Europoseł Izabela Kloc: Obecnie tylko jedna firma spełnia europejskie normy. Niemiecka

W Parlamencie Europejskim coraz częściej pojawiają się inicjatywy i projekty dokumentów tworzone przez lobbystów. Korzystne dla wybranych przedsiębiorstw, najsilniejszych państw członkowskich, a czasem państw spoza Unii Europejskiej. Obecnie tak jest w pracach nad rozporządzeniem metanowym, które może zagrażać polskim kopalniom węgla kamiennego. Mówi o tym Izabela Kloc, poseł do PE, w rozmowie z Teresą Wójcik.
 Europoseł Izabela Kloc: Obecnie tylko jedna firma spełnia europejskie normy. Niemiecka
/ fot.pixabay.com

– Wicepremier Jacek Sasin skierował 20 lutego 2023 roku do polskich europosłów list w sprawie projektu rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie redukcji emisji metanu. O co chodzi w tym rozporządzeniu? Jaka jest dopuszczalna obecność metanu w górnictwie węglowym?

– Już w listopadzie ubiegłego roku podczas organizowanej przeze mnie konferencji „Śląski Ład” ostrzegałam, że unijne rozporządzenie metanowe idzie za daleko. Stanowi ogromne zagrożenie dla polskiego górnictwa. Trzeba mobilizować wokół tego problemu jak najwięcej opiniotwórczych środowisk, i cieszę się, że wicepremier Sasin skierował list do wszystkich polskich europosłów, ponieważ ich głos się liczy. Mogą zrobić dużo dobrego albo… złego. W Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) jestem kontrsprawozdawcą rozporządzenia metanowego z ramienia Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). W tej sprawie mogę liczyć na koleżanki i kolegów z grupy EKR. Wykazujemy niekonsekwencje i nielogiczności, od których roi się w projekcie tych przepisów. Inaczej ma się sprawa z innymi grupami politycznymi w PE. Lewicowo-liberalna większość trzymająca władzę w unijnych instytucjach jest zdeterminowana, by jak najszybciej i za wszelką cenę wdrożyć nieracjonalną i katastrofalną w skutkach politykę klimatyczną. W tych grupach zasiadają też Polacy, a w niektórych stanowią dość wpływowe gremium. Wkrótce będą mieli niepowtarzalną okazję, aby udowodnić swój patriotyzm, który tak chętnie deklarują. Nie jest sztuką protestować przeciwko rozporządzeniu metanowemu – jak to robią niektórzy opozycyjni europosłowie – na polskim medialnym podwórku. Jeśli są odważni i rzeczywiście chcą być skuteczni, niech przemówią do rozsądku swoim kolegom z Niemiec, Francji, Niderlandów i innych państw członkowskich. Wbrew unijnej propagandzie interesy narodowe odgrywają w Brukseli bardzo ważną rolę. Nie ma co liczyć na to, że wszystkim będzie zależało na konkurencyjności polskiej gospodarki. Niektórzy wręcz czekają na nasze potknięcia. Podczas „metanowych” głosowań zobaczymy, w czyjej drużynie grają europosłowie polskiej opozycji.

Natomiast jeśli chodzi o samą materię rozporządzenia – osobom spoza górnictwa sprawa może wydawać się dosyć skomplikowana, ale warto poznać jej techniczne szczegóły, aby zorientować się w politycznych niuansach. Od stycznia 2025 roku miałby obowiązywać zakaz odprowadzania metanu do atmosfery ze stacji odmetanowania w kopalniach. Natomiast od początku 2027 roku planowany jest zakaz emisji przez szyby wentylacyjne dla kopalń odprowadzających ponad 0,5 tony metanu na kilotonę [1000 ton – przyp. red.] wydobytego węgla. Są to abstrakcyjne normy na dzisiejsze realia. Przeciętnie polskie kopalnie emitują 5,9 tony metanu na kilotonę wydobytego węgla. To wielkość średnia. Mamy też kopalnie emitujące 9 i 15 ton. Ujęcie metanu jest zmienne w czasie, zależne od czynników naturalnych i technologicznych. W każdym razie w przedziale do 0,5 tony mogłyby zmieścić się tylko trzy polskie kopalnie niemetanowe.

