Tusk: „To ja zaproponowałem Norwegom pracę nad Baltic Pipe”. Z. Kuźmiuk: Było dokładnie odwrotnie

Przeinaczenia, półprawdy i coraz częściej ordynarne kłamstwa to zawartość jego publicznych wystąpień, przy okazji próbuje przedstawiać swoje decyzje z okresu, kiedy był premierem, a później przewodniczącym Rady Europejskiej, jako podejmowane tylko i wyłącznie w polskim interesie, choć niestety było zupełnie inaczej. Ba, Tusk zaczyna sobie przypisywać udział w strategicznych decyzjach dotyczących uniezależnienia Polski od rosyjskich surowców energetycznych, mimo tego, że w przestrzeni publicznej jest aż nadto różnego rodzaju informacji, że było dokładnie odwrotnie.
Co Tusk rzekomo zaproponował Norwegom?
Właśnie podczas wystąpienia na spotkaniu z wyborcami w Sosnowcu Tusk dosyć niespodziewanie wypalił: „tak się składa, że to ja byłem pierwszym w Polsce, który Norwegom zaproponował pracę nad Baltic Pipe”. To nie tylko kłamstwo, ale i wręcz niesłychana bezczelność, bowiem to właśnie rząd Donalda Tuska zablokował już w 2008 roku prace nad Baltic Pipe, które powtórnie rozpoczął rząd Jarosława Kaczyńskiego w latach 2006–2007, po ich poprzednim zerwaniu przez rząd Leszka Millera. Sytuacja wręcz nie do uwierzenia, że człowiek, który przez lata prowadził politykę proniemiecką, a w konsekwencji prorosyjską, teraz próbuje przypisywać sobie udział w decyzji, która w oczywisty sposób oznaczała odwrót od rosyjskich surowców energetycznych, w tym przypadku gazu ziemnego.
Przypomnijmy, że w 2001 roku negocjacje w sprawie realizacji inwestycji gazociągu Baltic Pipe prowadził rząd AWS premiera Jerzego Buzka i uzgodniono, że Norwegowie wybudują gazociąg po dnie Morza Bałtyckiego do polskiego wybrzeża (Niechorze), ale następny rząd Leszka Millera to porozumienie w 2003 roku zerwał, tłumacząc się nadmiarem gazu, jaki mamy do dyspozycji. Trzeba przy tej okazji podkreślić, że wówczas Norwegowie byli skłonni sfinansować budowę tego gazociągu z własnych środków, odkrywali bowiem kolejne złoża gazu na swoim szelfie i poszukiwali stałych i pewnych odbiorców dużej części swojego wydobycia.
Tusk i Gazprom
Po raz kolejny porozumienie z tymi krajami wynegocjował pierwszy rząd Prawa i Sprawiedliwości w latach 2006–2007, ale w 2008 roku zerwał je rząd Donalda Tuska, który przygotowywał się do podpisania z Rosją dostaw gazu w ramach kontraktu, który miał obowiązywać aż do 2037 roku. W 2010 roku po ogromnej awanturze w Sejmie, ale także interwencji Komisji Europejskiej, rząd Tuska zdecydował się ostatecznie podpisać kontrakt gazowy z Gazpromem, skracając okres jego obowiązywania do końca 2022 roku.
Natychmiast po wygranych wyborach w 2015 roku do tych negocjacji wrócił rząd Zjednoczonej Prawicy i po długich negocjacjach udało się przekonać Norwegów i Duńczyków do realizacji tego projektu Baltic Pipe.
Realizację inwestycji rozpoczęto w 2018 roku i mimo pewnych trudności (ze względów środowiskowych przedłużyła się budowa gazociągu na terenie Danii) udało się ją zakończyć już latem 2022 roku, a po próbach eksploatacyjnych została otwarta pod koniec września z częściową przepustowością ze względu na opóźnienia po stronie duńskiej.
Teraz gazociąg Baltic Pipe funkcjonuje już pełną parą i razem z rozbudowywanym gazoportem w Świnoujściu, a także interkonektorami gazowymi z Litwą i Słowacją, zapewnia Polsce pełną niezależność od rosyjskiego gazu. Tusk natomiast prowadził politykę uzależniania Polski od rosyjskiej ropy i gazu i to nawet wtedy, kiedy pojawiały się propozycje inwestycji uniezależniających od nich, albo był nim przeciwny jak w przypadku Baltic Pipe, albo je poważnie spowalniał, tak jak w przypadku gazoportu w Świnoujściu, którego realizacja zaczęła się dopiero wiosną 2011 roku, choć powinna być rozpoczęta w 2008 roku.