Paweł Jędrzejewski: A niedźwiedzi polarnych jest, jak na złość, coraz więcej...

Wycieńczony niedźwiedź i samobójcze morsy, czyli obrazy w służbie religii klimatyzmu
Niedźwiedzie polarne Paweł Jędrzejewski: A niedźwiedzi polarnych jest, jak na złość, coraz więcej...
Niedźwiedzie polarne / Wikipedia CC BY-SA 3,0 Mbz1

Stwierdzenie, że jeden obraz jest wart więcej niż tysiąc słów, jest prawdziwe zarówno wobec słów prawdy jak i - niestety - wobec słów kłamstwa. Wszyscy pamiętamy słynne wideo pokazujące niedźwiedzia polarnego - wychudzonego i prawie niezdolnego do poruszania się w poszukiwaniu żywności. Ten biedy czworonóg miał być symbolem zagłady gatunku pod wpływem zmian klimatycznych. "Oto jak wygląda zmiana klimatu" - skomentował to całkiem jednoznacznie na swojej stronie internetowej National Geographic. Niedźwiedź ledwo idzie, stara się wygrzebać pożywienie z jakiejś zardzewiałej puszki ze śmieciami. Oglądając go na filmie w zwolnionym tempie, z dramatyczno-złowieszczą muzyką w tle, mamy pewność, że godziny życia zwierzęcia są policzone.

 

Autorzy filmu przyznali się do manipulacji

Najpierw film poruszył i przeraził dziesiątki milionów ludzi, bo wideo miało rekordową liczbę wyświetleń. Później okazało się, że ten film był w znacznym stopniu kłamstwem. Autorzy filmu przyznali się do tego po mniej więcej roku. Niedźwiedź był co prawda autentyczny i naprawdę skrajnie wynędzniały. Cała reszta już prawdą nie jest, ponieważ autorzy filmu nie mieli żadnych, nawet najmniejszych dowodów, że niedźwiedź zdychał z głodu spowodowanego zmianami klimatu. Po prostu pojechali z kamerą zdobyć obrazy, które pasowałoby swoją wymową do założonej z góry tezy i silnie działały na emocje widzów. Nie sfilmowali więc dorodnych, wypasionych i zdrowych niedźwiedzi, których tam mnóstwo. Czekali na takiego, który będzie nadawał się do ich przekazu. Wreszcie szczęście się do nich - choć to brzmi makabrycznie - uśmiechnęło: zobaczyli wychudzonego, zmarniałego niedźwiedzia - idealnego na bohatera ich dokumentu. Po roku, współautorka filmu (Cristina Mittermeier) przyznała na łamach National Geographic: "Nie mogę powiedzieć, że ten niedźwiedź głodował z powodu zmian klimatycznych (...) Prawdopodobnie popełniliśmy błąd, nie opowiadając całej historii – że poszukiwaliśmy obrazu, który przepowiadał przyszłość i że nie wiedzieliśmy, co stało się z tym konkretnym niedźwiedziem polarnym". Przyznała też, że realizatorzy filmu jednak mieli świadomość, że niedźwiedź jest chory lub zraniony, ale ten fakt zataili, a za jego stan obwinili globalne ocieplenie. I tak oto manipulacja okazała się najbardziej skutecznym zabiegiem w propagowaniu katastroficznej wizji skutków zmian klimatycznych. Nic tak nie wstrząsnęło milionami ludzi na całej kuli ziemskiej w kwestii klimatu, jak obraz tragicznego wyglądu i losu tego niedźwiedzia. Wszyscy zapamiętali najważniejszy przekaz: "to efekt ocieplenia!". Czy więc można mieć zaufanie do wieszczów apokalipsy, którzy muszą kłamać, żeby tę swoją przepowiednię uwiarygodnić? 

