Cezary Krysztopa dla "TS": Bo nie zna życia, kto nie sprzątał kuwety
Koty to, w odróżnieniu od psów, dosyć czyste zwierzęta, zasadniczo same dbają o swoją higienę. Miałem trzy psy, wiem o czym mówię. To były same kochane zwierzaki, ale nietarzania się w błocie, odchodach i doczesnych szczątkach innych gatunków nie dało się ich oduczyć. Za każdym razem, kiedy dostawały za to burę, patrzyły wzrokiem ewidentnie mówiącym „Ale o co chodzi? Dlaczego wcześniej nie mówiłeś, że to dla ciebie jakiś problem?”. Dla kotów te aspekty, w całej ich arystokratycznej mentalności, zwyczajnie nie istnieją. To ich niewątpliwa, choć jedna z nielicznych zaleta.
Jednakowoż, jako stworzenia żywe, same w sobie pewne cuchnące aspekty zawierają i coś tam czasem muszą z nimi robić. Jeśli zaś są kotami domowymi, to miejscem, gdzie się całość tych nieco wstydliwych przejawów ich kociej natury kumuluje, jest kuweta. W naszym konkretnym przypadku kuweta w łazienkowym kącie, w którym dziesięć lat temu miałem zamontować umywalkę, czego z jakichś tajemniczych powodów do dzisiaj nie zrobiłem.
Zasadniczo do sprzątania kuwety w pakiecie z prośbą o przyjęcie rudego kotka do domu zobowiązała się Żona, no ale później była w ciąży, wiadomo zagrożenie toksoplazmozą, więc w efekcie obowiązek ten spadł na mnie.
I tu dochodzimy do clou sprawy. Kuweta. Najbardziej śmierdzący przedmiot w domu. Oszczędzę Wam szczegółów grzebania w jej zawartości, ale wierzcie mi, że konieczność odnalezienia się w tej trudnej sytuacji powoduje chwilowe oddzielenie się duszy od ciała, w wyniku czego jej sprzątanie można uznać za czynność w jakimś sensie mistyczną. Żeby chociaż to rude bydlę potrafiło ten ogrom poświęcenia z mojej strony docenić, ale gdzie tam.
Siedzi i się gapi, jakby chciał powiedzieć: No sprzątaj, sprzątaj, bo ci nasikam do butów.
Cezary Krysztopa
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (21/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj.
#REKLAMA_POZIOMA#