Skup złomu Polska. Historia miłości Tuska do wiatraków

Dzień przed tym, gdy prezydent Karol Nawrocki swym pierwszym wetem pomieszał szyki wiatrakowym lobbystom, na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” ukazała się analiza, która powinna zmrozić opinię publiczną. Niestety, w politycznej wrzawie nikt nie usłyszał tej uruchomionej przez ekspertów syreny alarmowej. Zagłuszył ją hałas, generowany zarówno przez istniejące, jak i niewybudowane wskutek decyzji prezydenta wiatraki.
Turbiny wiatrowe. Ilustracja poglądowa Skup złomu Polska. Historia miłości Tuska do wiatraków
Turbiny wiatrowe. Ilustracja poglądowa / pixabay.com

Co musisz wiedzieć?

  • Polsce grożą przerwy w ciągłości dostaw energii elektrycznej
  • Rząd Donalda Tuska nie radzi sobie z realizacją planu energetyki jądrowej
  • Obecny rząd chce obniżyć ceny prądy produkcją energii z wiatraków, na którą Europa już nie stawia

 

Nie ma w tym nic dziwnego. Historia wielkiej miłości rządu Donalda Tuska do wiatraków, o którą ministrowie walczyć muszą z bezwzględnym prezydentem, może rozpalać emocje ekspertów i publicystów. Gdy w ustawie, która ma zabudować kraj urządzeniami, których na Zachodzie nikt lub prawie nikt już nie chce, zaszywa się chwilowe zamrożenie cen prądu, spece od wizerunku dbają, by stosowna propaganda dotarła do większości obywateli. My też zajmiemy się za chwilę tym tematem, jednak ostrzeżenia „DGP” pozwolą nam zobaczyć te zdarzenia w innym świetle.

 

Dwudziesty piąty stopień zasilania

„Wdrożenie ambitnego scenariusza transformacji to perspektywa kilkuset godzin w roku, w których może zabraknąć energii – wynika z wyliczeń zrealizowanych dla «DGP». Resort klimatu zapewnia, że nie ma mowy o ryzyku dla bezpieczeństwa. Nowi gospodarze dokumentu z Ministerstwa Energii nie wykluczają jednak korekt, a operator przymierza się do zgłoszenia uwag” – ostrzega na łamach „DGP” Marceli Sommer. Różnica oceny sytuacji przedstawianej przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska i ekspertów gazety jest diametralna. Według ministerstwa liczba godzin, w których występować mogą deficyty mocy w systemie elektroenergetycznym według scenariusza zawartego w „Krajowym Planie w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK)”, wynosić może 0,03%, a więc maksymalnie trzy godziny w ciągu roku. Według ekspertów „DGP” to już od 4,2 do 7,7%, a więc od 365 do aż 676 godzin w ciągu roku. Sytuacja jest więc potencjalnie dramatyczna, a Ministerstwo opiera się na najwyraźniej zbyt optymistycznych podporządkowanych celom klimatycznym liczbach. Co więcej, jak donosi ten sam autor, według raportu belgijskiego ośrodka Bruegla 43% polskiego PKB wytwarzają branże narażone na negatywne skutki transformacji energetycznej. „To prawie trzy razy więcej niż średnia dla całej UE, która wynosi 16 proc. Dopiero 10 pkt proc. za nami jest Bułgaria, druga najbliżej narażona. Dla Francji i Szwecji, państw w najlepszym punkcie wyjścia, wskaźnik ten nie przekracza 10 proc. PKB” – pisze Sommer. „W opinii Bruegla od głównych kierunków przemian nie ma odwrotu, co oznacza, że niegotowi skończą na bocznym torze, a narażonym branżom grozi upadek”.

 