 

Liczba niedźwiedzi stale wzrasta

No bo jaka jest prawda? Całkiem inna. Fakty są zaskakujące i jednoznaczne. Oto one. Światowa populacja niedźwiedzi polarnych wynosiła przed 70 laty około 5 tysięcy. W latach sześćdziesiątych XX wieku wzrosła do 8-10 tysięcy. W roku 1984 osiągnęła 25 tysięcy. Na tym poziomie trwała do obliczeń w roku 2005. Później zaczęła się znów powiększać, bo obecnie ocenia się ją maksymalnie na około 31 tysięcy. Jest ich więc sześć razy więcej niż w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jednak, mimo że liczba białych niedźwiedzi wyraźnie rośnie, a nie maleje, nadal w mediach króluje przekaz, że niedźwiedzie polarne wymierają i muszą do końca stulecia zniknąć. Np. u nas, w "Polityce", czytamy w roku 2020, że "Jeśli ktoś ma dzisiaj dziesięć lat, to może dożyć chwili, gdy z Ziemi znikną na zawsze białe niedźwiedzie. A na pewno będzie na własne oczy oglądać, jak ten gatunek ginie". Jak dotąd, rzeczywistość mocno przeczy tym kasandrycznym przepowiedniom, które są prezentowane nie jako propagandowe wróżby, ale jako tezy naukowe.

Oczywiście, nie należy wyciągać z tego fałszywego wniosku, że nie istnieje zjawisko globalnego ocieplenia. Natomiast trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że w roku 1973 wszystkie państwa, na których terenach występują niedźwiedzie polarne, podpisały międzynarodowe porozumienie chroniące ten gatunek. I najprawdopodobniej ta decyzja stała się główną przyczyną skokowego wzrostu ich liczby. A po drugie, że ocieplenie klimatu może być korzystne dla niedźwiedzi polarnych. I pewnie stąd ten najnowszy wzrost ich liczebności. Tak twierdziła zoolog Susan Janet Crockford z University of Victoria w Kanadzie, zajmująca się niedźwiedziami. Zapłaciła za to wysoką cenę. Jej pogląd nie spodobał się głosicielom tezy o nieuchronnym wyginięciu niedźwiedzi. Uniwersytet nie przedłużył z nią umowy o pracę, bez podania przyczyn. Nie ma tu żadnego zaskoczenia. Klimatyzm to religia. Religia nie toleruje heretyków. Nieprzedłużenie przez uniwersytet umowy z heretykiem to znacznie subtelniejsze potraktowanie odszczepieńca, niż np. stos.

 

Samobójcze morsy

Ludzie manipulujący obrazami nie odpuszczają. W filmie dokumentalnym Netflix (Our Planet) z 2018 roku widzimy ogromne morsy arktyczne (to te z długimi, białymi kłami) spadające ze skał i roztrzaskujące się o głazy. Narrator filmu, czcigodny, autentycznie zasłużony przyrodniczy starzec, czyli Sir David Attenborough, w komentarzu wiąże ich zachowanie ze zmianami klimatu. Rozumowanie jest następujące: obecnie morsy nie odpoczywają na lodzie, bo jest go coraz mniej, ale na skałach. Część z nich wchodzi wysoko - na klify i stamtąd spada. Gdyby więc nie globalne ocieplenie, morsy nie wchodziłyby na klify i z nich nie spadały. W filmie upadki morsów ze skał są pokazane tak, jakby były samobójstwami z rozpaczy, choć - oczywiście - nimi nie są. Jednak tę narrację podważa fakt, że morsy od zawsze wchodzą zarówno na lód jak i na skały. A gdy odpoczywają na skałach i zostają nagle zaatakowane przez niedźwiedzie, stado może ulec panice i wtedy osobniki wylegujące się na krawędzi klifów spadają, bo morsy na lądzie poruszają się niezdarnie. Zjawisko to tak stare, jak istnienie morsów (i niedźwiedzi). Tak więc łączenie go z globalnym ociepleniem jest nieuzasadnione. Natomiast sam film zdradza swoją tendencyjność chociażby przez wymienne pokazywanie spadających morsów i twarzy jednej z realizatorek filmu, po której spływają łzy. Chodzi o uzyskanie efektu emocjonalnego. Za wszelką cenę. 