Chcę przy tym mocno podkreślić, że nikt w Polsce nie załamuje rąk i nie mówi, że nie damy rady dostosować się do tych norm. Tylko że nie da się tego zrobić w tak krótkim czasie. Kto śledził listopadową konferencję „Śląski Ład”, ten zapewne pamięta wystąpienia polskich naukowców i menedżerów. Oni to podkreślali bardzo wyraźnie. Mamy doskonałe ośrodki badawcze, niektóre pilotażowe technologie są już wdrażane, ale potrzebujemy czasu, aby przystosować całe górnictwo do wymogów Brukseli. Obecnie tylko kilka firm na świecie oferuje gotowe, ale bardzo kosztowne, technologie spełniające tak wyśrubowane normy. Liderem na tym rynku jest niemiecka firma Dürr Megtec. Nie jestem zwolenniczką spiskowych teorii, ale mogą Państwo sobie sami dopowiedzieć, na czyją korzyść działają te niebywały pośpiech i naciski, aby wdrożyć przepisy antymetanowe. Polska w tej sytuacji robi to, co może i powinna. Koncentrujemy się m.in. na wynegocjowaniu takich terminów, które dadzą naszym firmom czas do pełnego wdrożenia odpowiednich technologii. Nie jest tak, że kwestia ograniczeń emisji metanu jest dla nas czymś nowym, ale polskie projekty muszą być odpowiednio wsparte i doprowadzone do stanu gotowości. Jest o co walczyć, bo stawką są ogromne pieniądze, które mogą trafić do polskich podmiotów. Jeśli nie uda nam się obronić naszego punktu widzenia, będziemy skazani na drogie instalacje zagraniczne albo nasze kopalnie znajdą się w dramatycznej sytuacji.

– Ma Pani na myśli to, że polskie kopalnie węgla kamiennego będą musiały być zamknięte znacznie wcześniej niż w 2049 roku?

– Dla nas optymalnym rozwiązaniem pozostaje dostosowanie się do zapisów rozporządzenia, choć będzie to niezwykle trudne. W Parlamencie Europejskim działamy w bardzo nieprzyjaznym środowisku, zwolennicy radykalnej polityki klimatycznej mają zdecydowaną większość. To prawdziwy fanklub Fransa Timmermansa i Grety Thunberg, odporny na racjonalne argumenty i rzeczową dyskusję. Mimo to walczymy o odsunięcie w czasie wejścia w życie przepisów antymetanowych i o to, aby nie obowiązywały kopalń, które według umowy społecznej miały być zamknięte w najbliższej dekadzie.

Trudno dziś przewidzieć, jakie będą ostateczne konsekwencje unijnej polityki metanowej. Może się okazać, że aby ocalić kopalnie, będziemy musieli ponieść ogromne koszty związane z zakupem instalacji utylizujących bądź redukujących metan. Wtedy za ekologiczny utopizm Brukseli zapłacą odbiorcy energii, czyli wszyscy.

– Kopalnie Jastrzębskiej Spółki Węglowej są silnie metanowe, ale węgiel koksujący należy do strategicznych surowców UE. Czy rozporządzenie metanowe też spowoduje ich likwidację?

– Teoretycznie, a przynajmniej według założeń Komisji Europejskiej, dla węgla koksującego przepisy miałyby obowiązywać po trzech latach od wejścia w życie rozporządzenia metanowego. Niestety w Parlamencie Europejskim są frakcje polityczne, z zielonymi i socjalistami na czele, które nie godzą się nawet na tak krótką, czasową premię. Teoretycznie uderzenie w węgiel koksujący jest działaniem pozbawionym logiki. Jest to surowiec niezbędny do produkcji m.in. wysokogatunkowej stali, z której powstają turbiny wiatrowe stanowiące ważne ogniwo energetyki odnawialnej. Z koksu powstaje wiele produktów niezbędnych do wytwarzania także włókien węglowych. To wyjątkowo trwały i lekki materiał mający zastosowanie w lotnictwie i motoryzacji. Dzięki niemu można obniżyć ciężar maszyn, a tym samym zmniejszyć zużycie paliwa i ochronić środowisko przed nadmierną emisją spalin. Sprzeczność i brak logiki są tu jednak pozorne. Rozporządzenie metanowe nie spowoduje, że węgiel koksujący zniknie z europejskiej gospodarki. Mógłby natomiast zniknąć jego największy unijny dostawca, którym jest Jastrzębska Spółka Węglowa. Proponowane przepisy antymetanowe są łagodne dla importerów, gdyż nakładają tylko obowiązki informacyjne. Importer węgla np. z Australii miałby jedynie powiadomić odpowiednie unijne organy o środkach ograniczenia emisji metanu w tamtejszych kopalniach. Dotyczy to nie tylko węgla koksującego, ale także energetycznego. Rozporządzenie metanowe nie zamyka unijnej gospodarki przed węglem, lecz blokuje możliwości europejskich producentów tego surowca. Wiadomo, że chodzi głównie o Polskę.

– Jaka jest procedura przyjmowania Rozporządzeń PE i Rady? Czy obowiązuje jednomyślność?

– Komisja Europejska zgłasza projekt rozporządzenia i tym samym rozpoczyna cały proces legislacyjny. Zarówno Parlament Europejski, jak i Rada przyjmują własne stanowiska w tej sprawie. W Parlamencie decyduje większość budowana na bazie grup politycznych. Natomiast w Radzie decyduje większość państw członkowskich. Mniejszość blokująca, czyli koalicja państw w sprawie zmiany konkretnych zapisów, jak np. limity metanowe dla kopalń, zakres obowiązków nakładanych na importerów gazu czy węgla, może doprowadzić do zmian brzmienia tekstu. Na Parlament Europejski musimy patrzeć realistycznie. Zwłaszcza w tej kadencji jest to najbardziej zideologizowana spośród instytucji biorących udział w procesie legislacyjnym. Postulaty Parlamentu najczęściej wykraczają daleko poza plany i możliwości państw członkowskich.

Jak wspomniałam, Parlament i Rada przyjmują swoje stanowiska wyjściowe, są jednak skazane na wypracowanie kompromisu poprzez negocjacje trójstronne, czyli trilog, w którym Parlament i Rada są głównymi negocjatorami, natomiast Komisja pełni rolę bezstronnego mediatora. Jest to etap „ucierania” radykalnych stanowisk i hamowania zbyt rewolucyjnych pomysłów. Jeśli nie ma konsensusu, możliwe jest wstrzymanie prac legislacyjnych. Jednak aby taka decyzja została podjęta, na forum Rady wymagana jest większość kwalifikowana. W przypadku tego rozporządzenia jednostronne weto nie jest możliwe. Mamy tu do czynienia z procedurą, która nie wymaga jednomyślności. Musimy zatem jako Polska walczyć o nasze racje do samego końca, mimo że nieraz chciałoby się trzasnąć drzwiami, ale wtedy pozostałoby już tylko narzekanie.

– Jakie więc mamy szanse przeciwstawić się temu rozporządzeniu?

– Dążymy do tego, co jest politycznie osiągalne. Niestety z punktu widzenia polskiego sektora energetycznego rozporządzenie o redukcji emisji metanu jest jak fala powodziowa, której nie da się zatrzymać, ale można osłabić jej niszczycielskie działanie. Do całkowitego zablokowania tego projektu potrzebna byłaby większość w Parlamencie lub Radzie. Przy obecnym układzie sił politycznych jest to niemożliwe. Dlatego polska strategia zmierza do wynegocjowania jak najlepszych warunków dla kopalń. Początkowy wniosek Komisji był nie do przyjęcia, podobnie jak stanowisko Parlamentu pisane pod wpływem ekorewolucjonistów. Mówiłam o tym głośno podczas negocjacji w Parlamencie Europejskim i wygląda na to, że głos ten został wzięty pod uwagę. Świadczy o tym fakt, że część węglowa tekstu jest nadal otwarta. Prace nad ostatecznym stanowiskiem Parlamentu znalazły się chwilowo w martwym punkcie z powodu skandalu wokół niemieckiej poseł Jutty Paulus z frakcji Zielonych. Mimo to ciężko pracujemy, aby zapewnić naszym kopalniom dobre warunki do pracy, również po wejściu w życie rozporządzenia.

– Znana mi jest z grubsza sprawa niemieckiej europosłanki Jutty Paulus z partii Zielonych, sprawozdawcy projektu rozporządzenia w sprawie metanu. Kim są osoby, z którymi współpracowała przy tym projekcie? Czy są tu jakieś polityczne powiązania, czy być może korupcja?

– Zacznijmy od tego, że Jutta Paulus nie jest szeregową europosłanką. W Komisji ITRE powierzono jej funkcję sprawozdawcy projektu rozporządzenia dotyczącego emisji metanu. To oznacza ogromną odpowiedzialność i duży wpływ na unijną gospodarkę, a zwłaszcza na branże surowcowo-energetyczne. Po śledztwie portalu Politico.eu okazało się, że pliki z poprawkami do rozporządzenia zostały utworzone przez Alessię Virone, osobę zatrudnioną w amerykańskiej organizacji ekologicznej Clean Air Task Force (CATF). Na pewno możemy mówić o skandalu. To kolejny przejaw problemów z transparentnością w pracach Parlamentu Europejskiego. Wcześniej serię kompromitujących, korupcyjnych wpadek zaliczyli europosłowie socjalistów. Tym razem podejrzenia padły na przedstawicielkę siostrzanej dla socjaldemokratów frakcji Zielonych. CATF promuje regulacje uderzające w europejski sektor energetyczny. Organizacja otrzymuje rocznie ok. 20 mln dolarów dotacji i darowizn. Jeśli dowiemy się, kto im płaci, wtedy będzie można spekulować o politycznych powiązaniach. Z medialnego śledztwa wynika, że spora część środków może pochodzić od niemieckich donatorów i pewnych fundacji. Jeśli cofniemy się do pierwszego pytania, gdzie była mowa o największym graczu na rynku instalacji odmetanowujących, obraz tej mętnej sytuacji może wydać się klarowniejszy.

