Ludzie Wolności i Solidarności: Franciszek Baranowski

Mieszkał w niewielkiej podtoruńskiej wiosce Przeczno. Rodzice gospodarzyli na niewielkim gospodarstwie, ojciec dodatkowo pracował „na państwowym”, więc bez większych problemów wiązali koniec z końcem. Franciszek, urodzony pięć lat po wojnie, miał trzy siostry i brata. Dzień dzielili na zajęcia w szkole, przed południem; popołudniem – prace polowe i dopiero wieczorem siadali do lekcji. Odmianą była niedziela. Msza święta. Gra w piłkę. Czasem jakieś uroczystość rodzinne. Wielkie i małe radości. Dużo mówiono w domu o Bogu, Matce Boskiej, świętych. Idąc ku dorosłości, młodzi wiedzieli też, że żyją w kraju pod sowieckim butem. Jednak rodzice nie prowadzili rozmów politycznych. Ani nie zabraniali aktywności w życiu wsi, które toczyło się wokół Gminnego Ośrodka Kultury.
– Którejś niedzieli przyjechał agitator z Torunia, namawiając nas do PZPR. Zastanawiałem się nad tym. Akurat tego dnia w Ewangelii była przypowieść o służbie dwóm panom. Rozmawiałem o tym z mamą. Powiedziała krótko: Synu słyszałeś Ewangelię ? I to mnie całkowicie uwolniło od myślenia o partii.
Mocna sprawa w sercach
Franciszek bez większych problemów skończył Technikum Chemiczne w Toruniu. Odsłużył wojsko. Rozpoczął pracę w Toruńskich Zakładach Włókien Chemicznych „Chemitex – Elana”. Założył rodzinę. Urodziły się dzieci. I nadal nic nie zapowiadało rewolucji; mimo iż już świadomie przeżywał rok 1976, odmawiając udziału w potępianiu radomskich i ursuskich „warchołów”.