Porzucony atom

Mamy więc dwie ważne, choć niezbyt obecne w szerszej dyskusji informacje, z których wyłania się mało zaskakujący dla śledzących temat obraz: rząd skupiony wyłącznie na wyśrubowanej ekologicznej agendzie nie zadbał o należyte zastąpienie energii ze źródeł kopalnych, której za chwilę zacznie nam brakować. Odczujemy to na wiele sposobów – w rachunkach za prąd, w przerwach w jego dostawie, w drożyźnie, zapewne też bezrobociu i spadku opłacalności produkcji i wszelkiej działalności gospodarczej, w tym usługowej. Ratować nas mógłby atom, ale droga do polskiego atomu kolejny raz okazuje się ślepą uliczką. Czas tracimy, odkąd władze PRL zrezygnowały z budowy Żarnowca. Działania rządu PiS były konsekwentne, lecz spóźnione i zbyt wolne. Obecny rząd natomiast prace jedynie pozoruje. Jego realny stosunek do kwestii energetyki jądrowej pokazuje wielomiesięczne, niemające żadnego uzasadnienia wyłączenie jedynego polskiego reaktora „Maria” i komunikat koreańskich przedsiębiorców z firmy Korea Hydro & Nuclear Power (KHNP) o wycofaniu się z naszego kraju. Koreańczycy mieli własne kłopoty wynikające z niestabilnej sytuacji politycznej w ich kraju i z przegranego sporu o własność intelektualną z Amerykanami, ale ich wyjście z Polski nie było wcale nieuniknione. – Po tym, jak zmieniła się władza w Polsce, kraj zdecydował się na porzucenie projektów [w zakresie energetyki jądrowej – przyp. K.K.], w które zaangażowane są podmioty państwowe. Dlatego wycofaliśmy się z działań w tym kraju – mówił na spotkaniu z koreańskimi parlamentarzystami prezes KHNP Whang Joo-ho. Obraz staje się pełniejszy i jeszcze ciemniejszy. Przed nami wielka, energetyczna wyrwa, tymczasem odpuszczamy sobie atom, którym można by ją zastąpić w sposób czysty i nie tak drogi.

 

Skup złomu Polska

Wokół energii odnawialnej narosło bardzo wiele mitów, jednak Europa stopniowo zaczyna się z nich wyzwalać. OZE są zależne od pogody, a ta potrafi być kapryśna, to truizm. Jeśli nie będzie słońca, na nic zda się fotowoltaika, bez wiatru bezużyteczne będą wiatraki. Kolejny banał, ale z gatunku tych, które nie są w stanie dotrzeć do polityków. Zwłaszcza jeśli konkurować muszą z argumentami lobbystów. Dzisiejsza ludzkość od prądu uzależniona jest nie mniej niż od wody czy powietrza, więc niepewne źródła energii wymagają zabezpieczenia w postaci utrzymywania bardziej klasycznej alternatywy – atomu i kopalin. To sprawia, że choć rośnie jej udział w miksie, koszty i cena energii spadać nie zamierzają. Rzeczywistość nie chce nadążać za słowami polityków, a słowa polityków za rzeczywistością. W Europie wiatraki stają się coraz mniej chodliwym towarem. Czyżbyśmy mieli zostać punktem skupu energetycznego złomu dla niemieckiej korporacji? Tak można interpretować mocne, czasem bardzo wobec Polaków obraźliwe wypowiedzi działaczy stronnictw koalicji komentujących prezydenckie weto, które blokuje postęp liberalizacji prawa porządkującego kwestie budowy turbin. Karol Nawrocki ustawę zawetował, odnosząc się do obaw bardzo wielu przedstawicieli lokalnych społeczności, bojących się przede wszystkim hałasu. Wyrazicielem opinii tej grupy trochę niespodziewanie stał się niedawno Michał Kołodziejczak, należący do klubu Koalicji Obywatelskiej lider Agrounii i były wiceminister rolnictwa. – Mrożenie cen energii to jest jedno, a drugie to jest ustawa drogowa. Ja mieszkam między wiatrakami. I nikomu tego nie życzę – mówił Kołodziejczak w Polsat News kilka dni później, chwaląc prezydenta za weto. – Ustawa wiatrakowa – bo tak w istocie powinniśmy ją nazywać – jest rodzajem szantażu większości parlamentarnej i rządu, nie tylko względem prezydenta RP, ale także względem społeczeństwa – mówił prezydent Karol Nawrocki. To rzecz oczywista i emocja oczywista, że ludzie nie chcą mieć przy swoich gospodarstwach domowych 150-metrowych wiatraków. Nawrocki zwrócił też uwagę na kluczową kwestię lobbingu. – Do tej ustawy dopisywano rzeczy, które wskazywały na jasny lobbing środowisk biznesowych, środowisk korporacyjnych, także tych zza naszej zachodniej granicy – mówił prezydent Nawrocki. – Fakt, że te poprawki były wprowadzane przez senatora, który niedawno został w I instancji skazany wyrokiem 5 lat pozbawienia wolności [chodzi o Stanisława Gawłowskiego – przyp. K.K.), powinien dać także opinii publicznej wiele do myślenia – mówił.

W ustawie, która ma kraj zabudować urządzeniami, których na Zachodzie nikt lub prawie nikt już nie chce, zaszywa się chwilowe zamrożenie cen prądu.

Tusk i jego ministrowie natychmiast rozpoczęli procedurę odwracania kota ogonem. W mediach społecznościowych podniósł się wielki krzyk polityków PO twierdzących, że Nawrocki odebrał Polakom szansę na tanią energię. Jednak „tania energia” w odrzuconej ustawie ma dwa znaczenia – odwołanie do zakwestionowanego już dogmatu o niższych cenach energii odnawialnej i obecne w ustawie zamrożenie cen energii. Tyle że miałoby ono obowiązywać jedynie przez cztery miesiące. Wiatraki zostałyby z nami natomiast na zawsze – całkiem dosłownie, bo gdy już skończyłyby swoją służbę, potężne koszty ich utylizacji ponosić mieliby właściciele gruntów, nie infrastruktury. Prezydent Nawrocki powiedział zresztą bardzo głośne i wyraźne „sprawdzam”, zgłaszając natychmiast własny projekt ustawy, będący tak naprawdę wyjętym z projektu rządowego fragmentem o mrożeniu cen. Zaskoczenia jednak nie ma, obóz rządzący nie jest zainteresowany zaproponowanym przez Nawrockiego działaniem. Widać to w zachowaniu marszałka Sejmu, który projekt skierował do długotrwałych konsultacji społecznych, co czyni go bezprzedmiotowym, bo w tym przypadku kluczowy jest przecież czas. Czy jednak rządowa narracja obarczająca prezydenta winą za nadchodzące wysokie rachunki przyjmie się poza elektoratem Platformy? Na miejscu kreatorów tego przekazu nie byłbym taki pewien. Dziś to Nawrocki jest politykiem na fali wznoszącej, podczas gdy Tusk wraz z rządem zmaga się z coraz gorszymi notowaniami – a to sprawia, że wyborcy chętniej uwierzą temu pierwszemu. Zwłaszcza że przecież dziwna słabość przedstawicieli koalicji do producentów wiatraków jest faktem powszechnie znanym. W swym wystąpieniu Karol Nawrocki odwołał się do żywego w społeczeństwie poglądu. Rządzący natomiast argumentują swoje zdanie w charakterystyczny dla siebie sposób. – Nie rozumiem, dlaczego Karol Nawrocki ma problem z polskimi wiatrakami, a nie ma problemu z rosyjskim węglem. Jego działanie przeciwko inwestycjom w farmy wiatrowe jest działaniem przeciwko temu, by Polki i Polacy płacili tańsze rachunki. Jeżeli Nawrocki chce być populistą – a to na razie wybrzmiewa z projektów ustaw, które wysyła do Sejmu – to musi powiedzieć, skąd on tę tanią energię weźmie – mówił wiceprzewodniczący klubu KO Konrad Frysztak. Z kolei minister energii Miłosz Motyka z PSL stwierdził, że „weto prezydenta pod ustawą gwarantującą niskie ceny energii to uderzenie w polskie rodziny, przemysł, bezpieczeństwo energetyczne i całą gospodarkę”.

 

Dziwna słabość

Przypomnijmy sobie, że jeszcze przed objęciem władzy obecna koalicja mierzyła się z pierwszym wielkim kryzysem wizerunkowym tej kadencji, którym była afera wiatrakowa. W wielkim skrócie polegała ona na tym, że w uznanej za zlepek pomysłów lobbystów ustawie („Zaproponowany przez KO i TD projekt ustawy pełen był bardzo kontrowersyjnych rozwiązań, które szły stanowczo za daleko, jeśli chodzi o liberalizację przepisów wiatrakowych” – pisał na portalu Energetyka24.com Jakub Wiech) z listopada 2023 roku, świeżo wybrana większość sejmowa pod płaszczykiem mrożenia cen energii chciała przemycić między innymi możliwość budowy wiatraków już 300 metrów od domów. Co więcej, były tam punkty, które mogły doprowadzić nawet do wywłaszczeń prywatnych właścicieli pod budowę wiatraków, choć część prawników uspokajała, że nie będzie to ostatecznie możliwe. Na szczęście sprawa została wówczas wychwycona przez polityków PiS i będące wtedy jeszcze w strefie wpływów tej partii media publiczne. Tyle że jak widać dziś Platforma i Polska 2050 nie porzuciły swoich pomysłów. Obecna ustawa wiatrakowa jest kolejnym etapem ówczesnych prac i próbą realizacji postulatów lobbystów pod takim samym jak jesienią 2023 roku pretekstem. Gdyby tylko w Pałacu Prezydenckim zamiast Karola Nawrockiego znalazł się Rafał Trzaskowski, zapewne sprawy potoczyłyby się inaczej i oprócz nowej głowy państwa szybko mielibyśmy też nowe wiatraki. Podczas Rady Gabinetowej 27 sierpnia Donald Tusk zapowiedział, że rząd będzie intensyfikował budowę wiatraków niezależnie od weta, ponieważ jest to najtańsze i najszybsze w budowie źródło energii, wcześniej zapowiadali to również jego ministrowie. Równocześnie w mediach społecznościowych trwa ofensywa lewicowych komentatorów wyśmiewających z pozycji wyższościowych wszystkich, którzy obawiają się funkcjonowania wiatraków w pobliżu swoich domów. Dziwnym trafem w swoich wpisach pomijają oni jednak niedawną sytuację z Miasteczka Wilanów, gdzie budowę wiatraka oprotestowali mieszkańcy jednego z bardziej postępowych i deklaratywnie proekologicznych osiedli w Polsce, słynnego z rekordowych wyników Koalicji Obywatelskiej.

Prezydent Nawrocki powiedział „sprawdzam”, zgłaszając natychmiast własny projekt ustawy, będący tak naprawdę wyjętym z projektu rządowego fragmentem o mrożeniu cen.

Problem nie leży jednak w wiatrakach, a w podejściu polskich władz do różnych form energii, a także w polityce unijnej. – Aby obniżyć ceny energii elektrycznej, musimy zrezygnować z tego, co wpływa najbardziej na ceny energii elektrycznej, a więc na ETS, musimy odchodzić od Zielonego Ładu – mówił Karol Nawrocki, a my wiemy, że przed nami ciężki bój o to, by za kilka lat nie marznąć przy świecach, bez pracy, za to w jednostajnym szumie obracających się turbin.


 

POLECANE
Kultowa postać wraca po latach do 'M jak miłość Wiadomości
Kultowa postać wraca po latach do 'M jak miłość"

Po wielu latach nieobecności do Grabiny powraca Simona, jedna z najbardziej barwnych postaci „M jak miłość”. Fani serialu od dawna wyczekiwali jej powrotu - stworzyli nawet fanpage o nazwie „Chcemy powrotu Simony”. Teraz ich marzenie wreszcie się spełni.

Wojna na lewicy? Miller rozbija Czarzastego. W pył z ostatniej chwili
Wojna na lewicy? Miller rozbija Czarzastego. W pył

Wygląda na to, że marszałek marzy o sprywatyzowaniu także Sejmu Rzeczypospolitej i uczynieniu z Izby instytucji podporządkowanej jego osobistej ocenie tego, co jest „racjonalne”, a co nie – napisał Leszek Miller w mediach społecznościowych,

Nie żyje legendarny projektant mody Wiadomości
Nie żyje legendarny projektant mody

Irlandzki projektant mody Paul Costelloe zmarł w wieku 80 lat w Londynie po krótkiej chorobie. „Otaczała go żona i siedmioro dzieci. Zmarł spokojnie w Londynie” – poinformowała rodzina w oświadczeniu cytowanym przez lokalne media.

Podejrzany pojemnik przy torach w Koszalinie z ostatniej chwili
Podejrzany pojemnik przy torach w Koszalinie

W niedzielę po godzinie 13:00 maszynista pociągu przejeżdżającego przez stację przy Politechnice Koszalińskiej zauważył nietypowy przedmiot leżący tuż przy torach. Był to czarny plastikowy pojemnik o cylindrycznym kształcie, od którego odchodziły przewody. Maszynista natychmiast powiadomił służby. Szczęśliwie zagadka została szybko wyjaśniona.

Instytut Jad Waszem uderza w Polskę. Fala oburzenia w sieci Wiadomości
Instytut Jad Waszem uderza w Polskę. Fala oburzenia w sieci

Na oficjalnych profilach Instytutu Jad Waszem pojawił się wpis dotyczący historii II wojny światowej, który wywołał poruszenie i mocną reakcję internautów z Polski oraz środowisk zajmujących się badaniem okupacji niemieckiej. W poście przypomniano, że tereny Polski były pierwszym miejscem, gdzie Żydzi zostali zmuszeni do noszenia znaków identyfikacyjnych. Jednak sposób sformułowania przekazu wzbudził zdecydowany sprzeciw.

Orbán: “Nie jest naszym obowiązkiem finansowanie wojny, której nie da się wygrać” z ostatniej chwili
Orbán: “Nie jest naszym obowiązkiem finansowanie wojny, której nie da się wygrać”

Premier Węgier Viktor Orbán ogłosił w sobotę 22 listopada w mediach społecznościowych, że przesłał odpowiedź na otrzymany w poniedziałek list Ursuli von der Leyen, w którym przewodnicząca Komisji Europejskiej zwróciła się do państw członkowskich o wyrażenie zgody na dalsze finansowanie Ukrainy przez UE.

Rozmowy o planie pokojowym dla Ukrainy. Zełenski zabrał głos z ostatniej chwili
Rozmowy o planie pokojowym dla Ukrainy. Zełenski zabrał głos

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wyraził oczekiwanie, że rozmowy na temat amerykańskiego planu pokojowego dla jego państwa, prowadzone w niedzielę w Genewie w Szwajcarii, przyniosą efekty. Pozytywnego rezultatu oczekują wszyscy – oświadczył.

Zimowy atak w całym kraju. IMGW wydaje kolejne alerty Wiadomości
Zimowy atak w całym kraju. IMGW wydaje kolejne alerty

Najbliższej nocy należy spodziewać się temperatury do minus 15 st. C i mgieł ograniczających widzialność do 300 m - poinformowała synoptyczka IMGW Dorota Pacocha. W związku z tym Instytut wydał ostrzeżenia przed silnym mrozem, zamieciami i silnym wiatrem.

Platforma X demaskuje użytkowników. Wiadomo skąd piszą i gdzie założyli konta z ostatniej chwili
Platforma X demaskuje użytkowników. Wiadomo skąd piszą i gdzie założyli konta

Platforma X (dawniej Twitter) zaczęła ujawniać m.in. kraj założenia konta danego użytkownika oraz korzystanie z VPN, co wywołało burzę.

Padł rekord sprzedaży. Chodzi o przedmiot z Titanica Wiadomości
Padł rekord sprzedaży. Chodzi o przedmiot z Titanica

Złoty zegarek należący do Isidora Strausa - jednego z najbogatszych pasażerów Titanica - ponownie trafił w ręce kolekcjonera. Podczas sobotniej aukcji w domu Henry Aldridge and Son osiągnął zawrotną cenę 1,78 mln funtów, ustanawiając nowy rekord wśród kieszonkowych zegarków związanych z tragedią z 1912 r.

REKLAMA

Skup złomu Polska. Historia miłości Tuska do wiatraków

Dzień przed tym, gdy prezydent Karol Nawrocki swym pierwszym wetem pomieszał szyki wiatrakowym lobbystom, na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” ukazała się analiza, która powinna zmrozić opinię publiczną. Niestety, w politycznej wrzawie nikt nie usłyszał tej uruchomionej przez ekspertów syreny alarmowej. Zagłuszył ją hałas, generowany zarówno przez istniejące, jak i niewybudowane wskutek decyzji prezydenta wiatraki.
Turbiny wiatrowe. Ilustracja poglądowa Skup złomu Polska. Historia miłości Tuska do wiatraków
Turbiny wiatrowe. Ilustracja poglądowa / pixabay.com

Co musisz wiedzieć?

  • Polsce grożą przerwy w ciągłości dostaw energii elektrycznej
  • Rząd Donalda Tuska nie radzi sobie z realizacją planu energetyki jądrowej
  • Obecny rząd chce obniżyć ceny prądy produkcją energii z wiatraków, na którą Europa już nie stawia

 

Nie ma w tym nic dziwnego. Historia wielkiej miłości rządu Donalda Tuska do wiatraków, o którą ministrowie walczyć muszą z bezwzględnym prezydentem, może rozpalać emocje ekspertów i publicystów. Gdy w ustawie, która ma zabudować kraj urządzeniami, których na Zachodzie nikt lub prawie nikt już nie chce, zaszywa się chwilowe zamrożenie cen prądu, spece od wizerunku dbają, by stosowna propaganda dotarła do większości obywateli. My też zajmiemy się za chwilę tym tematem, jednak ostrzeżenia „DGP” pozwolą nam zobaczyć te zdarzenia w innym świetle.

 

Dwudziesty piąty stopień zasilania

„Wdrożenie ambitnego scenariusza transformacji to perspektywa kilkuset godzin w roku, w których może zabraknąć energii – wynika z wyliczeń zrealizowanych dla «DGP». Resort klimatu zapewnia, że nie ma mowy o ryzyku dla bezpieczeństwa. Nowi gospodarze dokumentu z Ministerstwa Energii nie wykluczają jednak korekt, a operator przymierza się do zgłoszenia uwag” – ostrzega na łamach „DGP” Marceli Sommer. Różnica oceny sytuacji przedstawianej przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska i ekspertów gazety jest diametralna. Według ministerstwa liczba godzin, w których występować mogą deficyty mocy w systemie elektroenergetycznym według scenariusza zawartego w „Krajowym Planie w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK)”, wynosić może 0,03%, a więc maksymalnie trzy godziny w ciągu roku. Według ekspertów „DGP” to już od 4,2 do 7,7%, a więc od 365 do aż 676 godzin w ciągu roku. Sytuacja jest więc potencjalnie dramatyczna, a Ministerstwo opiera się na najwyraźniej zbyt optymistycznych podporządkowanych celom klimatycznym liczbach. Co więcej, jak donosi ten sam autor, według raportu belgijskiego ośrodka Bruegla 43% polskiego PKB wytwarzają branże narażone na negatywne skutki transformacji energetycznej. „To prawie trzy razy więcej niż średnia dla całej UE, która wynosi 16 proc. Dopiero 10 pkt proc. za nami jest Bułgaria, druga najbliżej narażona. Dla Francji i Szwecji, państw w najlepszym punkcie wyjścia, wskaźnik ten nie przekracza 10 proc. PKB” – pisze Sommer. „W opinii Bruegla od głównych kierunków przemian nie ma odwrotu, co oznacza, że niegotowi skończą na bocznym torze, a narażonym branżom grozi upadek”.

 

Porzucony atom

Mamy więc dwie ważne, choć niezbyt obecne w szerszej dyskusji informacje, z których wyłania się mało zaskakujący dla śledzących temat obraz: rząd skupiony wyłącznie na wyśrubowanej ekologicznej agendzie nie zadbał o należyte zastąpienie energii ze źródeł kopalnych, której za chwilę zacznie nam brakować. Odczujemy to na wiele sposobów – w rachunkach za prąd, w przerwach w jego dostawie, w drożyźnie, zapewne też bezrobociu i spadku opłacalności produkcji i wszelkiej działalności gospodarczej, w tym usługowej. Ratować nas mógłby atom, ale droga do polskiego atomu kolejny raz okazuje się ślepą uliczką. Czas tracimy, odkąd władze PRL zrezygnowały z budowy Żarnowca. Działania rządu PiS były konsekwentne, lecz spóźnione i zbyt wolne. Obecny rząd natomiast prace jedynie pozoruje. Jego realny stosunek do kwestii energetyki jądrowej pokazuje wielomiesięczne, niemające żadnego uzasadnienia wyłączenie jedynego polskiego reaktora „Maria” i komunikat koreańskich przedsiębiorców z firmy Korea Hydro & Nuclear Power (KHNP) o wycofaniu się z naszego kraju. Koreańczycy mieli własne kłopoty wynikające z niestabilnej sytuacji politycznej w ich kraju i z przegranego sporu o własność intelektualną z Amerykanami, ale ich wyjście z Polski nie było wcale nieuniknione. – Po tym, jak zmieniła się władza w Polsce, kraj zdecydował się na porzucenie projektów [w zakresie energetyki jądrowej – przyp. K.K.], w które zaangażowane są podmioty państwowe. Dlatego wycofaliśmy się z działań w tym kraju – mówił na spotkaniu z koreańskimi parlamentarzystami prezes KHNP Whang Joo-ho. Obraz staje się pełniejszy i jeszcze ciemniejszy. Przed nami wielka, energetyczna wyrwa, tymczasem odpuszczamy sobie atom, którym można by ją zastąpić w sposób czysty i nie tak drogi.

 

Skup złomu Polska

Wokół energii odnawialnej narosło bardzo wiele mitów, jednak Europa stopniowo zaczyna się z nich wyzwalać. OZE są zależne od pogody, a ta potrafi być kapryśna, to truizm. Jeśli nie będzie słońca, na nic zda się fotowoltaika, bez wiatru bezużyteczne będą wiatraki. Kolejny banał, ale z gatunku tych, które nie są w stanie dotrzeć do polityków. Zwłaszcza jeśli konkurować muszą z argumentami lobbystów. Dzisiejsza ludzkość od prądu uzależniona jest nie mniej niż od wody czy powietrza, więc niepewne źródła energii wymagają zabezpieczenia w postaci utrzymywania bardziej klasycznej alternatywy – atomu i kopalin. To sprawia, że choć rośnie jej udział w miksie, koszty i cena energii spadać nie zamierzają. Rzeczywistość nie chce nadążać za słowami polityków, a słowa polityków za rzeczywistością. W Europie wiatraki stają się coraz mniej chodliwym towarem. Czyżbyśmy mieli zostać punktem skupu energetycznego złomu dla niemieckiej korporacji? Tak można interpretować mocne, czasem bardzo wobec Polaków obraźliwe wypowiedzi działaczy stronnictw koalicji komentujących prezydenckie weto, które blokuje postęp liberalizacji prawa porządkującego kwestie budowy turbin. Karol Nawrocki ustawę zawetował, odnosząc się do obaw bardzo wielu przedstawicieli lokalnych społeczności, bojących się przede wszystkim hałasu. Wyrazicielem opinii tej grupy trochę niespodziewanie stał się niedawno Michał Kołodziejczak, należący do klubu Koalicji Obywatelskiej lider Agrounii i były wiceminister rolnictwa. – Mrożenie cen energii to jest jedno, a drugie to jest ustawa drogowa. Ja mieszkam między wiatrakami. I nikomu tego nie życzę – mówił Kołodziejczak w Polsat News kilka dni później, chwaląc prezydenta za weto. – Ustawa wiatrakowa – bo tak w istocie powinniśmy ją nazywać – jest rodzajem szantażu większości parlamentarnej i rządu, nie tylko względem prezydenta RP, ale także względem społeczeństwa – mówił prezydent Karol Nawrocki. To rzecz oczywista i emocja oczywista, że ludzie nie chcą mieć przy swoich gospodarstwach domowych 150-metrowych wiatraków. Nawrocki zwrócił też uwagę na kluczową kwestię lobbingu. – Do tej ustawy dopisywano rzeczy, które wskazywały na jasny lobbing środowisk biznesowych, środowisk korporacyjnych, także tych zza naszej zachodniej granicy – mówił prezydent Nawrocki. – Fakt, że te poprawki były wprowadzane przez senatora, który niedawno został w I instancji skazany wyrokiem 5 lat pozbawienia wolności [chodzi o Stanisława Gawłowskiego – przyp. K.K.), powinien dać także opinii publicznej wiele do myślenia – mówił.

W ustawie, która ma kraj zabudować urządzeniami, których na Zachodzie nikt lub prawie nikt już nie chce, zaszywa się chwilowe zamrożenie cen prądu.

Tusk i jego ministrowie natychmiast rozpoczęli procedurę odwracania kota ogonem. W mediach społecznościowych podniósł się wielki krzyk polityków PO twierdzących, że Nawrocki odebrał Polakom szansę na tanią energię. Jednak „tania energia” w odrzuconej ustawie ma dwa znaczenia – odwołanie do zakwestionowanego już dogmatu o niższych cenach energii odnawialnej i obecne w ustawie zamrożenie cen energii. Tyle że miałoby ono obowiązywać jedynie przez cztery miesiące. Wiatraki zostałyby z nami natomiast na zawsze – całkiem dosłownie, bo gdy już skończyłyby swoją służbę, potężne koszty ich utylizacji ponosić mieliby właściciele gruntów, nie infrastruktury. Prezydent Nawrocki powiedział zresztą bardzo głośne i wyraźne „sprawdzam”, zgłaszając natychmiast własny projekt ustawy, będący tak naprawdę wyjętym z projektu rządowego fragmentem o mrożeniu cen. Zaskoczenia jednak nie ma, obóz rządzący nie jest zainteresowany zaproponowanym przez Nawrockiego działaniem. Widać to w zachowaniu marszałka Sejmu, który projekt skierował do długotrwałych konsultacji społecznych, co czyni go bezprzedmiotowym, bo w tym przypadku kluczowy jest przecież czas. Czy jednak rządowa narracja obarczająca prezydenta winą za nadchodzące wysokie rachunki przyjmie się poza elektoratem Platformy? Na miejscu kreatorów tego przekazu nie byłbym taki pewien. Dziś to Nawrocki jest politykiem na fali wznoszącej, podczas gdy Tusk wraz z rządem zmaga się z coraz gorszymi notowaniami – a to sprawia, że wyborcy chętniej uwierzą temu pierwszemu. Zwłaszcza że przecież dziwna słabość przedstawicieli koalicji do producentów wiatraków jest faktem powszechnie znanym. W swym wystąpieniu Karol Nawrocki odwołał się do żywego w społeczeństwie poglądu. Rządzący natomiast argumentują swoje zdanie w charakterystyczny dla siebie sposób. – Nie rozumiem, dlaczego Karol Nawrocki ma problem z polskimi wiatrakami, a nie ma problemu z rosyjskim węglem. Jego działanie przeciwko inwestycjom w farmy wiatrowe jest działaniem przeciwko temu, by Polki i Polacy płacili tańsze rachunki. Jeżeli Nawrocki chce być populistą – a to na razie wybrzmiewa z projektów ustaw, które wysyła do Sejmu – to musi powiedzieć, skąd on tę tanią energię weźmie – mówił wiceprzewodniczący klubu KO Konrad Frysztak. Z kolei minister energii Miłosz Motyka z PSL stwierdził, że „weto prezydenta pod ustawą gwarantującą niskie ceny energii to uderzenie w polskie rodziny, przemysł, bezpieczeństwo energetyczne i całą gospodarkę”.

 

Dziwna słabość

Przypomnijmy sobie, że jeszcze przed objęciem władzy obecna koalicja mierzyła się z pierwszym wielkim kryzysem wizerunkowym tej kadencji, którym była afera wiatrakowa. W wielkim skrócie polegała ona na tym, że w uznanej za zlepek pomysłów lobbystów ustawie („Zaproponowany przez KO i TD projekt ustawy pełen był bardzo kontrowersyjnych rozwiązań, które szły stanowczo za daleko, jeśli chodzi o liberalizację przepisów wiatrakowych” – pisał na portalu Energetyka24.com Jakub Wiech) z listopada 2023 roku, świeżo wybrana większość sejmowa pod płaszczykiem mrożenia cen energii chciała przemycić między innymi możliwość budowy wiatraków już 300 metrów od domów. Co więcej, były tam punkty, które mogły doprowadzić nawet do wywłaszczeń prywatnych właścicieli pod budowę wiatraków, choć część prawników uspokajała, że nie będzie to ostatecznie możliwe. Na szczęście sprawa została wówczas wychwycona przez polityków PiS i będące wtedy jeszcze w strefie wpływów tej partii media publiczne. Tyle że jak widać dziś Platforma i Polska 2050 nie porzuciły swoich pomysłów. Obecna ustawa wiatrakowa jest kolejnym etapem ówczesnych prac i próbą realizacji postulatów lobbystów pod takim samym jak jesienią 2023 roku pretekstem. Gdyby tylko w Pałacu Prezydenckim zamiast Karola Nawrockiego znalazł się Rafał Trzaskowski, zapewne sprawy potoczyłyby się inaczej i oprócz nowej głowy państwa szybko mielibyśmy też nowe wiatraki. Podczas Rady Gabinetowej 27 sierpnia Donald Tusk zapowiedział, że rząd będzie intensyfikował budowę wiatraków niezależnie od weta, ponieważ jest to najtańsze i najszybsze w budowie źródło energii, wcześniej zapowiadali to również jego ministrowie. Równocześnie w mediach społecznościowych trwa ofensywa lewicowych komentatorów wyśmiewających z pozycji wyższościowych wszystkich, którzy obawiają się funkcjonowania wiatraków w pobliżu swoich domów. Dziwnym trafem w swoich wpisach pomijają oni jednak niedawną sytuację z Miasteczka Wilanów, gdzie budowę wiatraka oprotestowali mieszkańcy jednego z bardziej postępowych i deklaratywnie proekologicznych osiedli w Polsce, słynnego z rekordowych wyników Koalicji Obywatelskiej.

Prezydent Nawrocki powiedział „sprawdzam”, zgłaszając natychmiast własny projekt ustawy, będący tak naprawdę wyjętym z projektu rządowego fragmentem o mrożeniu cen.

Problem nie leży jednak w wiatrakach, a w podejściu polskich władz do różnych form energii, a także w polityce unijnej. – Aby obniżyć ceny energii elektrycznej, musimy zrezygnować z tego, co wpływa najbardziej na ceny energii elektrycznej, a więc na ETS, musimy odchodzić od Zielonego Ładu – mówił Karol Nawrocki, a my wiemy, że przed nami ciężki bój o to, by za kilka lat nie marznąć przy świecach, bez pracy, za to w jednostajnym szumie obracających się turbin.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe