Klęska Zielonego Ładu? Ani Rosja, ani Chiny nie chcą być zielone
Istnieje taka opinia, że Unia Europejska przyjęła swój Zielony Ład w reakcji na zasadnicze niepowodzenia swojej ambitnej polityki klimatycznej. Dla Zielonego Ładu – o czym nikt otwarcie nie mówi – obecnie największym problemem jest rosyjska agresja na Ukrainę. Realnie ta wojna zepchnęła na dalszy plan utopijny program dekarbonizacji i dotyczy to nie tylko Europy, ale także całego świata. Dążący do swoich imperialnych celów Putin w najmniejszym stopniu nie liczy się z żadnym programem ochrony klimatu przed globalnym ociepleniem.
Chiński węglowy Wielki Mur
Zielone Chiny? Nie tak szybko. Pekin jest tak zależny od paliw kopalnych, jak nigdy żadne państwo. Chiny ani Indie nie mają najmniejszego zamiaru przyspieszyć u siebie transformacji energetycznej. Chociaż bez tych dwóch gigantów żadna taka transformacja nie jest możliwa. Oba ogromne i najludniejsze państwa świata realizują właśnie przyspieszony rozwój gospodarczy i cywilizacyjny, więc zupełnie nie mają zamiaru rezygnować z konwencjonalnej energii. Jednak z hipokryzją typową dla wielu państw członkowskich ONZ ich przedstawiciele zachwycali się programem transformacji energetycznej. Tym bardziej, że dostrzegając potrzebę uwzględnienia wymiaru społecznego polityki klimatycznej, COP27 przyjął program prac nad sprawiedliwą transformacją, która niestety niesie ze sobą ogromne ryzyko przebiegania albo jako transformacja niesprawiedliwa, albo jako zupełnie nieskuteczna.
Chiny są największym konsumentem energii oraz największym emitentem dwutlenku węgla na świecie. Według ostatnich badań Banku Światowego emitują one około 30 proc. tego związku chemicznego. To więcej niż w Stanach Zjednoczonych i innych krajach rozwiniętych razem wziętych. ChRL odpowiada także za 1/3 światowych zanieczyszczeń tlenkiem siarki. 64 proc. energii w Państwie Środka wytwarza się z węgla. Razem z energetyką gazową z węglowodorów produkuje się około 74 proc. energii. Chiński rząd po pandemii COVID-19 ponownie skupił się na wytwarzaniu prądu z węgla, aby zapewnić stabilność dostaw najtańszej energii. Co więcej, władze w Pekinie zapowiadają, że energetyka węglowa będzie nadal rosła aż do 2040 roku, a potem zacznie spadać. Właściwie z chińskiego punktu widzenia, wobec niewyobrażalnie wielkich potrzeb gospodarczych i społecznych, może to być zrozumiałe. Niezrozumiałe jest tylko to, dlaczego wciąż krążą w mediach informacje o ogromnych inwestycjach w energię wiatrową i słoneczną. Pekin zagraża również światowej gospodarce i światowemu zdrowiu poprzez niezrównoważoną, rabunkową eksploatację zasobów naturalnych nie tylko w Chinach, ale również w Afryce, a także łamiąc prawa człowieka. Między październikiem 2022 roku a styczniem 2023 roku amerykańskie służby celne i straż graniczna skonfiskowały 2600 importowanych z Chin paneli słonecznych o wartości 806 mln dolarów, podejrzewając, że zostały one wyprodukowane przy użyciu niewolniczej pracy tysięcy internowanych Ujgurów.
Do czołówki emitentów dwutlenku węgla należą jeszcze: na drugiej pozycji Stany Zjednoczone –12,55 proc., na trzeciej Unia Europejska – 7,33 proc., na czwartej Indie – 7 proc., z tym, że Indie mają najszybszy wzrost produkcji energii także z węgla. W 2050 roku będą drugim największym emitentem CO2 po Chinach i znacznie większym niż USA i UE. Tymczasem zgodnie z Zielonym Ładem UE najszybciej zredukuje swoje emisje do zera. USA zamierzają znacznie zmniejszyć emisję w najbliższych latach.
Podejrzana misja Johna Kerry’ego
Od pewnego czasu światowi obrońcy klimatu starają się zawrócić Chiny z „węglowego szlaku”. Prawdopodobnie do najbardziej zaangażowanych w tę akcję należy John Kerry, demokrata, sekretarz stanu USA w administracji Baracka Obamy, od 2021 roku pełnomocnik prezydenta USA Joe Bidena do spraw klimatu. Jednym z jego celów, jak się zdaje, jest szybkie nawrócenie kierownictwa Komunistycznej Partii Chin na obrońców klimatu. Nadużycia i niszczenie środowiska w Chinach rzeczywiście zasługują na to, aby się nimi zająć. Tym bardziej że władze Chin unikają płacenia za szkody klimatyczne.
Kerry negocjował w Pekinie problemy polityki klimatycznej w serii spotkań od 2021 roku. Ostatnie spotkanie Kerry’ego z czołowym politykiem do spraw klimatu w Chinach Xie Zhenhua stworzyło perspektywy pełnego wznowienia rozmów klimatycznych między dwoma krajami. Pekin je zawiesił trzy miesiące temu w odwecie za podróż przewodniczącej Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi na Tajwan. Kerry i Zhenhua spotkali się na około 45 minut w biurach chińskiej delegacji w strefie konferencji COP27. Po zakończeniu żadna ze stron nie ujawniła zbyt wiele. Chińscy politycy wyszli bez komentarza. – Mieliśmy bardzo dobre spotkanie – powiedział Kerry. Jednak nie chciał powiedzieć więcej, stwierdził tylko, że jest „o wiele za wcześnie”, aby mówić o jakichkolwiek różnicach między USA a Chinami. – My po prostu pracujemy – stwierdził Amerykanin i zaznaczył, że ma nadzieję, iż wznowienie rozmów dyplomatycznych Waszyngtonu z Pekinem może „ogromnie wpłynąć” na „uratowanie planety”.
Tymczasem Komisja Izby Reprezentantów ds. nadzoru i odpowiedzialności wszczęła na początku lutego br. dochodzenie w sprawie Johna Kerry’ego w związku z jego rozmowami z chińskim rządem w sprawie zmiany stanowiska Chin wobec „ratowania planety”. Kerry mógł przekroczyć swoje kompetencje, zakładając, że jego rozmowy z chińskimi władzami mogą pomóc w dokonaniu „przełomu” w realizacji przez Chiny polityki klimatycznej wynikającej z porozumienia paryskiego. Chodziło mu szczególnie o aktywny udział Chin w debacie klimatycznej na Światowym Forum Ekonomicznym 18 stycznia tego roku. Republikanie, którzy mają większość w Izbie Reprezentantów po wyborach międzykadencyjnych, w skrócie uznali, że Kerry chciał „przehandlować” ratowanie klimatu za prawa człowieka. Miał obiecać przemilczenie USA eksterminacyjnej polityki Pekinu wobec Ujgurów i innych mniejszości etnicznych w Chinach.
Ludzie niskoemisyjni
Każda żyjąca istota, która oddycha, zużywając tlen, wydycha CO2. Obecnie niewiele da się z tym zrobić – oprócz intensywnej depopulacji, kiedy znacznie mniej ludzi będzie oddychać. Dlatego chodzi o ludzi niskoemisyjnych, a nie bezemisyjnych. Sygnalizowaliśmy ten problem w jednym z listopadowych numerów „TS”. Chodzi o to, aby wprowadzić osobiste uprawnienia do emisji CO2. Nie tej „wydychanej”, a tej związanej z produkcją konkretnych towarów czy usług, która pozostawia po sobie silny ślad węglowy, a zatem wysoką emisję dwutlenku węgla. W konsekwencji należałoby wyeliminować tę produkcję z rynku. Wymyśliło to czworo naukowców z Wielkiej Brytanii, Szwecji i Izraela, a informację opublikowało czasopismo „Nature”. Autorzy tekstu postulują wprowadzenie „osobistych uprawnień do emisji dwutlenku węgla” (Personal Carbon Allowances – PCA). Dzięki sztucznej inteligencji będzie można monitorować naszą emisyjność związaną np. z „podróżami, ogrzewaniem pomieszczeń, podgrzewaniem wody i elektrycznością”. Miałoby się to łączyć z całym systemem uprawnień, limitów, rekompensat, ale także „karnych” opłat i handlem osobistymi emisjami. Pojawia się jednak obawa przed niską akceptacją społeczną tych rozwiązań – ludzie będą się bali przede wszystkim naruszenia ich prywatności, czyli kontroli i inwigilacji.
W UE obowiązuje już system handlu emisjami (ETS – Emissions Trading System), który obejmuje poszczególne gałęzie przemysłu. Polega on na tym, że trzeba płacić za uprawnienia do emisji CO2 do atmosfery. Teraz chodziłoby o powiązanie osobistych działań z globalnymi celami redukcji emisji dwutlenku węgla. W praktyce pojawiły się dwie koncepcje wdrożenia czegoś podobnego do PCA. Szwedzki start-up Doconomy wspólnie z Mastercard wypuścił na rynek pierwszą na świecie kartę kredytową (o nazwie „DO Black”), która blokuje transakcje, jeśli uzna, że transakcja jest szkodliwa klimatycznie. Sztuczna inteligencja, która ma dostęp do danych bankowych klienta, weryfikuje, czy dokonując kupna, nie spowoduje on zbyt dużej emisji CO2. Nieco inną metodą posłużył się kanadyjski bank Vancity z Vancouver, który oferuje w systemie Visa kartę monitorującą ślad węglowy klienta. Każdy zakup jest związany z uruchomieniem licznika węglowego pokazującego nie tylko zużycie dwutlenku węgla przez właściciela karty, lecz także porównującego je ze średnią krajową i docelowym limitem osobistym. Bank Vancity – w odróżnieniu od Doconomy – nie stosuje „brutalnej” blokady zakupów. Jednak nieustannie sugeruje właścicielowi, by podejmował „przemyślane”, a nie spontaniczne decyzje. W dodatku w taki sposób, aby był on przekonany, że są to jego własne wybory, a nie podpowiedziane. Oba te rozwiązania mają wpływać na szybkie ograniczenie indywidualnych zachowań wysokoemisyjnych i wspierać cel zeroemisyjności dwutlenku węgla netto.
Tekst pochodzi z 9 (1779) numeru „Tygodnika Solidarność”.