Konrad Wernicki: Stabilizacja – marzenie młodego pokolenia
Młode pokolenie pracowników dojrzewało w nowej, wcześniej nam nieznanej rzeczywistości. Ich rodzice wchodzili na rynek w dzikich latach 90., gdzie musieli dosłownie walczyć o przetrwanie. Bezrobocie tworzyło presję podejmowania się każdej pracy za każde pieniądze. W końcu lepszy rydz niż nic. Słabą pozycję pracowników skrzętnie wykorzystywali też przedsiębiorcy, strasząc, że na miejsce każdego jest 10 innych kandydatów, którzy z pocałowaniem ręki podejmą się tej pracy. I tak wyciskano z Polaków, ile się da, za marne pieniądze, kreując kult zapie*dolu. Harowanie weszło nam w krew i dziś dziwimy się, że młodzi niekoniecznie rwą się do harówki. Dlaczego? Bo prospołeczna polityka Zjednoczonej Prawicy pokazała, że można inaczej.
Dzieci 500+
Młodzi ludzie, którzy dziś wchodzą na rynek pracy, nie chcą wypruwać sobie żył, jak ich rodzice przed laty. Nie chcą, bo na własne oczy widzieli, że ciężka praca wcale nie jest gwarantem dobrobytu. Oczywiście chcą pracować, ale na ludzkich warunkach i swoim tempem, co wcale nie oznacza, że leniwie. Fakt, młodzież jest leniwa, zawsze była, ale dzięki temu bardziej zaradna i wydajna w swojej pracy. Młody praktykant niejednokrotnie potrafi rozwiązać problem w firmie, nad którym starsi pracownicy od wieków załamują ręce. Po prostu wyszuka rozwiązania w Google, obejrzy instruktażowy film na YouTubie umieszczony przez Hindusa, albo spyta ChatGPT (najnowszy bot sztucznej inteligencji) o gotowe rozwiązanie. Znam historię młodego mechanika, który nakłamał w swoim CV, a gdy przyjęto go do pracy, wszystkie naprawy robił z włączonym YouTube’em, naśladując krok po kroku mechanika youtubera. Standardem jest już, że młodzi programiści piszą kod z asystą owego ChatGPT, który tłumaczy im, jak mają stworzyć działającą aplikację.
Samodzielność i łatwość adaptacyjna młodego pokolenia sprawia, że tak bardzo ceni sobie elastyczne warunki pracy. Młody pracownik może pracować z dowolnego miejsca, używając dowolnych narzędzi i w dowolnych godzinach. Zaoszczędzony czas przeznacza na hobby, pasje czy ogólnie poprawę swojego dobrostanu. Wellness – jak to się ładnie mówi. Stąd rosnąca popularność jogi, wegetarianizmu, weganizmu i generalnie zdrowego trybu życia. Zarobione pieniądze młodzi coraz rzadziej wydają na dobra materialne, a częściej na podróże, wypoczynek i zabawę.
Beztroskie życie, chciałoby się powiedzieć, bo to wszystko łączy się najczęściej ze statusem singla albo bycia w nieformalnym związku bez potomstwa.
Czy to wszystko świadczy o niedojrzałości i bojaźni młodego pokolenia? To mylenie skutku z przyczyną. Młodzi żyją jak książęta i księżniczki nie dlatego, że chcą, ale dlatego, że muszą. Na dorosłe życie ich zwyczajnie nie stać.
Wyrzuceni z Kodeksu pracy
Obecna rzeczywistość nie sprzyja temu, by stać się dorosłym. Kończąc szkołę, studia, młody człowiek w zasadzie nie ma pojęcia o dorosłym życiu. Edukacja państwowa nie zadbała o to, by ten poznał zagadnienia dotykające nas każdego dnia, takie jak choćby prawa pracownika. Na podstawach przedsiębiorczości na pewno uczył się, jak założyć firmę i napisać biznesplan na super start-up przynoszący miliony zysków (jeśli najpierw włoży się w niego krocie), ale na co zwracać uwagę jako pracownik w swojej pierwszej pracy – to już niekoniecznie.
Bez doświadczenia, bez świadomości swoich praw, młody pracownik zwraca uwagę na rzeczy, które wpływają na jego „wellness”, a więc na elastyczne warunki pracy. A ten medal ma dwie strony. O jasnych już mówiliśmy, natomiast ciemne… ho, ho! Wypchnięcie pracownika poza UoP na śmieciówkę, albo jeszcze lepiej, kontrakt B2B, to mokry sen pracodawców. Pozbawiają się jakiejkolwiek odpowiedzialności za pracownika, a w razie problemów nawet nie będą musieli go zwalniać. Po prostu nie wystawią mu faktury i nie zlecą pracy na kolejny miesiąc. Młodziak będzie doceniać wolność i niezależność, ale w międzyczasie zostanie pozbawiony stabilności zatrudnienia, a co za tym idzie, stabilności życia.
Bez gwarancji dochodów na miesiąc do przodu nie da się planować poważnego, dorosłego życia. Młodzi wybierają więc życie Piotrusia Pana, żyją chwilą, bo „jutro” to dla nich abstrakcja.
Jak młoda kobieta bez umowy o pracę może choćby pomyśleć o zajściu w ciążę, skoro ta oznacza dla niej automatyczne odcięcie od dochodów. A nawet jeśli ma UoP, to co zrobi, jak skończy się jej urlop macierzyński? Z kim zostawi dziecko? Miejsc w żłobkach nie ma, rodzice mieszkają daleko, a partner przecież też musi pracować.
No Future
W Polsce wyrasta pokolenie, które nawet nie marzy o stabilnych warunkach pracy, a co za tym idzie życia, bo nawet nie wie, że takie mogłoby mieć. Wegetuje w swojego rodzaju czyśćcu, w którym nie może niczego zaplanować ani budować na przyszłość. Żyje tu i teraz, bo tylko na to je stać.
Brak stabilizacji życiowej młodzi wypełniają stabilizacją pogody ducha. Dbanie o swoje zdrowie, a nawet w jakimś stopniu o planetę, klimat, to obszary, na które mogą mieć wpływ, choćby przez świadome decyzje konsumenckie.
Politycy nie przywiązują większej wagi w swoich programach wyborczych do potrzeb młodych, bo ci dość niechętnie chodzą na wybory. Przez co te pozostają niezaspokojone, co finalnie już teraz doprowadziło nas do kryzysu demograficznego.