– Jak wyglądają kulisy prac nad projektami takich dokumentów jak Rozporządzenie PE i Rady? Na ile możliwy jest legalny i nielegalny wpływ różnych lobby?

– Oficjalna procedura tworzenia takich dokumentów jest ściśle uregulowana. Jest tam miejsce na negocjacje, konsultacje, także działania lobbystów. Jednak ten pozorny obraz uporządkowanej biurokracji runął pod koniec ubiegłego roku, kiedy wybuchła afera socjalistycznej deputowanej Evy Kaili. Okazało się, że w unijnych instytucjach działa szara strefa, a raczej czarny rynek kupczenia przysługami za łapówki. Początkowo usiłowano zrobić z Kaili czarną owcę w socjalistycznej rodzinie, ale szybko okazało się, że korupcyjne śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, a liczba podejrzanych idzie w dziesiątki. Ta niebywała, skandaliczna sytuacja rodzi niepokojące pytania. Skoro mały, arabski kraj potrafił za pieniądze przekazane w reklamówkach wybielić swój wizerunek w Unii Europejskiej, to zapewne swoją cenę ma także czarny PR. Co miał na myśli hiszpański socjalista Juan Fernando López Aguilar, szef Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Parlamentu Europejskiego, gdy zadał politykom polskiej opozycji słynne pytanie: „Co możemy jeszcze dla was zrobić?”. Wygląda to tak, jakby niektórzy posłowie w Parlamencie Europejskim realizowali polityczne zamówienia. Jak w tym kontekście wygląda walka z metanem? Zastanawiałam się, czy jest to wyłącznie wyraz troski o klimat. Dziś nie mam wątpliwości, że jest to kolejny element wyrachowanej i bezwzględnej gry o dominację w międzynarodowej gospodarce. Zarówno w Komisji Europejskiej, jak i w Parlamencie zbyt często pojawiają się inicjatywy pisane w rzeczywistości przez lobbystów i innych agentów wpływu projektujących przepisy korzystne dla wybranych przedsiębiorstw lub najsilniejszych państw członkowskich.

Tekst pochodzi z 10 (1780) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Skandal z listem Trumpa do polskiego prezydenta. MSZ nie ma sobie nic do zarzucenia pilne
Skandal z listem Trumpa do polskiego prezydenta. MSZ nie ma sobie nic do zarzucenia

List od Donalda Trumpa do Karola Nawrockiego wywołał burzę w Warszawie. Zamiast trafić najpierw do rąk prezydenta, o sprawie jako pierwsze dowiedziały się media. „Absurdem tej sytuacji jest fakt, że media dowiedziały się o tym liście pierwsze” – mówi Marcin Przydacz.

Pilny komunikat dla mieszkańców Szczecina z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Szczecina

Od 1 października pasażerowie komunikacji miejskiej w Szczecinie mogą liczyć na częstsze kursy tramwajów. Wszystkie linie – z wyjątkiem linii nr 4, będą kursować co 12 minut.

AfD triumfuje w sondażach. Niemcy mają dość rządu Merza polityka
AfD triumfuje w sondażach. Niemcy mają dość rządu Merza

Alternatywa dla Niemiec idzie po rekordowy wynik i w najnowszym sondażu YouGov wyprzedza CDU/CSU . To największe poparcie w historii partii, która zdobywa serca coraz większej liczby Niemców. Rządząca koalicja może mówić o prawdziwym kryzysie, a kanclerz Friedrich Merz zaczyna „jesień reform” w fatalnych nastrojach społecznych.

Mec. Lewandowski: Prokuratura dokonała trwałego paraliżu Trybunału Stanu z ostatniej chwili
Mec. Lewandowski: Prokuratura dokonała trwałego paraliżu Trybunału Stanu

"Prokuratura Krajowa doprowadziła do trwałego paraliżu Trybunału Stanu" - stwierdził na platformie X mec. Bartosz Lewandowski. Sprawa dotyczy wniosku o uchylenie immunitetu I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej.

Nie żyje gwiazda łyżwiarstwa figurowego. Miała 15 lat. z ostatniej chwili
Nie żyje gwiazda łyżwiarstwa figurowego. Miała 15 lat.

15-letnia łyżwiarka figurowa Matilda Ferrari zginęła w tragicznym wypadku drogowym w regionie Trentino we Włoszech. Jak podaje „Kleine Zeitung”, dziewczyna została potrącona przez ciężarówkę z betonem, gdy przechodziła przez ulicę w drodze do szkoły.

Za dwa tygodnie startuje system kaucyjny. Polacy będą dopłacać za butelki plastikowe i puszki pilne
Za dwa tygodnie startuje system kaucyjny. Polacy będą dopłacać za butelki plastikowe i puszki

Od 1 października 2025 roku w Polsce rusza system kaucyjny. Klienci kupując napoje w butelkach plastikowych czy puszkach, będą musieli zapłacić dodatkową opłatę. Wiceminister klimatu Anita Sowińska ogłosiła: „1 października rusza system kaucyjny i Ministerstwo Klimatu i Środowiska potwierdza, że ruszamy zgodnie z planem, bez opóźnień”.

Drony nad Polską. Komunikat służb o kolejnym incydencie z ostatniej chwili
Drony nad Polską. Komunikat służb o kolejnym incydencie

Jak podał Polsat News, we wsi Stanisławka w pow. zamojskim odnaleziony został dron, który mógł naruszyć polską przestrzeń powietrzną w nocy z 9 na 10 września.

Zawiadomienie prokuratury ws. działań Żurka. Zagrożenie dla zasad państwa prawa z ostatniej chwili
Zawiadomienie prokuratury ws. działań Żurka. "Zagrożenie dla zasad państwa prawa"

Stowarzyszenie Prawnicy dla Polski poinformowało, że prezes organizacji, sędzia dr Łukasz Piebiak, złożył zawiadomienie do prokuratury dotyczące podejrzenia popełnienia przestępstwa przez ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka.

Waldemar Żurek wchodzi na X. Internauci byli bezlitośni gorące
Waldemar Żurek "wchodzi na X". Internauci byli bezlitośni

Waldemar Żurek założył konto na X. Nie spodziewał się takiej lawiny komentarzy.

Karol Nawrocki do „narodowej wspólnoty”: Nie dajcie się oszukać z ostatniej chwili
Karol Nawrocki do „narodowej wspólnoty”: Nie dajcie się oszukać

W 86. rocznicę agresji ZSRR na Polskę prezydent Karol Nawrocki zaapelował do „narodowej wspólnoty”, by nie dawała się oszukiwać sowieckiej ideologii i dezinformacji. – Nie możemy uwierzyć, że cokolwiek innego niż siła polskiego wojska może powstrzymać to, co wydarzyło się po 1939 r. – powiedział.

REKLAMA

Europoseł Izabela Kloc: Obecnie tylko jedna firma spełnia europejskie normy. Niemiecka

W Parlamencie Europejskim coraz częściej pojawiają się inicjatywy i projekty dokumentów tworzone przez lobbystów. Korzystne dla wybranych przedsiębiorstw, najsilniejszych państw członkowskich, a czasem państw spoza Unii Europejskiej. Obecnie tak jest w pracach nad rozporządzeniem metanowym, które może zagrażać polskim kopalniom węgla kamiennego. Mówi o tym Izabela Kloc, poseł do PE, w rozmowie z Teresą Wójcik.
 Europoseł Izabela Kloc: Obecnie tylko jedna firma spełnia europejskie normy. Niemiecka
/ fot.pixabay.com

– Wicepremier Jacek Sasin skierował 20 lutego 2023 roku do polskich europosłów list w sprawie projektu rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie redukcji emisji metanu. O co chodzi w tym rozporządzeniu? Jaka jest dopuszczalna obecność metanu w górnictwie węglowym?

– Już w listopadzie ubiegłego roku podczas organizowanej przeze mnie konferencji „Śląski Ład” ostrzegałam, że unijne rozporządzenie metanowe idzie za daleko. Stanowi ogromne zagrożenie dla polskiego górnictwa. Trzeba mobilizować wokół tego problemu jak najwięcej opiniotwórczych środowisk, i cieszę się, że wicepremier Sasin skierował list do wszystkich polskich europosłów, ponieważ ich głos się liczy. Mogą zrobić dużo dobrego albo… złego. W Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) jestem kontrsprawozdawcą rozporządzenia metanowego z ramienia Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). W tej sprawie mogę liczyć na koleżanki i kolegów z grupy EKR. Wykazujemy niekonsekwencje i nielogiczności, od których roi się w projekcie tych przepisów. Inaczej ma się sprawa z innymi grupami politycznymi w PE. Lewicowo-liberalna większość trzymająca władzę w unijnych instytucjach jest zdeterminowana, by jak najszybciej i za wszelką cenę wdrożyć nieracjonalną i katastrofalną w skutkach politykę klimatyczną. W tych grupach zasiadają też Polacy, a w niektórych stanowią dość wpływowe gremium. Wkrótce będą mieli niepowtarzalną okazję, aby udowodnić swój patriotyzm, który tak chętnie deklarują. Nie jest sztuką protestować przeciwko rozporządzeniu metanowemu – jak to robią niektórzy opozycyjni europosłowie – na polskim medialnym podwórku. Jeśli są odważni i rzeczywiście chcą być skuteczni, niech przemówią do rozsądku swoim kolegom z Niemiec, Francji, Niderlandów i innych państw członkowskich. Wbrew unijnej propagandzie interesy narodowe odgrywają w Brukseli bardzo ważną rolę. Nie ma co liczyć na to, że wszystkim będzie zależało na konkurencyjności polskiej gospodarki. Niektórzy wręcz czekają na nasze potknięcia. Podczas „metanowych” głosowań zobaczymy, w czyjej drużynie grają europosłowie polskiej opozycji.

Natomiast jeśli chodzi o samą materię rozporządzenia – osobom spoza górnictwa sprawa może wydawać się dosyć skomplikowana, ale warto poznać jej techniczne szczegóły, aby zorientować się w politycznych niuansach. Od stycznia 2025 roku miałby obowiązywać zakaz odprowadzania metanu do atmosfery ze stacji odmetanowania w kopalniach. Natomiast od początku 2027 roku planowany jest zakaz emisji przez szyby wentylacyjne dla kopalń odprowadzających ponad 0,5 tony metanu na kilotonę [1000 ton – przyp. red.] wydobytego węgla. Są to abstrakcyjne normy na dzisiejsze realia. Przeciętnie polskie kopalnie emitują 5,9 tony metanu na kilotonę wydobytego węgla. To wielkość średnia. Mamy też kopalnie emitujące 9 i 15 ton. Ujęcie metanu jest zmienne w czasie, zależne od czynników naturalnych i technologicznych. W każdym razie w przedziale do 0,5 tony mogłyby zmieścić się tylko trzy polskie kopalnie niemetanowe.

Chcę przy tym mocno podkreślić, że nikt w Polsce nie załamuje rąk i nie mówi, że nie damy rady dostosować się do tych norm. Tylko że nie da się tego zrobić w tak krótkim czasie. Kto śledził listopadową konferencję „Śląski Ład”, ten zapewne pamięta wystąpienia polskich naukowców i menedżerów. Oni to podkreślali bardzo wyraźnie. Mamy doskonałe ośrodki badawcze, niektóre pilotażowe technologie są już wdrażane, ale potrzebujemy czasu, aby przystosować całe górnictwo do wymogów Brukseli. Obecnie tylko kilka firm na świecie oferuje gotowe, ale bardzo kosztowne, technologie spełniające tak wyśrubowane normy. Liderem na tym rynku jest niemiecka firma Dürr Megtec. Nie jestem zwolenniczką spiskowych teorii, ale mogą Państwo sobie sami dopowiedzieć, na czyją korzyść działają te niebywały pośpiech i naciski, aby wdrożyć przepisy antymetanowe. Polska w tej sytuacji robi to, co może i powinna. Koncentrujemy się m.in. na wynegocjowaniu takich terminów, które dadzą naszym firmom czas do pełnego wdrożenia odpowiednich technologii. Nie jest tak, że kwestia ograniczeń emisji metanu jest dla nas czymś nowym, ale polskie projekty muszą być odpowiednio wsparte i doprowadzone do stanu gotowości. Jest o co walczyć, bo stawką są ogromne pieniądze, które mogą trafić do polskich podmiotów. Jeśli nie uda nam się obronić naszego punktu widzenia, będziemy skazani na drogie instalacje zagraniczne albo nasze kopalnie znajdą się w dramatycznej sytuacji.

– Ma Pani na myśli to, że polskie kopalnie węgla kamiennego będą musiały być zamknięte znacznie wcześniej niż w 2049 roku?

– Dla nas optymalnym rozwiązaniem pozostaje dostosowanie się do zapisów rozporządzenia, choć będzie to niezwykle trudne. W Parlamencie Europejskim działamy w bardzo nieprzyjaznym środowisku, zwolennicy radykalnej polityki klimatycznej mają zdecydowaną większość. To prawdziwy fanklub Fransa Timmermansa i Grety Thunberg, odporny na racjonalne argumenty i rzeczową dyskusję. Mimo to walczymy o odsunięcie w czasie wejścia w życie przepisów antymetanowych i o to, aby nie obowiązywały kopalń, które według umowy społecznej miały być zamknięte w najbliższej dekadzie.

Trudno dziś przewidzieć, jakie będą ostateczne konsekwencje unijnej polityki metanowej. Może się okazać, że aby ocalić kopalnie, będziemy musieli ponieść ogromne koszty związane z zakupem instalacji utylizujących bądź redukujących metan. Wtedy za ekologiczny utopizm Brukseli zapłacą odbiorcy energii, czyli wszyscy.