Podobnie, jak w przypadku filmu o niedźwiedziach, tu manipulacja także miała krótkie nogi. Twórcy filmu stanowczo twierdzili, że filmowane przez nich morsy nie były atakowane przez niedźwiedzie. Film przedstawiał to zjawisko tak, jakby morsy rzucały się ze skał w desperacji (w domyśle: z powodu zmian klimatycznych). Jednak dwa lata później ujawnione zostały nowe filmy, pokazujące dokładnie te same wydarzenia rejestrowane z dronów, a na nich wyraźnie widać, że spadanie morsów z klifu spowodował atak białych niedźwiedzi. Co gorsze, okazało się, że do śmierci morsów przyczyniła się najprawdopodobniej także ekipa filmowa. Po pierwsze, stojąc na plaży, uniemożliwiła morsom bezpieczną ucieczkę przed niedźwiedziami, a - po drugie - panikę wśród morsów mogły spotęgować właśnie te drony, z których je filmowano.

 

Trafiają prosto do serc

Czy jednak ujawnienie prawdy na temat tych filmów cokolwiek zmienia? Nie ma lepszego narzędzia propagandowego niż film, niż obraz. Obrazem najskuteczniej się kłamie. Wiedzą o tym producenci reklam. Wiedzieli o tym zarówno Lenin jak i Goebbels. Filmy o niedźwiedziach i morsach przekonują, że doskonale wiedzą o tym także aktywiści religii klimatyzmu. Pewnie rozgrzesza ich poczucie, że dokonują manipulacji w imię wyższego celu. Nie mają przecież wątpliwości, że największym zagrożeniem dla świata są zmiany klimatu, globalne ocieplenie. Ich filmy o niedźwiedziach lub morsach - rzekomych ofiarach ocieplenia - oglądają miliony. Te obrazy - o wielkim ładunku emocjonalnym - zapadają głęboko w pamięć, trafiają prosto do serc, oddziałują na podświadomość, apelują do uczuć i nie dają się "odzobaczyć". Kształtują reakcje ogromnej liczby ludzi. Natomiast informacja o tym, że filmy te są oparte na manipulacji, dociera już zaledwie do ułamka tej liczby. I, paradoksalnie, wcale nie wymazuje z pamięci obrazów wynędzniałego niedźwiedzia, czy roztrzaskujących się o skały morsów. Czyli jednak dla "dobra sprawy" opłaca się kłamać.

Sukcesy takiego podejścia prowadzą do produkowania kolejnych absurdów. Bo na przykład dziś media informują, że "W ubiegłym roku po historycznej fali upałów w Kanadzie dr Kyle Merrit po raz pierwszy postawił pionierską diagnozę. Lekarz stwierdził, że 70-latka zachorowała przez globalne ocieplenie".

 

Konieczny sceptycyzm

Co nam pozostaje? Bądźmy sceptykami. Przypomnijmy sobie, że jeszcze 40 lat temu nie mniej przerażające, apokaliptyczne wizje przedstawiali ludzkości przepowiadacze globalnego ochłodzenia, przekonani, że wkrótce nadejdzie nowa epoka lodowcowa. Ta zmiana obowiązującego poglądu o 180 stopni pokazuje, po jak grząskim gruncie się poruszamy, gdy obdarzamy zaufaniem tych ludzi, którzy zapewniają nas o nieuchronnym końcu świata. Bądźmy sceptyczni, ponieważ twierdzą, że wiedzą, jaki będzie klimat za 50 lat, choć nie są w stanie przewidzieć, czy dziś po południu będzie padał deszcz.

I ponieważ robią filmy o tym, że niedźwiedzie wymierają, choć niedźwiedzie mają się dobrze i jest ich - jak na złość klimatystom - coraz więcej.


 

POLECANE
Gdańsk: Były wiceprezydent prawomocnie skazany za molestowanie z ostatniej chwili
Gdańsk: Były wiceprezydent prawomocnie skazany za molestowanie

Sąd Okręgowy w Gdańsku utrzymał w mocy wyrok wobec byłego wiceprezydenta Gdańska ds. edukacji i usług społecznych Piotra K., który został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata za molestowanie małoletniego. Wyrok jest prawomocny.

Prezes PiS o dekrecie Donalda Trumpa ws. płci: Mamy powrót do zdrowego rozsądku polityka
Prezes PiS o dekrecie Donalda Trumpa ws. płci: Mamy powrót do zdrowego rozsądku

- W USA mamy powrót do zdrowego rozsądku, odrzucenia przedsięwzięć, które mają ograniczać rozwój gospodarczy, ale też powrót do zdrowego rozsądku w kwestii płci - powiedział podczas konferencji prasowej prezes PiS Jarosław Kaczyński. W ten sposób skomentował on dekret prezydenta USA Donalda Trumpa ws. zakazu promowania "ideologii płciowej".

z ostatniej chwili
Prof. Andrzej Nowak: Rodzinne korzenie Trumpa i jego niechęć do Niemiec

Prof. Andrzej Nowak, ceniony historyk i autor, w swojej wypowiedzi na kanale Biały Kruk TV przybliżył rodzinne korzenie Donalda Trumpa, wskazując na ich wpływ na geopolityczne poglądy byłego prezydenta USA, w tym na jego dystans wobec Niemiec.

UE wprowadza cenzurę w sieci. Dziś debata w PE z ostatniej chwili
UE wprowadza cenzurę w sieci. Dziś debata w PE

– Powiedzmy wprost: ten projekt wprowadza cenzurę – mówi w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" ekspert ds. bezpieczeństwa informacji i prywatności Łukasz Olejnik, komentując projekt ustawy Ministerstwa Cyfryzacji, nadający UKE nowe uprawnienia. Działania resortu następują na skutek wdrażania przez Komisję Europejską Aktu o usługach cyfrowych. 

Alarmy pogodowe dla całej Polski. IMGW wydało komunikat Wiadomości
Alarmy pogodowe dla całej Polski. IMGW wydało komunikat

Pogoda nie będzie rozpieszczała pieszych i kierowców - wydane przez IMGW alerty dotyczą wtorkowego wieczoru i pozostaną aktualne do środowego poranka, a swoim zasięgiem obejmą zdecydowaną większość Polski. Na drogach i chodnikach może się zrobić ślisko, a widzialność miejscami spadnie poniżej 200 metrów.

MS komentuje sprawę badań włosów pracowników: „Mają strategiczne znaczenie zarządcze”  Wiadomości
MS komentuje sprawę badań włosów pracowników: „Mają strategiczne znaczenie zarządcze”

Jak ujawniła wczoraj przewodnicząca Krajowej Rady Sadownictwa Dagmara Pawełczyk-Woicka, min. Adam Bodnar wydał ponad 20 tys. zł na badania dotyczące skóry głowy i cebulek włosów dla swoich pracowników. Teraz resort wydał niecodzienny komunikat.

Histeryczne wystąpienie Kamili Gasiuk-Pihowicz w Parlamencie Europejskim w obronie cenzury w internecie gorące
Histeryczne wystąpienie Kamili Gasiuk-Pihowicz w Parlamencie Europejskim w obronie cenzury w internecie

Dziś w Parlamencie Europejskim trwa debata na temat wprowadzenia cenzury internetu, czyli tzw. Aktu o usługach cyfrowych. W obronie cenzury w internecie wypowiedziała się poseł Koalicji Obywatelskiej Kamila Gasiuk-Pihowicz.

Meghan i Harry znów na językach. Sprawa rozwodu wraca z hukiem Wiadomości
Meghan i Harry znów na językach. Sprawa rozwodu wraca z hukiem

Meghan Markle i książę Harry porzucili obowiązki członków brytyjskiej rodziny królewskiej w 2020 roku i wyprowadzili się do Stanów Zjednoczonych. Od tamtej pory co jakiś czas Sussexowie ujawniają tajemnice brytyjskiego dworu i swoje własne, starając się nieustannie przykuwać zainteresowanie prasy.

Dziś polski sędzia opowie w PE o łamaniu praworządności w Polsce pilne
Dziś polski sędzia opowie w PE o łamaniu praworządności w Polsce

Na nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych sędzia Piotr Schab, prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie, odwołany wbrew przepisom przez Adama Bodnara, poinformował, że wraz z prok. Andrzejem Golcem zostali zaproszeni do Parlamentu Europejskiego przez partie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów oraz Patriotów. Sędzia zapewnił, że powie w Strasburgu o łamaniu praworządności w Polsce.

Trzęsienie ziemi w Brukseli. Chcą odwrócić skutki Zielonego Ładu z ostatniej chwili
Trzęsienie ziemi w Brukseli. Chcą odwrócić skutki Zielonego Ładu

Jak podaje portal Euractiv, liderzy EPL – największej partii w Parlamencie Europejskim – chcą znieść cele dotyczące odnawialnych źródeł energii.

REKLAMA

Paweł Jędrzejewski: A niedźwiedzi polarnych jest, jak na złość, coraz więcej...

Wycieńczony niedźwiedź i samobójcze morsy, czyli obrazy w służbie religii klimatyzmu
Niedźwiedzie polarne Paweł Jędrzejewski: A niedźwiedzi polarnych jest, jak na złość, coraz więcej...
Niedźwiedzie polarne / Wikipedia CC BY-SA 3,0 Mbz1

Stwierdzenie, że jeden obraz jest wart więcej niż tysiąc słów, jest prawdziwe zarówno wobec słów prawdy jak i - niestety - wobec słów kłamstwa. Wszyscy pamiętamy słynne wideo pokazujące niedźwiedzia polarnego - wychudzonego i prawie niezdolnego do poruszania się w poszukiwaniu żywności. Ten biedy czworonóg miał być symbolem zagłady gatunku pod wpływem zmian klimatycznych. "Oto jak wygląda zmiana klimatu" - skomentował to całkiem jednoznacznie na swojej stronie internetowej National Geographic. Niedźwiedź ledwo idzie, stara się wygrzebać pożywienie z jakiejś zardzewiałej puszki ze śmieciami. Oglądając go na filmie w zwolnionym tempie, z dramatyczno-złowieszczą muzyką w tle, mamy pewność, że godziny życia zwierzęcia są policzone.

 

Autorzy filmu przyznali się do manipulacji

Najpierw film poruszył i przeraził dziesiątki milionów ludzi, bo wideo miało rekordową liczbę wyświetleń. Później okazało się, że ten film był w znacznym stopniu kłamstwem. Autorzy filmu przyznali się do tego po mniej więcej roku. Niedźwiedź był co prawda autentyczny i naprawdę skrajnie wynędzniały. Cała reszta już prawdą nie jest, ponieważ autorzy filmu nie mieli żadnych, nawet najmniejszych dowodów, że niedźwiedź zdychał z głodu spowodowanego zmianami klimatu. Po prostu pojechali z kamerą zdobyć obrazy, które pasowałoby swoją wymową do założonej z góry tezy i silnie działały na emocje widzów. Nie sfilmowali więc dorodnych, wypasionych i zdrowych niedźwiedzi, których tam mnóstwo. Czekali na takiego, który będzie nadawał się do ich przekazu. Wreszcie szczęście się do nich - choć to brzmi makabrycznie - uśmiechnęło: zobaczyli wychudzonego, zmarniałego niedźwiedzia - idealnego na bohatera ich dokumentu. Po roku, współautorka filmu (Cristina Mittermeier) przyznała na łamach National Geographic: "Nie mogę powiedzieć, że ten niedźwiedź głodował z powodu zmian klimatycznych (...) Prawdopodobnie popełniliśmy błąd, nie opowiadając całej historii – że poszukiwaliśmy obrazu, który przepowiadał przyszłość i że nie wiedzieliśmy, co stało się z tym konkretnym niedźwiedziem polarnym". Przyznała też, że realizatorzy filmu jednak mieli świadomość, że niedźwiedź jest chory lub zraniony, ale ten fakt zataili, a za jego stan obwinili globalne ocieplenie. I tak oto manipulacja okazała się najbardziej skutecznym zabiegiem w propagowaniu katastroficznej wizji skutków zmian klimatycznych. Nic tak nie wstrząsnęło milionami ludzi na całej kuli ziemskiej w kwestii klimatu, jak obraz tragicznego wyglądu i losu tego niedźwiedzia. Wszyscy zapamiętali najważniejszy przekaz: "to efekt ocieplenia!". Czy więc można mieć zaufanie do wieszczów apokalipsy, którzy muszą kłamać, żeby tę swoją przepowiednię uwiarygodnić? 

 

Liczba niedźwiedzi stale wzrasta

No bo jaka jest prawda? Całkiem inna. Fakty są zaskakujące i jednoznaczne. Oto one. Światowa populacja niedźwiedzi polarnych wynosiła przed 70 laty około 5 tysięcy. W latach sześćdziesiątych XX wieku wzrosła do 8-10 tysięcy. W roku 1984 osiągnęła 25 tysięcy. Na tym poziomie trwała do obliczeń w roku 2005. Później zaczęła się znów powiększać, bo obecnie ocenia się ją maksymalnie na około 31 tysięcy. Jest ich więc sześć razy więcej niż w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jednak, mimo że liczba białych niedźwiedzi wyraźnie rośnie, a nie maleje, nadal w mediach króluje przekaz, że niedźwiedzie polarne wymierają i muszą do końca stulecia zniknąć. Np. u nas, w "Polityce", czytamy w roku 2020, że "Jeśli ktoś ma dzisiaj dziesięć lat, to może dożyć chwili, gdy z Ziemi znikną na zawsze białe niedźwiedzie. A na pewno będzie na własne oczy oglądać, jak ten gatunek ginie". Jak dotąd, rzeczywistość mocno przeczy tym kasandrycznym przepowiedniom, które są prezentowane nie jako propagandowe wróżby, ale jako tezy naukowe.

Oczywiście, nie należy wyciągać z tego fałszywego wniosku, że nie istnieje zjawisko globalnego ocieplenia. Natomiast trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że w roku 1973 wszystkie państwa, na których terenach występują niedźwiedzie polarne, podpisały międzynarodowe porozumienie chroniące ten gatunek. I najprawdopodobniej ta decyzja stała się główną przyczyną skokowego wzrostu ich liczby. A po drugie, że ocieplenie klimatu może być korzystne dla niedźwiedzi polarnych. I pewnie stąd ten najnowszy wzrost ich liczebności. Tak twierdziła zoolog Susan Janet Crockford z University of Victoria w Kanadzie, zajmująca się niedźwiedziami. Zapłaciła za to wysoką cenę. Jej pogląd nie spodobał się głosicielom tezy o nieuchronnym wyginięciu niedźwiedzi. Uniwersytet nie przedłużył z nią umowy o pracę, bez podania przyczyn. Nie ma tu żadnego zaskoczenia. Klimatyzm to religia. Religia nie toleruje heretyków. Nieprzedłużenie przez uniwersytet umowy z heretykiem to znacznie subtelniejsze potraktowanie odszczepieńca, niż np. stos.

 

Samobójcze morsy

Ludzie manipulujący obrazami nie odpuszczają. W filmie dokumentalnym Netflix (Our Planet) z 2018 roku widzimy ogromne morsy arktyczne (to te z długimi, białymi kłami) spadające ze skał i roztrzaskujące się o głazy. Narrator filmu, czcigodny, autentycznie zasłużony przyrodniczy starzec, czyli Sir David Attenborough, w komentarzu wiąże ich zachowanie ze zmianami klimatu. Rozumowanie jest następujące: obecnie morsy nie odpoczywają na lodzie, bo jest go coraz mniej, ale na skałach. Część z nich wchodzi wysoko - na klify i stamtąd spada. Gdyby więc nie globalne ocieplenie, morsy nie wchodziłyby na klify i z nich nie spadały. W filmie upadki morsów ze skał są pokazane tak, jakby były samobójstwami z rozpaczy, choć - oczywiście - nimi nie są. Jednak tę narrację podważa fakt, że morsy od zawsze wchodzą zarówno na lód jak i na skały. A gdy odpoczywają na skałach i zostają nagle zaatakowane przez niedźwiedzie, stado może ulec panice i wtedy osobniki wylegujące się na krawędzi klifów spadają, bo morsy na lądzie poruszają się niezdarnie. Zjawisko to tak stare, jak istnienie morsów (i niedźwiedzi). Tak więc łączenie go z globalnym ociepleniem jest nieuzasadnione. Natomiast sam film zdradza swoją tendencyjność chociażby przez wymienne pokazywanie spadających morsów i twarzy jednej z realizatorek filmu, po której spływają łzy. Chodzi o uzyskanie efektu emocjonalnego. Za wszelką cenę. 

Podobnie, jak w przypadku filmu o niedźwiedziach, tu manipulacja także miała krótkie nogi. Twórcy filmu stanowczo twierdzili, że filmowane przez nich morsy nie były atakowane przez niedźwiedzie. Film przedstawiał to zjawisko tak, jakby morsy rzucały się ze skał w desperacji (w domyśle: z powodu zmian klimatycznych). Jednak dwa lata później ujawnione zostały nowe filmy, pokazujące dokładnie te same wydarzenia rejestrowane z dronów, a na nich wyraźnie widać, że spadanie morsów z klifu spowodował atak białych niedźwiedzi. Co gorsze, okazało się, że do śmierci morsów przyczyniła się najprawdopodobniej także ekipa filmowa. Po pierwsze, stojąc na plaży, uniemożliwiła morsom bezpieczną ucieczkę przed niedźwiedziami, a - po drugie - panikę wśród morsów mogły spotęgować właśnie te drony, z których je filmowano.

 

Trafiają prosto do serc

Czy jednak ujawnienie prawdy na temat tych filmów cokolwiek zmienia? Nie ma lepszego narzędzia propagandowego niż film, niż obraz. Obrazem najskuteczniej się kłamie. Wiedzą o tym producenci reklam. Wiedzieli o tym zarówno Lenin jak i Goebbels. Filmy o niedźwiedziach i morsach przekonują, że doskonale wiedzą o tym także aktywiści religii klimatyzmu. Pewnie rozgrzesza ich poczucie, że dokonują manipulacji w imię wyższego celu. Nie mają przecież wątpliwości, że największym zagrożeniem dla świata są zmiany klimatu, globalne ocieplenie. Ich filmy o niedźwiedziach lub morsach - rzekomych ofiarach ocieplenia - oglądają miliony. Te obrazy - o wielkim ładunku emocjonalnym - zapadają głęboko w pamięć, trafiają prosto do serc, oddziałują na podświadomość, apelują do uczuć i nie dają się "odzobaczyć". Kształtują reakcje ogromnej liczby ludzi. Natomiast informacja o tym, że filmy te są oparte na manipulacji, dociera już zaledwie do ułamka tej liczby. I, paradoksalnie, wcale nie wymazuje z pamięci obrazów wynędzniałego niedźwiedzia, czy roztrzaskujących się o skały morsów. Czyli jednak dla "dobra sprawy" opłaca się kłamać.

Sukcesy takiego podejścia prowadzą do produkowania kolejnych absurdów. Bo na przykład dziś media informują, że "W ubiegłym roku po historycznej fali upałów w Kanadzie dr Kyle Merrit po raz pierwszy postawił pionierską diagnozę. Lekarz stwierdził, że 70-latka zachorowała przez globalne ocieplenie".

 

Konieczny sceptycyzm

Co nam pozostaje? Bądźmy sceptykami. Przypomnijmy sobie, że jeszcze 40 lat temu nie mniej przerażające, apokaliptyczne wizje przedstawiali ludzkości przepowiadacze globalnego ochłodzenia, przekonani, że wkrótce nadejdzie nowa epoka lodowcowa. Ta zmiana obowiązującego poglądu o 180 stopni pokazuje, po jak grząskim gruncie się poruszamy, gdy obdarzamy zaufaniem tych ludzi, którzy zapewniają nas o nieuchronnym końcu świata. Bądźmy sceptyczni, ponieważ twierdzą, że wiedzą, jaki będzie klimat za 50 lat, choć nie są w stanie przewidzieć, czy dziś po południu będzie padał deszcz.

I ponieważ robią filmy o tym, że niedźwiedzie wymierają, choć niedźwiedzie mają się dobrze i jest ich - jak na złość klimatystom - coraz więcej.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe