, powstaje solidna linia obrony przed rosyjską agresją. To najmocniejszy dowód na strategiczną porażkę Putina i Rosji jako efekt militarnej napaści na Ukrainę.
Nowy model sił NATO, uzgodniony w zeszłym roku, wyraźnie określa konkretne obowiązki militarne wszystkich państw członkowskich w odniesieniu do sytuacji i zagrożeń geostrategicznych. Około 40 000 żołnierzy NATO stoi w gotowości wzdłuż wschodniej flanki. Każdego dnia na tym terytorium wzbija się w powietrze około 100 samolotów. W sumie aż 27 okrętów operuje w lipcu na Morzu Bałtyckim i Morzu Śródziemnym. Liczby te mają wzrosnąć. NATO zamierza mieć 300 000 żołnierzy gotowych do przemieszczenia się na wschodnią flankę w ciągu 30 dni. Jednak trzeba zauważyć, że w tym czasie wróg może zniszczyć miasta i obronę na obszarze flanki wschodniej.
Plany obronne dzielą jej terytorium na trzy strefy – obszar dalekiej północy i Atlantyku, strefę centralną od Estonii poprzez Polskę do Rumunii i trzecią w południowej Europie. Wysunięta obecność NATO w ośmiu państwach pierwszej linii wymaga dalszego militarnego wzmocnienia. Tak aby w każdym z nich była stała obecność wojsk Sojuszu na szczeblu brygady. Inicjatywy dotyczące gotowości bojowej i mobilności sił militarnych NATO wymagają jednak dalszej uwagi i sporej poprawy. Bardzo niepokojące są wciąż fakty zakazu przemieszczania sił NATO przez niektóre drogi i mosty m.in. w Niemczech. Zakazy wydawane są zwykle przez władze samorządowe z uzasadnieniem np. niedostosowania tych dróg i mostów do przejazdu ciężkiego sprzętu militarnego.
Okręty, samoloty bojowe, rakiety i potencjalnie ponad 3 miliony personelu wojskowego należą do państw członkowskich NATO i obciążają ich budżety. Dlatego na szczycie przypomniano o pilnej konieczności realizacji przez wszystkie państwa limitu wydatków na obronność. Limit wynosi 2 procent produktu krajowego brutto. Przypomnienie wywołało pomruki niezadowolenia w niektórych – akurat najbogatszych państwach członkowskich. Tu trzeba też przypomnieć, że w Polsce te wydatki przekraczają 3,8 proc. PKB.
Ukraina, głupcze?
Największym rozczarowaniem w Wilnie była niemożność określenia bardziej konkretnych kroków w kierunku członkostwa Ukrainy w NATO po zakończeniu wojny. Podjęte kroki są ostrożne, a może nawet zbyt ostrożne. Widoczne było początkowe duże rozczarowanie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego po jego przybyciu do Wilna. A na kilka godzin przed ukazaniem się komunikatu prezydent Ukrainy napisał na Twitterze, dając wyraz swojemu rozgoryczeniu: „To bezprecedensowe i absurdalne, że nie określono ram czasowych ani zaproszenia, ani członkostwa Ukrainy. A jednocześnie dodano niejasne sformułowania o «warunkach» nawet w przypadku zaproszenia Ukrainy”. Ostro, ale można zrozumieć przywódcę kraju, który stoi w obliczu brutalnej agresji mającej na celu zniszczenie samego pojęcia narodu ukraińskiego.
W sprawie drogi Ukrainy do NATO były niezgodności wśród uczestników szczytu. Komunikat ze szczytu Sojuszu został ostatecznie ogłoszony około godziny 18:40 w Wilnie. To dość późno w porównaniu ze szczytem w Madrycie. Powód był poważny – wyraźna różnica zdań między sojusznikami z Europy Wschodniej, Skandynawii i niektórych państw zachodnioeuropejskich – taka koalicja ad hoc z jednej strony a Stanami Zjednoczonymi i Niemcami z drugiej. Chodziło o to, na ile otwarty ma być Sojusz w sprawie członkostwa Ukrainy. Koalicja utworzona ad hoc chciała wyraźnego i konkretnego przyspieszenia członkostwa Ukrainy. Prezydent Joe Biden demonstrował sporą ostrożność. Miał wsparcie Berlina. Prawdopodobnie motywacja była odmienna – Biden musi brać pod uwagę problemy USA w relacji z Chinami. Berlin liczy, że trzeba brać jednak pod uwagę przyszłe negocjacje z Rosją. Oczywiście Waszyngton ma rolę najważniejszą w NATO, więc koalicja ad hoc nie mogła przeważyć. Jednak Amerykanie musieli brać pod uwagę znaczenie jedności NATO, więc prezydent Biden zgodził się na pewne ustępstwa. Choć nie są to ustępstwa imponujące. W komunikacie stwierdzono, że Ukraina nie musi wypełniać obowiązującego „Planu Działań na rzecz Członkostwa”, a Komisja NATO–Ukraina zostaje przekształcona w Radę NATO–Ukraina. Takie małe kroki we właściwym kierunku.
W sprawie kluczowej kwestii członkostwa w komunikacie stwierdzono: „Sojusz będzie wspierał Ukrainę w przeprowadzaniu tych reform na jej drodze do przyszłego członkostwa. Będziemy w stanie zaprosić Ukrainę do Sojuszu, gdy sojusznicy wyrażą na to zgodę i zostaną spełnione warunki”.
Zamiast decyzji o członkostwie – deklaracja wsparcia G7
Nie jest to specjalnie coś nowego – już na szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 r. zapowiedziano, że Ukraina zostanie członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Obecnie sytuacja Kijowa jest następująca: Komisja NATO–Ukraina stała się Radą NATO–Ukraina, co daje Kijowowi silniejszy głos w sprawach politycznych Sojuszu. Rada ma być miejscem planowania przyszłego członkostwa Ukrainy. Oficjalnie na szczycie uroczyście zobowiązano się do przyjęcia Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego za zgodą wszystkich sojuszników, „kiedy spełnione zostaną warunki”. Rzecz w tym, że warunków nie sprecyzowano. Niektórzy analitycy uważają, że ten brak w pewnym stopniu ma być zrekompensowany Kijowowi deklaracją grupy G7 o wsparciu dla Ukrainy. Pytanie – na ile ta deklaracja realnie satysfakcjonuje Kijów, a co ważniejsze – jak podziała na zachowania Rosji. Tu można mieć poważne wątpliwości co do skuteczności deklaracji.
Ostatecznie nie ma chyba stanowczej odpowiedzi na pytanie: czy do szczytu w Waszyngtonie droga Ukrainy do NATO będzie utorowana i przejezdna.
Nowe koncepcje militarne dla NATO
Wobec geopolitycznych realiów dwie koncepcje wojskowe wyznaczają kierunek koniecznej adaptacji NATO. Koncepcja odstraszania i obrony obszaru euroatlantyckiego skupia się na wykorzystaniu sił w celu odstraszania i obrony dzisiaj. Zaś koncepcja walki militarnej NATO oferuje nowe perspektywy działań militarnych Sojuszu. Obie koncepcje są współzależne, wymagają systematycznego rozwoju, aby Sojusz stanowił ważną siłę bojową teraz i w przyszłości. Sojusznicy poczynili znaczne postępy w zwiększaniu wydatków na obronę i inwestowaniu w podstawowy sprzęt, podejmując kroki w kierunku bardziej sprawiedliwego podziału obciążeń w ramach NATO. Rok 2022 był ósmym z rzędu rokiem zwiększonych wydatków na obronę, przy łącznych inwestycjach europejskich sojuszników i Kanady od 2014 r., które wyniosły prawie 350 mld USD.
Szczyt NATO w Wilnie zakończył się sukcesem ograniczonym i jest on bardziej mechanizmem kontynuacji między zeszłorocznym szczytem w Madrycie a przyszłorocznym szczytem w Waszyngtonie. W Madrycie sojusznicy zgodzili się co do charakteru nowych zagrożeń i wyzwań płynących zarówno ze strony Rosji, jak i Chin. Nowa koncepcja strategiczna Madrytu ponownie ukierunkowała Sojusz. Wilno miało być szczytem wdrożeniowym, od wzmocnionego odstraszania po wojnę hybrydową. Pytanie do polityków i ekspertów, na ile tę rolę zrealizowało.
O wzmacnianiu struktury bezpieczeństwa na wschodniej flance Sojuszu, o pewnej pozytywnej zmianie języka w NATO i podejścia do tej zmiany zaprezentowanej w Wilnie mówił optymistycznie i przekonująco na konferencji prasowej po zakończeniu szczytu prezydent Andrzej Duda. Podkreślił: – Ta zmiana ma charakter stopniowy, ale ona się dzieje.
Tekst pochodzi z 29 (1799) numeru „Tygodnika Solidarność”.