– Kopalnie Jastrzębskiej Spółki Węglowej są silnie metanowe, ale węgiel koksujący należy do strategicznych surowców UE. Czy rozporządzenie metanowe też spowoduje ich likwidację?

– Teoretycznie, a przynajmniej według założeń Komisji Europejskiej, dla węgla koksującego przepisy miałyby obowiązywać po trzech latach od wejścia w życie rozporządzenia metanowego. Niestety w Parlamencie Europejskim są frakcje polityczne, z zielonymi i socjalistami na czele, które nie godzą się nawet na tak krótką, czasową premię. Teoretycznie uderzenie w węgiel koksujący jest działaniem pozbawionym logiki. Jest to surowiec niezbędny do produkcji m.in. wysokogatunkowej stali, z której powstają turbiny wiatrowe stanowiące ważne ogniwo energetyki odnawialnej. Z koksu powstaje wiele produktów niezbędnych do wytwarzania także włókien węglowych. To wyjątkowo trwały i lekki materiał mający zastosowanie w lotnictwie i motoryzacji. Dzięki niemu można obniżyć ciężar maszyn, a tym samym zmniejszyć zużycie paliwa i ochronić środowisko przed nadmierną emisją spalin. Sprzeczność i brak logiki są tu jednak pozorne. Rozporządzenie metanowe nie spowoduje, że węgiel koksujący zniknie z europejskiej gospodarki. Mógłby natomiast zniknąć jego największy unijny dostawca, którym jest Jastrzębska Spółka Węglowa. Proponowane przepisy antymetanowe są łagodne dla importerów, gdyż nakładają tylko obowiązki informacyjne. Importer węgla np. z Australii miałby jedynie powiadomić odpowiednie unijne organy o środkach ograniczenia emisji metanu w tamtejszych kopalniach. Dotyczy to nie tylko węgla koksującego, ale także energetycznego. Rozporządzenie metanowe nie zamyka unijnej gospodarki przed węglem, lecz blokuje możliwości europejskich producentów tego surowca. Wiadomo, że chodzi głównie o Polskę.

– Jaka jest procedura przyjmowania Rozporządzeń PE i Rady? Czy obowiązuje jednomyślność?

– Komisja Europejska zgłasza projekt rozporządzenia i tym samym rozpoczyna cały proces legislacyjny. Zarówno Parlament Europejski, jak i Rada przyjmują własne stanowiska w tej sprawie. W Parlamencie decyduje większość budowana na bazie grup politycznych. Natomiast w Radzie decyduje większość państw członkowskich. Mniejszość blokująca, czyli koalicja państw w sprawie zmiany konkretnych zapisów, jak np. limity metanowe dla kopalń, zakres obowiązków nakładanych na importerów gazu czy węgla, może doprowadzić do zmian brzmienia tekstu. Na Parlament Europejski musimy patrzeć realistycznie. Zwłaszcza w tej kadencji jest to najbardziej zideologizowana spośród instytucji biorących udział w procesie legislacyjnym. Postulaty Parlamentu najczęściej wykraczają daleko poza plany i możliwości państw członkowskich.

Jak wspomniałam, Parlament i Rada przyjmują swoje stanowiska wyjściowe, są jednak skazane na wypracowanie kompromisu poprzez negocjacje trójstronne, czyli trilog, w którym Parlament i Rada są głównymi negocjatorami, natomiast Komisja pełni rolę bezstronnego mediatora. Jest to etap „ucierania” radykalnych stanowisk i hamowania zbyt rewolucyjnych pomysłów. Jeśli nie ma konsensusu, możliwe jest wstrzymanie prac legislacyjnych. Jednak aby taka decyzja została podjęta, na forum Rady wymagana jest większość kwalifikowana. W przypadku tego rozporządzenia jednostronne weto nie jest możliwe. Mamy tu do czynienia z procedurą, która nie wymaga jednomyślności. Musimy zatem jako Polska walczyć o nasze racje do samego końca, mimo że nieraz chciałoby się trzasnąć drzwiami, ale wtedy pozostałoby już tylko narzekanie.

– Jakie więc mamy szanse przeciwstawić się temu rozporządzeniu?

– Dążymy do tego, co jest politycznie osiągalne. Niestety z punktu widzenia polskiego sektora energetycznego rozporządzenie o redukcji emisji metanu jest jak fala powodziowa, której nie da się zatrzymać, ale można osłabić jej niszczycielskie działanie. Do całkowitego zablokowania tego projektu potrzebna byłaby większość w Parlamencie lub Radzie. Przy obecnym układzie sił politycznych jest to niemożliwe. Dlatego polska strategia zmierza do wynegocjowania jak najlepszych warunków dla kopalń. Początkowy wniosek Komisji był nie do przyjęcia, podobnie jak stanowisko Parlamentu pisane pod wpływem ekorewolucjonistów. Mówiłam o tym głośno podczas negocjacji w Parlamencie Europejskim i wygląda na to, że głos ten został wzięty pod uwagę. Świadczy o tym fakt, że część węglowa tekstu jest nadal otwarta. Prace nad ostatecznym stanowiskiem Parlamentu znalazły się chwilowo w martwym punkcie z powodu skandalu wokół niemieckiej poseł Jutty Paulus z frakcji Zielonych. Mimo to ciężko pracujemy, aby zapewnić naszym kopalniom dobre warunki do pracy, również po wejściu w życie rozporządzenia.

– Znana mi jest z grubsza sprawa niemieckiej europosłanki Jutty Paulus z partii Zielonych, sprawozdawcy projektu rozporządzenia w sprawie metanu. Kim są osoby, z którymi współpracowała przy tym projekcie? Czy są tu jakieś polityczne powiązania, czy być może korupcja?

– Zacznijmy od tego, że Jutta Paulus nie jest szeregową europosłanką. W Komisji ITRE powierzono jej funkcję sprawozdawcy projektu rozporządzenia dotyczącego emisji metanu. To oznacza ogromną odpowiedzialność i duży wpływ na unijną gospodarkę, a zwłaszcza na branże surowcowo-energetyczne. Po śledztwie portalu Politico.eu okazało się, że pliki z poprawkami do rozporządzenia zostały utworzone przez Alessię Virone, osobę zatrudnioną w amerykańskiej organizacji ekologicznej Clean Air Task Force (CATF). Na pewno możemy mówić o skandalu. To kolejny przejaw problemów z transparentnością w pracach Parlamentu Europejskiego. Wcześniej serię kompromitujących, korupcyjnych wpadek zaliczyli europosłowie socjalistów. Tym razem podejrzenia padły na przedstawicielkę siostrzanej dla socjaldemokratów frakcji Zielonych. CATF promuje regulacje uderzające w europejski sektor energetyczny. Organizacja otrzymuje rocznie ok. 20 mln dolarów dotacji i darowizn. Jeśli dowiemy się, kto im płaci, wtedy będzie można spekulować o politycznych powiązaniach. Z medialnego śledztwa wynika, że spora część środków może pochodzić od niemieckich donatorów i pewnych fundacji. Jeśli cofniemy się do pierwszego pytania, gdzie była mowa o największym graczu na rynku instalacji odmetanowujących, obraz tej mętnej sytuacji może wydać się klarowniejszy.

– Jak wyglądają kulisy prac nad projektami takich dokumentów jak Rozporządzenie PE i Rady? Na ile możliwy jest legalny i nielegalny wpływ różnych lobby?

– Oficjalna procedura tworzenia takich dokumentów jest ściśle uregulowana. Jest tam miejsce na negocjacje, konsultacje, także działania lobbystów. Jednak ten pozorny obraz uporządkowanej biurokracji runął pod koniec ubiegłego roku, kiedy wybuchła afera socjalistycznej deputowanej Evy Kaili. Okazało się, że w unijnych instytucjach działa szara strefa, a raczej czarny rynek kupczenia przysługami za łapówki. Początkowo usiłowano zrobić z Kaili czarną owcę w socjalistycznej rodzinie, ale szybko okazało się, że korupcyjne śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, a liczba podejrzanych idzie w dziesiątki. Ta niebywała, skandaliczna sytuacja rodzi niepokojące pytania. Skoro mały, arabski kraj potrafił za pieniądze przekazane w reklamówkach wybielić swój wizerunek w Unii Europejskiej, to zapewne swoją cenę ma także czarny PR. Co miał na myśli hiszpański socjalista Juan Fernando López Aguilar, szef Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Parlamentu Europejskiego, gdy zadał politykom polskiej opozycji słynne pytanie: „Co możemy jeszcze dla was zrobić?”. Wygląda to tak, jakby niektórzy posłowie w Parlamencie Europejskim realizowali polityczne zamówienia. Jak w tym kontekście wygląda walka z metanem? Zastanawiałam się, czy jest to wyłącznie wyraz troski o klimat. Dziś nie mam wątpliwości, że jest to kolejny element wyrachowanej i bezwzględnej gry o dominację w międzynarodowej gospodarce. Zarówno w Komisji Europejskiej, jak i w Parlamencie zbyt często pojawiają się inicjatywy pisane w rzeczywistości przez lobbystów i innych agentów wpływu projektujących przepisy korzystne dla wybranych przedsiębiorstw lub najsilniejszych państw członkowskich.

Tekst pochodzi z 10 (1780) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe