Tadeusz Majchrowicz: Marzy mi się, żeby wreszcie dać na luz

– Najtrudniejszy moment to był rok 2009. Byłem wówczas radnym sejmiku. Będąc właśnie w Urzędzie Marszałkowskim w Rzeszowie, dostałem telefon o tym, że sąd ogłosił upadłość Krośnieńskich Hut Szkła „Krosno”. To było uczucie, jakby ktoś mnie uderzył obuchem – mówi, podsumowując 25 lat pełnienia funkcji przewodniczącego Zarządu Regionu Podkarpacie, Tadeusz Majchrowicz, który jest także zastępcą przewodniczącego KK NSZZ „S”, w rozmowie z Barbarą Michałowską.
Tadeusz Majchrowicz Tadeusz Majchrowicz: Marzy mi się, żeby wreszcie dać na luz
Tadeusz Majchrowicz / fot. M. Żegliński

– W ostatnich latach pełnił Pan w Związku funkcję zastępcy przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, przewodniczącego Zarządu Regionu Podkarpacie, szefa Rady Nadzorczej spółki Tysol, ponadto jest Pan członkiem EKES-u, działa w Fundacji Promocji Solidarności, a poza tym jest Pan zaangażowany na wielu polach w działania lokalne na Podkarpaciu. Jak Pan znajduje na to wszystko czas?

– Najważniejsze jest dobre planowanie. Trzeba dziś zrobić to, co planowane jest na jutro. Wszystkie spotkania, wszystkie wydarzenia skrupulatnie notuję. Mam wypełniony kalendarz. Nigdy mi się nie zdarzało, żebym o czymś zapomniał, dlatego że to mam wpisane w kalendarzu albo w moich notatkach.

Oczywiście, patrząc z perspektywy lat, widzę, że wszystkie te aktywności odbywały się kosztem mojej rodziny, która była zawsze bardzo wyrozumiała, kosztem zdrowia i kosztem wolnego czasu. Najbardziej intensywny okres to ostatnie 13 lat, kiedy jestem w Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „S”. Pracuję w Gdańsku, a mieszkam na przeciwległym krańcu Polski za Krosnem. Te miejsca dzieli odległość ponad 700 km. Bywało, że pokonywałem samochodem ponad 70 tys. kilometrów rocznie. Jechałem przez całą Polskę, a jednocześnie musiałem pracować, więc na bieżąco w trakcie jazdy wykonywałem jeszcze szereg rzeczy, bardzo często zatrzymywałem się na parkingu, żeby się połączyć online. Tak wygląda ta praca. Czasami zajmuje 10, a czasami 18 godzin. Ostatnie lata były więc intensywne. Myślę, że gdybym miał brata bliźniaka i podzielił te wszystkie moje aktywności na pół, to pewnie obaj byśmy nie narzekali na brak zajęcia i na nadmiar wolnego czasu.

– Przewodniczącym Zarządu Regionu jest Pan od 25 lat, ale w Związku działa o wiele dłużej. Pierwszy raz zaangażował się Pan już w 1980 roku, prawda?

– Byłem czynny zawodowo od 1975 roku. Miałem epizod dwuletniej służby wojskowej w Ludowym Wojsku Polskim. Co się działo w roku 1980? Pracowałem w ZUN „Naftomet” w Krośnie. W sierpniu rozpoczęły się strajki, rozpoczęły się pierwsze spotkania na hali wydziału. Byłem totalnie zaskoczony, bo była w pewnej części hali taka prosta kapliczka i obraz Matki Boskiej oraz krzyż, były kwiaty. To było szokujące, bo to przecież komuna i wiadomo, jakie było nastawienie do wiary katolickiej, w ogóle do chrześcijaństwa. A tu nagle takie rzeczy?

Pamiętam, że to było takie pierwsze piorunujące wrażenie, aż miałem gęsią skórkę. Oczywiście, pamiętam wystąpienia moich starszych kolegów, którzy już wcześniej się włączali w działania antykomunistyczne. To byli ludzie przygotowani, oczytani, osłuchani, wychowani na Wolnej Europie, na Głosie Ameryki. Słuchaliśmy z zapartym tchem, o czym oni mówią. Wtedy to ci najstarsi koledzy prowadzili rozmowy z ówczesną dyrekcją. Teraz myślę po tych ponad 40 latach, te wydarzenia były niewyobrażalne.

