[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Strach przed piekłem
Istnieją takie fragmenty Pisma Świętego, które u wielu osób budzą trwogę. Do nich należy zapewne przypowieść od bogaczu i ubogim Łazarzu, czytana dziś w niedzielnej liturgii. Mowa bowiem o karze po śmierci. Cały 16. rozdział Ewangelii Łukasza mówi o marności dóbr tego świata. Zawiera on przypowieść o nieuczciwym rządcy i tę o cierpiącym pośmiertne męki bogaczu. Pomiędzy nimi jest także mowa o nierozerwalności małżeństwa, cudzołóstwie i chciwości faryzeuszów. Widać zatem, że Jezusowi nie chodzi tylko o dobra materialne, ale o wszelkie ziemskie pożądania. To nie tyle nagana posiadania dóbr jako takich, ale przestroga przed zniewoleniem dobrami, które zaczyna nami rządzić do tego stopnia, że gotowi jesteśmy podeptać innego - a więc i Boga - w imię posiadania. Podeptać żonę w imię nowej namiętności, podeptać głodnego, cierpiącego w imię własnego, nawet nie komfortu, co luksusu. Grać, udawać, by zachować twarz, by nie pokazać prawdziwego oblicza własnej słabości, przegranej w zetknięciu z pokusą bycia podziwianym lub posiadania więcej. Bogactwem nie musi być przecież jedynie sowicie wypchany trzos, może nim być np. popularność, uznanie w środowisku, dobra opinia, posiadanie racji etc. Uzależnienie od nich sprawia, że już nie Bóg jest na pierwszym miejscu, ale ja. Żeby je zachować, mam w sobie gotowość do nieuczciwości, manipulacji i kłamstwa. W przypowieści Jezus opowiada o braku wiary braci bogacza. A więc brak wiary i brak miłości. I te właśnie ukarane braki budzą strach. Bo co, jeśli i ja nie kocham wystarczająco? Zatem jeśli to kim jestem nie wystarczy? Sądzę, że warto przy tej okazji na kilka rzeczy zwrócić uwagę.
Czy wystarczę?
Po pierwsze, jeśli Jezus mówi, że piekło jest, to ja Mu wierzę. Kropka. Po drugie, jeśli mówi, że poprzez bardzo złe postępowanie można tam trafić, to też Mu wierzę. Po trzecie, opisane w przypowieści postępowanie nie wynika z przegrywanej walki ze słabością, tylko z dobrowolnej postawy serca. Jeśli walczysz i przegrywasz, leżysz, podnosisz się i znów walczysz i może znów upadasz itd., to to nie jest ten przypadek. Po czwarte, istotą chrześcijaństwa nie jest unikanie grzechów, a relacja z Bogiem, powierzenie, ufność, miłość. Po piąte, nie musisz zasługiwać na miłość Boga, masz ją od zawsze i na zawsze. Po szóste, nasza miłość pochodzi od Boga i wynika ze znajomości z Nim, z zapatrzenia w Niego, z pragnienia bycia do Niego podobnym coraz bardziej. Bycia jak Jezus. Zatem niegrzeszenie jest skutkiem miłości, której doświadczamy, nie zasługiwania na otrzymanie miłości. Po siódme, Duch Święty pokazuje nam nasz grzech w celu uzdrowienia, co bywa trudne. Po ósme, lękowy paraliż, rozpacz lub nieustające duchowe skrupuły nie są znakami obecności Ducha Świętego, a diabelskiego mącenia, bowiem Duch Święty zawsze daje nadzieję i wolność, szanuje godność, choćby pokazywał najtrudniejsze rzeczy. Po dziewiąte, nie jesteśmy marionetkami. Ani Boga, ani diabła. Mamy prawo wyboru, mamy prawo się także pomylić. Nasze uczucia i odczucia są ważne, pokazują nam wiele z tego, co dzieje się w sercu, ale nami nie rządzą. Ratująca dla duszy jest nasza zgoda na prawdę. Każdą. I tę, że pobłądziliśmy, i tę, że wolno nam okazywać słabość, zmęczenie, smutek, i tę, że nasze rany mogą wpływać na postrzeganie rzeczywistości, a zatem i na zachowanie. I także tę, że jesteśmy na Boże podobieństwo. Po dziesiąte, Bóg i diabeł to nie żadne równorzędne siły. Bóg jest wszechmocny! A Jezus na krzyżu odniósł zwycięstwo odkupienia cię od śmierci i zła. Po jedenaste, jeśli jesteś ochrzczony, jesteś człowiekiem Jezusa. Po dwunaste, Bóg jest dobry. Cały czas.
"Bóg będzie walczył..."
Kiedy Izraelici stanęli na brzegu Morza Czerwonego, za sobą mając szarżujących Egipcjan, a przed sobą wodne odmęty, to mówiąc oględnie, mogło im się wydawać, że to koniec. Tymczasem Bóg kieruje do nich słowa: „Pan będzie walczył za was”. Morze rozstąpiło się a Izraelici powoli ruszyli przed siebie. Mogli mieć wtedy dwa różne rodzaje lęku - przed tym, że Egipcjanie ich dogonią i przed tym, że morze wróci na swoje miejsce, a oni się potopią. Pewnie niejeden z nich uciekając upadł. Zapewne większość bardzo się bała, ale szli. Może się zatrzymywali, ale ruszali dalej, przewracali się i wstawali, aż w końcu przeszli na drugą stronę. Niczego innego Bóg od nas nie wymaga, tylko decyzji bycia z Nim. Podania Mu ręki i ruszenia w drogę. Kiedy będziesz musiał się zatrzymać, poczeka, jest cierpliwy. Kiedy upadniesz i będziesz chciał wstać, podniesie cię. Czasem nawet poniesie. Przed laty byłam bardzo uparta w zadawaniu Jezusowi pytania o to, jak to możliwe, że skoro jest wszechmocny i mnie kocha, to istnieje w ogóle taka możliwość, że trafię do piekła. Przyszedł i ku mojemu zdumieniu, nie udzielił odpowiedzi, tylko pokazał, że całuje te moje lęki i wątpliwości. Takiego Boga mamy. Przyjmującego i kochającego nas całych. Im bardziej Go poznajemy, im dłużej przebywamy w Jego obecności, tym bardziej zachwyca to, jaki jest. Z czasem Jego widzenie rzeczywistości staje się naszym i coraz bardziej jesteśmy na Jego podobieństwo. Albo też coraz bardziej je dostrzegamy. Nie jest to stan dany raz na zawsze, można wypaść z Jego orbity, ale kiedy upadam „słyszę” - nie znałaś Mnie w tym momencie, nie patrzyłaś na Mnie. I to fakt, kiedy zaczynamy patrzeć w lustro, zamiast w Niego, to niektóre rzeczy, które tam widzimy, mogą wprawić nas w popłoch, ale On zawsze gotów jest posadzić nas znów na orbicie i umożliwić patrzenie na Niego. Warto się tego uczyć, by także i po śmierci umieć odwrócić się od własnych niedoskonałości i z ufnością oddać się w Jego ręce, by widzieć tylko Jego twarz.
Lekarstwo na strach
Strachu przed piekłem nie zmniejsza zapewnianie, że piekła nie ma, ani kolekcja dobrych uczynków, zmniejsza go poznawanie Boga.