Ja wtedy byłem w takiej, na obecny język przekładając, Komisji Wydziałowej w moim Wydziale Transportu. Tam zorganizowaliśmy referendum w sprawie odwołania kierownika. Pamiętam, jak dziś: kierownik, starszy facet, popłakał się wtedy. Tym sposobem wziął na litość wszystkich. W tajnym głosowaniu ja i dwóch moich kolegów głosowaliśmy „za”, a reszta zagłosowała „przeciw”. Wiadomo było, że „za” głosowali inicjatorzy referendum. To oczywiście spowodowało, że miałem już później pod górkę. I w czasie karnawału Solidarności, i potem w stanie wojennym.

Taki był początek, ale na dobre w działania Solidarności zaangażowałem się w latach dziewięćdziesiątych. Najpierw na poziomie zakładu, potem Sekcji Krajowej Górnictwa Naftowego i Gazownictwa NSZZ „S”, a potem już w Regionie, i tak śmignęło te 30 lat.

– Od 1998 roku pełni Pan funkcję przewodniczącego Zarządu Regionu Podkarpacie.

– Tak, dokładnie od 20 czerwca 1998 roku. Wcześniej pełniłem przez bodajże trzy kadencje (były wtedy czteroletnie) funkcję zastępcy przewodniczącego. Dokładnie 25 lat temu zaś wygrałem wybory na przewodniczącego.

– Co uważa Pan za największy sukces tego ćwierćwiecza?

– Sukcesów jest ogromnie dużo. Z jednej strony przykładałem wagę do spraw gospodarczych, majątkowych. Moim marzeniem było, żeby Zarząd Regionu miał własną siedzibę, bo wcześniej w Krośnie kilka razy się przeprowadzaliśmy z miejsca na miejsce z różnych przyczyn, najczęściej z powodu zbyt wysokiego czynszu. Podobnie było w Jaśle i w Sanoku. I to się udało. Mamy w Krośnie przy rynku piękną odnowioną kamienicę. Własne siedziby mamy teraz już także w Sanoku i Jaśle. Dlaczego to było ważne? Swego czasu pojawiały się głosy, że powinno się związki zawodowe wyprowadzić z zakładu pracy. W momencie, gdy mamy własne lokale, nawet gdyby tak się stało, z naszej siedziby nikt nas nie wypędzi. Wytrzymamy. Na szczęście nigdy nie doszło do takiej sytuacji.

Druga sprawa, która jest dla mnie osobiście ogromnie ważna, to jest organizacja Pielgrzymki Ludzi Pracy. W 2019 roku myśmy byli jej organizatorem. Bogdan Biś powiedział mi wówczas, że któryś Region się wycofał i nie ma kto przejąć organizacji pielgrzymki. No więc wziąłem głębszy oddech i mówię: „Dobra, to my to bierzemy”. Nikt z moich ludzi nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie to będzie wyrzeczenie i koszt. Po prostu powiedziałem, że to zrobimy, i zrobiliśmy.

Z organizacją wiąże się też peregrynacja Obrazu Matki Bożej i Robotników Solidarności. Obraz peregrynuje po Regionie, który w danym roku zajmuje się organizacją Pielgrzymki. Ten obraz był w 105 miejscach na Podkarpaciu, ja uczestniczyłem w ponad stu Mszach, jeśli nie na powitanie obrazu, to na jego pożegnanie. Msze odbywały się w szpitalach, Domu Pomocy Społecznej, hospicjum i oczywiście licznych kościołach. W tych Mszach uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy osób. Później relacjonowałem tę peregrynację na Jasnej Górze. Księża tam obecni byli bardzo pozytywnie zaskoczeni.

Sam bym oczywiście tego nie zorganizował. Ta praca wymagała olbrzymiego wysiłku wielu ludzi. Udało się i to sprawiło mi ogromną satysfakcję.

Poza tym przez te lata zorganizowaliśmy w Regionie niezliczoną ilość wydarzeń sportowych i kulturalnych. Przez wiele, wiele lat Międzynarodowy Wyścig Kolarski Solidarności i Olimpijczyków gościł w Krośnie, Sanoku lub w Jaśle. Pamiętam też dobrze koncert Ich Troje na stadionie w Krośnie. Działy się różne ciekawe historie.

– Na pewno bywały też trudne momenty.

– Najtrudniejszy moment to był rok 2009. Byłem wówczas radnym sejmiku. Będąc właśnie w Urzędzie Marszałkowskim w Rzeszowie, dostałem telefon o tym, że sąd ogłosił upadłość Krośnieńskich Hut Szkła „Krosno”. To było uczucie, jakby ktoś mnie uderzył obuchem. Znikała firma, która w swoich latach świetności zatrudniała kilkanaście tysięcy ludzi. To była dramatyczna sytuacja. Myśmy przez 8 lat jako Region prowadzili rozmowy. Na koniec firma została kupiona przez fundusz inwestycyjny.
Po ogłoszeniu upadłości, kiedy wszyscy pracownicy zostali zwolnieni, część dostawała nowe umowy na czas określony. Pracownicy, mając takie umowy, nie mogli wziąć żadnej pożyczki, kredytu. Nie mieli stałego zatrudnienia. Pamiętam, że zwróciłem się wówczas do syndyka z prośbą, by dał tym ludziom umowę na czas nieokreślony. Żeby oni nie byli ludźmi drugiej kategorii. Wówczas on powiedział, że nie może tego zrobić, bo firma jest w upadłości. Ale jakoś go wreszcie przekonałem i kiedy kończył po 8 latach pracę, to umowę na czas nieokreślony miało prawie 1300 ludzi, więc się udało.

Pamiętam też upadłość Autosanu w 2013 roku. W obydwu przypadkach składaliśmy zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. W przypadku Krośnieńskich Hut Szkła w stan oskarżenia postawiono sześciu członków zarządu. Ta sprawa ciągle się toczy. Natomiast w przypadku Autosanu sprawa została umorzona. Mieliśmy też przypadki zwolnień i kilkuletnich batalii sądowych.

Trudnych momentów było bardzo dużo. Także dla mnie osobiście trudnych, jak próba odwołania mnie z funkcji przewodniczącego na Walnym Zebraniu Delegatów 20 lat temu. Wówczas prowadzony był remont budynku Zarządu Regionu i wtedy stałem się niewygodny dla pewnej grupy osób. Chcieli więc mnie usunąć. Na szczęście Zjazd odrzucił ten wniosek. Od tamtego momentu w kolejnych wyborach nie miałem już nigdy kontrkandydata.

I jeszcze jedna kwestia. Zaczynałem w ciekawych czasach, kiedy byliśmy jako Związek zamieszani w politykę, kiedy działała AWS. Wówczas bez przerwy musiałem uczestniczyć w spotkaniach dotyczących klubów, kół czy tworzenia list do wszelakich wyborów. To były dziwne czasy, kiedy braliśmy odpowiedzialność za coś, na co nie mieliśmy tak naprawdę większego wpływu. Dobrze, że w pewnym momencie odcięliśmy się od tego, że wprost wprowadziliśmy zapisy zabraniające łączenia funkcji posła i senatora z funkcjami w Związku.

– A może dla Pana moment, w którym przestanie Pan pełnić funkcje w Związku, to początek nowej politycznej drogi?

– Nie, absolutnie nie. Nigdy nie marzyłem o karierze politycznej, więc chyba nikt mnie nie będzie w stanie do tego przekonać. Dziękuję Panu Bogu, że przeżyłem to, o czym Pani opowiadam, i że udało się wiele dobrego zrobić.

Nie będę też już kandydował na żadną funkcję w Regionie. Koledzy składali mi różne propozycje. Powiedziałem: „nie”. Nigdy nie starałem się być na jakimś stanowisku tylko statystą. Dlatego teraz nie chcę się angażować, narzucać swoich pomysłów, na przykład w Zarządzie Regionu. To ma być nowe otwarcie, nowe rozdanie. Nie będę się również ubiegał o mandat delegata na Krajowy Zjazd Delegatów, co powoduje, że w Prezydium Komisji Krajowej będę jeszcze do pierwszego jej posiedzenia po wyborach. Potem podziękuję Piotrowi Dudzie i wszystkim koleżankom i kolegom za te ostatnie 13 lat. To był fantastyczny czas. Kiedy 13 lat temu spotkaliśmy się w grupie kilkunastu osób i chcieliśmy wprowadzić zmiany w Związku, nikomu z nas nawet się nie śniło, że nie skończy się na jednej kadencji. A w sumie były trzy, w tym jedna wydłużona do 5 lat. Myślę, że bardzo wiele pozytywnych rzeczy w Związku udało nam się zrobić.

I to jest wszystko. Teraz po prostu mam nadzieję, że zachowam względne zdrowie, żeby móc się cieszyć normalnym życiem, że rodzina różnych rzeczy nie będzie musiała układać pod mój wolny dzień, że będę mógł się obudzić i pomyśleć: „Może jeszcze poleżę”. Marzy mi się, żeby wreszcie dać na luz.

– Jest Pan spokojny o przyszłość Regionu, o przyszłość Związku?

– Coś się kończy, a coś się zaczyna. Na razie patrzę ze spokojem i myślę, że jeżeli koledzy będą kontynuowali działania prorozwojowe i nie wydarzy się w kraju nic nieprzewidywalnego, to będzie dobrze. Na pewno Region musi się bilansować. Obecnie nie mamy żadnych zaległości ani składkowych, ani wobec pracowników. Pewnie, że będą pojawiać się problemy. Ale mam nadzieję, że jeśli pałeczkę przejmą młodzi, rozsądni ludzie, to uda im się je przezwyciężyć. Bo Związkowi potrzebni są młodzi, którzy będą tryskali pomysłami i podejmowali nowe działania. A jest to praca trudna, ale też często satysfakcjonująca. Przecież jeżeli się uda pomóc firmie czy indywidualnej osobie i ktoś powie „dzięki”, to jest to największa zapłata. Po to funkcjonujemy, po to jesteśmy związkiem zawodowym.

Tekst pochodzi z 25 (1795) numeru „Tygodnika Solidarność”.

 


 

POLECANE
Trudna sytuacja w Nysie: nowe informacje gorące
Trudna sytuacja w Nysie: nowe informacje

Chcemy zorganizować łańcuch ludzi, którzy będą rzucać piasek i elementy betonowe, by powstrzymać zburzenie wału przeciwpowodziowego - powiedział w poniedziałek burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz.

Donald Trump jest wrogiem NATO? To kłamstwo tylko u nas
Donald Trump jest wrogiem NATO? To kłamstwo

Przeciwnicy Donalda Trumpa - zarówno wśród polityków jak i w mediach - ukuli fejkowy stereotyp, głoszący, że Trump jest wrogiem NATO, że chce osłabić tę organizację lub całkowicie zniszczyć. To kłamstwo jest powtarzane bezczelnie od lat, jakby było oczywistością.

Klasztor w Kłodzku błaga o pomoc Wiadomości
Klasztor w Kłodzku błaga o pomoc

Zalany został zabytkowy klasztor w Kłodzku. Jest apel o pomoc.

Fala wezbraniowa dociera do Krakowa wideo
Fala wezbraniowa dociera do Krakowa

Według doniesień medialnych fala wezbraniowa powoli dociera do Krakowa.

Reporter Republiki siłą wyrzucony z powodziowej konferencji Tuska Wiadomości
Reporter Republiki siłą wyrzucony z "powodziowej" konferencji Tuska

Dziennikarz TV Republika został siłowo usunięty z konferencji Donalda Tuska.

z ostatniej chwili
Zielony Ład? Mamy raport – jest źle! Konrad Wernicki poleca nowy "Tygodnik Solidarność"

Tak kompleksowej analizy dotyczącej polityki klimatycznej UE oraz jej wpływu na Polskę jeszcze nie było. "European Green Deal" jest na ustach wszystkich polityków unijnego mainstreamu, a przede wszystkim Komisji Europejskiej. Jego implementacja ma być kluczowa dla przyszłości Unii. Jednak nikt z piewców Zielonego Ładu nie chce wprost mówić o kosztach z nim związanych. Na to reaguje Solidarność, która zleciła niezależnym ekspertom przygotowanie kompleksowego raportu dot. realizacji założeń polityki klimatycznej. W nowym numerze "Tygodnika Solidarność" prezentujemy wnioski płynące z raportu, który w całości może pobrać na stronie preczzzielonymladem.pl.

Kolejne niemieckie CPK będzie rozbudowywane gorące
Kolejne "niemieckie CPK" będzie rozbudowywane

Zatwierdzono plan rozbudowy lotniska niemieckiego Lipsk/Halle, będącego drugim największym portem lotniczym cargo w Niemczech.

Remigiusz Okraska: Było jasne, że rząd neoliberalnych łajdaków wyłoży się na pierwszej poważnej przeszkodzie gorące
Remigiusz Okraska: Było jasne, że rząd neoliberalnych łajdaków wyłoży się na pierwszej poważnej przeszkodzie

Tylko skończeni durnie sądzili, że ekipa Tuska nadaje się do czegoś poważnego. Gdy przez kilka lat Polska przechodziła w miarę suchą stopą przez bezprecedensową kumulację nieszczęść – globalną pandemię, wojnę w sąsiednim kraju, kryzys energetyczny, zerwanie łańcuchów dostaw, kryzys inflacyjny – dziękowałem losowi, że nie rządzą nami neoliberalni durnie.

Tych sześciu mężczyzn uratowało ujęcie wody dla Jeleniej Góry z ostatniej chwili
Tych sześciu mężczyzn uratowało ujęcie wody dla Jeleniej Góry

Sześciu pracowników Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji "Wodnik" uratowało ujęcia wody dla Jeleniej Góry.

Kazachska ropa dla Niemiec przejawia chemiczne cechy ropy rosyjskiej gorące
"Kazachska" ropa dla Niemiec przejawia chemiczne cechy ropy rosyjskiej

Już w niedziele 22 września w Brandenburgii odbędą się wybory landowe. Sytuacja jest napięta, bo co prawda tylko jednym procentem, ale jednak w sondażach prowadzi populistyczno-prawicowa partia Alternative für Deutschland (AfD).

REKLAMA

Tadeusz Majchrowicz: Marzy mi się, żeby wreszcie dać na luz

– Najtrudniejszy moment to był rok 2009. Byłem wówczas radnym sejmiku. Będąc właśnie w Urzędzie Marszałkowskim w Rzeszowie, dostałem telefon o tym, że sąd ogłosił upadłość Krośnieńskich Hut Szkła „Krosno”. To było uczucie, jakby ktoś mnie uderzył obuchem – mówi, podsumowując 25 lat pełnienia funkcji przewodniczącego Zarządu Regionu Podkarpacie, Tadeusz Majchrowicz, który jest także zastępcą przewodniczącego KK NSZZ „S”, w rozmowie z Barbarą Michałowską.
Tadeusz Majchrowicz Tadeusz Majchrowicz: Marzy mi się, żeby wreszcie dać na luz
Tadeusz Majchrowicz / fot. M. Żegliński

– W ostatnich latach pełnił Pan w Związku funkcję zastępcy przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, przewodniczącego Zarządu Regionu Podkarpacie, szefa Rady Nadzorczej spółki Tysol, ponadto jest Pan członkiem EKES-u, działa w Fundacji Promocji Solidarności, a poza tym jest Pan zaangażowany na wielu polach w działania lokalne na Podkarpaciu. Jak Pan znajduje na to wszystko czas?

– Najważniejsze jest dobre planowanie. Trzeba dziś zrobić to, co planowane jest na jutro. Wszystkie spotkania, wszystkie wydarzenia skrupulatnie notuję. Mam wypełniony kalendarz. Nigdy mi się nie zdarzało, żebym o czymś zapomniał, dlatego że to mam wpisane w kalendarzu albo w moich notatkach.

Oczywiście, patrząc z perspektywy lat, widzę, że wszystkie te aktywności odbywały się kosztem mojej rodziny, która była zawsze bardzo wyrozumiała, kosztem zdrowia i kosztem wolnego czasu. Najbardziej intensywny okres to ostatnie 13 lat, kiedy jestem w Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „S”. Pracuję w Gdańsku, a mieszkam na przeciwległym krańcu Polski za Krosnem. Te miejsca dzieli odległość ponad 700 km. Bywało, że pokonywałem samochodem ponad 70 tys. kilometrów rocznie. Jechałem przez całą Polskę, a jednocześnie musiałem pracować, więc na bieżąco w trakcie jazdy wykonywałem jeszcze szereg rzeczy, bardzo często zatrzymywałem się na parkingu, żeby się połączyć online. Tak wygląda ta praca. Czasami zajmuje 10, a czasami 18 godzin. Ostatnie lata były więc intensywne. Myślę, że gdybym miał brata bliźniaka i podzielił te wszystkie moje aktywności na pół, to pewnie obaj byśmy nie narzekali na brak zajęcia i na nadmiar wolnego czasu.

– Przewodniczącym Zarządu Regionu jest Pan od 25 lat, ale w Związku działa o wiele dłużej. Pierwszy raz zaangażował się Pan już w 1980 roku, prawda?

– Byłem czynny zawodowo od 1975 roku. Miałem epizod dwuletniej służby wojskowej w Ludowym Wojsku Polskim. Co się działo w roku 1980? Pracowałem w ZUN „Naftomet” w Krośnie. W sierpniu rozpoczęły się strajki, rozpoczęły się pierwsze spotkania na hali wydziału. Byłem totalnie zaskoczony, bo była w pewnej części hali taka prosta kapliczka i obraz Matki Boskiej oraz krzyż, były kwiaty. To było szokujące, bo to przecież komuna i wiadomo, jakie było nastawienie do wiary katolickiej, w ogóle do chrześcijaństwa. A tu nagle takie rzeczy?

Pamiętam, że to było takie pierwsze piorunujące wrażenie, aż miałem gęsią skórkę. Oczywiście, pamiętam wystąpienia moich starszych kolegów, którzy już wcześniej się włączali w działania antykomunistyczne. To byli ludzie przygotowani, oczytani, osłuchani, wychowani na Wolnej Europie, na Głosie Ameryki. Słuchaliśmy z zapartym tchem, o czym oni mówią. Wtedy to ci najstarsi koledzy prowadzili rozmowy z ówczesną dyrekcją. Teraz myślę po tych ponad 40 latach, te wydarzenia były niewyobrażalne.

Ja wtedy byłem w takiej, na obecny język przekładając, Komisji Wydziałowej w moim Wydziale Transportu. Tam zorganizowaliśmy referendum w sprawie odwołania kierownika. Pamiętam, jak dziś: kierownik, starszy facet, popłakał się wtedy. Tym sposobem wziął na litość wszystkich. W tajnym głosowaniu ja i dwóch moich kolegów głosowaliśmy „za”, a reszta zagłosowała „przeciw”. Wiadomo było, że „za” głosowali inicjatorzy referendum. To oczywiście spowodowało, że miałem już później pod górkę. I w czasie karnawału Solidarności, i potem w stanie wojennym.

Taki był początek, ale na dobre w działania Solidarności zaangażowałem się w latach dziewięćdziesiątych. Najpierw na poziomie zakładu, potem Sekcji Krajowej Górnictwa Naftowego i Gazownictwa NSZZ „S”, a potem już w Regionie, i tak śmignęło te 30 lat.

– Od 1998 roku pełni Pan funkcję przewodniczącego Zarządu Regionu Podkarpacie.

– Tak, dokładnie od 20 czerwca 1998 roku. Wcześniej pełniłem przez bodajże trzy kadencje (były wtedy czteroletnie) funkcję zastępcy przewodniczącego. Dokładnie 25 lat temu zaś wygrałem wybory na przewodniczącego.

– Co uważa Pan za największy sukces tego ćwierćwiecza?

– Sukcesów jest ogromnie dużo. Z jednej strony przykładałem wagę do spraw gospodarczych, majątkowych. Moim marzeniem było, żeby Zarząd Regionu miał własną siedzibę, bo wcześniej w Krośnie kilka razy się przeprowadzaliśmy z miejsca na miejsce z różnych przyczyn, najczęściej z powodu zbyt wysokiego czynszu. Podobnie było w Jaśle i w Sanoku. I to się udało. Mamy w Krośnie przy rynku piękną odnowioną kamienicę. Własne siedziby mamy teraz już także w Sanoku i Jaśle. Dlaczego to było ważne? Swego czasu pojawiały się głosy, że powinno się związki zawodowe wyprowadzić z zakładu pracy. W momencie, gdy mamy własne lokale, nawet gdyby tak się stało, z naszej siedziby nikt nas nie wypędzi. Wytrzymamy. Na szczęście nigdy nie doszło do takiej sytuacji.

Druga sprawa, która jest dla mnie osobiście ogromnie ważna, to jest organizacja Pielgrzymki Ludzi Pracy. W 2019 roku myśmy byli jej organizatorem. Bogdan Biś powiedział mi wówczas, że któryś Region się wycofał i nie ma kto przejąć organizacji pielgrzymki. No więc wziąłem głębszy oddech i mówię: „Dobra, to my to bierzemy”. Nikt z moich ludzi nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie to będzie wyrzeczenie i koszt. Po prostu powiedziałem, że to zrobimy, i zrobiliśmy.

Z organizacją wiąże się też peregrynacja Obrazu Matki Bożej i Robotników Solidarności. Obraz peregrynuje po Regionie, który w danym roku zajmuje się organizacją Pielgrzymki. Ten obraz był w 105 miejscach na Podkarpaciu, ja uczestniczyłem w ponad stu Mszach, jeśli nie na powitanie obrazu, to na jego pożegnanie. Msze odbywały się w szpitalach, Domu Pomocy Społecznej, hospicjum i oczywiście licznych kościołach. W tych Mszach uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy osób. Później relacjonowałem tę peregrynację na Jasnej Górze. Księża tam obecni byli bardzo pozytywnie zaskoczeni.

Sam bym oczywiście tego nie zorganizował. Ta praca wymagała olbrzymiego wysiłku wielu ludzi. Udało się i to sprawiło mi ogromną satysfakcję.

Poza tym przez te lata zorganizowaliśmy w Regionie niezliczoną ilość wydarzeń sportowych i kulturalnych. Przez wiele, wiele lat Międzynarodowy Wyścig Kolarski Solidarności i Olimpijczyków gościł w Krośnie, Sanoku lub w Jaśle. Pamiętam też dobrze koncert Ich Troje na stadionie w Krośnie. Działy się różne ciekawe historie.

– Na pewno bywały też trudne momenty.

– Najtrudniejszy moment to był rok 2009. Byłem wówczas radnym sejmiku. Będąc właśnie w Urzędzie Marszałkowskim w Rzeszowie, dostałem telefon o tym, że sąd ogłosił upadłość Krośnieńskich Hut Szkła „Krosno”. To było uczucie, jakby ktoś mnie uderzył obuchem. Znikała firma, która w swoich latach świetności zatrudniała kilkanaście tysięcy ludzi. To była dramatyczna sytuacja. Myśmy przez 8 lat jako Region prowadzili rozmowy. Na koniec firma została kupiona przez fundusz inwestycyjny.
Po ogłoszeniu upadłości, kiedy wszyscy pracownicy zostali zwolnieni, część dostawała nowe umowy na czas określony. Pracownicy, mając takie umowy, nie mogli wziąć żadnej pożyczki, kredytu. Nie mieli stałego zatrudnienia. Pamiętam, że zwróciłem się wówczas do syndyka z prośbą, by dał tym ludziom umowę na czas nieokreślony. Żeby oni nie byli ludźmi drugiej kategorii. Wówczas on powiedział, że nie może tego zrobić, bo firma jest w upadłości. Ale jakoś go wreszcie przekonałem i kiedy kończył po 8 latach pracę, to umowę na czas nieokreślony miało prawie 1300 ludzi, więc się udało.

Pamiętam też upadłość Autosanu w 2013 roku. W obydwu przypadkach składaliśmy zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. W przypadku Krośnieńskich Hut Szkła w stan oskarżenia postawiono sześciu członków zarządu. Ta sprawa ciągle się toczy. Natomiast w przypadku Autosanu sprawa została umorzona. Mieliśmy też przypadki zwolnień i kilkuletnich batalii sądowych.

Trudnych momentów było bardzo dużo. Także dla mnie osobiście trudnych, jak próba odwołania mnie z funkcji przewodniczącego na Walnym Zebraniu Delegatów 20 lat temu. Wówczas prowadzony był remont budynku Zarządu Regionu i wtedy stałem się niewygodny dla pewnej grupy osób. Chcieli więc mnie usunąć. Na szczęście Zjazd odrzucił ten wniosek. Od tamtego momentu w kolejnych wyborach nie miałem już nigdy kontrkandydata.

I jeszcze jedna kwestia. Zaczynałem w ciekawych czasach, kiedy byliśmy jako Związek zamieszani w politykę, kiedy działała AWS. Wówczas bez przerwy musiałem uczestniczyć w spotkaniach dotyczących klubów, kół czy tworzenia list do wszelakich wyborów. To były dziwne czasy, kiedy braliśmy odpowiedzialność za coś, na co nie mieliśmy tak naprawdę większego wpływu. Dobrze, że w pewnym momencie odcięliśmy się od tego, że wprost wprowadziliśmy zapisy zabraniające łączenia funkcji posła i senatora z funkcjami w Związku.

– A może dla Pana moment, w którym przestanie Pan pełnić funkcje w Związku, to początek nowej politycznej drogi?

– Nie, absolutnie nie. Nigdy nie marzyłem o karierze politycznej, więc chyba nikt mnie nie będzie w stanie do tego przekonać. Dziękuję Panu Bogu, że przeżyłem to, o czym Pani opowiadam, i że udało się wiele dobrego zrobić.

Nie będę też już kandydował na żadną funkcję w Regionie. Koledzy składali mi różne propozycje. Powiedziałem: „nie”. Nigdy nie starałem się być na jakimś stanowisku tylko statystą. Dlatego teraz nie chcę się angażować, narzucać swoich pomysłów, na przykład w Zarządzie Regionu. To ma być nowe otwarcie, nowe rozdanie. Nie będę się również ubiegał o mandat delegata na Krajowy Zjazd Delegatów, co powoduje, że w Prezydium Komisji Krajowej będę jeszcze do pierwszego jej posiedzenia po wyborach. Potem podziękuję Piotrowi Dudzie i wszystkim koleżankom i kolegom za te ostatnie 13 lat. To był fantastyczny czas. Kiedy 13 lat temu spotkaliśmy się w grupie kilkunastu osób i chcieliśmy wprowadzić zmiany w Związku, nikomu z nas nawet się nie śniło, że nie skończy się na jednej kadencji. A w sumie były trzy, w tym jedna wydłużona do 5 lat. Myślę, że bardzo wiele pozytywnych rzeczy w Związku udało nam się zrobić.

I to jest wszystko. Teraz po prostu mam nadzieję, że zachowam względne zdrowie, żeby móc się cieszyć normalnym życiem, że rodzina różnych rzeczy nie będzie musiała układać pod mój wolny dzień, że będę mógł się obudzić i pomyśleć: „Może jeszcze poleżę”. Marzy mi się, żeby wreszcie dać na luz.

– Jest Pan spokojny o przyszłość Regionu, o przyszłość Związku?

– Coś się kończy, a coś się zaczyna. Na razie patrzę ze spokojem i myślę, że jeżeli koledzy będą kontynuowali działania prorozwojowe i nie wydarzy się w kraju nic nieprzewidywalnego, to będzie dobrze. Na pewno Region musi się bilansować. Obecnie nie mamy żadnych zaległości ani składkowych, ani wobec pracowników. Pewnie, że będą pojawiać się problemy. Ale mam nadzieję, że jeśli pałeczkę przejmą młodzi, rozsądni ludzie, to uda im się je przezwyciężyć. Bo Związkowi potrzebni są młodzi, którzy będą tryskali pomysłami i podejmowali nowe działania. A jest to praca trudna, ale też często satysfakcjonująca. Przecież jeżeli się uda pomóc firmie czy indywidualnej osobie i ktoś powie „dzięki”, to jest to największa zapłata. Po to funkcjonujemy, po to jesteśmy związkiem zawodowym.

Tekst pochodzi z 25 (1795) numeru „Tygodnika Solidarność”.

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe